Czwartek, 16 maj
Schmid nie pytał mnie o wczorajszą nieobecność. Na geografii rzadko żąda wyjaśnień, szkoda mu czasu. Usprawiedliwieniami zajmuje się wyłącznie na godzinie wychowawczej, raz w miesiącu. Raz ponieważ większość godzin wychowawczych mamy zamienione na WDŻ*. Przedmiot, którego mieliśmy nie mieć w tym roku, lecz okazało się że jest obowiązkowy i trzeba było wpleść go do planu. Dobrze, że dzisiaj nie musiałem tłumaczyć się z wagarów, nie wiedziałbym co powiedzieć. W poniedziałek spróbuję załatwić sobie zaświadczenie lekarskie, u Modrzejewskiej. Do przychodni pójdę po szkole. Po południu nie ma dużo ludzi może wcisnę się bez rejestracji. Powiem, że piętnastego maja źle się czułem i zostałem w domu. Ojczym o tym nie wie, bo rano pojechał do pracy. Poproszę o pomoc w usprawiedliwieniu tego dnia i oto by nie informowano mojego opiekuna. Modrzejewska zna mnie już długo i chyba lubi. Może zgodzi się mi pomóc.
Schmid, na początku lekcji, odpytywał przy tablicy. Pierwszego wywołał Gregora Palatier'a, po nim... mnie! Pech, bo ostatniego tematu w ogóle się nie uczyłem. Na szczęście pamiętałem starsze i dzięki temu zdobyłem tróję. Petrze Norton wcale się nie powiodło. Na pięć pytań udzieliła tylko jednej poprawnej odpowiedzi. Przy mapie również nie błysnęła wiedzą. Dostała pałę.
Tiffany nie przyszła. Zazdroszczę jej, ja nie mogę sobie pozwolić na więcej wagarów. Chociaż z dwóch ostatnich wuefów (lekcja siódma i ósma) chętnie bym zwiał. Okna w szatni znajdują się nisko. Wystarczyłoby otworzyć jedno i wymknąć się na zewnątrz. Niestety ucieczka pogorszyłaby moją sytuację, jeszcze bardziej podpadłbym trenerowi. Nie przychodząc na w-f straciłbym szansę na dwóję i na koniec semestru wylądował na liście osób zagrożonych.
Teraz trwa czwarta przerwa. Fabian pożyczył ode mnie podręcznik do historii. Prawdopodobnie znów "ozdobi" parę obrazków dymkami w których zamieści durne teksty. W podstawówce dorysowywał męskie genitalia różnym postaciom na zdjęciach, różnym rzeczom. Wyprężoną fujarę potrafił dorobić nawet filiżance którą kobieta ze smakiem dźwigała do ust. Nigdy nie bazgrał w własnych książkach. Bawiło go gdy nauczyciele, za oszpecone ilustracje, ochrzaniali lub wysyłali do dyrektora jego kumpli. Ja podręczniki zawsze miałem (i nadal mam) z szkolnej biblioteki. Raz podczas zwrotu bibliotekarka zauważyła penisy, zdenerwowała się i kazała mi odkupić zniszczony egzemplarz. Matka potem całe wakacje przypominała, że powinienem szanować książki. Wypożyczone szczególnie.
Chce mi się pić, ale już nie zdążę do łazienki, zaraz będzie dzwonek. Asgar zresztą nie dopuściłby mnie do umywalki. Słyszałem jak gadał Patrickowi, że idzie do kibla. Holt poszedł z nim, jeszcze nie wrócili. Mógłbym się założyć, że kogoś tam dręczą. Wezmę później od Fabiana pustą butelkę po oranżadzie i naleję sobie wody. Będę miał na dłużej. Fatio z pewnością zabroniłby mi jej pić. Twierdzi, że w budynku takim jak szkoła stan instalacji wewnętrznej nie jest dobry, a to wpływa na jakość kranówki. W domu mamy czystą, ręczy za to, ale nie wszędzie jest ona zdrowa. Pragnienie mam gasić w stołówce, bo tam mają napoje. Owszem, mają, ale za darmo nie dadzą.
Wczoraj po przyjeździe z restauracji ojczym zaszył się w salonie i prawie nie wychodził. To co powiedziałem chyba nim wstrząsnęło. Może zaprzeczać, mówić że plotę bzdury, ale doskonale wie co wyczyniał w nocy. Wie, że go przyłapałem. Czy się zmieni? Stanie się przyzwoitym człowiekiem? Wydaje mi się, że nie. On nie żałuje, po prostu rozmyśla. To niepokojące, już wolałbym żeby krzyczał. Kiedy wrzeszczy przynajmniej wiem czego się spodziewać. Gdy milczy nie mam pojęcia co roi mu się w głowie.
Czwartek, 16 maj
Na lekcji siódmej, pierwszym wuefie, ćwiczyliśmy na sali gimnastycznej. Najpierw była rozgrzewka, potem Hoffman z pomocą Patricka i Oktawiana zrobił tor przeszkód. Tor należało przebiec w jak najkrótszym czasie, w miarę dobrze wykonując ćwiczenia. Przewrót w przód na materacu nie sprawił mi problemu, skok przez kozła też nie. Ale straciłem sporo cennych sekund przeczołgując się pod trzema ławkami. Przechodzenie z jednej drabinki na drugą, obracając się na samej górze, raz przodem, raz tyłem, również mnie spowolniło. Drabinek jest dwadzieścia. Trzeba było przejść połowę. Po zakończeniu ponownie stanąć w kolejce i powtórzyć całość w celu poprawy wyniku. Zdaniem Hoffmana nie postarałem się; sądził, że będę mieć lepszy czas. Rzekł też, że gdyby oceniał zadanie dałby mi najwyżej tróję. Nie miałbym nic przeciwko. Szkoda, że nie wstawiał ocen.
Na drugiej godzinie wuefu poszliśmy na dwór rozegrać mecz. Przed rozpoczęciem jedna z drużyn, jak zwykle, musiała ściągnąć koszulki. Do gry w kosza mamy znaczniki sportowe, do piłki nożnej niestety nie. Ktoś kiedyś zapytał trenera dlaczego znaczniki są tylko do koszykówki, odpowiedział że po naszym szaleństwie na boisku byłyby tak brudne, że nikt by ich nie uprał. Trochę racja. Podstawiamy sobie nogi, przewracamy się na ziemię; klepiemy kolegów umorusanymi rękoma. Piłka często wpada na bramkarza plamiąc strój. Zdarza się, że pokłócimy się ostro i dochodzi do szarpaniny. Cieniutki materiał nie dość, że wyglądałby jak szmata to jeszcze by się porozdzierał, a z kompletów korzystają także inne klasy. Do futbolu znaczników więc nie dostajemy. Abyśmy się nie mylili i aby nauczyciel rozróżniał kto jest w jakiej grupie, jedna zdejmuje koszulki. Kevin pierwszy zrzucił bluzkę, za nim jego drużyna. Ja nie musiałem, byłem w przeciwnej.
Po zajęciach, w szatni posprzeczałem się z Juhanem. On za poważnie traktuje podwórkowe mecze, nie umie pogodzić się z porażkami. Krytykuje każdego, wytyka błędy jakby sam ich nie popełniał. Skoro jesteśmy tacy kiepscy to niech nas zostawi i przyłączy się do Asgara, zamiast z nim rywalizować. Będzie mógł wreszcie cieszyć się zwycięstwami i spełnić marzenie, wziąć udział w turnieju międzyszkolnym, w październiku.
Po południu pochłonęło mnie układnie puzzli. Z dwie godziny siedziałem na podłodze, w kącie pokoju, dopasowując brakujące elementy do ułożonej już części. W opakowaniu elementów znów było tysiąc, posortowałem je według kolorów bo tak łatwiej mi znaleźć kawałek którego szukam. Zrobił się z tego mały bałagan, ponieważ podzielone na grupki puzzle leżą naokoło nieskończonego obrazka. Dobrze, że obok ściany, w miejscu gdzie się nie chodzi inaczej podeptałoby się je i połamało stopami. To moje szóste pudełko. Co roku na urodziny dostaję nowe w prezencie od matki. Te przysłała pocztą, bo nie mogła przyjechać. W liście dołączonym do karty z życzeniami napisała że dziwi się że wciąż lubię puzzle, jej, w dzieciństwie, szybko się znudziły. Ja uważam, że to super rozrywka. Gotowy obrazek naklejam na tekturę. Mam ich już pięć, stoją za szafą i za regałem. Chociaż nie, mam cztery! "Statek na wzburzonym morzu" przywłaszczył sobie Fatio, nie wiem kiedy. Oprawił go w ramę i powiesił na ścianie w piwnicy. Naprzeciw stołu warsztatowego, przy którym majsterkuje. Mimo iż zabrał mi go bez pytania nie czułem złości, raczej chciało mi się śmiać. W starych kartonach poniewierają się o wiele ładniejsze widoki, ale żadnego nie odkurzył i nie dał na ścianę. Spodobał mu się słabej jakości statek pobrudzony liniami papilarnymi moich palców.
Wybiła dwudziesta-druga czterdzieści zaraz kładę się do łóżka. Fatio wszedł właśnie do swojej sypialni, która jest tuż obok mojego pokoju. Nie odezwał się chociaż zawsze gdy widzi światło pod drzwiami każe mi je zgasić. Nie jest sobą. Mam złe przeczucia.
Martin zamyślił się na chwilę, potem zamknął pamiętnik. Niezgrabnie schylił się po plecak i ukrył w nim zeszyt z zapiskami. Przypuszczał, że czeka go kolejna niespokojna noc w trakcie której każde skrzypnięcie podłogi wyrywać będzie ze snu, a każdy zauważony cień powodować szybsze bicie serca. Pomylił się. Tej nocy nic go nie obudziło. Spał do rana.
O siódmej rozdźwięczał się zegar, wyłączył alarm i usiadł na łóżku. Był wypoczęty. Martwiło go jednak, że niczego nie pamięta z ostatnich godzin. Zastanawiał się czy opiekun odważył się przyjść, czy znowu go obmacywał. Powoli zaczął rozpinać górną część piżamy. Guziczki wyglądały na nietknięte, lecz to nie gwarantowało, że Fatio ich nie ruszał. Mógł przecież się postarać i po zabawie, zapiąć je dokładnie. Zaliczył wpadkę, z pewnością wolał uniknąć drugiej.
Chłopiec wstał i podszedł do krzesła na którym wczoraj położył jeansy, skarpetki oraz koszulę w granatową kratę. Przebrał się, później wziął czarny plecak i zbiegł na dół. Starego Qivtona nigdzie nie było widać. Nawet w kuchni choć codziennie o tej porze przygotowywał sobie kawę. Martin sądził, że pojechał wcześniej do salonu fryzjerskiego, ale gdy zbliżył się do garderoby ujrzał skórzane mokasyny. Nagle na piętrze rozległy się kroki. Zesztywniał słysząc jak ojczym wychodzi z sypialni i stąpając ciężko podąża w stronę jego pokoju. Z góry doleciały słowa:
– Puste łóżko. Uwinął się gówniarz. Ale kiedy go dopadnę już nie ucieknie. Nauczę smarkacza trzymać jęzor za zębami. Zrozumie, że są sprawy o których się nie mówi!
Trzasnęły zamykane, w gniewie, drzwi. Serce nastolatka łomotało z przerażenia. Pospiesznie założył adidasy i czmychnął na dwór. Pognał do szkoły gdzie przez pewien czas mógł czuć się bezpiecznie.
Piątek, 17 maj. Godzina 22:19
Ojczym pojechał do pracy autobusem. Wrócił przed dwudziestą pierwszą, pijany. Wydzierał się ponad godzinę, przeklinając moją matkę, mnie oraz swoje nieudane życie. Gdy ochrypł, z trudem wdrapał się po schodach i zamknął w sypialni. Nie wszedł do mojego pokoju. Chyba nie miał siły mi wlać. Chciałbym aby już to zrobił. Oczekiwanie na karę jest gorsze niż kara.
* * *
Tiffany Tim siedziała przy stole w swoim pokoju kartkując mały kalendarzyk. Przeglądała zakreślone w kółko daty, dni wagarów. Kiedy dotarła do siedemnastego maja, chwyciła długopis i zaznaczyła następną ucieczkę potem z westchnieniem odłożyła notes. Zdawała sobie sprawę, że przesadziła, że niektórych nieobecności nie usprawiedliwi. Odbije się to na ocenie z zachowania i świadectwo podobnie jak w zeszłym roku nie będzie powodem do dumy. Strapiona spojrzała na torbę opartą o ścianę. Wczoraj spakowała do niej zeszyty i książki. Rano jednak wyjęła połowę rzeczy wiedząc, że tam dokąd pójdzie nie będą potrzebne. Popełniła błąd. Powinna była iść do szkoły. Za dużo dni opuściła. Każdy kolejny wpędzał w większe kłopoty.
Dźwignęła się z krzesła i podeszła do okna, zaciągnęła kremowe zasłony. Zamierzała zgasić światło i położyć się spać, lecz jej uwagę przykuła leżąca na podłodze legitymacyjna fotka byłego chłopaka. Podniosła ją i spojrzała na dwudziestolatka o krótkich ciemnych blond włosach, z kręconą grzywką opadającą na czoło; na okrągłą twarz, duże niebieskie oczy. Powróciły wspomnienia. Zabolało. Wrzuciła zdjęcie do szuflady, tej samej z której wypadło gdy wyciągała kalendarzyk, po czym kliknęła włącznik. Pokój pogrążył się w mroku. Podreptała do łóżka. Miała już na sobie piżamę, kuse satynowe szorty koloru fioletowego i biały bawełniany podkoszulek, dlatego od razu, po związaniu włosów w niski kucyk, wślizgnęła się pod kołdrę. Nie zasnęła jednak prędko. Wracały uciążliwe myśli o Christianie. Przypomniały się jej ubiegłoroczne walentynki. Pamiętała wszystko jakby to było wczoraj. Popołudniowy spacer po mieście, żartobliwą rozmowę na temat plusów i minusów związku, panią z koszem róż na rynku proponującą Christianowi kupno kwiatu. Oczywiście nie kupił. Nie lubił wydawać na nią kieszonkowego. Zauważyła to już wcześniej, bo znali się prawie miesiąc. Nigdy nie zaprosił ją na kawę ani herbatę, nawet w deszcz, podczas jednej z randek, kiedy chciała schronić się w pubie i w razie konieczności sama za siebie zapłacić, uparł się, że do żadnego lokalu nie pójdzie, bo na przystanku też będą mieć dach nad głową. W święto zakochanych pogoda, na szczęście, dopisała, dzień mogli spędzić na dworze. Niestety pod wieczór, po długim chodzeniu, mocno zachciało jej się pić. Poprosiła Christiana by wstąpili do sklepu. Pomysł mu się nie spodobał. Próbował nakłonić ją do zmiany zdania potem celowo skręcił w przeciwnym kierunku. Zatrzymała się, powiedziała dokąd zamierza iść i zawróciła. Zbyt długo rezygnowała z własnych potrzeb i ulegała Christianowi. Do hipermarketu wkroczył ze skwaszoną miną. Kiedy z ciekawości zaczęła oglądać walentynkowe upominki krytykował każdy który brała do rąk. Całkowicie popsuł jej nastrój. Sfrustrowana ruszyła do działu z wodami, wzięła małą butelkę i zaniosła do kasy. Przecisnął się przez kolejkę i stanął koło stoiska z telefonami żeby nie płacić za napój. Jednak gdy wyszli na zewnątrz i stanęli za sklepem, w ustronnym miejscu, niespodziewanie przyciągnął ją do siebie. Gwałtownie, namiętnie jak nigdy wcześniej. Rzekł, że teraz da jej prezent znacznie lepszy od pluszowego misia i breloczka z metalowym sercem, prezent o którym nie zapomni, pocałował ją, a później patrząc prosto w oczy wyznał miłość.
Tiffany zawierciła się pod kołdrą i obróciła na prawy bok. Pod powiekami zakłuły łzy. Uwierzyła wtedy Christianowi, w duchu cieszyła się jak głupia. Wykorzystał jej naiwność, bez ustanku ciągnął swoje kłamstwa. Aż trafiła go strzała Amora i naprawdę się zakochał, w innej.
Ich związek trwał dwadzieścia-trzy tygodnie. Potem chłopak nagle zamilkł. Nie odpisywał na sms-y, nie odbierał telefonu. Prosiła żeby się spotkali, by wyjaśnił co się stało. Przepraszała myśląc, że czymś go uraziła. Chwilami sądziła, że przydarzył mu się wypadek i leży w szpitalu. Nie znała adresu zamieszkania, nie mogła sprawdzić czy jest w domu. Zrozpaczona dzwoniła codziennie, z nadzieją że wreszcie się odezwie. Któregoś dnia usłyszała w słuchawce: "nie ma takiego numeru". Szok był ogromny. Rozpłakała się bo zmiana karty SIM znaczyła tylko jedno. Chciał uwolnić się od niej, a ona wciąż zostawiała wiadomości. Nie zrozumiała jego milczenia, tego że brak kontaktu oznacza zerwanie. Żądała rozmowy, a on nie zamierzał się tłumaczyć.
Los jednak skrzyżował ich drogi, pewnej niedzieli natknęli się na siebie na przystanku. Christian oparty o słupek z rozkładem jazdy, gapił się w komórkę uśmiechnięty od ucha do ucha. W ogóle jej nie zauważał. Nawet gdy na parę sekund uniósł głowę i rozejrzał się, omijał ją spojrzeniem. Odważyła się podejść chociaż nie było to łatwe. Cierpiała po rozstaniu, a ta sytuacja raniła jeszcze bardziej. Zapytała cicho czemu ją tak potraktował, czy wie jak beznadziejnie się czuje. Odparł, że ma mu dać spokój, bo ma dziewczynę. Gdy zdębiała wpatrywała się w niego, dodał uszczypliwie: "odsuń się, bo zrobił się cień jakby zaszło słońce".
Tiffany otworzyła oczy i wlepiła wzrok w ciemność panującą w pokoju. Życzyła Christianowi żeby kiedyś w podobny sposób rzuciła go dziewczyna; by doświadczył takiego samego poniżenia i cierpiał równie mocno. Złorzeczenia nie przyniosły ulgi. Wiedziała, że nie mają żadnej mocy i nic się nie spełni. Żal, którego nie potrafiła się pozbyć, mógł zniszczyć tylko ją. Wyłącznie na swoją przyszłość mogła wpłynąć.
Ogarnęło ją dotkliwe przygnębienie. Nad swoją wagą, zdecydowanie, nie posiadała kontroli. Ostatnio znów przytyła, nie udało jej się wytrwać na kolejnej diecie. Zamiast stracić nadmiar kilogramów zyskała trzy więcej. Czuła się coraz mniej atrakcyjna. Podejrzewała, że właśnie dlatego nigdy naprawdę nie podobała się Christianowi. Cóż z tego, że sam miał nadwagę, odstający brzuszek i pyzatą buźkę. Przeszkadzało mu, że jest trochę gruba. Na przystanku skrytykował jej pulchną figurę, niedosłownie, ale komentarz o cieniu, był jasny.
Pragnęła uznać nieudany związek za zamknięty rozdział. Zgromadzić nowe szczęśliwe wspomnienia przy których te o Christianie zbledną. Lecz czy pierwszy pocałunek można zapomnieć? Taka chwila zostaje w pamięci na zawsze. Przepełniona emocjami, żywa, a wraz z nią miłosna historia.
* WDŻ - Wychowanie do życia w rodzinie
1 komentarz
Iga21
Kiedy coś nowego?