Po skromnym obiedzie Martin udał się do pokoju. Zebrał rozrzucone po kątach brudne ubrania i zaniósł do pralki. Włączył urządzenie, w międzyczasie trochę się pouczył. Nauczyciele, mimo nadchodzących wakacji, nadal zaskakiwali niezapowiedzianymi kartkówkami. Nie chciał brakiem przygotowania popsuć ocen. Tym bardziej, że semestralne już i tak prezentowały się kiepsko. Po upływie godziny rozwiesił mokre ciuchy na suszarce i napuścił do wanny wody. Za oknami zapadł wieczór. O tej porze Fatio zwykle oglądał wiadomości więc ryzyko, że wtargnie bez pukania do toalety, odrobinę zmalało. W drzwiach nie było klucza. Kiedyś chłopiec podpierał je krzesłem aby spokojnie się wykąpać, lecz ojczym bez trudu cofał lekki mebel. Wystarczyło parę pchnięć by krzesło przesunęło się z piskiem po kafelkach lub z hukiem przewróciło na podłogę. Barykadowanie się w ten sposób nie miało sensu.
Martin rozebrał się i położył rzeczy na pralce obok czystej bielizny, którą przyniósł. Wszedł do wanny i zanurzył się do pasa w ciepłej wodzie. Przyjemnie pieściła obolałe ciało, relaksowała. Kilkakrotnie namoczył gąbkę i wycisnął ją w okolicy szyi oraz na ramionach. Ogrzał skórę, a gdy przyzwyczaił się do zmiany temperatury, złapał mydło i zaczął się myć. Nagle klamka drgnęła, wystraszony zerknął w kierunku drzwi, mydło wyślizgnęło mu się z rąk. Wiedząc czego może się spodziewać, podsunął kolana pod brodę i skrzyżował ramiona na piersi. Chwilę później próg przekroczył Fatio, swobodnie wchodząc do łazienki.
– Myj się – powiedział rozkazującym tonem. – Dlaczego siedzisz bezczynnie? Bród sam z ciebie nie spłynie. Bierz się do roboty.
Przemknął wzrokiem po przerażonej twarzy przybranego syna, po wystających obojczykach, szczelnie złączonych łydkach. Ominął wannę i stanął z boku niej, przy ubikacji. Rozpiął rozporek, bez skrępowania wyjął przyrodzenie i wysikał się. Gdyby Martin odważył się unieść głowę ujrzałby w jego dłoni wielki i twardy członek.
– Krępuje cię moja obecność? – zapytał mężczyzna.
Wytrzepał penis z kropelek moczu i schował do spodni. Zapiął suwak. Zbliżył się do umywalki po przeciwnej stronie. Myjąc ręce obserwował Martina w lustrze.
– Tak – odrzekł pasierb.
Stary Qivton prychnął pod nosem. Uważał, że chłopiec przesadza. Ich ciała zbudowane były tak samo, niczym szczególnym się nie różniły. Niepotrzebnie się wstydził. Przyglądając mu się, coś jednak ukłuło go w sercu. Martin zasłaniając nagość wyglądał tak niewinnie i bezbronnie, że poczuł do niego jeszcze większą miłość. Zdenerwował się.
– Bardzo schudłeś – skomentował chcąc mu dokuczyć. – W twoim wieku prezentowałem się znacznie lepiej. Dobrze się odżywiałem, uprawiałem sport. Miałem ładnie wyrzeźbione mięśnie, nie kości obciągnięte skórą. Od razu widać, że nie jesteśmy spokrewnieni. Za moim synem uganiałyby się najpiękniejsze dziewczęta. Ty o ślicznotkach możesz tylko pomarzyć. Zastanawia mnie czasem jaki był twój ojciec. Pewnie równie nieatrakcyjny.
Martin rozgniewany dwoma ostatnimi zdaniami wbił mordercze spojrzenie w opiekuna. Jakim prawem, ten potwór, paskudny od wewnątrz jak i zewnętrznie, krytykował jego tatę? Człowieka który na pewno był wartościową i dobrą osobą. Z zaletami, których Fatio nie ma i posiadać nie będzie. Chociaż Mark zginął w wypadku zanim zdążyli się poznać kochał go, nigdy nie pogodził się z jego śmiercią.
– Jesteś podły – odparł. – Mój ojciec nie żyje. Jak śmiesz go oceniać!
Stary Qivton wytarł dłonie w ręcznik i podszedł do nastolatka. Brutalnie chwycił wilgotny podbródek i uniósł ku górze. Groźnie spojrzał w przepełnione żalem błękitne tęczówki.
– Beth opowiadała mi o twoim tatusiu – wycedził. – Wcale nie był ideałem za jaki go uważasz. Charakteryzował go syndrom Piotrusia Pana, nawet gdy dowiedział się o ciąży nie miał zamiaru się ustatkować. Sądzisz, że cię kochał? – Mężczyzna pokiwał przecząco głową. – Nalegał na aborcję. Twoje przyjście na świat wiązało się wyłącznie z kłopotami. Marzył aby je rozwiązać i uniknąć obowiązków. W ogóle cię nie chciał, nie pojawił się nawet w szpitalu w dniu twoich narodzin. Kłamię? Zapytaj matki może w końcu zdradzi ci więcej niż jego imię.
Z pogardą wymalowaną na twarzy puścił Martina. Nie znosił kiedy pasierb idealizował swojego nierozsądnego ojca. Powinien znać prawdę, przestać fantazjować.
– Będę mówić o Marko co zechcę – dodał Fatio nie cofając się od wanny. – Nie widziałem go, ale wiem jakim był egoistą i lekkoduchem. Tylko w jednej sprawie się z nim zgadzam. – Zamilkł na chwilę, bo okrutne słowa które zamierzał powiedzieć przeczyły jego uczuciom. Pragnął jednak zranić nastolatka wydusił więc: – Mogłeś umrzeć w brzuchu Bethiany. Moje życie byłoby prostsze bez ciebie.
W oczach przybranego syna zabłysły łzy. Pochylił głowę i skulił się jeszcze bardziej. Fatio uśmiechnął się triumfalnie, osiągnął cel, udało mu się skrzywdzić chłopca. Nie tolerował pyskówek ani braku szacunku. Zasłużył na wdzięczność nie pretensje. Zrobił dla Martina więcej niż Mark, lecz wychowanek nie widział dobrych rzeczy jedynie złe. Teraz dopiero będzie mógł nazywać go podłym, zbyt głupi aby się domyślić, że wyznanie nie płynęło z głębi serca. Stary Qivton szarpnął za klamkę i wyszedł z łazienki trzaskając drzwiami. Żałował, że zamiast podniecających widoków zapamiętał kolejną ostrą wymianę zdań.
Wtorek, 14 maj
Wcale nie jestem zaskoczony tym, że Fatio życzył mi śmierci. Od początku mnie nienawidził, a dziś po prostu rzekł to co wielokrotnie czytałem z jego twarzy. Stwierdzenie "mogłeś umrzeć w brzuchu Bethiany" nie sprawiło mi bólu. Zasmuciło mnie natomiast, że nie umrę tej nocy chociaż tego pragnę; że jutrzejszy dzień nadejdzie chociaż nie chcę go witać. Prawie się rozkleiłem, bo wiem że żadna modlitwa ani moc nie zgasi we mnie życia, a ja jestem zbyt tchórzliwy aby sobie je odebrać.
Od urodzenia tylko przysparzam innym trosk. Jestem jak nietrafiony prezent od losu, który mimo niezadowolenia trzeba było przyjąć. Ojczym potrafi głośno się skarżyć; szczerze powiedzieć że świat beze mnie byłby prostszy, a matka... nie wiem co myśli, w domu jej nie ma. Sześć lat temu wyjechała dalej się kształcić, dokończyć przerwaną przez ciążę karierę. Zostawiła mnie pod opieką swojego drugiego męża twierdząc że Fatio idealnie sprawdza się w roli ojca i jestem w "dobrych rękach". Wydaje mi się, że i dla niej byłem problemem, chciała z kimś dzielić ciężar. Żeniąc się z Fatiem dostała jakby nowe życie wolne ode mnie. Mogła zająć się sobą. Rzadko przyjeżdża, częściej pisze listy powiadamiając o zawodowych sukcesach. Co miesiąc wysyła pieniądze. Ale listy i banknoty nie wypełnią pustki. Brakuje mi jej bliskości. Jest jedyną osobą od której mógłbym otrzymać wsparcie i miłość, lecz ona nie zdaje sobie z tego sprawy.
Martin zamknął pamiętnik i schował do plecaka między szkolne zeszyty. Psychicznie załamany wstał od stołu i przebrał się w piżamę. Nastawił budzik, po czym prędko położył go na niską szafkę obok łóżka przewidując, że jeśli potrzyma go dłużej roztrzaska się na podłodze. Wcześniej okrągły przedmiot prawie wypadł mu z drżących rąk. Wolał nie ryzykować. Wślizgnął się pod kołdrę, głowę miał pełną przygnębiających myśli. Martwił się, że przez nie nie zaśnie lub że sen znów będzie płytki i niespokojny. Po męczącym dniu i wielu ciężkich nocach potrzebował odpoczynku. Czuł się wyczerpany. Brak energii psuł jego relacje z kolegami. Ospałość i dekoncentracja denerwowała nauczycieli. Był świadomy, że musi się poprawić inaczej przestanie być lubiany.
Obrócił się na plecy i wsłuchiwał w jednostajne tykanie zegara, starał się nie zadręczać obecnością Fatia w sąsiednim pokoju. Wierzył, że ojczym, po wydarzeniu w łazience, stracił ochotę na ponowne zbliżenie. Poza tym nie przychodził każdej nocy, wątpił że dziś go odwiedzi. Nastolatek skupił się na temacie z historii, którego uczył się z podręcznika. W myślach powtarzał przyswojone informacje sprawdzając ile pamięta. W końcu odpłynął uwalniając się od wszystkich smutków. Przeniósł się do krainy gdzie królowały senne marzenia.
Martin nie miał pojęcia jak długo spał. Czy minęła zaledwie godzina, czy może był już środek nocy. W pewnym momencie obudził go znajomy dotyk. Siedzący z brzegu materaca opiekun najpierw odgarnął mu z czoła grzywkę, pogłaskał po policzku potem obrysował opuszkiem palca kształt ust. Martin nie otworzył oczu, leżał jak sparaliżowany. Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi, zlęknione. Fatio rozpiął jego górną część piżamy i rozchylił połówki na boki. Przejechał szorstką dłonią wzdłuż mostka. Po chwili pochylił się i zaczął całować ten fragment ciała. Kiedy dotarł do pępka zawrócił i skierował się na lewą stronę klatki piersiowej. Przyłożył koniuszek języka do dużej sutkowej otoczki i zataczając kółeczka polizał ją. Następnie złapał w zęby twardą brodawkę i podrażnił, wykonując językiem szybkie, wahadłowe ruchy. Puścił z delikatnym szarpnięciem. Podobnie popieścił prawy sutek. Przesunął wargi na żebra, muskając czule każdą wystającą kość oraz płaski brzuch zawędrował do linii spodni. Wyprostował się.
Martin nie musiał widzieć mężczyzny aby odgadnąć że teraz obserwuje jego twarz. Upewnia się, czy śpi wystarczająco mocno. Zastanawia nad dalszą zabawą. Nagle Fatio ściągnął z niego kołdrę aż do kolan. Chłopiec nie zareagował choć wyobrażał sobie jak podrywa się z łóżka i wybiega z pokoju obrzucając wyzwiskami starego Qivtona. Choć ogarnął go niesmak i pragnął znaleźć się jak najdalej od obmacujących rąk. Nie uciekł ponieważ w domu Fatia nie istniało miejsce gdzie mógłby się schronić. Opiekun dopadłby go wszędzie biorąc siłą to czego nie umiał wziąć po dobroci.
Kryjący się w półmroku mężczyzna włożył dłoń pod luźną gumkę spodni oraz majtek. Przeczesał włosy łonowe drapiąc z wyczuciem skórę krótkimi paznokciami. Później złapał członek i pomasował, uwagę poświęcając także mosznie. Zsunął napletek i dotknął żołędzi. Kolistymi ruchami połaskotał ją dłuższą chwilę. Penis jednak, mimo starań, leżał zwiotczały i suchy. Fatio wyjął czubek z bielizny i zamknął go między wargami. Omiótł mokrym językiem, intensywnie poślinił dziurkę. Martin zadrżał i zacisnął palce prawej ręki na prześcieradle. Przeszły go dziwne dreszcze. W tym momencie nienawidził ojczyma całym sercem. Mdliło go z obrzydzenia. Od zawsze twierdził, że do intymnych pieszczot powinno dochodzić wyłącznie wtedy gdy dwoje ludzi jednakowo tego chce. Najlepiej w związku, kiedy osoby się kochają i wzajemnie rozumieją; są gotowe na tego rodzaju bliskość. Dotyk powinien być przyjemny, dawać rozkosz. Jego tymczasem zalała fala złych emocji. Fatio sprawiał, że rzeczy, które uchodziły za wspaniałe, wydawały się wstrętne i przykre. Wiedział, że nigdy nie zapomni przeżytych koszmarów. Każdy seksualny kontakt z drugim człowiekiem będzie mu je przypominać.
Stary Qivton zakrył przyrodzenie chłopca i niedbale zapiął guziczki górnej części piżamy. Wyszedł w pośpiechu odpinając sprzączkę swojego czarnego paska. Nastolatek odprowadził go wzrokiem domyślając się co mężczyzna zamierza wyprawiać w zaciszu pokoju. Wzdrygnął się z odrazą. Fakt, że opiekun będzie fantazjować o nim w trakcie masturbacji dodatkowo go upokarzał. Nie zasnął już do rana. O godzinie siódmej budzik odezwał się głośno. Martin wyłączył hałaśliwą melodyjkę i wstał, słabszy niż wczoraj. Zdjął szarą piżamę i ubrał jeansy oraz brązową bluzę z kapturem. Skorzystał z łazienki, po czym zarzucił na ramię plecak i ruszył do wyjścia. Fatio słysząc kroki pasierba, wychylił głowę z kuchni.
– Wychodzisz bez słowa? – zapytał zdumiony.
Martin nie odpowiedział. Zniknął za frontowymi drzwiami zduszając cisnące się na usta przekleństwo.
Dodaj komentarz