Wybacz, ale inaczej nie Potrafię

Wybacz, ale inaczej nie Potrafię1.

Kamienne mury, otoczone siatką. Wszędzie, gdzie tylko spojrzałam widziałam ból w oczach skazanych. Szłam za strażnikiem, opuszczając więzienne bramy. Trudno było mi tak po prostu wychodzić po dwóch latach na wolność. Szara koszula była idealnie wyprasowana. Czuć z daleka było zapach, który kojarzył mi się z więzieniem. Tuż za mną, może kilka metrów od wyjścia stały dziewczyny w których oczach były łzy.  
- Kaja Pisz do nas! - zawołała brunetka i rzuciła się w moje ramiona,  
- Obiecuje - szepnęłam drżącym od emocji głosem.  
Spojrzałam na przyjazny wyraz twarzy strażnika. Drugi z nich stał za dziewczynami i uśmiechnął się do mnie. Jeżeli ktoś powie, że w więzieniu, nie można nawiązać przyjaźni, wyśmieje go. Ja poznałam tu niemal historię każdej osoby. Połowa z nich była tu niewinna, ale kogo to obchodziło? nikt nie przejął się losem kogoś, kto nie miał nikogo na świecie. Najczęściej takie osoby odpowiadały za coś, czego nigdy nie zrobiły. Ja wierzyłam im. Potrafiłam rozpoznać kogoś, kto zabił od kogoś, kto został wrobiony. Gdy pociągnie się za spust, na zawsze odmieni to twoje życie. Teraz byłam tego pewna. Na własnej skórze przekonałam się jak to jest zabić kogoś, a potem przez cały czas żyć z poczuciem winny. Jednak nie żałowałam. Nie żałowałam niczego, co było z tym związane. Przerażało mnie jedno. Opuszczałam więzienie z świadomością, że tam, tam gdzieś wśród tysiąca ludzi jest dwóch innych, których też będę musiała zabić. Strażnik oddał mi ubrania, papiery, zegarek. Przebrałam się w za ciasne spodnie i założyłam na głowę kaptur. Odwróciłam się i spojrzałam na dziewczyny.
- Napiszę! - obiecałam i powolnym krokiem, jakby zaraz ziemia miała usunąć się spod stup przeszłam przez więzienną bramę.
Usłyszałam metalowe trzaśnięcie bramy. Odwróciłam się i spojrzałam na odchodzącego strażnika. Zostałam sama. Sama wśród sytuacji, w której nie potrafiłam się odnaleźć. Nie wiedziałam co teraz ze mną będzie. Dokąd pójdę, gdzie się zatrzymam. Niczego nie wiedziałam. Spojrzałam w niebo, które było wyjątkowo bezchmurne. Słońce świeciło oślepiając mnie swym blaskiem. Przymrużyłam oczy i spojrzałam w dal. Sylwetka maszerującego chłopaka, wydała mi się dziwnie znajoma. Nagle do moich oczów napłynęły łzy. Tak bardzo tęskniłam za nim. Tak bardzo go kochałam.  
- Co ty tu robisz? - zapytałam, czując jakby nagle wszystko się zmieniło. Tak bardzo pragnęłam cofnąć czas. Znaleźć się przy nim dziewięć lat temu i powiedzieć mu o tym, że nosze w sobie jego dziecko.  
- Zmizerniałaś - wyszeptał bez słowa zabierając ode mnie bagaż, w którym znajdowały się najpotrzebniejsze rzeczy.  
Zaparkował niedaleko więzienia. Bez słowa wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy tak bardzo znajomymi mi ulicami. Pół godziny później zatrzymaliśmy się przed starym, zniszczonym mieszkaniem. W drzwiach czekali na mnie rodzice. Matka cały czas płakała, a ojciec nie chciał nawet ze mną rozmawiać.  
- Myślałem, że dłużej tam posiedzisz - odezwał się po chwili, opuszczając salon, w którym znajdowałam się wraz z mamą i Pawłem.  
- Ja też tak myślałam - odpowiedziałam ściszonym głosem, nie spuszczając oczów z mieszanej różnymi emocjami twarzy chłopaka.  
- Dziękuje, że ją przywiozłeś. Ja chyba nie potrafiłabym tam jechać - usłyszałam ściszony głos matki.  
Wybiegłam z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Kucnęłam przy ścianie i skuliłam się, tak jak robiłam to zawsze w więzieniu. Miałam dwadzieścia osiem lat i kompletnie nie wiedziałam co teraz z sobą zarobić. Nie miałam planu na własne życie. Nie miałam niczego. - Kaju - usłyszałam delikatny głos chłopaka
- Odejdź! zostaw mnie do cholery! - krzyknęłam okładając go pięściami. - No zostaw mnie! Słyszałeś! Odejdź! Wynoś się stad! - napadłam do niego pięściami. Okładałam go z całych sił, czując jak wszystko tracę.  
- Cii spokojnie - kołysał mnie, pozwalając bym wypłakała cały ból.
Ból, który towarzyszył mi każdego dnia, nie minął nawet teraz. Chociaż w więzieniu straciłam tylko ponad dwa lata, tak naprawdę straciłam kilka dobrych lat. Naiwność doprowadziła mnie do niczego. Planowałam wszystko latami, starałam się zrobić wszystko, by nie wpadli na mój trop. Wystarczył jeden błąd, jeden głupi papieros, na którym były moje DNA by policja zapukała do moich drzwi. Szybko wpadli na moje dane i jeszcze szybciej policja dokopała się do sprawy sprzed kilku lat. Mój adwokat zniósł o okoliczności łagodzące, spowodowane stratą dziecka i tylko i wyłącznie dlatego dostałam taki niski wyrok. Jednak teraz wolałabym dostać te dziesięć, a nawet piętnaście lat. Wolałabym siedzieć jeszcze w więzieniu, niż stać w ramionach kogoś, kogo tak cholernie zraniłam.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - usłyszałam to, czego bałam się usłyszeć od ponad dwóch lat.
- Dlaczego mnie nie odwiedziłeś? dlaczego dopiero teraz, dlaczego dopiero po takim czasie zadajesz mi to pytanie? - spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Bo byłem głupi kochana. Byłem głupi i zbyt zaślepiony tym, co wmawiali mi moi rodzice - odpowiedział, chowając twarz w dłoniach.  
- Powinieneś ich posłuchać. Nie akceptowali mnie wtedy i nie zaakceptują teraz. Przecież jestem zwykłą morderczynią. Tak jestem morderczynią - wyszeptałam, czując jak zabija mnie od środka.  
Byłam w siódmym tygodniu ciąży. Chciałam powiedzieć mu o tym, chciałam by się ucieszył. Nie wiem jak potoczyło by się nasze, moje życie, gdybym nie poszła tamtą drogą. Gdybym poszła między ulicami, zamiast skracać sobie drogę na skróty.  
- To było moje dziecko prawda? zapytał, chociaż bardziej wyczułam stwierdzenie niż pytanie.
- Jakie ma to znaczenie? przecież tego dziecka już nie ma. Zabili je. Zabili je, zostawiając mnie przy życiu - nie potrafiłam zapanować nad emocjami. - Dlaczego ani razu mnie nie odwiedziłeś? dlaczego nie przyszedłeś? dlaczego od tej cholernej rozprawy, nie napisałeś żadnego listu? pisałam do ciebie! dzwoniłam! - wyszeptałam, chcąc po raz pierwszy być z nim szczera.
- Bo nie wiedziałem co mam Ci powiedzieć. Jak Cię przeprosić. Musiałem dorosnąć, potrzebowałem czasu by zastanowić się, co mam Ci powiedzieć. To była moja wina - usłyszałam jego przygnębiony głos.
- Nie! Do cholery jasnej nie! Nie rozumiesz? - starałam się, by mój głos był delikatny i ciepły.  
- Nie! To ty niczego nie rozumiesz! - urwał mi w pół zdania.  
- To moja wina i oboje to wiemy. Gdybym zjawił się wtedy, tak jak prosiłaś. Gdybym nie imprezował z chłopakami, tylko się z Tobą spotkał. Gdybym był wtedy przy Tobie obroniłbym Was - rzekł.  
- Nie miałbyś szans. Ich było trzech. Nie wiedziałeś. Nie mogłeś tego wiedzieć - przerwałam zrozpaczonym głosem.  
- Może i nie mogłem, ale - zawahał się. - Kochałem Cię. Naprawdę chciałem Cię poślubić. Dlaczego ukryłaś to przede mną? dlaczego nie wyznałaś mi prawdy, gdy pytałem się co się dzieje? - usłyszałam żal w jego głosie.  
- Bo chciałam Cię trzymać od tego z dala. Znałam Cię. Przecież się razem wychowywaliśmy. Zabiłbyś ich. Chciałam Cię chronić. Nie przeżyłabym, gdyby coś złego Ci się stało.- wyszeptałam, przerażona nasza szczerą rozmową.  
- A ja pozwoliłem by Tobie się coś stało. Pozwoliłem byś zniszczyła sobie życie. Nie tak powinno to wszystko wyglądać. - przyznał, zapalając papierosa. Spojrzałam na fajkę i poczułam ból. Papieros, który zrujnował mi życie. - Pójdę już - szepnął i spuścił wzrok. - Cieszę się, że już jesteś na wolności. Cieszę się i mam nadzieje, że dasz nam jeszcze jedną szansę - wyszeptał i odwracając się odszedł, jakby bał się tego, co mogę mu powiedzieć.
  
              ***
Szare, zmęczone oczy matki wpatrywały się w moja twarz, a w jej oczach zobaczyłam przerażenie. Nie chciałam ponownie przysparzać jej zmartwień, ale z całą pewnością nie potrafiłam tu zostać. To miasto, spojrzenie ludzi, nienawiść ojca, wspomnienie utraty dziecka, nie chciałam katować się tak bolesnymi wspomnieniami. Nie mogłam i nawet nie chciałam tu zostać. Jedyne co, trzymało mnie w tym mieście to mężczyzna, którego nadal kochałam. I chyba dla niego, ze względu na niego musiałam wyjechać.  
- Gdzie się masz zamiar zatrzymać? - zapytała matka, nie spuszczając wzroku z zadowolonej twarzy ojca.  
- U Suzy! dzwoniłam już do niej - odpowiedziałam. Ojciec poruszył się, a jego oczach zobaczyłam zaciekawienie.  
- Chcesz mi powiedzieć, że masz zamiar zwalić się jej na głowę? i może jeszcze ją też wciągniesz w swoje głupie pomyły? - na jego twarzy zobaczyłam wściekłość!  
- Dość!! Jak możesz być taki podły! To z twojej winny nie odwiedzałam jej w więzieniu! To przez Ciebie o mało nie straciłam kontaktu z własną córką! - zwróciła się matka do ojca. - A ty moja panno wybij sobie ten pomysł z głowy. Nie chcę Cię stracić - jej głos skierowany w moją stronę złagodniał.
- Nie stracisz mamo - zapewniłam. - Tu jest za wiele wspomnień. Jestem dla ludzi morderczynią. Nikt mnie tu nie zatrudni. Muszę wyjechać dla Waszego i swojego dobra mamo - wyznałam w końcu.

Matka się poddała. Patrzyła na mnie zrozpaczonym, zrezygnowanym wzrokiem, a ja posłałam jej jeden z tych moich sztucznych uśmiechów. Suzy była moją straszą o dwa lata siostrą. Jako jedyna przysyłała mi listy i odwiedzała kilka razy w roku. Wyjechała z miasta zaraz po mojej rozprawie, by pospłacać rodziców długi. Pożyczka, którą wzięli na wynajęcie mi adwokata, okazała się poza ich możliwością. Odsetki rosły, a oni stracili chęć życia. Tak naprawdę zraniłam wszystkich. Rodzice załamali się a ojciec, zaczął mnie nienawidzić. Matka zachorowała, co ostatecznie doprowadziło do utraty pracy a przy tym do jeszcze większych długów. Suzy brała dodatkowe pracę, by zarobić na dwie rodziny. Teraz natomiast jako jedyna zdeklarowała się z pomocą i ona wpadła na pomysł, bym zamieszkała u niej. Trzysta kilometrów od domu, z daleka od bolesnych wspomnień, w obcym, wielkim mieście łudziłam się, że odnajdę szczęście. Czułam żal, ale nie potrafiłam powiedzieć chłopakowi prawdy. Bałam się, bo każda rozmowa z nim sprawiała, że cała przeszłość wracała. Napisałam króciutki list, prosząc by mnie nie szukał. Przekazałam go mamię i z spakowaną walizką, stanęłam w drzwiach. Przytuliłam się do mamy i zapewniłam ją, że bardzo bardzo ją kocham. Uśmiechnęłam się do ojca i opuściłam rodzinny dom. Postanowiłam pojechać na dworzec kolejowy, gdzie za godzinę miałam pojazd, który zawiezie mnie do nowego, innego miasta.  
Pięćdziesiąt pięć minut później wsiadłam do pociągu i pojechałam pełna nadziei, na nowe szczęśliwe życie. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2061 słów i 11066 znaków, zaktualizowała 1 mar 2017.

7 komentarzy

 
  • kat88

    Swietnie sie to czyta

    18 lut 2016

  • czarnyrafal

    Poruszasz bardzo trudny problem.Jestem ciekaw dalszego ciągu bo zaciekawiłaś mnie-zresztą nie tylko mnie.Powodzenia. <3

    8 wrz 2015

  • agusia16248

    @czarnyrafal Dziękuje

    23 wrz 2015

  • NataliaO

    prolog zawsze jest zaskakujący, Tutaj podobała mi się ta normalność, którą wprowadziłaś. Zaciekawiasz powoli czytelnika. Fajne :)

    8 wrz 2015

  • agusia16248

    @NataliaO Bardzo dziękuje za miłe słowo

    23 wrz 2015

  • Misiaa14

    Niech on ją  szuka mimo wszystko ;)  cudne ;3

    7 wrz 2015

  • agusia16248

    @Misiaa14 Dziękuje

    23 wrz 2015

  • Pina

    Prolog był bardzo ciekawy, a ta część mobilizuje do czytania kolejnych. Czekam na więcej

    7 wrz 2015

  • agusia16248

    @Pina Dziękuje bardzo :)

    23 wrz 2015

  • Roza543

    Super , kiedy nastepna?

    7 wrz 2015

  • agusia16248

    @Roza543 Może nawet w tym tygodniu :) to zależy kiedy wstanę z nową częścią w głowie :)

    7 wrz 2015

  • DemonicEagle

    Będę szczery,a więc prolog był  ciekawszy, co nie oznacza ,że mi się nie podoba. Jest fajna ta część,ale prolog był taki jakiś troszkę inny,chyba po prostu bardziej mnie wciągnął ;) Czekam na cd bo czuje że będzie to naprawdę fajne opowiadanie :)

    7 wrz 2015

  • agusia16248

    @DemonicEagle No postaram się by opowiadanie było fajne :)

    7 wrz 2015