Basia Moron razem z córką Marią mieszkała w bloku na Warszawskim osiedla w dwupokojowym mieszkaniu. Dziewczyna siedziała w swoim pokoju i uczyła się, a kobieta w kuchni przygotowywała obiad.
Nagle zadzwonił telefon Basia zostawiła wszystko i poszła odebrać.
— Halo?
— Dzień dobry. Nazywam się Teodor Gaj.
— Ale o co chodzi? Jeśli pan dzwoni po to, żeby mi coś wcisnąć, to marny pana trud.
— Ja nie jestem ankieterem.
— Więc kim pan jest?
— Jestem prywatnym detektywem, i mam dla pani wiadomość.
— Jaką?
— To nie jest rozmowa na telefon. Czy moglibyśmy się dziś spotkać? —
— Dobrze.
Kobieta rozłączyła się i wróciła do kuchni. Gdy obiad był już gotowy, zawoła Marię, a ta po chwili stanęła w drzwiach .
— Mamo co tak ładnie pachnie? — zapytała córka.
— Twoja ulubiona zupa, pomidorowa z ryżem. Masz umyte ręce?
— Tak.
— To siadaj.
Dziewczyna usiadła przy stole, a matka nalała jej pełen talerz, po czym sama zajęła miejsce naprzeciw córki.
— Smacznego mamo.
— Smacznego córciu.
Po posiłku, Basia zabrała się za zmywanie naczyń.
— Zostaw ja po zmywam.
— Kochana Jesteś..
Niespodziewanie zadzwięczał dzwonek do drzwi podeszła, żeby zobaczyć kogo to niesie.
Basia spojrzała przez judasza i zobaczyła, ze mężczyzna jest w garniturze. Ponieważ wyglądał elegancko, otworzyła drzwi. Zwykle nie otwierała nieznajomym, ale ten mężczyzna zrobił na niej pozytywne wrażenie.
Detektyw wszedł do środka Basia zaprowadziła go do salonu.
— Czy nazywasz się pani Barbara Moron?
— Tak.
— Lepiej niech pani usiądzie.
— Dlaczego przez telefon pan wspominał coś o jakiejś wiadomości.
— Tak już mówię. Pani ciocia Wanda, miesiąc temu umarła..
— Co! Ciocia Wandzia nie żyje?
— Tak, a że pani jest jej jedyną spadkobierczynią, to pani dziedziczy po niej duży dom z całym wyposażeniem.
— Nie wiem, co powiedzieć.
— Rozumiem proszę, to przemyśleć i do mnie zadzwonić.
— Na pewno zadzwonię, gdzie się znajduje ten dom?
— W Staniątkach przy ulicy Malinowa 5 ja już sobie pójdę i czekam na telefon.
Basia odprowadziła detektywami do drzwi mężczyzna wręczył jej wizytówkę.
— Do widzenia.
— Do widzenia.
Po zamknięciu drzwi udała się do kuchni, gdzie Maria zmywała naczynia.
— Mamo kim był ten facet, z którym rozmawiałaś? — zapytała córka.
— Prywatnym detektywem.
— A czego od ciebie chciał ten detektyw?
— Powiedział, że nie żyje moja ciotka i że zapisała mi w testamencie dom.
— Mówisz poważnie? — zapytała córka.
— Tak, a chciałabyś, żebym go przyjęła?
— Mamo ty jeszcze się pytasz! No pewnie, że tak dzięki temu wreszcie się wyprowadzimy z tej klatki, co się zwie blokiem.
— Myślałam, że lubisz tu mieszkać.
— Mamo chyba żartujesz, ale skoro mamy zacząć nowe życie w nowym domu.
— Marysiu, Marysiu.
— Co! — krzyknęła córka.
— Ale nie ekscytuj się tak.
— Spoko mamuś.
Maria po tych słowach opuściła kuchnię i udała się do swojego pokoju. Po znalezieniu się w nim przymknęła drzwi. Następnie otworzyła czarny wór, po czym podeszła do biurka, które stało pod oknem, przy którym usiadła.
Wszelkiego rodzaju notatki czy rysunki oraz laurki, które kiedyś malowała dla matki podarła w drobny mak i wrzuciła do worka.
Z szuflady sprzątnęła śmieci, a potem zbliżyła się do łóżka, spod którego pudło wyciągnęła.
Następnie jego zawartość wysypała na prześcieradło, po czym zajęła miejsce obok.
Wzięła pierwszą z brzegu gazetę, a była to Czarodziejka z księżyca.
Po przejrzeniu jej wrzuciła do worka, po czym wzięła gazetę o Barbie, a później miesięcznik Wiedza i świat oraz Sztuka i malarstwo.
Na koniec podeszła do wąskiej szafki i z półek zwaliła lalki, misie, rowerek oraz mebelki do worka.
Na to do pokoju weszła jej mama dziewczyna była tak zajęta, że nawet tego nie słyszała.
— Co robisz? — zapytała Basia.
— Sprzątam swoje zabawki.
— Nie jest ci żal?
— Nie w końcu mam szesnaście lat i powinnam się zachowywać jak przystało dziewczynce w tym wieku. Już dawno chciałam to zrobić, tylko nigdy nie miałam na to czasu.
— Jestem z ciebie dumna.
— Oj przestań to są tylko zabawki! Ty mi lepiej powiedz czy dzwoniłaś do tego detektywa?
— Jeszcze nie.
— Dlaczego?
— Jutro to zrobię.
— Nie dziś.
Maria opuściła swój pokój i poszła do salonu.
— Gdzie masz wizytówkę od tego detektywa?
— Nie wiem kładłam na stoliku obok telewizora.
— Sprawdzałam tam dwa razy, ale nie ma.
Dziewczyna była zmuszona poszukać w internecie po chwili znalazła stronę biura detektywistycznego.
:— Biuro detektywistyczne słucham.
— Dzień dobry czy mogłabym rozmawiać z panem Teodorem Gajem?
— Przy telefonie, a z kim mam przyjemność mówić? — zapytał detektyw.
— Nazywam się Maria Moron i jestem córką Barbary Moron był pan dziś u nas.
Basia wyrwała córce słuchawkę.
— Bardzo pana przepraszam za córkę, powiedziałam jej o spadku i tak się nakręciła, że najchętniej by tam od razu zamieszkała.
— Czyli jak się domyślam przemyślała pani sprawę spadkową?
Kobieta spojrzała na córkę, a ta kiwała głową, żeby się zgodziła.
— Tak, przemyślałam to i postanowiłam, że przyjmę dom po ciotce.
— Bardzo mądra decyzja. W takim razie zapraszam do biura.
— A czy mogłabym przyjechać jeszcze dziś?
— Oczywiście, że tak czy godzina czternasta pani pasuje?
— Tak
Nadeszła w końcu godzina spotkania, zamówiła taksówką, gdy ta przyjechała,
to razem z córką pojechała na spotkanie.
Po dojechaniu taksówki na miejsce, kobiety wysiadły i ruszyły w stronę budynku, w którym mieściło się biuro detektywistyczne. Basia weszła do środka i podeszła do biurka, za którym siedziała młoda sekretarka
— Dzień dobry czy zastałam Teodora Gaja?
— A czy była pani umówiona?
— Tak.
— Jak pani nazwisko? — zapytała sekretarka.
— Nazywam się Barbara Moron.
Sekretarka wstała zza biurka podeszła do drzwi i otworzyła.
Detektyw, aż poderwał się z miejsca razem z sekretarką wyszedł i podszedł do Basi.
— Zapraszam do środka
Kobieta razem z córką weszła i usiadła na skórzanej kanapie.
— Pani Irenko poproszę o dwie kawki i jedną herbatę.
Detektyw po tych słowach wkroczył do gabinetu i usiadł w fotelu.
— Bardzo się cieszę że pani się zdecydowała przyjąć ten spadek.
— To dzięki córce i jej radości na to że zamieszkamy we własnym domu, dlatego się zgodziłam.
— Moja klientka Wanda Moron byłaby zadowolona, że dorobek jej życia trafi w ręce jej ulubionej bratanicy.
Sekretarka przyniosła tacę z kawą i herbatą. Postawiła na biurku i wyszła.
— Tak, a co wchodzi w skład tego spadku? — zapytała Basia.
— Już mówię firma i to nie byle jaka, bo biuro podróży o nazwie Zawieziemy cię na sam koniec świata.
— Ładnie.
— To prawda.
— Co jeszcze?
— Dom z basenem dużym ogrodem i trzysta metrowym sadem.
— Mówi pan poważnie?
— Tak.
— A czy mogłybyśmy się tam wprowadzić już dziś?
— Nie widzę żadnych przeciwwskazań, żeby pani miała tego nie robić. Jak pani chce to mogę zadzwonić do mojego przyjaciela, który jest notariuszem.
— Było by cudownie.
Detektyw chwycił za słuchawkę i wykręcił numer przyjaciela.
— Halo.
— Cześć Adam dzwonię do ciebie, bo mam sprawę.
— Jaką?.
— A taką, że jest u mnie klientka, która odziedziczyła, po ciotce majątek i chciałby jeszcze dziś podpisać akt notarialny.
— Rozumiem.
— Czy znalazłbyś czas na to?
— Pewnie
— Super to czekam.
Po tych słowach Teodor się rozłączył.
Godzinę później w drzwiach gabinetu Teodora Gaja staje notariusz .
Mężczyźni przywitali się ze sobą jak starzy przyjaciele, bo w końcu nimi byli.
Detektyw wyjął z szuflady teczkę, w której znajdował się testament, list do Basi, klucze od domu i firmy oraz numer telefonu do szofera.
Notariusz, bierze do ręki testament i go odczytuje.
Basia słuchała w skupieniu, a na samo wspomnienie o ciotce, aż jej się w oku łza zakręciła.
Maria spojrzała się na matkę i dłoń położyła na kolanie.
— Mamo czy wszystko w porządku?
— Tak kochanie.
Notariusz, po zakończeniu czytania daje Basi do podpisania akt.
Następnie go otrzymała z kluczami oraz kartką, na której był numer telefonu.
— Co to za numer?
— Do szofera.
— Nie wiedziałam, że ciotka miała szofera.
— Tak i nie tylko jego, ale i służbę też.
— Naprawdę? — zapytała córka.
— Marysiu nie zawracaj panu detektywowi głowy głupimy pytaniami.
— Ale mamo! — krzyknęła córka.
— No co mamo. Niedługo będziesz miała okazję zobaczyć dom na własne oczy.
— Wracajmy już do domu — prosiła.
— Zaraz wrócimy.
— Kiedy?
Basia była zmuszona pożegnać się z detektywem z powodu córki, która marudziła. Taksówką ruszyły w drogę powrotną, po zajechaniu przed blok wysiadły.
Po znalezieniu się w mieszkaniu Maria pobiegła do swojego pokoju, gdzie z szafy wyciągnęła torbę i wrzuciła do niej ubrania.
Basia zrobiła, to samo, a po chwili obie z bagażami siedziały w salonie.
— Mamo zadzwoń pod ten numer, co był na kartce — poprosiła Maria.
— Sama nie wiem.
— Dzwoń, dzwoń.
— Może masz rację córeczko.
— Mam, mam mamo skoro mamy, już szofera to po co wydawać pieniądze na taksówki.
Basia nabiła na telefon numer nowego szofera i podpisała, po czym nadusiła słuchawkę.
— Halo?
— Dzień dobry.
— Dzień dobry kim pani jest? I skąd pani ma mój numer?
— Nazywam się Barbara Moron i jestem nową właścicielką Staniatek. A numer był w teczce, którą dostałam od detektywa.
— Rozumiem w takim razie zaraz po was przyjadę, a jaki to adres?.
— Warszawa ulica Różana 1.
— Postaram się przyjechać jak najwięcej.
— Okej to czekamy.
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Konrad889
Potworna grafomania...moze to i historia z zycia wzieta, ale poziom denny, banalny, styl bardzo kiepski,
po co ty publikujesz te bzdety ??
Gdybys znala angielski, wiedzialabys przynajmniej co znaczy : moron...
Sama sie kompromitujesz takimi "historyjkami", chyba ze jestes w wieku maturalnym, bo jesli wiecej masz to wiedz :
sa dramatycznie infantylne...