Pamiętnik Martina - Fragment 9

– Dochodzi jedenasta! – ryknął stary Qivton stanąwszy koło łóżka pasierba. – Zamierzasz wylegiwać się do południa? Co to za zwyczaje? – Szarpnął kołdrę ściągając ją z nastolatka. – Wyłaź, pójdziesz do sklepu – oznajmił szorstko.
Martin leżał obrócony przodem do ściany, na sobie miał tylko szare piżamowe spodnie. Obudzony wrzaskami ojczyma, przetoczył się na plecy i przetarł powieki. Śniły mu się wakacje. Letni obóz głęboko w lesie. Spacerował z nowymi kumplami w pobliżu namiotów i rozmawiał o nadchodzącym wieczorze. Wspólnie z chłopakami planował się wymknąć, obejrzeć polanę uszkodzonych autokarów. Krążyła pogłoska, że jest ich tam cała masa. Każdy podobno przywiózł grupę młodzieży, ale żaden nie odjechał z powrotem. Czy oni również byli w niebezpieczeństwie? Już nie dowie się jaka przygoda go czekała.
Wzdychając cicho, usiadł na materacu i położył bose stopy na małym dywaniku. Wziął koszulkę wiszącą na bocznym oparciu łóżka, za poduszką. Powrót do rzeczywistości był ciężki jak zwykle. Zapowiadał się kolejny koszmarny dzień.
Fatio przebiegł wzrokiem po jego nagim torsie, zauważył siniec na lewym boku, lecz nic nie rzekł na ten temat. W środę, po obiedzie w restauracji, wstąpiłby do apteki po maść, ale pasierb twierdził, że upadając na schody potłukł się tylko trochę i śladu już nie ma. Teraz siniak nie obchodził Fatia zupełnie. Musiał oduczyć Martina mówienia o pewnych sprawach. To co dzieje się w domu, za zamkniętymi drzwiami, tam powinno pozostać. Jeśli chłopiec złamie tę zasadę doświadczy znacznie gorszych rzeczy. Dziś mu to uzmysłowi.
– Nie pojechałeś do pracy? – zapytał Martin już ubrany. – Jest sobota myślałem, że... – Nie dokończył. Schylił się po skarpetki. Pamiętając wczorajszą groźbę zerkał na opiekuna ze strachem.
Gdy sięgnął ku podłodze, luźny biały t-shirt ześlizgnął mu się z prawego barku. Spojrzenie starego Qivton natychmiast padło na odsłonięty kawałek ciała. Nastolatek wciągnął skarpetki i zakrył ramię. Poczuł się zniesmaczony.
– Mam wolne – wyjaśnił Fatio, podszedł do stołu i rzucił na ceratowy obrus karteczkę wraz z pieniędzmi. – Ale ty dzisiaj idziesz po zakupy – dodał kategorycznym tonem. Zbliżył się do okna i rozsunął zasłony. – Pospiesz się. Już dawno powinienem zjeść śniadanie.
W pomieszczeniu pojaśniało, Martin przyjrzał się ukradkiem mężczyźnie. Był wykąpany, czysto odziany, ogolony i pachniał bardzo przyjemnie. Chłopiec nie przypominał sobie żeby Fatio wyglądał kiedyś tak schludnie po wypitce. Widział natomiast wielokrotnie zarys penisa w spodniach i sterczące pod t-shirtem brodawki sutkowe, dlatego widok podkoszulka lepiącego się do wilgotnej klaty i wyraźnie odciskający się w dresach kształt genitaliów, nie wywarł na nim wrażenia. Wsparł łokcie o kolana i oparł czoło o dłonie. Zmrużył oczy, doskwierało mu osłabienie.
Stary Qivton uchylił okno, potem opuścił pokój. Nastolatek odetchnął z ulgą. Gdyby opiekun zaatakował go w tym momencie, nie zdołałby się obronić. Po przebudzeniu zawsze, jakiś czas, ledwo żył. Nie miał siły nawet podnieść się na nogi. Z trudem wstał, zdjął spodnie z piżamy i ubrał jeansy. Wsadził do kieszeni stuzłotowy banknot zawinięty w zapisaną po brzegi karteczkę i udał się do kuchni. Wyjął z dolnej szafki kredensu brązową, lnianą torbę, poskładał byle jak, następnie ruszył do wyjścia.
– Nie włócz się nigdzie! – krzyknął Fatio zjawiając się nagle na szczycie schodów. – Będę na ciebie czekał. Wróć zaraz, słyszysz?
* * *
– Chleb żytni pełnoziarnisty jest zdrowszy – skomentował miły, damski głos.
Martin wetknął do wózka dużą, zapakowaną bagietkę, po czym wejrzał na osobę która go zaczepiła.
Z początku nie wiedział kogo ma przed sobą. Twarz ani trochę nie wydała mu się znajoma. Stwierdził więc, że kobieta wybierając pieczywo, tak po prostu się odezwała. Odparł uprzejmie:
– Trzeba lubić ten smak. Ja za nim nie przepadam.
Zabrał pół bochenka pokrojonego, pszennego chleba i powoli zaczął oddalać się od półki. Zgromadził już wszystko z listy Fatia. Kostkę masła, słoik ogórków konserwowych, żółty ser w plastrach, winogrona bezpestkowe, herbatniki w gorzkiej czekoladzie, cytrynę. Zamierzał iść do kasy, wtedy niespodziewanie zatrzymały go słowa:
– Nie uciekaj Martin!
Zaskoczony spojrzał na klientkę hipermarketu.
– Jestem Emma, przyjaciółka Beth – przedstawiła się rozmówczyni. – Studiowałyśmy w Akademii Sztuk Pięknych na tym samym kierunku. Co u niej? Kawał czasu jej nie widziałam. Mieszka tutaj w ogóle?
Tym razem nastolatek nic nie odrzekł. Osłupiały, zastanawiał się skąd kobieta go zna. Betiana miała mnóstwo znajomych, wszędzie gdzie z nią szedł zawsze się z kimś witał. Szybko jednak zapominał te osoby i one jego też. Skoro Emma go kojarzyła, okoliczności w których się poznali musiały być wyjątkowe. Impreza sylwestrowa? Nie, tamta pani mierzyła metr sześćdziesiąt-pięć. Urodziny Beth hucznie świętowane w klubie przy plaży? Może, ale nie miał pewności.
– Czemu tak patrzysz? Nie pamiętasz mnie? – Mina chłopca rozbawiła ją. – No nie wierzę! – Potrząsnęła głową, ciut rozczarowana. – Podwiozłam ciebie i twoją matkę kiedyś do wesołego miasteczka. Potem wspólnie spędziliśmy dzień, bo nie pozwoliliście mi odjechać. Weszłam z tobą do Zamku Strachu, bo Beth się bała. Podobało ci się, powiedziałeś, że nigdy tego nie zapomniesz.
– Pani Crich? – szepnął Martin. Nie zgadłby z kim dialoguje gdyby kobieta nie wspomniała o parku rozrywki. Myślał raczej o ludziach których spotkał w ciągu półtora roku, nie w wieku trzynastu, czternastu lat.
– Pani Crich – powtórzyła Emma z uśmiechem.
Była wysoką, szczupłą brunetką z krótkimi, kędzierzawymi włosami i okularami na zadartym nosie. Jej smukłą sylwetkę nieco zniekształcała szeroka, wzorzysta bluzka; jeansy natomiast pasowały idealnie, podkreślały zgrabne nogi. Kobieta poprawiła na lewym ramieniu pikowaną shopperkę, gdy ta ponownie się zsunęła włożyła ją do sklepowego koszyka, który trzymała w ręku. Korciło ją żeby znów się odezwać, lecz nie uczyniła tego. Czekała aż nastolatek powie coś więcej.
– Moja matka wyjechała do Navarry*, bo tam dostała pracę – wyjawił wreszcie. – Wszystko u niej w porządku. Ma sporo spraw na głowie, ale świetnie sobie radzi. Chyba jest szczęśliwa.
– Czym się zajmuje?
– Projektowaniem wnętrz i dekoracją.
Emma Crich wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Marzyła o takiej posadzie, dzięki odpowiedniemu wykształceniu mogła ją zdobyć. Niestety ślub, który wzięła zaraz po studiach, pokrzyżował te plany. Osiadła na stałe w małej miejscowości w której nie było żadnej adekwatnej oferty zatrudnienia. Została kioskarką. Mąż żartował, że teraz ulubione magazyny może czytać za darmo. Przytakiwała, bo narzekanie nie miało sensu. W budce z prasą czuła się jednak jak ptak w klatce który nie mógł rozwinąć skrzydeł. Lata upływały, a ona nie osiągnęła nic z czego byłaby dumna.
– Gdyby mieszkała tutaj wylądowałaby na kasie lub na zmywaku – oświadczyła, pamiętając jakie prace jej podsuwano. – W małych miejscowościach nie ma dużego wyboru. Nie dziwię się, że Beth spakowała walizki. Domyśliła się jaką tu będzie mieć przyszłość i przyjęła propozycję z Navarry. Ja nie byłam tak przewidująca... – Zamilkła żałując, że za prędko zgodziła się na ślub, że przez miłość zaniedbała karierę. Naiwnie wierzyła, że zamążpójście w niczym nie przeszkodzi; okazało się, że uwięziło ją na prowincji, ograniczyło wolność. – Beth jest mądra i odważna – skwitowała. – Nie zaprzepaściła swojej szansy. Podążyła drogą którą uważała za właściwą chociaż decyzja do łatwych na pewno nie należała.
Przeprowadzka Betiany wciąż wzbudzała w Martinie sprzeczne uczucia. Z jednej strony cieszył się, że matka spełnia marzenia, jest zadowolona z życia. Z drugiej brakowało mu kontaktu z nią, gniewał się że się nim nie interesuje.
– Często was odwiedza? – spytała Emma.
– Kiedy tylko może – odparł Qivton. – Na urodziny i święta przyjeżdża, gdy ma urlop też – skłamał. – W wakacje, ojczym i ja, wybieramy się do niej, ale musimy jeszcze ustalić termin.
Spojrzenie nastolatka utknęło w alejce z nabiałem. Kręcił się tam, od ponad pięciu minut, Fabian, kolega z klasy. Wcześniej Qivton sądził, że kumpel szuka jakiegoś produktu i nie potrafi znaleźć. Teraz zauważył że towar go nie obchodzi, zerka na kogoś przez ramię.
– To wspaniale, że regularnie się widujecie. Nie przypuszczałabym, że Beth znajduje tyle czasu dla rodziny. A co ty porabiasz Martinku? Poza nauką oczywiście.
Dziewczynę, za którą oglądał się Fabian, Martin zobaczył dopiero gdy stanęła przy mlekach. Na oko, ich rówieśniczka, ale dość ekscentryczna z wyglądu. Przefarbowana na czerwono gęsta czupryna, wulgarny makijaż. Krótka ramoneska eksponująca wcięcie w talii, wąskie jak u osy. Mini spódniczka, na której luźno spoczywał pasek z ćwiekami. Kabaretki, wysokie pod kolana kozaki. W typie Fabiana zdecydowanie, przemknęło Qivtonowi przez myśl. Ciekaw był czy do niej zagada, poprosi o numer telefonu. Chłopiec dyskretnie mierzył ją tylko wzrokiem. W pewnej chwili dostrzegł Martina, uśmiechnął się szeroko i podniósł prawą rękę. Qivton odwzajemnił gest. Emma widząc witających się nastolatków doszła do wniosku, że pora się pożegnać.
– Chyba nie powinnam dłużej cię zatrzymywać – rzekła wyrozumiale. – Jest weekend, pewnie umówiłeś się ze znajomymi. Cóż, miło było porozmawiać. Mam nadzieję, że twoją matkę wkrótce spotkam. Pozdrów ją ode mnie. Do zobaczenia.
Po tych słowach zniknęła. Syn Betiany posmutniał ponieważ Fatio zabraniał mu umawiać się z kolegami. Karał za każde późne przyjście ze szkoły, wymknięcie się z domu. Obsesyjnie pilnował, a gdy nie mógł, bo pracował, płacił sąsiadce żeby obserwowała jego posesję i donosiła o wszystkim co widziała. Na popołudnia dawał żmudne zajęcia, trzeba było je wykonać nim wróci. W okresie ferii albo wakacji, na tydzień lub dwa, załatwiał sobie wolne, gdy urlop minął, zabierał go z sobą do pracy, w przerwach doglądał co robi na zapleczu. Juhana nie znosił, przepędzał notorycznie, tak samo innych chłopców wpadających w odwiedziny. Martin podejrzewał, że ojczym nie pozwala mu przyjaźnić się z nikim z powodu obawy, że ktoś może dowiedzieć się o sprawach, które pragnął zachować w tajemnicy.
Qivton wejrzał po raz ostatni w alejkę z nabiałem, nie ujrzał już Fabiana. Ruszył w kierunku kasy myśląc o tym, że w drodze powrotnej będzie musiał się pospieszyć aby nadgonić stracony czas. Jeżeli dzień miał spędzić z opiekunem, wolał się z nim nie pokłócić. Fatio był w okropnym nastroju, lepiej żeby zjadł śniadanie i się odrobinę rozchmurzył.
* * *
Piękna wiosenna pogoda dodała nieco kolorów szarej, nudnej miejscowości. Jukatra zazwyczaj pogrążona w cieniu starych budynków; odstraszająca zaśmieconymi, mrocznymi zaułkami; pełna zdeptanych trawników i kiczowatych podwórek; w złocistym blasku słońca wydawała się jakby odmieniona, ładniejsza. Tiffany szła chodnikiem zerkając na posadzone w równych odstępach, wzdłuż krawężnika, niskie, zazielenione drzewka; na wystawione na niektórych parapetach doniczki z kwiatami; w witryny małych sklepów zapełnione rozmaitymi przedmiotami i towarem. Rozglądanie się wokół umilało męczący powrót do domu. Torba z zakupami, którą taszczyła dziewczyna, była ciężka, uchwyty wpijały się w skórę dłoni. Niewiele pomagało przekładanie bagażu z ręki do ręki, Tim co kilka metrów opadała z sił i musiała odpoczywać. Po pokonaniu dłuższego odcinka znów przystanęła. Położyła torbę na brukowych kostkach i rozmasowała dłonie. Przed nią, w odległości około dziesięciu kroków, znajdował się sklep odzieżowy, spojrzała na niego zaabsorbowana. Za wypolerowaną na błysk szybą stały dwa damskie manekiny. Pierwszy wystrojono w zwiewną, kwiatową sukienkę w wersji midi, słomkowy kapelusz z rondem i żółtą wstążką, espadryle na koturnie. Drugi w biały, krótki top na ramiączkach i jeansy dzwony z niskim stanem. Spodnie od razu spodobały się nastolatce; czarny pasek z dwurzędowymi dziurkami, również. Zaczęła marzyć jak przechadza się szkolnym korytarzem ubrana w seksowne, niebieskie biodrówki i bluzkę przed pępek. W wizji tej była powabną dziewczyną, o gładkich, prostych włosach. Chłopcy wodzili za nią wzrokiem, komplementowali jej urodę. Już nie była tłem dla pięknych koleżanek, lecz kimś wyjątkowym...
Pomiędzy manekinami dostrzegła swoje brzydkie odbicie.
Wysoki kok na głowie rozleciał się, na kark pospadały sianowate kosmyki włosów. Policzki poczerwieniały, mocny rumień szpecił twarz. Pod przylegającą do ciała pasiastą bluzką pojawiła się oponka, a jeansy rurki za bardzo opinały grube nogi. Cudowna fantazja prysła niczym bańka mydlana. Tim schyliła się po torbę i ruszyła dalej. Zapragnęła teraz jak najszybciej dotrzeć do mieszkania, zrobić make-up i zmienić fryzurę; przebrać się w większe ciuchy, potem pójść do biblioteki, wypożyczyć jakąś książkę i przenieść się w inny świat. Z snucia planów wyrwał ją widok Qivtona. Kolega maszerował daleko przed nią także z zakupami. Wcześniej go nie widziała znaczyło to, że wyszedł chwilę temu, z bocznej uliczki. Uradowana, chciała zawołać chłopca, przyłączyć się do niego, pogadać. Rozsądek jednak odradzał ten pomysł. Coraz częściej zagadywała Martina, narzucała swoje towarzystwo. Na domiar Petra bezczelnie zapytała się go czy ma dziewczynę. Mógłby uznać, że za nim lata i go podrywa. Przestałby się z nią zadawać. Nie zawołała więc znajomego. Pomyślała, że może on spojrzy w tył i pierwszy się odezwie. Zależało jej na pogawędce, ale nie zamierzała zachowywać się jak natrętna dziewucha. Trotuar był wąski, pchając się obok Qivtona tylko by się wygłupiła. W obecnej sytuacji lepiej gdyby Martin wrzasnął "cześć" na powitanie i poczekał na nią, jeśli zechce. Ale nastolatek się nie odwracał, szedł grzebiąc w lnianej torbie. Wyjmował z wnętrza coś drobnego i wtykał do tylnej kieszeni jeansów. Tiffany z łatwością zgadła, że zbiera rozrzucone wśród zakupów pieniądze. Bo cóż by innego? Kiedy skończył przyspieszył kroku, po czym zniknął za zakrętem. Dziewczyna spuściła wzrok na chodnik; zasmuciło ją, że nie zamienili ani słowa. Zastanawiała się czy znowu obdarzyła uczuciem niewłaściwego chłopaka; czy Petra miała rację mówiąc, że Martin nie da jej szczęścia. W czasie gdy próbowała sobie odpowiedzieć na te pytania, znalazła dziesięć złotych.

* Navarra - fikcyjne miasto. Nie ma nic wspólnego z regionem w Hiszpanii.

iiswkornaa

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2621 słów i 15432 znaków. Tagi: #dramat #problemy #ojczym

Dodaj komentarz