Przeklęty cz. 14 i cz. 15

Przeklęty cz. 14 i cz. 15Część 14  
     Brann po trzech godzinach niespokojnego snu, ubrał się i poszedł do kuchni. Wciąż syty po naleśnikach Amber, zrobił sobie tylko mocną, czarną kawę. W zamyśleniu popijał gorący napój, kiedy usłyszał hałas dochodzący od strony hallu. Odstawił kubek i z ciekawością zerknął, kto, poza nim, jest już na nogach.  

– Mogłem  się domyślić, że to będą ci dwaj – mruknął do siebie.

Kaidan i Cień szykowali się właśnie do wyjścia na spacer.

– Zaczekajcie na mnie! –  krzyknął i podszedł do nich energicznym krokiem.

– A ty co? –  Kaidan zdziwił się na jego widok. – Zmora cię jakaś męczy, że spać nie możesz?

– I to niejedna – odparł Brann, narzucając na siebie kurtkę – chodźmy.  

     Dzień był pochmurny, wiał zimny, północny wiatr, ale na szczęście nie padało. Cień jak zwykle pobiegł gdzieś przed siebie, a mężczyźni przez pewien czas szli w milczeniu.

– Słuchaj – zaczął nagle Brann – nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał, albo że się wtrącam.  

Kaidan spojrzał na niego zaintrygowany. Jego brat zawsze mówił prosto z mostu, co myśli, nie uciekając się do długich wstępów, a teraz jakoś nie mógł się wysłowić.

– Chodzi o Amber – w końcu wykrztusił  z siebie mężczyzna.  

– Co z nią? –  spokojnie zapytał Kaidan, chociaż domyślał się, co zaraz usłyszy.  

– Czy nie za szybko i nie za mocno zaangażowałeś się w tę relację? –  Brann patrzył z troską na przyjaciela.  

Kaidan w odpowiedzi uniósł tylko jedną brew.  

– Znasz ją raptem tydzień, a już zaprosiłeś do Wilczego Serca, zdradziłeś, czym się zajmujemy. Na twoim miejscu byłbym bardziej ostrożny.

Kaidan przystanął i zwrócił swą poważną twarz w stronę brata.  

– Wiesz doskonale, że zostało mi niewiele czasu. Może i rzeczywiście trochę szybko to się potoczyło, ale w Amber jest coś takiego, co mnie intryguje, urzeka, przyciąga jak magnes. Jest w niej jakieś światło, które rozjaśnia  mrok, który noszę w sobie tysiąc lat. Chcę być w końcu zwykłym mężczyzną,  nie wojownikiem, nie przywódcą Przeklętych czy wiecznym tułaczem.  

     Brann słysząc słowa Kaidana jeszcze bardziej się zmartwił. Z jednej strony go rozumiał, ale nie chciał przyjąć do wiadomości, że jego brat, najlepszy przyjaciel, ostoja Przeklętych się poddał. Zdenerwowało go to.  

– Amber to niezwykle śliczna i miła dziewczyna, ale nie zastanawia cię to, że pojawiła się akurat teraz, gdy do najważniejszej bitwy w twoim życiu zostało tak niewiele czasu? – wzburzony Brann musiał głęboko odetchnąć, żeby opanować nerwy. – Nie pomyślałeś, że może mieć jakiś związek z Nathairą? Instynkt mi podpowiada, że nie powinieneś jej ufać.

Kaidan cierpliwie wysłuchał argumentów brata. Kiedy ten skończył, odrzekł krótko  –  nie.

Brann, gdy to usłyszał, o mało nie rzucił się mu do gardła. Podszedł do Kaidana i wycedził  – tu chodzi o twoje życie.  

– Wiem – spokojnie odparł mężczyzna. – I dlatego pozwól, że to ja będę decydował.

– Nie pozwolę! – ryknął Brann czerwony na twarzy z wściekłości. – Nie, jeśli te decyzje są złe! Nie, jeśli mają zakończyć się twoją śmiercią!  

– Dobrze wiesz – zaczął cicho Kaidan – że to czeka każdego z nas. Przypadkiem jestem pierwszy. Nie uciekniemy od tego. A jeśli nawet – przerwał na chwilę, by wziąć oddech – to nie wiem, czy bym tego chciał.

– Co?! –  Brann nie wierzył własnym uszom. – Chcesz się poddać?

– Nie powinniśmy żyć już od bardzo dawna – zauważył Kaidan przytomnie. –  Ile bliskich nam osób pożegnaliśmy, ile zła na świecie widzieliśmy? Może już mam dosyć życia. Może  jestem ciekaw, co mnie czeka po tej drugiej stronie –  po chwili przerwy mruknął – lub kto.  

– Arlene – westchnął Brann

– Tak.

–Nie wiem, czy byłaby zadowolona, że tak ci śpieszno umrzeć – zdenerwowany Brann podniósł niewielki kamień i rzucił.

– Śpieszno?! – Kaidan spojrzał na niego jak na wariata. – Śmierć po tylu wiekach życia, ty nazywasz pośpieszną?! Chyba jaja sobie robisz.

– Hmm –  tylko tyle miał do powiedzenia przyjacielowi. –  Po prostu, ile byś nie żył, nie chcę, żebyś umarł.  

– Powoli kończy się czas każdego z nas  – zauważył Kaidan – jestem pierwszy, ale i na was przyjdzie pora.

     Brann nie wiedząc, co powiedzieć, zamilkł. Ruszyli dalej. Las, przez który przechodzili, przy ponurej pogodzie robił przygnębiające wrażenie. Gołe konary drzew stwarzały upiorne wrażenie, wyciągniętych w stronę nieba rąk. Brann mocniej nasunął czapkę na czoło. Wszędzie panowała niczym niezmącona cisza.  

Cisza przed burzą – pomyślał ponuro Brann. I nie miał na myśli zjawiska atmosferycznego, lecz coś, co miało zmienić ich dotychczasowe życie. Nigdy niczego się nie bał, ale teraz strach nie chciał go opuścić.

Jakby śmierć czaiła się gdzieś blisko, czekając na najlepszy moment, żeby pokazać, kto tu tak naprawdę rządzi.  

– Fajne miejsce – zaczął Brann, chociaż wcale tak nie myślał.

– Latem jak najbardziej – zauważył Kaidan. Spojrzał na przyjaciela, widział, że jego przyszłość mocno go gnębi, ale nic na to nie mógł poradzić. Trzeba było się z tym pogodzić.

     Wilkowi pogoń za niewidzialną zdobyczą już się znudziła i zziajany dołączył do nich. Kaidan poklepał go po mokrym karku. Miał szczęście, że w tej wędrówce przez życie towarzyszyli mu tak wspaniali ludzie, jak jego bracia i  najwierniejszy druh – Cień.  
     Cała trójka instynktownie skierowała się w stronę Wzgórza Potępionych. Brann nigdy tu nie był, ale szósty zmysł podpowiadał mu, że to jest to miejsce,  w którym  Kaidan stał się Przeklętym. Milczeli. Wpatrywali się w morze, które jak zwykle dziko waliło o skały, a bałwany to strzelały wysoko w niebo, by po chwili runąć w morskie głębiny. Zerwał się wiatr i szumiał wokół nich, jakby opowiadał ponurą historię tego kawałka ziemi. Cień się zjeżył, widocznie coś wyczuł, jakieś negatywne wibracje, które otaczały wzgórze.  

– Pokonamy Nathairę – wypalił nagle Brann. –  Ta przeklęta wiedźma nie da rady naszej szóstce – do ich grupy zaliczając również wilka.

     Kaidan nic nie odpowiedział. W głębi serca czuł, że śmierć czeka na niego z drinkiem, by go z nim wypić.  
     W milczeniu wrócili do zamku. Kaidan wykąpał Cienia, który miał na sobie połowę lasu, a następnie poszedł do sypialni, gdzie wciąż spała Amber. Mały śpioszek – pomyślał z czułością, wchodząc pod prysznic.  
     Arlene obudził szum płynącej wody. Przeciągnęła się sennie i uśmiechnęła chytrze. Odrzuciła kołdrę i podreptała do łazienki. Weszła do przestronnej kabiny prysznicowej i delikatnie przejechała rękami po mokrych, szerokich plecach Kaidana.  

– Obiecałam ci wspólny prysznic – rzekła, przyciskając usta do jego ciała. –  A obietnice trzeba spełniać.  

     Mężczyzna zamarł na chwilę, czując na skórze dotyk małych rąk. Krew momentalnie zaczęła w nim wrzeć. Odwrócił się w jej stronę i nic nie mówiąc, obserwował, jak sięga po olejek do mycia ciała, nalewa sobie odrobinę i rozsmarowuje w dłoniach. Gdy położyła ręce na jego barkach, zadrżał. Taki niewinny dotyk, a sprawił, że już był gotów.
     Arlene masowała jego ramiona, upajając się ich siłą. Nie zamierzała się śpieszyć, chciała znów poznać jego ciało tak, jak znała je przed wiekami. Kiedy stwierdziła, że barkom poświęciła wystarczająco dużo czasu, zawędrowała dłońmi na tors mężczyzny.  

O tak – pomyślała – tutaj jest co robić.  

     Zaczęła od obojczyków, delikatnie przejechała po nich paznokciami, potem bardzo powoli, otwartą dłonią przesunęła po męskich sutkach. Kaidanem wstrząsnął dreszcz, oparł głowę o kafle, jakby nagle zaczęła mu ciążyć. Oczy miał zamknięte, a usta mocno zaciśnięte. Wciąż nic nie mówił, biernie poddając się jej magicznemu dotykowi. A Arlene nie próżnowała. Nie przestawała pieścić tych dwóch guziczków, które były równie wrażliwe co kobiece. Gdy stały się bardzo twarde, nie wytrzymała i je polizała, a na koniec leciutko ugryzła.  
     Kaidan o mało nie wyskoczył ze skóry, czując jej miłosne kąsanie, ale jakoś zdołał się opanować, skrywane podniecenie zdradzały mocno naprężone mięśnie klatki piersiowej. Arlene uśmiechnęła się z satysfakcją, że ma nad ukochanym taką władzę. Chwilę jeszcze pomasowała sutki i ruszyła w swej zmysłowej podróży dalej.  
     Teraz skupiła się na płaskim brzuchu mężczyzny. Śliskimi od olejku i wody palcami wodziła po jego biodrach i talii, od czasu do czasu, niby przypadkiem, muskając miejsce, które było spragnione damskiego dotyku. Gdziekolwiek położyła swoje dłonie czuła jak ciało Kaidana jej odpowiada. Arlene napawała się swą kobiecą władzą. Robiła z nim, co chciała.  
     W końcu dotknęła go tam, gdzie tak bardzo pragnął, by jej cudowne paluszki się znalazły. Wzięła w dłoń naprężonego, pulsującego od seksualnego napięcia, członka. Śliską ręką zaczęła go bardzo powoli pieścić. Przesuwała nią od nasady aż po sam czubek. Do pierwszej dłoni dołączyła druga, gładząc jego jądra. W zaparowanej kabinie prysznicowej słychać było tylko urywany oddech obojga. Kaidan napiął wszystkie mięśnie, by nie wybuchnąć w jej magicznych rękach. Nigdy nie czuł się bardziej bezbronny jak w tej chwili, kiedy Amber znęcała się nad nim w tak mistrzowski sposób. Gładziła go, to zwiększając nacisk swoich czarodziejskich palców, to znowu tylko lekko go drażniąc.  
     Arlene patrząc w nieruchomą twarz Kaidana zmysłowo bawiła się jego twardą, pulsującą męskością. Dużo go kosztowało zapanowanie nad sobą, ale musiał wytrzymać jeszcze więcej, bo kobieta bez ostrzeżenia opadła na kolana i zaczęła muskać dłońmi najpierw jego łydki potem mocarne uda. Aż w końcu doszła do punktu, który był jej głównym celem.  
     Wysunęła język i nie śpiesząc się, sunęła nim po całej długości męskiego przyrodzenia. Zatańczyła  chwilę na końcówce i rozpoczęła drogę powrotną.  
     Kaidan, czując język Amber w tak wrażliwym dla mężczyzny miejscu, drgnął gwałtownie, dreszcz wstrząsnął jego ciałem i aż syknął przez zęby.  
     Arlene w odpowiedzi na jego reakcję uśmiechnęła się czule. Ponowiła swoją wyprawę robiąc językiem różne esy-floresy.  
     W końcu Kaidan łagodnie, ale stanowczo odsunął ją od siebie. Przez chwilę wpatrywali się w siebie intensywnie. Jego szare spojrzenie, zamglone od ognia, który w nim wznieciła, kierowało się ku wielkim, przejrzystym niczym jeziora, zielonym oczom Amber.  
     Delikatnie chwycił jej podbródek i zmusił do wstania, po czym zaatakował  miękkie, kobiece wargi swoimi. Wdzierał się do środka, penetrując gorące wnętrze jej ust swoim językiem, pokazując Amber stan, do jakiego go doprowadziła, całe swoje pożądanie, które w nim wzbudziła. Przyciskał jej ciało do kafli, napierał tak mocno, że nie wiadomo było, gdzie kończy się ona, a gdzie zaczyna on. Po długiej chwili, kiedy oboje nie mogli złapać tchu, Kaidan zaczął pieścić ucho kobiety, lekko gryząc jego płatek. Tym razem to Amber była na jego łasce. Role się odwróciły i teraz to kobiece jęki wypełniały kabinę prysznicową.  
     Mężczyzna porzucił wrażliwe ucho na rzecz łabędziej szyi. Wodził po niej przez chwilę językiem. Następnie pocałunkami zaczął znaczyć szlak niżej ku idealnym piersiom z naprężonymi różowymi koniuszkami, na których zebrały się krople wody, wabiąc go swym rubinowym blaskiem.  Drażnił je, kąsał, ssał, aż Arlene  stała się samą namiętnością, pulsującym pożądaniem. W szale dzikich doznań poraniła mu plecy paznokciami, aż Kaidan musiał mocno przytrzymać jej dłonie. Nie przeszkadzało mu to wręcz przeciwnie, uśmiechnął się z typowo samczym zadowoleniem.  
     Teraz całą jego uwagę skupiał kobiecy brzuch. Sunął po nim językiem i zębami. Klęcząc, popatrzył na Amber, ale ona była w innym świecie, w świecie erotycznych wrażeń.  
     Na swoim ramieniu położył jedną nogę kobiety. Wędrował ustami po gładkiej, wewnętrznej stronie uda aż do miejsca przeznaczenia. Językiem rozsunął miękkie płatki strzegące kobiecego rajskiego ogrodu i dotknął tego wyjątkowego źródełka. Arlene wygięła ciało w łuk, a z jej ust wydostało się przeciągłe westchnienie. Kaidan lizał to wspaniałe miejsce, delektując się cudownym nektarem, który z niej wypływał. Gdyby jej nie trzymał w talii, z rozkoszy osunęłaby się po ścianie.  
     Kiedy wyczuł, że Amber zbliża się do szczytu pozwolił sobie na ostatnie powolne liźnięcie tego apetycznego punktu, po czym oderwał się od niej i wstał.  
     Arlene podniosła ociężałe powieki, zła, że przerwał swoje miłosne pieszczoty w takim momencie. Ale Kaidan doskonale wiedział, co robi, przedłużał nadejście upragnionej ekstazy, jak tylko mógł. Oboje cierpieli udrękę niespełnienia.  
     Wsunął dłoń między kobiece uda i pogłaskał miejsce, które wcześniej dotykał ustami. Gdy znowu zauważył, że kobieta jest bliska orgazmu, zaprzestał pieszczot. Arlene w zmysłowym szale napierała na dłoń Kaidana, by w końcu uwolnił ją od tej słodkiej męczarni, ale mężczyzna ani myślał spełnić jej życzenie. Wciąż ją gładząc między udami, zaczął całować jej ucho, szyję, ramię.  

– Kaidan proszę – powtarzała jak w amoku. – Proszę.

– O co prosisz? –  zapytał ją ochrypłym głosem, nie przestając jej  pieścić.  

– Zakończ te tortury – jęknęła Arlene.

– Co chcesz, żebym zrobił? Mam w ciebie wejść? – drażnił się z nią i słowem i dotykiem.

– Tak – wydyszała.

– Powiedz to – wymruczał, cały czas gładząc największe źródło jej przyjemności.  

– Proszę cię, wejdź we mnie – resztką sił wyszeptała Arlene.  

     Gdy oboje byli o krok od ekstazy, Kaidan uniósł ją i spełnił kobiecą prośbę. Wdarł się w jej śliskie, jedwabiste miejsce, które od dawna było gotowe, by go przyjąć. Jeden ruch i był w niej cały zanurzony. Patrzył na Amber, na jej zarumienioną od ciepłej wody i erotycznych doznań twarz, na jej oczy, które lśniły tajemniczo, na usta, czerwone od pocałunków. Cały czas się jej przyglądając, zaczął się w niej poruszać, najpierw powoli, by w końcu przyspieszyć.  
     Arlene oplotła jego biodra nogami, przylgnęła do niego, najmocniej jak tylko mogła, tak, by czuć go w sobie całego. Razem sięgnęli raju, świat zatrząsł się w posadach, a potem runął w przepaść, tak samo, jak oni.
     Wciąż spleceni, powoli wracali do rzeczywistości. Coś się między nimi zmieniło. Dotknęli najczulszych miejsc w swoich sercach, gdzie do tej pory panowała noc, pełna lęków, mrocznych myśli, ukrytych koszmarów.  
     Arlene wzięła dłoń ukochanego, przyłożyła do swojego policzka i z miłością ucałowała jej wnętrze.  Kaidan patrzył na nią, a w jego oczach zapaliło światło, które stopiło lód widoczny w nich do tej pory.  

Część 15
     Wieczorny posiłek dzięki Katy i Arlene zamienił się w prawdziwą ucztę. Pierwszy raz od dłuższego czasu wszystkie miejsca wokół ogromnego stołu w kuchni w Wilczym Sercu były zajęte. Podane dania wypełniały pomieszczenie kuszącymi zapachami. Rozmowy toczyły się na najróżniejsze tematy – od pogody, polityki i sportu po plotki na temat brytyjskiej rodziny królewskiej.  
     Arlene siedziała koło Kaidana, który nie zapominał o niej ani na chwilę, nawet podczas rozmowy z którymś z braci. A to muskał ramię, bawił się jej długimi,  włosami, gładził udo. Kobieta chłonęła jego bliskość całą sobą, wciąż nie dowierzając, że w końcu są razem. Postanowiła, że dziś nie będzie myśleć o przykrych sprawach, które czaiły się gdzieś na horyzoncie.  
     Po wyśmienitym posiłku Taranis zaproponował bilard. Wszyscy ochoczo podchwycili pomysł, bo nikt nie chciał, by ten przyjemny wieczór zbyt szybko się zakończył.  
     Bardel wziął z lodówki małą skrzyneczkę piwa i całą grupą skierowali się do pokoju za salonem, gdzie stał stół do bilarda, a na ścianie wisiała tarcza do rzutek. Brann zasugerował, by dobrać się w pary i grać jeden na jednego. Sam wybrał Odhana, Taranis Bardela, Katy oczywiście Johna. Arlene miała grać przeciwko Kaidanowi.  
     Zaczynali Katy z Johnem. Mężczyźni kibicowali Johnowi, Arlene wspierała Katy. Niestety, ale kobieta nie bardzo radziła sobie z grą i jej mąż, mimo że często specjalnie nie trafiał, szybko wygrał.  
     Następnie do pojedynku stanęli Taranis i Bardel. Gra przebiegała niezwykle burzliwie, bo obydwaj dysponowali podobnymi umiejętnościami. Z zaciętymi minami wbijali bile, jedną za drugą, a w pomieszczeniu słychać było tylko odgłos wpadających do łuz kul i gniewne mruknięcia graczy. Jednym punktem przewagi wygrał Bardel. Zdenerwowany Taranis rzucił kijem o podłogę i poszedł po piwo. Źle zniósł porażkę, zresztą zawsze tak było.  

– Zachowuj się – pouczył go Kaidan – nie masz sześciu lat, żeby rzucać rzeczami.  

     Taranis w odpowiedzi kazał mu się odczepić.
     Za kije chwycili teraz Brann i Odhan. Tak samo, jak w przypadku poprzedniej pary, widać było, że przy stole bilardowym spędzili niemało czasu. Dali niezły pokaz swych umiejętności. Wszyscy świetnie się bawili, kiedy wbijali swoje bile, przyjmując różne, czasami bardzo dziwne pozy. Podobnie jak Bardel, Brann wygrał jednym punktem. Panowie przybili sobie piątki i podali kije kolejnej parze: Arlene i Kaidanowi.  

– Nie wiem, czy to sprawiedliwe, żeby Amber grała przeciwko tobie Kaidan – nagle odezwał się Bardel – grasz najlepiej z nas wszystkich, bez problemu mógłbyś przejść na zawodowstwo.  

     Arlene śmiało popatrzyła w stronę ukochanego. Odezwał się w niej duch rywalizacji jak wtedy, przed wiekami, podczas turnieju łuczniczego. Uniosła jedną brew i spojrzała w stronę wikinga.  

– Rozumiem, że gdybym zaproponowała zakład, postawiłbyś na Kaidana? – buńczucznie zapytała Arlene.  

     Bardel przyjrzał się jej z zainteresowaniem. Zauważył zadziorny błysk w jej oczach i zrozumiał, że wcale nie jest taką amatorką, jak się im wydaje.  

– Ok. Widzę, że szykuje się gra na śmierć i życie. Ustalmy zasady. Odbędą się trzy rundy, ostatnia wyłoni zwycięzcę.  

– Na śmierć i życie? –  powtórzył za nim Kaidan i parsknął śmiechem.

Arlene powoli odwróciła się w jego stronę. – Boisz się? –  zakpiła.  

Kaidan słysząc ton jej głosu, zmrużył oczy. Podszedł do niej tak blisko, że kobieta musiała wysoko zadrzeć głowę, by móc spojrzeć w jego szare oczy.  

– Na śmierć i życie – wycedził przez zęby.

– Przyjmuję zakłady! – krzyknął Bardel. Czuł, że szykuje się niezły pojedynek.  

     Brann, Odhan i John postawili na Kaidana, Katy i Bardel na Arlene. Taranis nikogo nie obstawiał, stwierdził, że dziś będzie neutralny jak Szwajcaria.
     Kaidan wskazał na Amber, by rozpoczęła grę rozbiciem. Kobieta pochyliła się nad stołem i mocnym, szybkim ruchem kija uderzyła w białą bilę. Kule potoczyły się w różnych kierunkach.  Dwie z nich, tak zwane pełne, wpadły do łuz. Arlene uśmiechnęła się triumfalnie. Kaidan pokiwał z uznaniem głową.  

– Świetnie Amber – krzyknęła Katy i aż klasnęła z radości.  

– To dopiero pierwsze uderzenie, Katy – pouczał żonę John.  

     Jako że za pierwszym razem udało jej się umieścić w łuzach pełne bile o numerach jeden i trzy, grała dalej. Okrążyła stół w poszukiwaniu najdogodniej położonej kuli. Znalazła.  

– Teraz bila numer sześć – poinformowała resztę towarzystwa.  

     Kula nie znajdowała się w idealnej linii do kieszonki, do której miała wpaść, dlatego kobieta nie celowała w sam jej środek, tylko trochę bardziej w prawą stronę. Powoli przymierzyła się do uderzenia.  
Tak – pomyślała – powinno się udać. Kij dotknął bili dokładnie w miejscu, w którym chciała. Zielona kula potoczyła się energicznie do łuzy. Wciąż pochylona nad stołem, Arlene spojrzała jaśniejącymi oczami na Kaidana. Mężczyzna w odpowiedzi uniósł  jedną brew.  
     Katy ponownie pisnęła z radości. Arlene wyprostowała się. Na stole pozostało dwanaście kul. Wciąż to ona miała prawo gry. Obeszła stół raz, potem drugi, by przyjrzeć się położeniu bil. Upatrzyła sobie niebieską i pomarańczową.

– Teraz numer dwa i pięć.  

     Tym razem nie było tak łatwo, jak poprzednio. Przymierzyła się do uderzenia, ale coś jej nie pasowało, więc się wyprostowała, by ponownie przeanalizować tor, jakim powinna potoczyć się kula.                                  
     Będzie trudno, ale nie ma rady – pomyślała Arlene i przyłożyła kij do bili prawie pionowo. Katy aż wstrzymała oddech, widząc, co robi kobieta. Arlene popchnęła kij ze średnią siłą i patrzyła, co się wydarzy. Mało nie podskoczyła z radości, kiedy do łuzy wpadły wskazane kule. Opanowała się jednak i z wyższością zerknęła na swojego przeciwnika. Kaidan nic nie mówiąc, złożył jej głęboki ukłon.  
     Jakoś okiełznała emocje i kolejny już raz obeszła stół, wnikliwie analizując układ bil. Zostały jej trzy, ale były na bardzo złej pozycji. Arlene nie liczyła na wiele. I rzeczywiście, tym razem kula odbiła się od ścianki stołu i potoczyła się w przeciwnym kierunku do zamierzonego. Rozczarowana Katy głośno jęknęła. Arlene bez słowa odsunęła się od stołu, robiąc miejsce Kaidanowi. Ten przechodząc koło niej, palcem wskazującym uniósł jej podbródek do góry i mocno pocałował.  

– To na szczęście – szepnął i całą uwagę skierował na stół bilardowy. W skupieniu studiował położenie  kul.  

– Dziewiątka – poinformował Arlene i pozostałych. Uderzył pewnie, z wyczuciem i celnie. Numer dziewięć zakołysał się efektownie w kieszonce, by po chwili w niej zniknąć.  

Kaidan zmrużył oczy i zaczął analizować kolejne uderzenie.  

– Piętnaście, jedenaście i dwanaście.  

     Pozostali aż sapnęli, słysząc, ile kul zamierza ulokować w łuzach. Po chwili nawet się specjalnie nie przymierzając, umieścił  bile tam gdzie chciał.

– Brawo – Brann z uznaniem pokiwał głową, za to Katy krzyknęła głośno, zawiedziona.  

     Kaidan zerknął na Amber, która patrzyła na niego z kamienną twarzą. O mało nie parsknął śmiechem, widząc jej naburmuszoną minę.  
     Ponownie całą uwagę skupił na sytuacji na stole.  

– Numer czternaście – zakomunikował.  

     Podczas uderzenia, kula minimalnie dotknęła czarnej bili. Zgodnie z zasadami, taka sytuacja była faulem i grę rozpoczynał przeciwnik.  
     Arlene bez słowa wyminęła Kaidana. Zostały jej dwie bile. Intensywnie myślała nad strategią.  
     Za to Kaidan podszedł do stolika, gdzie stało jego piwo i popijając, przyglądał się Amber. Nigdy by nie zgadł, że ma w sobie takiego ducha rywalizacji. Przypomniał sobie inną kobietę, która też nie mogła oprzeć się żadnego wyzwaniu. Powoli ześlizgnął się wzrokiem po niezwykle zgrabnej sylwetce Amber. Gdy na niego patrzyła, zła, za umieszczenie trzech bil w łuzach za jednym uderzeniem, miał wrażenie, że cofnął się tysiąc lat i patrzą na niego inne, zielone oczy. Potrząsnął głową, by wyrzucić z niej niepotrzebne myśli i skupił całą uwagę na Amber, która w tym momencie ulokowała swoje dwie ostatnie bile w kieszonkach. Umieszczenie czarnej w łuzie, było już tylko formalnością.
     Katy podeszła do kobiety i mocno ją uściskała. Brann, Odhan i John kiwali z podziwem głowami, a Bardel krzyknął – dobra robota! Arlene powoli odwróciła się w stronę Kaidana, uniosła wojowniczo podbródek.  
Mężczyzna nie spiesząc się, podszedł do niej.  

– Gratulacje – uśmiechnął się. –  Ale przed nami jeszcze dwie rundy, kochanie –  zauważył złośliwie, wiedząc, że swoimi słowami zdenerwuje Amber. I miał rację, bo kobieta zacisnęła gniewnie usta.  

– Teraz ja zaczynam – zauważył spokojnie.  

     Ułożył wszystkie kule w trójkącie. Energiczne rozbicie sprawiło, że trzy połówki znalazły się łuzach. Kolejne uderzenie i dwie następne zaliczyły kieszonki. Kaidan zakończył rundę, nie dając Arlene możliwości wykonania ani jednego uderzenia.  

– Imponujące – wycedziła przez zęby. Nie znosiła przegrywać, niestety widząc grę Kaidana, były na to duże szanse.

     Rozpoczynała się runda numer trzy. Decydujące starcie. Napięcie patrzących udzieliło się graczom. Kaidan i Arlene spoglądali na siebie wyzywająco.

– Powodzenia – rzucił w stronę kobiety Kaidan. W odpowiedzi usłyszał niecenzuralne słowo. Mężczyzna roześmiał się głośno.

     Ostatni pojedynek rozpoczynała Arlene. Tym razem przypadły jej bile –  połówki. Kobieta obeszła stół raz, drugi, trzeci, pilnie przyglądając się rozkładowi widocznemu na zielonym suknie. Ze zmarszczonymi brwiami rozmyślała o tym, jak to rozegrać. W myślach odrzucała kolejne możliwości. W końcu zdecydowała.

– Bila numer czternaście.  

Uderzyła. Niestety zbyt delikatnie i kula zatrzymała się tuż przed łuzą.  

– Szlag – mruknęła do siebie.  

     Nic nie mówiąc, Kaidan podszedł do stołu. Dokładnie przyglądał się każdej bili. Kucnął, żeby mieć lepszy obraz położenia poszczególnych kul.  

– Numer trzy i cztery – oznajmił.  

     Powoli pochylił się nad suknem, ostrożnie umieścił kij i z taktem uderzył. Kule koloru czerwonego i filetowego wpadły do łuzy. W pokoju panowała niczym niezmącona cisza. Brann, Odhan, Taranis, Katy i John stali blisko stołu i bacznie przyglądali się rozgrywce, a zapomniane piwo czekało gdzieś z boku.  
     Kaidan z satysfakcją pokiwał głową, patrząc przeciągle na Amber.  
     Arlene milczała. Miała świadomość, że gra przeciwko prawdziwemu mistrzowi. Mężczyzna ponownie całą uwagę przekierował na stół. W oczy rzuciła mu się zielona bila.  

– Sześć.  

     Spokojne przyłożenie kija i kula pomknęła do celu. Powoli obszedł stół, nie spuszczając z niego wzroku. Kiedy mijał Amber, przejechał dłonią po jej szczupłym ramieniu i poszedł dalej. Arlene nie chciała się przyznać, ale zelektryzował ją ten mimowolny dotyk.  

– Czas na brązową – poinformował spokojnie.  

     Niestety tym razem uderzenie było ciut za mocne i bila odbiła się od kantu stołu.  
Arlene pokiwała z satysfakcją głową. W końcu czas na nią. Kaidan  uprzejmie zrobił jej miejsce.

– Teraz ja żądam pocałunku na szczęście – Arlene z pokerową miną zwróciła się do mężczyzny.

     Kaidan uniósł wysoko brwi, a podchodząc, uśmiechał się szeroko. Wyjął kij z jej rąk, położył obok swojego i niespiesznie wziął ją w ramiona. Delikatnie przechylił do tyłu i pocałował. Ale jak! Najpierw musnął jej usta swoimi, potem językiem powoli je rozchyli i wsunął go do środka. Rozkoszował się ciepłem kobiecych warg, jej smakiem. Pocałunek sprawił, że zapomnieli o całym świecie. Dopiero znaczące chrząknięcie Bardela, sprowadziło ich na ziemię. Oszołomiona Arlene oderwała się od ukochanego. W lekkim amoku wzięła kij i podeszła do stołu. Głęboko odetchnęła, by wrócić do równowagi po podniecających doznaniach. Minęła dłuższa chwili nim ponownie mogła skupić się na tym, co było na stole. Wciąż jej sześć kul czekało na trafienie.  

– Numer piętnaście – oznajmiła.

     Bila gładko potoczyła się do swojego miejsca przeznaczenia. Dumając nad  dalszą strategia, to kucała, to się podnosiła, żeby podjąć jak najlepszą decyzję.  

– Dziesięć.  

     Panującą w pokoju ciszę, przerywały tylko jej komunikaty i uderzenia kija  o bile.  
     Arlene, by wykonać dosyć ryzykowne trafienie, sięgnęła po widełki. Udało się! – aż podskoczyła z radości, gdy bila koloru niebieskiego potoczyła się  wprost do łuzy.  

– Dobra robota – pogratulował jej rywal.  

     Ona i Kaidan mieli po tyle samo kul. Napięcie rosło. Katy, złożone jak do modlitwy dłonie, przyłożyła do ust. Mężczyźni nie spuszczali oczu z tego, co się działo na stole. Tylko Kaidan niedbale oparty o ścianę, spokojnie obserwował całą sytuację.  
     Arlene po raz setny obeszła stół, szukając dogodnej pozycji, by oddać celne uderzenie.  

– Jedenaście.  

     Kula  pomknęła nieśpiesznie do odpowiedniej kieszonki. Zebrani kiwali głową z podziwu. Zostały jej trzy, Kaidanowi cztery. Niestety, ale kolejna kula Arlene trafiona trzonkiem zbyt mocno, odbiła się od łuzy i potoczyła się z powrotem na środek zielonego sukna.  Ze złości o mało nie rzuciła kijem  jak wcześniej Taranis.  
     Kaidan odepchnął się od ściany. Dokładnie przyglądał się żółtej, niebieskiej, pomarańczowej i brązowej kuli. Układając strategię, obracał swój kij w dłoniach. Jego czarne włosy lśniły w świetle lampy. Już wiedział, co robić.  

– Jedynka i dwójka – zadeklarował mężczyzna.  

     Żółta bila znalazła się tam, gdzie chciał, ale niebieska zaprotestowała i zatrzymała tuż przed łuzą.  
Na taki niefart Kaidan wzruszył tylko lekceważąco ramionami.  

– Bywa – odparł. I oddalił się na swoje miejsce pod ścianą.  

     Arlene w zamyśleniu stukała palcem po policzku, rozmyślając nad   położeniem swoich kul. W myślach rozgrywała całą partię, nie spieszyła się. W końcu zdecydowała się na bilę pomarańczową.  

– Trzynastka.  

     Trzynastka nie okazała się pechowa i śmignęła do kieszonki aż miło. Nikt nic nie mówił, do końca gry mogło się jeszcze dużo wydarzyć.  

– Teraz czternaście – zdecydowała Arlene. Zielona bila pomknęła do łuzy, ale długo zastanawiała się, czy wpaść, bo tańczyła nad nią w nieskończoność. W końcu znalazła się w środku. Kobieta lekko odetchnęła. Została jej jedna bila. Przez ramię spojrzała na stojącego w cieniu Kaidana. Ten podniósł kciuk do góry, gratulując.  

     Niestety Arlene ucieszyła się za wcześnie. Bila z numerem dwunastym ześlizgnęła się z końcówki kija i potoczyła nie tam, gdzie powinna. Zła, pomaszerowała do stolika z piwem i wzięła spory łyk, by uspokoić nerwy.  
     Kaidan przez chwilę się nie ruszał, obserwując Amber. Nawet pełna złości, była tak urzekająco piękna, że nie mógł wyjść z podziwu nad jej urodą. Do tego emanowała subtelnym erotyzmem, który rezonował z każdą komórką jego ciała.  
     W końcu się zebrał i ruszył do stołu. Miał  trzy kule,  Amber jedną, ale to on był teraz w  grze, więc  sytuacja nie była zła.  

– Numer dwa.  

     Przyłożył kij, parę razy markując uderzenie. Poprawił palce, rozluźnił rękę trzymającą koniec kija i delikatnie popchnął. Kolor niebieski zameldował się w kieszonce.  
     Arlene z ogromną przyjemnością patrzyła na mężczyznę, na jego wyćwiczone ciało, długie i umięśnione nogi w wytartych jeansach, szerokie ramiona, które fantastycznie wypełniały koszulkę polo, na skupioną twarz. Biła od niego męska energia i zniewalający urok.  
     Ale gra toczyła się dalej.  Zostały  dwie kule. Kaidan pewnie umieścił piątkę w łuzie. Została bila numer siedem. Brązowa. Żeby wygrać, powinien umieścić ją w najbardziej oddalonej kieszonce. Problem polegał na tym, że musiała  przebyć całą długość stołu, po drodze omijając niezwykle blisko położoną czarną kulę.  

– Raz kozie śmierć – mruknął do siebie i uderzył mocno. Niestety użyta siła była zbyt duża, bila odbiła się od kieszonki i wróciła w to samo miejsce. Spojrzenie Kaidana powędrowało w stronę Amber. Uniosła wysoko brwi, jakby mówiąc, jak mogłeś to schrzanić.  

     Arlene krocząc jak królowa, z wysoko uniesioną głową, podeszła do stołu. Jej ostatnia bila ułożyła się niedaleko łuzy. Jeden ruch ręką i kula schowała się w środku stołu. Teraz przyszła kolej na czarną, która podzieliła los koleżanki. Wygrała! Posypały się gratulacje, pieniądze z zakładu przechodziły z rąk do rąk. Katy krzyczała, jakby to ona zwyciężyła.  
Kaidan podszedł do Arlene, uśmiechając się jednym kącikiem ust.  

– Nie mogłem przegrać z godniejszym przeciwnikiem – powiedział do niej, otulając ją swoimi ramionami. –  W nagrodę będziesz mogła zrobić z przegranym, co tylko będziesz chciała.  

Arlene odchyliła głowę, by spojrzeć w jego przystojną twarz.  

– Co będę chciała? – spytała zaintrygowana propozycją. – Absolutnie wszystko?  

– Czekam na twe rozkazy, pani  – odrzekł,  po czym pochylił głowę i namiętnie pocałował.

Marigold

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użyła 5686 słów i 32826 znaków, zaktualizowała 17 maj o 17:39. Tagi: #miłość #przygoda

3 komentarze

 
  • Użytkownik nefer

    Zarówno opis sceny pod prysznicem, jak i gry w bilard bardzo udane. Chciaż główny moment posuwający akcje do przodu to rozmowa z Brannem.

    2 tyg. temu

  • Użytkownik Marigold

    @nefer cieszę się, że się podobało  ;)

    2 tyg. temu

  • Użytkownik elninio1972

    Bomba, jak zawsze  <3

    17 maja

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 Staram się jak mogę, dwoję się i troję, po nocach nie śpię byle tylko czytelnik był zadowolony  ;)  Bardzo Ci dziękuję za komentarz, każdy jest dla mnie na wagę złota! Cieszę się, że śledzisz Przeklętego, bo kawał serca oddałam historii Kaidana i Arlene. Z myślą o Tobie zwiększyłam ilość wrzucanych rozdziałów  ;)  Dzięki!

    17 maja

  • Użytkownik elninio1972

    @Marigold jeśli z myślą o mnie, to dzięki Ci o Pani :)  
    Serio, fajna opowieść. Moze ktoś by chciał ja wydać?
    Było by to extra

    17 maja

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 Zrobiłeś mi dzień swoim komentarzem, ba cały tydzień! Dzięki wielkie  <3  ;) Wydanie własnej twórczości marzenie każdego piszącego  ;)  Przez Ciebie teraz nie zasnę (może i dobrze, za pisanie się wezmę)  ;)  Dzięki!  ;)

    17 maja

  • Użytkownik elninio1972

    @Marigold no i teraz mam wyrzuty sumienia, jeśli nie zaśniesz  
    Ech... Następnym razem będę bardziej powściągliwy w komentarzach ;)  
    Ale cierpliwie poczekam na ciąg dalszy. Warto :)

    17 maja

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 Śpieszę donieść Twojemu sumieniu, że udało się zasnąć, chociaż parę rund z poduszką trzeba było stoczyć  ;)  Powoli, powoli zbliżamy się do końca opowieści, a kiedy miniesz ostatnią kropkę oczekuję rzetelnej recenzji!   ;)

    18 maja

  • Użytkownik elninio1972

    @Marigold nie omieszkam opisać swoje krytyczne uwagi, bądź pochwały ;)

    18 maja

  • Użytkownik unstableimagination

    Brawo! Fascynujący pojedynek bilardowy :) Najprzyjemniej jednak czyta się scenę pod prysznicem. Cieszę się, że jest tak długa i pełna jakże miłych szczegółów :)

    16 maja

  • Użytkownik Marigold

    @unstableimagination Wiedziałam, że scena pod prysznicem wygra z bilardem, chociaż ja wolę tę z bilardem  ;)  a szczegółów uczę się od Mistrza  ;) chociaż to jest baaaaardzo trudne, ale powoli, powoli idzie ku dobremu  ;)

    16 maja

  • Użytkownik unstableimagination

    @Marigold a ja w międzyczasie staram się być mniej rozwlekły :) co dla mnie jest jeszcze bardziej trudne :)

    16 maja

  • Użytkownik Marigold

    @unstableimagination oddaj mi trochę swojej wyobraźni! Poratuj biedną autorkę!

    16 maja