Rozdział 6
Handlarz
Po znalezieniu się w stajni podeszła do konia imieniem Karmel i pogłaskała go.
— Nie bój się, nie pozwolę cię skrzywdzić — szepnęła.
W pewnym momencie usłyszała kroki i schowała się w boksie obok. Przez szparę w desce zobaczyła Jana.
Co on kombinuje? — zastanawiała się Magda.
Do Jana podszedł mężczyzna ubrany w koszulę w kratę, spodnie z szelkami i kalosze.
— Masz?
— Tak.
— To daj.
Jan wręczył handlarzowi plik pieniędzy. Mężczyzna je przeliczył.
— I co, zgadza się?
— Tak, jest równe pięć tysięcy.
— A więc koń jest twój.
Handlarz chwycił konia za uzdę i poprowadził go w stronę wyjścia.
Muszę go jakoś powstrzymać — pomyślała.
Chwyciła widły stojące w kącie, po czym wyskoczyła ze swojej kryjówki.
— Nigdzie pan z tym koniem nie wyjdzie, gdyż on jest mój.
— I tu się paniusiu mylisz, bo od teraz należy do mnie.
— Doprawdy?
— Tak, przed chwilą go zakupiłem. A teraz z drogi — rozkazał.
Handlarz, wściekły tym, co usłyszał, mijając ją, szyderczo się uśmiechnął.
— Prawda jest taka, że nabył pan konia nielegalnie.
— Jak to?
— A tak, Jan nie jest żadnym zarządcą, tylko zwykłym oszustem.
— Co?
— To, co pan słyszał. On jest zwykłym oszustem, a pieniądze dała mu żona.
Jan, widząc, że sprawa wymyka mu się spod kontroli i że właśnie został zdemaskowany, postanowił dyskretnie opuścić stajnię. Nie wiedział jednak, że na dworze czeka na niego policja. Tam został aresztowany.
Pięć minut później handlarz dołączył do niego w radiowozie. Do Magdy podszedł jeden z policjantów.
— Gratuluję.
— Ale czego?
— Właśnie rozbiła pani gang, który skupował konie, a potem wysyłał je do rzeźni.
— To straszne...
— Jeszcze raz gratuluję. Bez pani byśmy ich nie złapali.
Po tych słowach wsiadł do auta z zatrzymanymi i odjechał.
— Jestem z ciebie dumny — odezwał się Piotr.
— Przestań, bo się zaczerwienię. Z chwilą, gdy zobaczyłam Karmela, od razu go pokochałam. To cudowny koń i nie mogłam pozwolić, żeby stracił życie w strasznych cierpieniach.
— Twoja ciocia też go kochała.
— Naprawdę?
— Tak.
— Jak już ci wspominałam — od dziś wracasz na stanowisko zarządcy. A wieczorem wpadnij do mnie do biura.
— Tak jest, szefowo.
— Jak ci na imię?
— Piotr.
— Ładnie.
Mężczyzna niespodziewanie przysunął się bliżej, jedną ręką objął ją w pasie, namiętnie pocałował, a drugą przejechał po jej ramieniu.
— Piotrusiu, masz taki delikatny dotyk, niczym aksamit.
— Miło mi to słyszeć. Muszę ci coś wyznać.
— Co takiego?
— Z chwilą, gdy dziś rano zobaczyłem cię w oknie, nie mogę przestać o tobie myśleć.
— Zaprowadź Karmela do stajni — rozkazała.
— Już się robi.
Piotr wziął konia za uzdę i poprowadził go z powrotem do stajni.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.