Pamiętnik Martina - Fragment 2 (pilotażowy)

Drugą lekcją tego dnia była matematyka. Nauczyciel nie przyszedł ponieważ, jak powiadomiła sekretarka, w drodze do pracy zepsuł mu się samochód. Poinformował telefonicznie, że do szkoły dotrze później, na godzinę jedenastą. Na zastępstwo przyszła biolożka pani Say. Wysoka tyczkowata kobieta która mimo średniego wieku wciąż nosiła spódnice za kolana i buty na kwadratowym obcasie. Dziś prawie cały strój, żakiet spódnicę i czółenka, miała w kolorze ciemnej zieleni. Gdyby nie biała bluzka zaliczyłaby modową wpadkę. Na szczupłej szyi jak zwykle wisiały okulary na sznurku, nigdy się z nimi nie rozstawała z powodu słabego wzroku. Ciemne, rzadkie włosy tradycyjnie upięła w niski kok, a na uszach zawiesiła drobne kolczyki. Ku uciesze nastolatków zajęcia się nie odbyły. Say, nazywana również przez niektórych kawka, musiała ocenić zaległe kartkówki z młodszej o rok klasy, kazała więc podopiecznym zająć się czymkolwiek. Jedni wykorzystali czas wolny na naukę, drudzy na rozmowy lub odpoczynek. Tiffany wyrwała kartkę z zeszytu i napisała liścik do koleżanki z sąsiedniej ławki. "Petra nie uwierzysz! Nie wejdę już w swoje najlepsze spodnie." Dziewczyna, o krótkich ciemnych włosach z przefarbowaną na czerwono grzywką, przeczytała wiadomość i spojrzała na Tim.
– Ty grubasie! – skomentowała głośno, po czym łobuzersko się uśmiechnęła.
Nagłym odzewem wzbudziła zainteresowanie większości obecnych. Nauczycielka uniosła głowę.
– Spokój – upomniała bujającą się na krześle szesnastolatkę. – Usiądź normalnie, bo się wywrócisz i coś sobie złamiesz.
Petra Norton wyzywająco popatrzyła na kobietę. Nie lubiła gdy zwracano jej uwagę. Z natury buntownicza wykłócała się nawet o błahostki. W dzienniku, na stronie z naganami, jej nazwisko pojawiało się notorycznie. Say napiła się kawy, poprawiła okulary na nosie i ponownie wzięła do ręki czerwony cienkopis. Dalej kontynuowała sprawdzanie prac. Petra przestała się huśtać.
"Koniecznie musimy iść się na zakupy. Znam świetny sklep. Jestem pewna, że znajdziesz w nim spodnie dla siebie. Masz forsę?" Nabazgrała niechlujnie i podała Tiffany odpowiedź.
"Mam, ale nie dużo. Nie wiem czy mi wystarczy. Jednak sklep chętnie zobaczę. Byliśmy już w nim kiedyś?" Tim położyła kartkę na stoliku Petry.
"Razem? Nie. Dlatego chcę ci go pokazać. Mają szeroki wybór rozmiarów. Moja znajoma, która też ostatnio przybrała na wadze kupiła tam dość ładną tunikę. Ja stamtąd mam pasek i sweter. Wybierzemy się dzisiaj po południu?"
Na ławce Tiffany wylądowała rzucona przez koleżankę korespondencja. Nie zauważyła jej, zapatrzyła się na Martina. Był całkowicie pochłonięty rozmową z siedzącym obok Fabianem. W pewnym momencie kumpel chcąc coś szepnąć szarpnął go za rękaw. Brązowa bluza z kapturem ześlizgnęła się Qivtonowi z prawego ramienia. Duży dekolt odsłonił obojczyk oraz środkową część klatki piersiowej. Fabian z uśmiechem igrającym w kąciku ust, wymamrotał coś w sekrecie potem wyprostował plecy i przeczesał palcami bujną czarną czuprynę. Gdy uniósł rękę na małym bicepsie chwilowo ukazał się wytatuowany wąż trzykrotnie oplatający szczupłe ramię. Jako jedyny chłopak w klasie miał dziary na ciele i starszego brata, pracującego w Studio Tattoo, robiącego mu je za pół ceny. Pod czarnym t-shirtem nie było widać reszty zdobień, lecz często się nimi chwalił wywołując zazdrość kolegów którzy cierpliwie musieli czekać do osiemnastki. Martin rozbawiony słowami Fabiana roześmiał się cicho. Na krótki moment Tim ujrzała jego równe, białe zęby. Westchnęła zauroczona zapamiętując piękny uśmiech, wesoły błysk w błękitnych tęczówkach. Parę sekund później znów posmutniał, ale utrwaliła w pamięci ulotny czar. Nic dostrzeżony przez nikogo, wyjątkowy dla niej. Poprawił bluzę i podrapał się pod szyją. Uznała, że wygląda niesamowicie pociągająco. Nie potrafiła oderwać wzroku od fragmentów nagiego ciała, od sterczących sutków lekko odstających pod materiałem.
Petra zdenerwowana brakiem reakcji koleżanki wyrwała kartkę z swojego zeszytu i z odrobiną uszczypliwości nakreśliła wielkimi drukowanymi literami: "CO TAK SIĘ GAPISZ NA QIVTONA? PODOBA CI SIĘ TEN DEBIL?" Przed Tiffany znalazła się kolejna wiadomość, tym razem nastolatka oprzytomniała. Przeczytała oba liściki, a na jej policzkach zagościły rumieńce. "Możemy pójść po południu do sklepu" odpisała na pierwszy, w drugim wyznała: "Tak M. mi się podoba." Podała kartki sąsiadce. Petra rzuciła okiem na odpowiedzi, po czym parsknęła śmiechem. Wejrzała na Tim jak na wariatkę. Chwyciła długopis. "Żartujesz? Sądziłam, że masz lepszy gust. Powiem mu na przerwie!" Tiffany zapoznała się z komentarzem kumpeli i przerażona zerknęła na nią błagalnie. Pokiwała przecząco głową. "Nic nie mów. Nie chcę żeby wiedział." Wręczyła Petrze swoją prośbę. Norton w zamyśleniu przygryzła dolną wargę. Jej zdaniem uczucie Tim było totalną porażką. Nie umiała sobie wyobrazić by zostało odwzajemnione. Martin nie interesował się płcią przeciwną. Jak dzieciak spędzał czas głównie z kolegami. Uważała, że nie dorósł do związku, nawet o nim nie marzył co więcej mógł być homoseksualny. "To przynajmniej zapytam czy nie jest gejem. Dziewczyny dla niego w ogóle nie istnieją."
Mimo iż Tiffany do końca lekcji próbowała przekonać kumpelę by nie robiła nic głupiego, po dzwonku Petra zaczaiła się przy drzwiach i zablokowała drogę Qivtonowi.
– Podobają ci się chłopcy? – rzekła bez skrępowania. – Nie chodziłeś jeszcze z żadną laską. Jesteś pedałem czy masz dziewczynę w innej szkole?
Martin wcale się nie odzywając wyminął zaczepiającą go koleżankę. Tim, która stała obok i przypadkowo uczestniczyła w wydarzeniu, pogniewała się na Petrę.
– Oszalałaś? – syknęła. – Przecież on po takiej akcji z pewnością się na mnie obrazi. Dla ciebie to zabawa, a mi naprawdę zależy na przyjaźni z nim. Teraz będzie traktował mnie z dystansem, nie obdarzy zaufaniem. Ubzdura sobie że z niego kpię.
Petra Norton złapała Tiffany pod rękę i zmusiła do wspólnego spaceru korytarzem.
– Uspokój się – zażądała. – Za bardzo się przejmujesz. Qivton i tak nigdy nie zakocha się w tobie. Wybacz, ale on nie jest jak inni chłopcy. Czy ty tego nie widzisz? Poszukaj szczęścia przy kimś dojrzalszym, bo Martin ci go nie da.
* * *
Qivton wszedł do łazienki i stanął naprzeciw umywalki. Odkręcił pokrętło, pochylił głowę i napił się z kranu zimnej wody. Zaspokoił pragnienie następnie wytarł rękawem usta i spojrzał w lustro. Na cienie pod oczami, zapadnięte policzki, spierzchnięte wargi, bladą cerę. Rozpiął bluzę i obejrzał swój lewy bok. Ostrożnie dotknął skóry pod żebrami. Rozległy siniec nadal nie stracił fioletowo-czerwonej barwy, miejsce to dokuczliwie bolało. Zmoczył wnętrze prawej dłoni i parę razy przesunął nią po ciele. Skrzywił się. Okłady były lodowate. Wydawało mu się jednak, że po nich siniaki szybciej znikają, a tego śladu chciał szczególnie się pozbyć zanim ktoś go zauważy. Nagle drzwi toalety się otworzyły i do środka wkroczył Juhan Omorlowski. Szczupły szatyn w granatowym swetrze i jeansach. Podciągnął rękawy do łokci i zamknął się w kabinie.
– Ćwiczysz dzisiaj? – zapytał sikając do sedesu.
– Nie – poinformował Martin i zapiął suwak bluzy aż pod szyję. – Zapomniałem stroju.
Kolega z klasy prychnął lekceważąco. Nie rozumiał zachowania Qivtona, jego wiecznych wykrętów. Sam nie mógłby siedzieć bezczynnie i przyglądać się gimnastyce, rozgrywanym meczom. Umarłby z nudów. Lubił się ruszać. Po godzinach nauki nic go tak nie odprężało jak w-f. Testowanie granic wytrzymałości, zawodowa rywalizacja, zdobywanie coraz wyższej pozycji w drużynie.
– Hoffman się wkurzy – stwierdził. – Już ostatnio cię ostrzegł, że jeśli nie przyniesiesz ubrania na zmianę dostaniesz to które jest zarezerwowane do gry w koszykówkę.
W łazience zrobiło się tłoczno i hałaśliwie. Juhan nacisnął spłuczkę, opuścił kabinę i stanął przy osobnej umywalce niedaleko Martina. Zaczął myć ręce.
– Te portki i koszulki rzadko są prane. Obrzydlistwo – ocenił. – Śmierdzą potem i zaduchem z szafki. Zwykle zakłada się je na własne ciuchy, ale Hoffman da ci je do ćwiczeń i każe się w nie przebrać.
– Niech da – mruknął obojętnie Qivton. – I tak się nie przebiorę.
Omorlowski wyłączył wodę i wytarł dłonie w jeansy. Chciał coś powiedzieć, lecz w ramię szturchnął go Kevin Asgar. Piegowaty, rudy chłopak. Jeden z lepszych zawodników w piłce nożnej. Zderzenie się z nim w trakcie meczu groziło solidnym upadkiem lub kontuzją. Biegał wściekły jak bestia, dążąc do celu po trupach. Pragnęła go mieć w składzie każda drużyna, bo zapewniał zwycięstwo. Juhan skrycie marzył aby go pokonać i odebrać tytuł lidera.
– Na boisku zrównam cię z ziemią – oświadczył Kevin.
Ton jego głosu nie spodobał się Omorlowskiemu. Brzmiało w nim przekonanie, że tak rzeczywiście się stanie. Odważnie spojrzał w oczy rywalowi.
– Czyżby? – Uniósł dumnie głowę. – Zobaczymy komu pierwszemu podwinie się noga.
Asgar zaśmiał się perliście. Był szerszy w barach, lepiej zbudowany, silniejszy, szybszy, nie popełniał w grze błędów. Jak taki chuderlawy chłopaczek zamierzał go powalić?
– Nie jesteś żadną przeszkodą. Gdy będziesz pętał się koło mnie z łatwością usunę cię z drogi.
Włożył kciuki do kieszeni ciemnych sztruksowych spodni. Pod przylegającym do ciała brązowym swetrem Juhan dostrzegł godne podziwu mięśnie.
– Zaliczysz dziś bolesną porażkę – odparł Omorlowski bez oznak zwątpienia. – Twoja drużyna przegra. Pogódź się z tym, wypadłeś z formy.
Ciągła gotowość do walki i upór Juhana drażniły Kevina. Wielokrotnie udowodnił mu, że nie ma szansy na przewagę, że jest beztalenciem i niezdarą. Pionkiem, który bez trudu zmiata się z pola. A on wciąż wierzył, że odmieni pechowy los, jako zwycięzca znajdzie się w finale. Kevin nie znał nikogo równie głupiego.
– Idziemy? Nie ma tutaj Gregora schował się tchórz – usłyszał za plecami słowa przyjaciela. – Trzeba sprawdzić dolne piętro.
Patrick Holt miał ten sam, co Asgar, wzrost i prawie identyczną sylwetkę. Był ubrany w obszerną sportową bluzę oraz dresowe spodnie. Golił się na łyso od tak dawna, że niektórzy zapomnieli jak wygląda z swoimi kruczoczarnymi włosami.
– Mylisz się. Jestem w świetnej formie – odpowiedział Kevin Juhanowi. – Ty i twoja grupa nieudaczników będziecie musieli nieźle się namęczyć żeby wbić choć jedną bramkę. Wkrótce się zmierzymy. Obiecuję, że prędko pokuśtykasz do higienistki.
Udał się za Patrickiem do wyjścia. Omorlowski odprowadził go posępnym wzrokiem. Przysiągł w duchu, że uczyni wszystko aby odnieść sukces i zawstydzić aroganckiego nastolatka.

iiswkornaa

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i szkolne, użyła 1930 słów i 11414 znaków. Tagi: #dramat #szkoła #przyjaźń

Dodaj komentarz