Przeklęty cz. 8

Przeklęty cz. 8„Wolę jedno życie z Tobą niż samotność przez wszystkie ery tego świata” John Ronald Reuel Tolkien

   Zbliżała się 21, kiedy mężczyzna kończył zapinanie złotych spinek przy mankietach eleganckiej koszuli. Poprawił muchę przy kołnierzyku i właśnie sięgał po marynarkę, gdy jego wzrok przyciągnął spokojnie padający za oknem śnieg. Zamyślony, śledził pojedyncze kryształki lodu, które sunęły niespiesznie na ziemię.  
   Kiedy przed paroma dniami przybył do Wilczego Serca, zamku leżącego niedaleko Inverness, w końcu poczuł spokój. To było jego miejsce na ziemi, tu się urodził i tu chciał umrzeć. Cieszył się, że piekło, do którego wtrąciła go Nathaira, miało się wkrótce skończyć. Uśmiechając się złowrogo, pomyślał, że zanim to się stanie, wiedźma zapłaci za wszystko, co jemu i Arlene zrobiła.
   Tego wieczora znajdował się w Edynburgu, ponieważ został zaproszony na bal charytatywny, organizowany przez swojego przyjaciela, Amerykanina, Jasona Blacka. Poznali się, kiedy Jason zwrócił się do Przeklętych, by ci odbili z rąk porywaczy jego przyrodnią siostrę, Karen. Fortuny dorobił się na produkcji i doskonaleniu dronów dla wojska. Jako jeden z pierwszych zrozumiał, że najnowsze technologie, w tym właśnie drony, to przyszłość nowoczesnej armii. Przyjaciół miał kilku, wrogów pół świata. Od kiedy Przeklęci w bezwzględny i brutalny sposób rozprawili się z porywaczami siostry, on i jego rodzina mieli z bandytami spokój.
   Przyjęcie trwało w najlepsze, gdy w końcu się na nim pojawił. Sala wyglądała imponująco, przypominając komnatę Królowej śniegu. Z sufitu zwisały długie, podświetlone sople, a pod ścianami stały imitacje małych drzewek, całe w bieli, ozdobione dodatkowo malutkimi, srebrnymi bombkami, w których odbijały się  tysiące lampek. Na szklanych stołach, w kryształowych wazonach ustawiono piękne bukiety z białych, oszronionych róż. Do tego srebrne i białe świece, które swoim ciepłym blaskiem dodawały uroku i tak niesamowitemu wnętrzu.  
   Kaidan wziął kieliszek szampana, który podał mu kelner. Od razu rozpoznał Armand De Brignac Blanc de Blancs, zrobiony tylko i wyłącznie z jasnej odmiany winogron – Chardonnay. Przez chwilę delektował się wspaniałym smakiem trunku, rozglądając się za gospodarzem przyjęcia. Przy okazji zauważył, że był tu każdy, kto się liczył w brytyjskiej polityce, biznesie czy rozrywce.
   Kobiety w najdroższych kreacjach i jeszcze droższej biżuterii dumnie prezentowały swoje wyćwiczone w pocie czoła sylwetki. Mężczyźni w smokingach od najlepszych krawców, zawzięcie dyskutowali o sytuacji politycznej i ekonomicznej w kraju i na świecie, a zespół muzyczny grał największe przeboje w nowoczesnych aranżacjach. Widać było, że goście doskonale się bawią.  
   Kaidan już miał wziąć kolejny łyk szampana, kiedy ręka trzymająca kieliszek, zamarła w połowie drogi do ust. Jego skupione spojrzenie zatrzymało się na samotnej kobiecie wpatrującej się w obraz w ozdobnej ramie, który miał być tego wieczora licytowany na cele charytatywne. Chociaż stała do niego tyłem, głębokie wycięcie w kształcie litery V, sprawiało, że mógł podziwiać piękną linię jej pleców, smukłość ciała i lśniącą skórę. Długie, kasztanowe włosy były tak upięte, że spływały na jedną stronę, ukazując idealną szyję i urocze uszko, w którym skrzył się szmaragd w złotej oprawie. Zachwycająca nieznajoma miała na sobie suknię w kolorze butelkowej zieleni, z koronkową, dopasowaną górą i rozszerzającą się ku dołowi spódnicą. Najmniejszy ruch kobiety sprawiał, że miękki welur, z którego uszyty był dół sukni, delikatnie falował.  
   Kaidan ruszył ku niej, przyciągany tajemniczą, czarodziejską siłą. Dawno żadna kobieta tak go nie zaciekawiła. Nie spiesząc się, stanął koło niej i tak jak ona zaczął się wpatrywać w obraz. Malowidło przedstawiało wzburzone morze, które buzowało wściekle, jakby cały gniew świata skupił się w tym jednym miejscu. Biała piana wdzierała się głęboko w plażę, chcąc zabrać ją ze sobą niczym opierającą się brankę. Ale to burza, która szalała na niebie, wzbudzała największe emocje. Jasna, potężna błyskawica połączyła wodę z niebem niczym trójząb Posejdona. Widz, przyglądając się namalowanej scenie, musiał czuć strach przed tym niszczycielskim żywiołem.  Piękno i groza tego kadru nie pozostawiała nikogo obojętnym. Wręcz przeciwnie, wstrząsała do głębi, wzbudzając zachwyt do natury.  
   Kaidan, w prawym dolnym rogu zauważył delikatny, ledwo widoczny podpis A. Wanderer. Wanderer był obecnie najdroższym współczesnym malarzem na świecie. Nikt nie wiedział, jakiej jest płci, bo osoba ta niezwykle skutecznie strzegła swej prywatności.  Nie mogąc się dłużej powstrzymać, Kaidan skierował swoje stalowe, spojrzenie na stojącą obok niego kobietę.
   I oto nadeszła chwila, na którą czekał, aż wstrzymał oddech, gdy powoli obróciła głowę w jego stronę. Jej twarz była doskonała, w kształcie serca, z malutkim noskiem, pełnymi ustami, cerą niczym płatek białej róży, ale to oczy przyciągały całą uwagę. Duże, koloru szmaragdów, jakie dziś miała na sobie, otoczone długimi, czarnymi jak węgiel rzęsami. Zszokowany Kaidan wpatrywał się w te oszałamiające spojrzenie. W całym swoim życiu poznał tylko dwie kobiety, które miały tak wyjątkowy kolor oczu, którego nigdy nie zapomniał: Arlene i Aileen. Chociaż Aileen pamiętał jak przez mgłę, bardzo niewyraźnie, czasami miał wrażenie, że ich wspólna noc była tylko snem.

– Stanowi pani konkurencję dla tego wspaniałego obrazu. Nie rozumiem  dlaczego, taka piękność stoi tutaj sama, zamiast być otoczona wianuszkiem adoratorów – powiedział to cicho, jakby w zamyśleniu zbyt oczarowany tym, co widział. Banał, ale w jej przypadku słowa te nabierały nowego znaczenia.  

   Arlene od kilku dni była niespokojna, pełna obaw, sprzecznych emocji, radości i przerażenia zarazem. Tylko dzięki Jasonowi jakoś przetrwała ten trudny czas do dzisiejszego przyjęcia. Podczas przygotowań do balu ręce jej drżały, ciało opanowało dziwne zimno, a serce trzepotało w piersi jak zamknięty w klatce ptak. W pewnej chwili ogarnęła ją straszna panika i wtedy zadzwonił Jason, jakby doskonale wiedział, co się z nią dzieje.  

– Gotowa na swój wyjątkowy wieczór? – Jego miękki głos podziałał kojąco na jej napięte nerwy.

– Nie – jęknęła niemal z płaczem – boję się jak jeszcze nigdy w życiu.  

– Ty się boisz? Nie wierzę – przyjaciel jak zawsze starał się podnieść ją na duchu.  

– Szczerze to umieram ze strachu – Arlene wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze i z niedowierzaniem myślała, że oto nadszedł dzień, o którym śniła tyle wieków.  

– Taka wojowniczka jak ty, nie wie, co to strach. To jest wieczór, na który czekałaś tysiąc lat. W końcu znowu będziesz mogła być blisko swojego Kaidana. Ja na twoim miejscu nie mógłbym usiedzieć z podekscytowania. –  Zauważył ze śmiechem mężczyzna.  

   Jason był dla niej jak brat. Spotkali się przed dziesięciu laty, kiedy w sprawach zawodowych przebywała w Stanach Zjednoczonych, u jego dziadka, wodza plemienia Nawaho. Stary mędrzec, gdy tylko na nią spojrzał, zrozumiał, że skrywa wielki sekret.  On i jego wnuk poznali jej historię. Poczuła wielką ulgę, kiedy mogła o tym komuś powiedzieć, a szczególnie ludziom, którzy mieli w sobie ogromną mądrość i wrażliwość. To Jason wpadł na pomysł, jak zaaranżować ich spotkanie. Tym bardziej że przyjaźnił się z Kaidanem, od kiedy ten uratował jego siostrę z rąk porywaczy. Black zabrał się za organizację balu z ogromnym zaangażowaniem. Chciał by ich pierwsze spotkanie po tylu wiekach, odbyło się w scenerii niczym z bajki. Kochał ich oboje i pragnął dla nich jak najlepiej.  
   Jeszcze za nim Kaidan do niej podszedł, serce Arlene przyśpieszyło, nie wiadomo jak, ale wyczuło, że już tu jest, blisko, bliżej, tuż przy niej. Przymknęła na chwilę oczy, by opanować drżenie ciała. Tyle wieków czekania, ocean wylanych łez, lata tęsknoty i smutku i oto koniec. Nastał czas, którego tak mocno wyczekiwała.
   Powoli odwróciła się w jego stronę. Na chwilę wstrzymała oddech, gdy zapatrzyła się w ukochane rysy twarzy, w te oczy, które dla innych były niczym dwie bryły lodu, a tylko dla niej łagodne i czułe.
   W wieczorowym stroju prezentował się niezwykle elegancko. Wyglądał wspaniale, jakby urodził się przed trzydziestu laty, a nie przed dziesięcioma  wiekami. Tylko bezkompromisowe i cyniczne spojrzenie, zdradzało przeżyte tysiąclecie. Niełatwe wydarzenia odcisnęły na nim swe piętno. Na niej zresztą też. Ale oto stał teraz koło niej, ramieniem delikatnie muskając jej odsłonięte ramię. Ten niewinny dotyk sprawił, że lekko się zatrzęsła. W chwilach skrajnego załamania przypominała sobie ich wspólną noc. Pełną magii i namiętności. To wspomnienie dodawało jej sił, by sprostać kolejnym wiekom osamotnienia.  Patrzyła na niego uważnie, szukając zmian, które w nim zaszły.

– Dlaczego piękna kobieta stoi tutaj sama, zamiast być otoczona wianuszkiem adoratorów? – usłyszała.  

– Może jednak nie taka piękna – odpowiedziała, wpatrując się w niego uważnie.  

– Raczej zbyt piękna, a mężczyźni obawiają się takich kobiet. Podziwiają, kontemplują jak dzieło sztuki, stawiają na piedestale, a potem trzęsą się ze strachu, że takie bóstwo zwróci na nich swoją uwagę i wyśmieje ich mizerne umizgi – wyjaśnił jej spokojnie Kaidan.  

– A pan... też się boi takich kobiet? – spytała z prawdziwym zaciekawieniem  Arlene.

– Oczywiście, że tak – odrzekł, ale kpiący uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, przeczył wypowiedzianym słowom. – Kobieta zawsze stanowi zagrożenie albo dla męskiego portfela, albo...  – zamilkł na chwilę i nie spuszczając z niej wzroku, dokończył cicho  – … dla jego serca.  

– Rozumiem. A pan co stracił? Portfel czy serce?  

   Kaidan oderwał od niej szare oczy i zapatrzył się na groźną burzę widniejącą na obrazie. Jednym haustem dopił szampana, a pusty kieliszek oddał przechodzącemu kelnerowi. Kiedy myślała, że nie doczeka się odpowiedzi, ponownie skierował na nią chmurne spojrzenie i lekko zachrypniętym głosem odparł – serce.  
   Arlene  mocno poruszyły jego słowa. Zastanawiała się, czy mówi o niej, czy o jakiejś innej kobiecie. Przymknęła na chwilę oczy, by nie zobaczył w nich bólu, jaki poczuła na samą myśl, że mógł pokochać kogoś innego.  
   Kiedy Kaidan ponownie odwrócił się w jej stronę, po zamyślonym mężczyźnie nie było śladu. Uśmiechnął się do niej czarująco i wyciągnął w jej stronę rękę – Kaidan Smith.  

– Amber Wanderer.  

   Oboje poczuli iskry, które przeskoczyły między nimi, gdy ich dłonie się spotkały. Było to zarówno fascynujące i kłopotliwe zarazem. Kaidan zmarszczył brwi. Najpierw zerknął na ich wciąż połączone ręce, a później na nią. Nie udało mu się ukryć zaskoczenia, które na chwilę pojawiło się na jego twarzy. Szybko się jednak opanował, puścił dłoń Amber i uśmiechnął się nic nieznaczącym uśmiechem, ale wstrząs, jakiego doznał przy kontakcie ich rąk, zadziwił go bardziej, niż by chciał.  

–  Wanderer – mruknął mężczyzna – zbieżność nazwisk przypadkowa czy też... –  wskazał na obraz, przed którym stali.  

   Arlene ponownie westchnęła – nieprzypadkowa, ale byłabym wdzięczna, gdybyś nie zdradził mojej tajemnicy. Jestem tu incognito. – Uśmiechnęła się przy tym tak ujmująco, że na chwilę zagapił się na nią, zapominając o bożym świecie.  
   W tej samej chwili popłynęła muzyka z filmu „Top Gun”, „Take my breath away”. Arlene, od kiedy pierwszy raz usłyszała tę piosenkę w 1986 roku, zakochała się w niej. Od tamtej pory minęło blisko czterdzieści lat, a muzyka i słowa wciąż ją zachwycały. Zerknęła na stojącego obok mężczyznę, zauważyła, że przygląda się jej uważnie.  

– Może zatańczymy? – Kaidan wyciągnął dłoń, a Arlene bez chwili namysłu podała mu swoją.  

   Kiedy prowadził ją na parkiet, wiele kobiet patrzyło na nią z zazdrością. Urzekające dźwięki przyciągnęły na parkiet liczne grono tancerzy, aby nie wpadać na pozostałe pary, Kaidan i Arlene zmuszeni byli mocno się do siebie przytulić.
   Gdy mężczyzna wziął ją w ramiona, świat przestał istnieć. Był tylko on, ona i muzyka, która poruszała serca. Kaidan musiał użyć całej swej siły woli, żeby zamaskować stan, w jakim się znalazł, kiedy poczuł  lekko napierające na niego kobiece piersi. Ten niewinny dotyk sprawił, że krew w nim zawrzała. Tańczyli w rytm piosenki, ocierając się ciałem o ciało. Czubek głowy kobiety muskał jego podbródek. Czuł jej zapach, świeży, kwiatowy. Wtuliła się w jego ramiona, jakby tutaj było jej miejsce. Mimo że poznali się trzydzieści minut temu, Kaidan miał wrażenie, że zna ją od zawsze.  
   Arlene poczuła, jak Kaidan wzmacnia uścisk i przyciąga ją jeszcze mocniej do siebie. Jego bliskość odurzała jak narkotyk. Piosenka już dawno się skończyła i zaczęła kolejna, bardziej skoczna, ale oni wciąż kołysali się powoli, nie chcąc przerywać tej niezwykłej chwili.  
   W końcu Kaidan powoli opuścił dłoń, którą trzymał na plecach Arlene. Jej drugą rękę, którą cały czas miał w swojej, podniósł do ust i patrząc jej głęboko w oczy, złożył na niej niespieszny pocałunek. Jego srebrne oczy mówiły – będziesz moja. Poczuł, jak dreszcz wstrząsa kobiecym ciałem. Wiedział, że serce bije jej równie mocno, jak jemu. Czuli wzajemne pożądanie, które budziło się z uśpienia. Piersi Arlene unosiły się szybko, jakby przebiegła maraton, a lekko rozchylone usta kusiły swą miękkością.
   Kaidan pragnął przyciągnąć ją do siebie i posmakować tych rozkosznych warg,  ale teraz trzeba było wrócić do rzeczywistości, bo wzbudzali niepotrzebne zainteresowanie.  
   Arlene nie wiedziała, co się z nią dzieje. Namiętność, jaka ją ogarnęła podczas tańca i później, gdy całował jej dłoń, zaszokowała ją. Wzajemne przyciąganie jakie czuli, przerażało swą intensywnością. Zbyt dużo emocji w zbyt krótkim czasie. Nie tak to miało wyglądać. Potrzebowała czasu, żeby przygotować Kaidana do tego, co miała mu do powiedzenia. A wybuch tak gorących uczuć między nimi jeszcze bardziej wszystko komplikował.  
   Musiała chociaż trochę pobyć sama. Zakomunikowała swojemu towarzyszowi, że musi iść do toalety.  Nie czekając nawet na znak czy ją usłyszał, szybkim krokiem skierowała się w tamtą stronę. Na szczęście w środku nikogo nie było. Zajęła jedną z kabin i usiadła na zamkniętym sedesie, żeby dojść do siebie. Dotknęła swoich policzków i poczuła, jak są rozpalone. Właściwie to cała płonęła.  Najchętniej to by stąd uciekła.  
   Jej rozmyślania przerwało wejście dwóch kobiet. Poprawiając makijaż, plotkowały o przybyłych gościach. Arlene zaczęła uważniej słuchać, gdy padło męskie imię.

– Byłam pewna, że dziś w końcu uda mi się zwrócić uwagę Kaidana, ale musiała pojawić się ta zdzira w zielonej sukience. Gdy ją zobaczył, na nikogo innego nie zwracał już uwagi – narzekała jedna z kobiet.

– Masz pecha. Zresztą nie ty jedna ostrzyłaś sobie pazurki na Kaidana – oświeciła ją koleżanka.

– Ten mężczyzna ma sobie taki mroczny czar, któremu żadna się nie oprze. I to ciało... stworzone do nieziemskich rozkoszy.  

– Oj tak – druga z kobiet zaśmiała się znacząco, a po chwili obie panie opuściły pomieszczenie, nieświadome, że ktoś je słyszał.  

   Policzki Arlene  już wcześniej rozpalone, teraz płonęły żywym ogniem. Kaidan od zawsze wzbudzał duże zainteresowanie u płci przeciwnej i jak zauważyła, nic się pod tym względem nie zmieniło. To dlatego w pewnym momencie musiała od niego uciec, zacząć odrębne życie, bo zazdrość o niego zatruwała  ją niczym jad żmii.  
   Arlene wiedziała, że nie może chować się zbyt długo, ponieważ wieczór dopiero się zaczynał, a poza tym Jason zaraz zacznie jej szukać. Westchnęła zrezygnowana i wyszła z kabiny a gdy myła ręce, zapatrzyła się na swoje odbicie w lustrze. Oczy jej płonęły zielonym światłem, policzki zabarwił lekki rumieniec, a usta rozchyliły się w oczekiwaniu na pocałunek. Twarz jej jaśniała, jakby połknęła wszystkie gwiazdy widniejące na nocnym niebie. W końcu dotarło do niej, że ona i Kaidan znów są razem.  
   Nie miała jeszcze planu, jak mu powiedzieć, że ona i Arlene to jedna i ta sama osoba. Nie mogła tego zrobić ot tak. Musiała go na nowo poznać i przygotować na ten niewątpliwy wstrząs, który go czekał, gdy pozna prawdę. Ale to był problem na inny czas. Teraz postanowiła cieszyć się  towarzystwem ukochanego.  
   Kiedy ponownie pojawiła się na sali, zobaczyła Jasona, który również ją spostrzegł i machnął ręką, by do nich dołączyła. Stał w towarzystwie Kaidana. Podeszła do nich nieśpiesznie. Jason ujął jej dłoń i przełożył przez swoje ramię. Ten poufały gest nie uszedł uwagi drugiego z mężczyzn.  

– Zauważyłem, że już poznałeś się z moim wyjątkowym gościem – Jason zwrócił się do przyjaciela z szelmowskim uśmiechem.

– Tak – odparł Kaidan krótko. – Nie wiedziałem tylko, że ty także znasz Amber – wycedził przez zęby.  

Widać było, że poczuł się zazdrosny.  

– Och – westchnął teatralnie Jason. – Znamy się od wieków. Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi.  

– To miło – odburknął Kaidan i wziął  łyk szampana.  

– Jesteśmy jak brat i siostra – szybko dopowiedziała Arlene i spojrzała znacząco na Jasona.  

   Kaidan popatrzył na nią uważnie, ale nic nie powiedział, mimo to widać było, że chętnie by komuś przyłożył.  

– Oczywiście – dodał pośpiesznie Jason, a na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmieszek.

– Nigdy nie wspominałeś, że znasz  A. Wanderer.  

Jason wzruszył ramionami i z niewinną miną wyjaśnił – nie wiedziałem, że  interesuje cię współczesne malarstwo.  

   Obaj mężczyźni zdawali sobie sprawę, że to, co powiedział Jason, było kłamstwem. Doskonale wiedział, że Kaidan niezwykle sobie ceni obrazy Wanderer, nawet kilka wisiało w Wilczym Sercu.

– Ty też wszystkiego mi nie mówisz – mężczyzna nie wiedział, że przyjaciel ma na myśli jego tajemnicę bycia nieśmiertelnym. Zdezorientowany słowami Jasona, Kaidan zmarszczył brwi.

– Ale mniejsza oto. Teraz ty także ją poznałeś i mam nadzieję, że dotrzymasz jej towarzystwa, bo ja muszę z kimś porozmawiać. – I już go nie było.  

   Kaidan i Arlene patrzyli za Jasonem, który udał się w stronę długonogiej, olśniewającej blondynki, która chwilę temu pojawiła się na sali.

– Wciąż ją kocha – szepnęła Arlene w zamyśleniu, gdy patrzyła jak mężczyzna wita się z byłą żona.

– Lepiej dla niego, gdyby o niej zapomniał – Kaidan również wpatrywał się w tę intrygującą parę.  

– Stara się, ale nie najlepiej mu to wychodzi. Może prawdziwa miłość nigdy nie umiera – zwróciła się do niego.  

– Tak – przyznał jej rację. – Prawdziwa miłość jest wieczna, ale nie wiem, czy akurat jego taka jest.  

– Więc wierzysz w miłość do grobowej deski – Arlene, gdy to mówiła, bacznie obserwowała jego twarzy. –  Romantyk z ciebie.  

Kaidan wybuchnął ironicznym śmiechem, słysząc jej stwierdzenie. – Raczej realista. Chociaż niektórzy twierdzą, że takie zjawisko istnieje. – W tym momencie pomyślał o Arlene, nie wyobrażał sobie jednak, żeby obcej kobiecie opowiadać o swoim uczuciu do dawnej ukochanej.  

– Może masz ochotę coś zjeść? – zapytała Kaidan, bo miał dosyć rozmowy na trudny dla niego temat. – Znając Jasona, na pewno wynajął najlepszych kucharzy, by serwowali swe popisowe dania.  

   Arlene kiwnęła głową i udali się w stronę szwedzkiego stołu. Kobieta nie wiedziała, na co się zdecydować i w końcu sięgnęła po porcję lodów z bitą śmietaną.  

Kaidan roześmiał się – uczono mnie, że deser to zwieńczenie posiłku, a nie danie główne.

   Zanim mu odpowiedziała, Arlene wzięła sporą porcję lodów i włożyła sobie do ust. Z pomrukiem rozkoszy, delektowała się waniliowym smakiem. Kiedy skończyła, z błyskiem w zielonym oczach odpowiedziała, że zasady są po to, by je łamać.  
   Mężczyzna patrzył na nią, nie kryjąc już swojego pragnienia, jakie w nim wzbudziła. Srebrne oczy bacznie studiowały jej ponętne usta, zaróżowione policzki, kształtne uszka, zmysłową linię szyi i delikatne wypukłości piersi wyłaniające z koronek dekoltu. Aurora zahipnotyzowana jego spojrzeniem odłożyła łyżeczkę oraz pucharek i bez udziału woli, kierowana pobudzonymi zmysłami, powoli zbliżyła głowę do jego twarzy. Milimetr po milimetrze ich usta wychodziły sobie naprzeciw. Oddechy mieszały się ze sobą, czas stanął w miejscu, a świat przestał się kręcić. Męskie wargi już miały dotknąć kobiecych, gdy nagły, głośny wybuch śmiechu z sąsiedniego stolika brutalnie przerwał tę magiczną chwilę. Kaidan powoli się wyprostował. Milczał. Zakłopotana Arlene wodziła wzrokiem po sali.  
   Nagle mężczyzna chwycił jej rękę swoją ciepłą dłonią i zaczął torować drogę na taras. Mimo zimowej pory, drzwi wychodzące na balkon były lekko uchylone i kilka par już skorzystało z tej atrakcji. Dyskretnie oświetlony i ciepły od ognia palącego się w bezpiecznych paleniskach, szczęśliwie okazał się  pusty.  
   Gdy weszli Kaidan zdecydowanym ruchem zamknął drzwi i spojrzał na towarzyszącą mu kobietę. Nic nie mówił, ale płomień widoczny w jego pociemniałych oczach, poruszył w Arlene  głęboko uśpione uczucia, które tylko on mógł w niej obudzić do życia.  
   Mężczyzna widział ogień fascynacji w jej zielonym spojrzeniu, który trawił i jego. Podszedł do niej powoli, niczym dzikie zwierzę, które skrada się do swej ofiary. Najpierw dotknął jej policzka, delikatnie muskając go grzbietem dłoni. Potem obrysował palcem idealny kontur damskich ust. Czuł na nim jej gorący oddech. Nie spuszczając wzroku, pogładził szyję i odsłonięte ramię. Jego dotyk sprawił, że ogarnął ją żar, który sięgał także duszy i serca. To był jej mężczyzna. Jej ukochany. Jej Kaidan. Nim zamknęła oczy i poddała się chwili, zobaczyła, jak usta mężczyzny zbliżają się do jej warg. Całował powoli, nieśpiesznie, jakby mieli przed sobą cały czas świata, znacząc językiem kształt jej smakowitych warg. W końcu powoli rozchylił słodkie usta Arlene i wdarł się do środka. Jęknęła głośno, gdy ich języki się spotkały. Cała drżała, ale nie z zimna, tylko z pasji, jaką w niej obudził. Objęła go za szyję i wtuliła się w niego całą sobą. Chciała być blisko, jak najbliżej, połączyć się z nim w jedno. Kaidan tymczasem, oderwał wargi od jej rozkosznych ust i zaczął wodzić nimi po kobiecej szyi, dłonie zaś  zataczały malutkie kręgi na okrytych koronką ślicznych piersiach. Huragan namiętności, który w nim wzbudziła, przeraził go. Oderwał się od niej gwałtownie. Niecierpliwym ruchem przejechał dłonią po czarnych włosach.  
   Arlene patrzyła na niego z łagodnym uśmiechem. Z potarganymi włosami, wilgotnymi od pocałunków ustami, z senną zmysłowością widoczną w oczach wyglądała jak bogini. Lekko dotknęła jego warg długimi, szczupłymi palcami. Widząc jego zmieszanie, szepnęła – nic nie mów. – A potem odeszła, cicho zamykając za sobą drzwi.  
   Kaidan został. Oparł obie ręce na balustradzie i mocno je na niej zacisnął. To, co się wydarzyło, zaskoczyło go i poruszyło cząstkę w jego sercu, którą już dawno uznał za martwą. Niepokoiły go doznania i uczucia, które wzbudzała w nim Amber. Spojrzał w nocne niebo. Ogarnął go strach.

Marigold

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użyła 4217 słów i 24327 znaków. Tagi: #miłość #przygoda #tajemnica

4 komentarze

 
  • Użytkownik nefer

    Czytam dalej, zaintrygowany, czym to wszystko się skończy.

    19 sierpnia

  • Użytkownik Marigold

    @nefer Cieszę się, chociaż zdaję sobie sprawę, że to nie do końca Twoje "klimaty"  ;)

    19 sierpnia

  • Użytkownik Goscd

    Ekstra opowiadane

    25 kwietnia

  • Użytkownik Marigold

    @Goscd bardzo mi miło! Dzięki!!  :)

    25 kwietnia

  • Użytkownik elninio1972

    Czemu tak krótko :(

    23 kwietnia

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 aż sprawdziłam, ta część jest na trzecim miejscu pod względem użytych słów, więc nie ma co narzekać  ;) Poza tym nie wiem, czy powinnam to pisać, bo uciekniesz z krzykiem, ale zostało jeszcze 13 rozdziałów! Więc oszczędzaj oczy na kolejne  ;)

    23 kwietnia

  • Użytkownik elninio1972

    @Marigold ech ... Aż 13 ? Czy tylko 13 ?🤔 Szybko się czyta ;)

    24 kwietnia

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 czyta się szybko, pisze długo, a poprawia jeszcze dłużej  ;)

    24 kwietnia

  • Użytkownik unstableimagination

    Jest pięknie! Mam wrażenie, że coraz lepiej.

    22 kwietnia

  • Użytkownik Marigold

    @unstableimagination Dzięki! Doceniam!

    22 kwietnia