Przeklęty cz.20

Przeklęty cz.20Kaidan, zamiast pracować, wpatrywał się Moray Firth. Minęły już ponad trzy tygodnie, od kiedy dowiedział się wstrząsającej prawdy o Arlene, ale emocje wciąż w nim buzowały, jakby to było wczoraj. Z gniewnie ściągniętymi brwiami na nowo przeżywał to, co się wtedy wydarzyło.  

Arlene, piękna i równie fałszywa, jak matka – pomyślał Kaidan.

     Zwinął dłoń w pięść i ze złością uderzył nią o oparcie fotela. Wciąż nie mógł uwierzyć, że jego ukochana, którą nosił w sercu tyle stuleci, okazała się wyrachowaną intrygantką. Kochał kogoś, kto tak naprawdę nie istniał. Żył iluzją taki szmat czasu i to go doprowadzało do furii. Mała kokietka, która go ośmieszyła. Zastanawiał się, ile z tego, co mu przed wiekami mówiła, było prawdą.  

Uśmiechnął się smutno – pewnie nic.  

     Wciąż od nowa analizował jej zachowanie. Wydawało się, że naprawdę go kocha, że zależy jej na nim.  

Świetna z niej aktorka – gorzko przyznał Kaidan – kiedyś i teraz. Zasługiwała na Oscara.  

Te ponure rozmyślania przerwało pukanie do drzwi i głos Branna.  

– Cześć Kaidan, widzę, że ciężko pracujesz – zauważył z ironią mężczyzna, spoglądając na  brata bezczynnie wpatrującego się w morze.  

– Miałeś być dopiero w piątek, a dziś jest wtorek. Co cię tu tak szybko przygnało? – zapytał beznamiętnie Kaidan.

– Musimy porozmawiać – zaczął Brann ostrożnie. Wiedział, że to, co ma do przekazania, mocno go zdenerwuje, jednak musiał to zrobić.

– Ponad tydzień temu był tu Jason i tak samo rozpoczął rozmowę. – wyjaśnił chłodno Kaidan.  – I źle się to dla niego skończyło.  

– Wiem, rozmawiałem z nim – Brann stukał niecierpliwie palcami po oparciu fotela. – Szczerze, to nie chcę oberwać jak on – dodał z wisielczym humorem.  

– Więc nie mów nic, czego nie chciałbym usłyszeć – poradził mu szorstko brat.

Mężczyzna parsknął ironicznie – nie da się.  

     Rozsierdzony Kaidan jednym ruchem obrócił się na fotelu i spojrzał na Branna z morderczym wyrazem twarzy.  

– Jeśli to, co masz do powiedzenia, wiąże się z Arlene, to nie trudź się, nie mam zamiaru tego słuchać. – Po czym zerwał się z siedzenia i ruszył do drzwi. Brann także się poderwał i mocno chwycił brata za ramię, chcąc go powstrzymać przed wyjściem i zmusić do wysłuchania tego, z czym do niego przyjechał.

Dwaj niebezpieczni mężczyźni mierzyli się nawzajem wzrokiem.  

– Zabieraj rękę – wycedził Kaidan, patrząc groźnie na przyjaciela.

– Jest coś, co musisz wiedzieć – Brann nie dawał za wygraną.

– Ostatni raz powtarzam, zabieraj rękę – mężczyzna ledwie wymówił te słowa, tak mocno zaciskał zęby.
  
– Kaidan, ona mówiła prawdę! Nigdy nie była w zmowie z Nathairą. Wiedźma skrzywdziła własną córkę równie mocno co ciebie! – Brann prawie wykrzyczał to zdanie.  

     W stalowych oczach przez chwilę pojawiło się zaskoczenie, ale potem zastąpiła je pogarda. Usta mężczyzny wykrzywiły się w lekceważącym grymasie.  

– Ciekawe co sprawiło, że nagle zmieniłeś o niej zdanie? – Kaidan patrzył na brata uważnie. – Czym cię przekupiła? Może ciałem? – dodał wzgardliwie.

     Brann odskoczył od niego jak oparzony. Zraniony i rozsierdzony posądzeniem o tak wstrętny czyn, wziął torbę, z którą przyszedł, rzucił na biurko i bez słowa, głośno trzaskając drzwiami, wyszedł.  
     Po chwili Kaidan usłyszał ryk zapalanego silnika land-rovera i pisk odjeżdżającego samochodu.  
Zrezygnowany, położył dłonie na biodrach i spojrzał na Cienia, który leżał na swoim posłaniu koło biurka.  

– Chyba się trochę zdenerwował – zauważył Kaidan. Wilk szczeknął, a jemu wydawało się, że usłyszał słowo „idiota”.  Pokiwał tylko głową, jakby się z nim zgadzał.

     Podszedł do biurka i spojrzał na leżącą na nim torbę. Wpatrywał się w nią parę długich minut, nie wiedząc, czy od razu ją wyrzucić do śmieci, czy może jednak do niej zajrzeć.  
     W końcu dał za wygraną i ostrożnie pociągnął za zamek, jakby bał się, że zaraz wybuchnie. Zdziwił się, gdy zobaczył książki, dużo książek.  
     Wyciągnął jedną z nich. Przejechał dłonią po bardzo starej, zniszczonej, skórzanej okładce. Z każdą chwilą jego osłupienie rosło. Oprawa nie zawierała żadnego tytułu, podpisu, nic.  
Delikatnie otworzył ją na pierwszej stronie. Jego oczom ukazały się napisane starannym pismem zdania.

Pamiętnik – pomyślał.  

     Z trzaskiem zamknął księgę i odłożył na blat, jakby go oparzyła. Domyślał się, czyje to mogą być zapiski. Podszedł do barku i nalał sobie whisky, bo czuł, że bez alkoholu nie da rady przez to przebrnąć.  
     Powoli ruszył do biurka i usiadł na fotelu, nie spuszczając wzroku z pamiętnika. Piekło i szatani – zaklął w duchu i chwycił za zeszyt. Rozsiadł się wygodnie, skrzyżowane nogi położył na blacie i zaczął czytać.  
     „Gdy cię zobaczyłam, łzy leciały mi po policzkach, bo byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie zważając na innych ludzi, zaczęłam do ciebie biec. Kiedy pełna radości myślałam, że tylko chwila dzieli mnie, by znaleźć się w twoich ramionach, wpadłam na coś, co przypominało niewidzialny mur. Chciałam go wyminąć, ale to coś nie dawało za wygraną.  
     Gdzie bym się nie ruszyła, mur razem ze mną. Zaczęłam w niego tłuc pięściami, ludzie gapili się na mnie, jak na wariatkę, ale nie zwracałam na to uwagi. Łzy szczęścia zastąpiły łzy rozpaczy. Wołałam cię tak długo, że w końcu głos odmówił mi posłuszeństwa. Byłeś tak blisko, tak blisko, a ja nie mogłam się do ciebie dostać. Nie widziałeś mnie, nie słyszałeś, jak wzywam cię rozpaczliwie. W końcu odszedłeś.  
     W tym momencie zrozumiałam, że Nathaira mówiła prawdę, że dopiero spotkamy się za tysiąc lat. Nawet nie wyobrażasz sobie, ukochany, co się ze mną wtedy działo. Zaczęło się dla mnie piekło na ziemi. Byłam jak twój cień, zawsze niedaleko, tęskniąca za tobą tak mocno, że czasami myślałam, że postradam zmysły. I nieraz tylko cienka granica dzieliła mnie od tego”.

Kaidan wstrząśnięty lekturą, czytał dalej.  

     „Nie wiem, jak oni się zorientowali, że jestem kobietą. Starałam się być bardzo ostrożna. Ścięłam włosy, miałam specjalną opaskę, żeby ukryć piersi, rzadko się myłam. Jak tylko mogłam, trzymałam się na uboczu.  
     Wszelkie środki ostrożności zawiodły. Dwóch obleśnych drabów czekało na mnie po zmroku, kiedy wracałam do koszar. Wyszli z cienia i na mój widok zaczęli rechotać jak żaby.  

– Zobacz Rob, paniusi zachciało się za chłopaczka przebierać – jeden z nich, wciąż głupio się śmiejąc, zaczął się do mnie zbliżać, natomiast drugi nie spuszczał ze mnie pożądliwego spojrzenia.  

     Ogarnął mnie strach. Nim pomyślałam, jak się obronić, pierwszy wielkolud powalił mnie na ziemię. Uderzenie o twarde podłoże sprawiło, że zamroczyło mnie na chwilę, a z płuc wyleciało całe powietrze. To wystarczyło, by cuchnący jak obora brutal położył się na mnie. Był tak ciężki, że nie mogłam się ruszyć. Zaczął zdzierać ze mnie ubranie, z obrzydzeniem poczułam, jak jego szorstkie ręce miętoszą mi piersi. Wsadził dłoń w spodnie, żeby dotknąć mojego krocza. Zaczęłam walczyć. Rozorałam mu paznokciami policzek. Wściekły, uderzył mnie z całej siły w twarz.  
     Na moment ogarnęła mnie ciemność, z trudem wracałam do rzeczywistości. Gdy się ocknęłam, czułam chłód na udach, a zwyrodnialec ściągał z siebie spodnie. Nawet nie wiem, w którym momencie sięgnęłam po jeden z noży, który zawsze miałam przy sobie, schowany w cholewach butów. Kiedy znowu się na mnie położył, chcąc mnie zgwałcić, wbiłam go prosto w jego brzuch, aż po sam trzonek, przekręcając jeszcze rękojeść.  
     Drugi z tych bydlaków gapił się na nas, nie wiedząc, że właśnie dźgnęłam jego kompana. Kiedy w końcu zwaliłam z siebie wielkoluda, wyciągnęłam z jego ciała sztylet i jednym, płynnym ruchem rzuciłam nim w drugiego oprycha. Trafiłam prosto w serce. Wciąż się na mnie z niedowierzaniem gapił, kiedy padał martwy.  
     Po tym wszystkim biegłam przed siebie, jakby goniło mnie stado diabłów. Cała we krwi mężczyzny szukałam miejsca, gdzie mogłabym się schronić. Dopiero tam poczułam, jak cała się trzęsę. Z obrzydzeniem patrzyłam na swoje ciało. Czułam się zbrukana, nieczysta, fizycznie i psychicznie. Nie wiem, jak długo tak siedziałam.  
     Na szczęście przechodziła tamtędy kobieta – Maria się nazywała. Widząc, w jakim jestem stanie, bez słowa wzięła mnie do siebie.  Umyła, dała ciepły posiłek i czyste ubranie. Do końca życia będę jej za to wdzięczna”.

     Kaidan przerwał czytanie. Poczuł, że zbiera mu się na wymioty. Widział w swoim życiu tak makabryczne rzeczy, że nawet ktoś tak twardy psychicznie, jak on, musiał wypierać je z umysłu, bo inaczej by zwariował. Ale ten opis próby gwałtu poruszył go jak nic innego do tej pory.  
     Każdą cząstką czuł ogromny lęk, bezradność i wściekłość Arlene na mężczyzn, którzy chcieli ją skrzywdzić. Poczuł, że coś w nim drgnęło, zrobił się malutki wyłom w skorupie zbudowanej z nienawiści, cierpienia i lęku. Jeśli to, co pisała, było prawdą, jej życie było gehenną, którą mało kto by udźwignął.  
Ponownie sięgnął po pamiętnik Arlene.  

     „Lady Margaret to dziwka. Ledwie się powstrzymywałam, żeby do niej nie podejść i nie wydrapać jej tych niebieskich, maślanych oczu, jakie robiła do Kaidana. Chciałam zetrzeć pięścią uśmiech, którym go kokietowała. A ten niegodziwiec odpowiadał na jej nieme zaproszenie. Gładził jej policzek, patrzył na nią zachęcająco. Szeptali coś do siebie w kącie, gdzie nikt nie zwracał na nich uwagi. Myślałam, że mi serce pęknie, kiedy usta Kaidana dotknęły jej warg w namiętnym pocałunku.  
     Mój ukochany całował inną kobietę. Patrzyłam, jak razem wychodzą i idą do sypialni Kaidana. Ogarnęła mnie wtedy tak wielka zazdrość, tęsknota i przygnębienie, jakiej nigdy wcześniej i nigdy później nie czułam”.

     Mężczyzna odłożył pamiętnik, zerwał się z fotela i gwizdnął na wilka, dając znać, że idą na spacer. Na dworze było przyjemnie, świeciło słońce, a wiatr trochę ucichł.  
     Kaidan zaczął iść przed siebie szybkim, niespokojnym krokiem. W głowie miał mętlik. Nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić.  
     Treść pamiętników wstrząsnęła nim. Nie chciał, żeby to wszystko okazało się prawdą, bo wtedy musiałby przyznać, że skrzywdził Arlene jak nikt na świecie.  
     Zaczął biec. Coraz cięższe myśli pojawiały się w jego głowie. Czuł, jak wyrzuty sumienia zjadają go żywcem. Przyśpieszył tempo, chcąc przed nimi uciec.  

Gdyby to było takie proste – pomyślał gorzko.  

     Płuca rwały mu się z wysiłku, ale nie przestawał biec. Cień dotrzymywał mu towarzystwa. Mięśnie nóg drżały, kiedy w końcu cel jego szaleńczego biegu pojawił się na horyzoncie.  
     Wzgórze Potępionych to tu paradoksalnie zawsze szukał ukojenia. Padł na kolana. Chrapliwie łapał powietrze, a serce dudniło mu w piersi jak oszalałe. Czarne włosy wilgotne od potu smętnie zwisały, zasłaniając twarz. Był uosobieniem człowieka, który został złamany. Zapisane w pamiętniku słowa i uczucia, które się za nimi kryły, sprawiły, że z jego oczu popłynęły łzy.  
     Pierwszy raz od dziesięciu wieków płakał. Ramiona mu drżały, kiedy dawał upust nagromadzonym od dawien dawna emocjom.  
     Nie wiedział, ile czasu tak klęczał. Cień zwinął się wokół niego, próbując swoim ciałem dodać otuchy swojemu panu. Kaidan uśmiechnął się smętnie. Zaczął go głaskać po miękkiej sierści.  
     Patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem. Do tej pory myślał, że to on cierpiał przez te tysiąc lat, teraz zrozumiał, że Arlene zapłaciła o wiele większą cenę za to, co zrobiła jej matka. Nie wiedział jak uda mu się to wszystko udźwignąć i nie mógł pojąć, jak się to udało jego ukochanej. Była o wiele silniejsza od niego. A on ją zmieszał z błotem, zmiażdżył brutalnymi słowami. Nie zasługiwał ani na nią, ani na jej miłość.  
     Gdy wrócił do Wilczego Serca, próbował skontaktować się z Arlene, ale telefon był niedostępny. Zmarszczył brwi. Pewnie nie chce z nim rozmawiać i wcale się jej nie dziwił. Potraktował ją okrutnie. Było mu strasznie wstyd.  
     Zadzwonił do Branna, zastanawiając się, czy odbierze, bo i z nim źle postąpił. Na szczęście odebrał.
  
– Muszę cię przeprosić – zaczął Kaidan.  

– Nie czuję urazy – odparł spokojnie mężczyzna. – Pewnie zareagowałbym na to wszystko podobnie. Skoro do mnie dzwonisz, to znaczy, że przeczytałeś pamiętniki.

– Część – przytaknął Kaidan.

– Nie będę pytać o wrażenia, bo sam byłem wstrząśnięty jej przeżyciami – zauważył ponuro Brann.
Kaidan na samą myśl o tym, poczuł gulę w gardle. Odchrząknął, żeby się jej pozbyć i móc cokolwiek powiedzieć.  

– Znajdź ją, Brann – poprosił znękanym głosem.  

Po rozmowie z bratem ponownie wziął się za lekturę wspomnień Arlene.

*

– Jak to, do cholery, nie możesz jej odnaleźć? – wściekły Kaidan wrzeszczał do telefonu. Od kiedy poprosił brata, żeby znalazł Arlene minęły cztery dni. – Masz dostęp do kosmicznych technologii, zbira w mysiej dziurze wykryjesz, a zwyczajnej kobiety nie możesz zlokalizować?

– Od wyjścia z mojego biura z nikim się nie kontaktowała, nawet z Jasonem – wyjaśnił bezradnie Brann, sam był zaskoczony, że tak skutecznie udało jej się ukryć. – Chyba nie chce być znaleziona.  

– Sprawdziłeś jej mieszkanie? – nie dawał za wygraną Kaidan.  

– Oczywiście – zirytował się mężczyzna – I w Edynburgu i w Londynie.  

– A Jason? Gadałeś z nim? Może coś wie?  

– Ignoruje wszystkie moje połączenia – westchnął Brann.

– Szlag – przeklął Kaidan. – Ode mnie też nie odbierze telefonu, po tym, jak dostał z pięści.  

– No raczej – zgodził się niechętnie brat.  

– Mimo to zaryzykuję – mruknął Kaidan. – A ty dalej próbuj ją odszukać. W kontakcie.  

     Mężczyzna chodził niespokojnie po gabinecie. Zadzwonił do Jasona. Tak, jak się spodziewał, jego połączenie zostało odrzucone. A potem kolejne i kolejne. W pewnym momencie stracił rachubę, ile razy starał się do niego dodzwonić.  
     W końcu z bezsilności walnął telefonem o ścianę. Aparat ocalał tylko dlatego, że miał pancerną obudowę. Zniechęcony Kaidan przejechał rękami po swoich włosach. Miotał się jak tygrys w klatce, nie wiedząc co robić.  

– Gdzie ona się ukryła? – zastanawiał się głośno. Tak niewiele o niej widział. Przygnębiony zapatrzył się na zapadający zmrok. Musiał jakoś dotrzeć do Jasona. Podniósł z podłogi telefon.  Wystukał numer.

– Cześć Nick – zaczął Kaidan – mam do ciebie pytanie.  

– Dawaj – odpowiedział mu przyjaciel.  

– Nie wiesz, gdzie jest teraz Jason? Muszę z nim pilnie porozmawiać, a nie odbiera ode mnie telefonu.  

– Jason nie chce z tobą gadać? – zdumiał się Nicholas. – Pokłóciliście się?

– Doszło do małego nieporozumienia – niechętnie przyznał Kaidan. – A sprawa jest niezwykle ważna.

– Ok – odparł mężczyzna. – Tak się składa, że za dwa dni będzie w Londynie i zatrzyma się w moim hotelu. Przyleci wieczorem. Apartament nr 002. Przedostatnie piętro.  

– Wielkie dzięki Nick. Do usłyszenia – pożegnał się Kaidan.  

     Mężczyzna odwrócił się do Cienia i zakomunikował mu, że jutro czeka ich podróż do Londynu.  
W dniu, w którym Jason miał zawitać do stolicy Wielkiej Brytanii, lało tak mocno, że kto tylko mógł, unikał wyjścia na zewnątrz.  
     Kiedy Nick dał znać, że ich przyjaciel jest już w apartamencie, Kaidan zostawił Cienia w mieszkaniu, wziął taksówkę i pojechał pod hotel Camerona.  
     Portier w eleganckiej liberii od razu podbiegł do niego z parasolem. Kaidan podziękował mu, wręczając jednocześnie pokaźny napiwek. Wszedł do głównego hallu i od razu skierował się w stronę wind. Nie chciał, żeby ktoś uprzedził Jasona o jego wizycie.  
     Gdy stanął przed drzwiami do jego apartamentu, energicznie zapukał. Głos po drugiej stronie kazał mu wejść, co też bez zwłoki uczynił.  

– Dobry wieczór Jasonie – przywitał się uprzejmie Kaidan.  

Ten spojrzał na niego zaskoczony. Po chwili zmrużył oczy ze złości.  

– Myślałem, że dostarczyli moją kolację. Gdybym wiedział, że to ty nigdy byś tu nie wszedł – mężczyzna był tak zły, że ledwie panował nad gniewem.

–Serwis się spóźnia. Musisz przekazać tę informację Nicholasowi. Obaj wiemy, jakiego hopla ma na punkcie wyśrubowanych standardów w swoich hotelach – podpowiedział mu ironicznie Kaidan.  

Jason milczał. Mierzył tylko niespodziewanego gościa niechętnym spojrzeniem.

– Wiesz, po co tu jestem – Kaidan przerwał przedłużającą się ciszę.

Jason wciąż nic nie mówił. Złożył tylko ręce na szerokiej piersi, a jego indiańskie rysy wyostrzyły się z wściekłości.  

– Do cholery, Jason – warknął mężczyzna, zbliżając się do niego. – Powiedz, gdzie ona jest.  

Ten w odpowiedzi zaśmiał się gorzko – teraz chcesz rozmawiać? A jak ja cię błagałem, żebyś mnie wysłuchał, to miałeś mnie gdzieś. I Arlene też, śmiem dodać. Tylko mnie znowu nie uderz, tym razem za to, że teraz to ja nie mam ochoty z tobą gadać.

Kaidan poczuł wstyd na wspomnienie tamtego zajścia.  

– Masz rację, powinienem cię przeprosić i przepraszam – odparł ze skruchą w głosie.  

Mężczyzna tylko zmrużył oczy i patrzył na niego bez słowa. Kaidan nie wytrzymał, podszedł, chwycił go za koszulę i z wrogością w głosie zapytał. – Gdzie ona jest?  

Jason uśmiechnął się zimno – nie wiem.  

– Ty draniu – Kaidan coraz mocniej ściskał materiał – chyba rzeczywiście, bez małej wymiany ciosów się nie obędzie. Mów, gdzie się ukryła?

Mężczyzna wpatrywał się w szare oczy Kaidana, a widząc w nich czyste cierpienie, zmieszany odwrócił wzrok.  

– Nie wiem – powtórzył zrezygnowany.  

Kaidan przyglądał się uważnie twarzy przyjaciela, a bijąca z niej szczerość, sprawiła, że go puścił. Zmieszany wsadził ręce w kieszenie jeansów. Nie wiedział, co powiedzieć.  

– Chyba znowu jestem ci winien przeprosiny – mruknął po długiej chwili.  

– Nie ma sprawy – Jason machnął ręką. – Naprawdę nie wiem, gdzie ona jest. Gdy do niej telefonuję, od razu odzywa się automatyczna sekretarka. Po załatwieniu interesów w Londynie chciałem do niej lecieć, do Edynburga, zobaczyć, czy tam jest.  

– Nie ma – poinformował go Kaidan. – Brann ma na oku oba jej mieszkania, tu i w Szkocji. Próbuje ją zlokalizować, ale cały czas bez skutku. Jakby zapadła się pod ziemię. Gdzie ona może być? – głos Kaidana załamał się z rozpaczy. Jason był ostatnią deską ratunku.  

– Cholera – szepnął. Gdy Kaidan powiedział mu, że nawet Brann nie może jej namierzyć, zaczął się naprawdę bać.  

– Od kiedy widzieliśmy się ostatni raz, w ogóle się do mnie nie odezwała – poinformował przyjaciela. – Powiedziała mi tylko, że chce być sama. Nie miałem pojęcia, że ucieknie.

Kaidan usiadł na kanapie i położył głowę na oparciu. Zmęczony przymknął oczy. Strach o Arlene trzymał w imadle jego serce.  

Gdzie jesteś, kochanie? – pomyślał zgnębiony

Jason podszedł do okna i zapatrzył się na zalany wodą Londyn. Myślał intensywnie, gdzie  mogła się znajdować.

– Wspominała kiedyś – zaczął niepewnie – o jakiejś samotni, że chciałaby ją mieć w miejscu, gdzie diabeł mówi dobranoc. Gdy nie wracała do tematu, to pomyślałem sobie, że zrezygnowała z tego pomysłu.  Najwidoczniej jednak nie.  

Kaidan nic nie mówił. Analizował usłyszane słowa.  

– To może być wszędzie – odparł zniechęcony.  

– Niestety – przytaknął mu Jason, siadając w fotelu.  

Mijały minuty, a dwaj mężczyźni pogrążyli się w niewesołych myślach.  

– Może jednak jest szansa, żeby się czegoś dowiedzieć – krzyknął w pewnym momencie podekscytowany Jason. Wyciągnął telefon i wystukał numer siostry. – Cześć Karen. Mam pytanie za sto punktów. Może Arlene wspominała ci kiedyś o domku na jakimś pustkowiu w Szkocji?  

Mężczyzna, słysząc odpowiedź siostry, aż wytrzeszczył oczy ze zdumienia.  

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? – zapytał ze złością, marszcząc brwi. – To muszę cię o wszystko pytać, żeby się czegoś dowiedzieć? – grzmiał. – A sama z siebie nie możesz już nic powiedzieć? – wykrzyczał w słuchawkę. – Ok. Dzięki. Zadzwonię później. Na razie.

Kaidan z niepokojem czekał na rewelacje Jasona.  

– Karen wie, gdzie to jest. I wyobraź sobie, że nawet mi o tym nie napomknęła, bo nie pytałem – zdumiony mężczyzna gapił się na przyjaciela. – Kiedyś na serio uduszę tę moją siostrę.  

– Co powiedziała? – przerwał mu zniecierpliwiony Kaidan.  

– Arlene trzy lata temu kupiła kawałek działki i zleciła budowę niewielkiego domku.  

– Gdzie? – mężczyzna patrzył na niego w napięciu.  

– Niedaleko John O'Groats.  

Kaidan ze zdziwienia uniósł wysoko brwi. – Rzeczywiście wybrała sobie miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc.

Jason bez słowa pokiwał głową, przyznając mu rację. Mężczyźni wstali.  

– Dzięki za pomoc – Kaidan wyciągnął dłoń, a Jason uścisnął ją mocno.  

– Nie skrzywdź jej – w głosie przyjaciela brzmiała powaga.  

– Nigdy więcej – obiecał mu Kaidan i wyszedł.

*

     Arlene pierwszy raz, od kiedy odkryła w sobie talent do malowania ani razu nie stanęła przed sztalugami. Chodziła za to na długie spacery, przeważnie do Duncansby Head. Przyglądała się strzelistym skałom, które wyrastały wprost z morza. Piękne i dzikie krajobrazy Szkocji koiły jej smutek. Syciła się magiczną atmosferą tego miejsca. Uwielbiała ten zakątek. Pokochała go dawno temu, gdy zobaczyła go  pierwszy raz i obiecała sobie wtedy, że kiedyś tu zamieszka. I przed laty spełniła to marzenie.  
     Nie spiesząc się, wracała do swojego niewielkiego domku. Na obiad zjadła kanapkę, bo tylko tyle była w stanie w siebie wcisnąć.  
     Z kubkiem kakao w dłoni rozsiadła się przed kominkiem. Mimo że był już środek maja, silne, północne wiatry przynosiły chłód. Zapatrzyła się w ogień. Pomyślała, że najchętniej zostałaby tu na zawsze.
     Pogrążona w myślach, nie słyszała podjeżdżającego samochodu. W pierwszej chwili pukanie do drzwi wzięła za wycie wiatru. Ale dźwięk się powtórzył, tym razem głośniej i natarczywiej. Pomyślała, że ktoś z wioski przyszedł zobaczyć, czy z nią wszystko w porządku, bo od paru dni się tam nie pokazywała.
     Z uprzejmym uśmiechem na twarzy otworzyła drzwi, żeby zapewnić, że ma się bardzo dobrze, ale słowa zamarły jej na ustach. Szeroko otwartymi oczami patrzyła na stojącą przed nią postać. Parę razy zamrugała, jakby nie wierzyła w to, co widzi. Próbowała coś powiedzieć, ale z jej wyschniętego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.  

– Co ty tu robisz? – wyszeptała po długich minutach ciszy.

– Mogę wejść? – odpowiedział pytaniem na pytanie przybysz. Silny wiatr rozwiewał jego długie, czarne włosy, a szare oczy patrzyły uważnie.  

     Arlene zawahała się. Tak naprawdę chciała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, pobiec do swojej sypialni i schować się pod kołdrą.  
Nic nie mówiąc, kiwnęła tylko głową. Kaidan kazał Cieniowi warować przed wejściem, a sam wszedł do środka.  

– Co ty tu robisz? – powtórzyła Arlene.  

     Jego przybycie wstrząsnęło nią, ogarnęło ją całe spektrum sprzecznych emocji. Ledwie udało jej się jakoś pozbierać, a teraz bała się, że iluzoryczny spokój rozsypie się jak domek z kart.
  
     Kaidan z bólem serca patrzył na jej śliczną twarzyczkę. Zeszczuplała – pomyślał, czując wyrzuty sumienia za to, jak ją potraktował.  

     Przez chwilę, gdy go zobaczyła, w jej szmaragdowych oczach pojawiła się radość, którą później zastąpiła ostrożność i lęk, jak u anioła, któremu ktoś podciął skrzydła i niestety tym kimś okazał się on.
     Zamiast odpowiedzieć na jej pytanie, Arlene zobaczyła jak Kaidan klęka na prawe kolano, a na udzie lewej nogi kładzie rękę. Gestem pełnym szacunku spuścił nisko głowę. Czarne włosy zakryły twarz. Po chwili w pomieszczeniu rozległ się jego silny, aksamitny głos:  

„Ma miłość jest jak róży krew,
Krew róży w czerwca świt.
Ma miłość jest jak rzewny śpiew,
Melodii cudnej rytm.

W piękności twojej strojna blask,
Jak w łunę jasnych zórz,
Ma miłość przetrwa świat i czas,
Gdy dna już wyschną mórz.

Gdy wszystkich mórz dna wyschną w krąg,
Skał w słońcu zniknie ślad,
Wyciekną piaski z Czasu rąk,
Ma miłość przetrwa świat.

Więc czym rozłąka? - Zdrowa bądź!
Do ciebie wrócę ty,
Choć mil tysiące miałbym brnąć
Bez sił, bez tchu, bez snu„ *

     Arlene słuchała wiersza jak zaczarowana. Utwór był dziełem Roberta Burns'a, wielkiego szkockiego poety. Kochała ten wiersz. W oczach pojawiły się łzy, a serce biło w rytm wypowiadanych przez mężczyznę słów.  
     Wiedziała, co robi Kaidan. To był hołd poddańczy, na wzór średniowiecznego ślubowania przez wasala, który na ręce swojego pana składał to, co miał najcenniejsze, swój honor i oręże.  
     A teraz Kaidan, ten dumny mężczyzna, który do tej pory klękał tylko przed królami, oddawał jej bezcenny dar. Swoje serce. Oddawał jej hołd miłości.  
     Kiedy Kaidan skończył recytować, cały czas klęczał. Pełen obaw, z mocno walącym sercem, pokornie czekał na jakiś znak swojej pani i królowej, że mu przebacza krzywdy, jakie jej zadał w przeszłości świadomie i nieświadomie.
Arlene głośno szlochając, rzuciła się w ramiona ukochanego.  
     Kaidan ściskał ją mocno, jakby już nigdy nie miał jej wypuścić ze swoich objęć. Z ulgi, że Arlene mu wybaczyła, aż osłabł. Zamknął oczy, a pod powiekami poczuł wilgoć.  
     Chyba dopiero teraz dotarło do niego, że jego Arlene żyje, że to kobietę,  którą opłakiwał tysiąc lat, trzyma w uścisku. Upajał się wspaniałym, kobiecym zapachem, czuł, jak się wtula, jakby chciała w niego wsiąknąć i nigdy już nie zostawić.  
     Kaidan wziął drżący oddech i spojrzał na zapłakaną twarz Arlene. Patrzył w jej duże, piękne zielone oczy, które śniły mu się po nocach.  
Delikatnie, z miłością i z całą czułością, jaką w nim wzbudzała, dotknął jej bladych z emocji ust.                        
     Smakował ją powoli, krótkimi, lekkimi jak piórko pocałunkami, a Arlene całą sobą odpowiadała na to żarliwe zaproszenie. Kaidan scałowywał łzy z jej miękkich policzków, z miłością kąsał krzywiznę szyi.  
Na chwilę oderwał się od niej, chcąc spojrzeć w jej oczy. Wpatrywał się w nią badawczo, jakby próbował wychwycić najmniejsze zawahanie czy niepewność. Nie znalazł nic takiego, za to zobaczył szczęście, miłość, oddanie.  
     Wzruszony, ponownie przywarł do jej ust. Jednak tym razem nie był to delikatny pocałunek, ale pocałunek mężczyzny, który z całej siły pragnie kobiety, kobiety swojego życia. Gorączkowe podekscytowanie pochłonęło ich oboje.  
     Kaidan zaczął rozbierać Arlene. Potrzebował i pragnął tylko jej. Chciał obdarować ją rozkoszą, bo wiedział, że dopiero wtedy on sam zakosztuje swojej. Całował każdy blady kawałek jej aksamitnej skóry, który pojawiał się w miarę, jak pozbawiał ją ubrań.  
     Kiedy w końcu leżała przed nim naga, zamarł na chwilę, podziwiając jej piękno. Ciemne włosy rozrzucone na dywanie, tworzyły aureolę wokół prześlicznej twarzy, zielone oczy zamglone od pobudzonych emocji patrzyły na niego z uczuciem.  
     Arlene pieściła wzrokiem ukochanego. Nigdy nie widziała atrakcyjniejszego mężczyzny. Mroczna twarz upadłego anioła, szare oczy skupione tylko na niej, ciało składające się z samych mięśni, to wszystko budziło w niej głód  nieprzyzwoitych rozkoszy.
     Kaidan pochylił się nad nią, zbliżył swoje wargi do jej miękkich ust i łagodnie pocałował. Przez ich ciała przeszedł prąd, który porwał zmysły obojga do erotycznego, grzesznego tańca.  
Samym koniuszkiem języka rozchylił słodkie i gorące usta Arlene i powoli wdarł się do środka. Jednocześnie sunął dłonią po jedwabistym ciele kobiety, by zatrzymać ją w sekretnym miejscu, które przywitało go wilgocią. Żar śliskiego wnętrza parzył palce, kiedy wsuwał je tam bez pośpiechu.
Arlene westchnęła przeciągle w odpowiedzi na tak cudowną pieszczotę. Rozchyliła swoje smukłe uda, by mężczyzna mógł głębiej penetrować to malutkie źródło nieziemskich doznań. Pragnęła wszystkiego, co mógł jej dać.  
     Kaidan ponownie włożył w nią dwa palce, które momentalnie otoczone zostały przez gładkie, rozpalone łono, po czym powoli je stamtąd wycofał. Ten sam ruch powtórzył z językiem, którym cały czas pieścił jej usta. Delikatne pchnięcie i odwrót.  I tak raz za razem. Bez końca.  
     Arlene pojękiwała cicho od rozkosznych tortur, którym poddawał ją mężczyzna. Była jak wulkan, który wrze od wewnętrznego ciśnienia, pragnąc dać ujście ekstazie rozpalającej każdą cząstkę jej ciała. Wiła się od ognia, który wzniecił w niej ukochany.
     Kaidan spijał z jej warg każdy jęk, okrzyk, kwilenie. Uwielbiał, jak wyginała się w łuk, napierając na niego piersiami, domagając się jeszcze więcej przyjemności. Przyjmowała każdy jego dotyk z tak cudowną otwartością, jak tylko kochająca kobieta potrafi.  
     Oboje w pełni się na siebie otworzyli, nie było już żadnych tajemnic między nimi. Tak naprawdę, jako Arlene i Kaidan, kochali się dziś pierwszy raz od dziesięciu wieków.  
     Mężczyzna przyśpieszył ruch swoich palców, mocniej wbijając się w jej buchające żarem wnętrze. Patrzył, jak na kobiecej twarzy maluje się ekstaza, którą przeżywało jej ciało. Przyglądał się, jak ciężkie powieki zakrywają mieniące się, zielone oczy, a policzki pokrywa uroczy rumieniec wywołany najwspanialszymi emocjami. Słuchał, gdy z lekko rozchylonych,  nabrzmiałych od pocałunków ust wychodzą ciche westchnienia. Gdyby teraz miał umrzeć, umarłby szczęśliwy z obrazem ukochanej kobiety w pamięci. Sam na skraju seksualnej wytrzymałości chciał dać Arlene tyle niebiańskich szczytów ile tylko zdoła.  
     Arlene wyprężyła się zmysłowo, kiedy błogość ogarnęła jej ciało. Zalewały ją słodkie fale spełnienia, zostawiając upragnione ukojenie. Spojrzała w oczy Kaidana, pociemniałe w tej chwili od targającej go namiętności. Widziała w nich czystą miłość, patrzył na nią tak jak dawniej, podczas cudownych dni, kiedy życie było prostsze, a zło jeszcze nie zdążyło ich skrzywdzić.  
     Kaidan pochylił głowę i ponownie pocałował kuszące usta Arlene, czuł, jak wyginają się w kokieteryjnym uśmiechu. Ich języki ponownie splotły się ze sobą w dzikim tańcu. Spragnieni siebie i niezwykłych wrażeń, jakich tylko oni mogli sobie nawzajem dać, wdzierali się do swoich wnętrz.  
Dłonie Arlene błądziły po ciele Kaidana, gładząc jego pośladki, plecy, ramiona. Jej dotyk był niczym saharyjski pył, który wdzierał się wszędzie, zostawiając po sobie parzący ślad.  
     Pragnął zatracić się w jej ciepłym, wilgotnym wnętrzu, ale sam siebie skazywał na męki niespełnienia, bo teraz najważniejsza była ona, kobieta, która z miłości do niego tak dużo przeszła.  
Wargi mężczyzny sunęły po smukłej szyi Arlene, wytaczając palący szlak. Zbliżył się do idealnej półkuli jej prawej piersi, a wrażliwy szczyt momentalnie stwardniał od jego leniwego liźnięcia. Końcówką języka, kreślił na nim malutkie kółeczka, aż kobieta zaczęła drżeć od tych wspaniałych pieszczot, a z jej ust wychodziły łagodne okrzyki.  
     Teraz przyszedł czas na lewą półkulę. Delikatne muśnięcia sprawiły, że oddech Arlene przyśpieszył, a ciało wiło się od rosnącego w nim napięcia. Kaidan przytrzymał kobiece dłonie, które zawędrowały w rejony jego męskości. On musiał jeszcze poczekać, bo w tej chwili liczyła się tylko Arlene.  
     Męskie usta podjęły dalszą podróż po pięknych, kobiecych kształtach. Zębami kąsał płaski brzuch, zaś dłońmi pieścił krągłe pośladki. Pokój wypełniały coraz bardziej niespokojne oddechy obojga, a płonący w kominku ogień rzucał tajemnicze cienie na ich splecione ciała.  
     W końcu Kaidan dotarł tam, gdzie tak bardzo chciał dotykać Arlene. Językiem rozchylił fałdki skrywające najczulszy kobiecy punkt i zaczął go ostrożnie drażnić.  
     Kobieta, czując między nogami tak intymny dotyk ust ukochanego zaczęła rzucać się na dywanie od ogarniającej ją euforii. A on niestrudzenie prowadził ją swoim językiem na szczyt, chłonąc przy tym zapach jej podniecenia. Mocno trzymał kobiece uda, kiedy spazmy orgazmu wstrząsały jej ciałem.  
Przez niego również przechodziły konwulsje trzymanego w żelaznych ryzach niezaspokojonego szaleństwa.
     Ułożył się na Arlene, a gdy jej ciało wtuliło się w niego miękko, poczuł wypełniającą jego serce czułość i miłość. Wszedł w nią powoli, ostatkiem sił powstrzymując pokusę wbicia się w nią aż po same jądra. W odpowiedzi Arlene oplotła go mocno udami. Patrzyli na siebie, zjednoczeni czymś więcej niż tylko ciałem.  

– Kocham cię – szepnął Kaidan w jej usta. – Nigdy nie przestałem cię kochać. Zawsze byłem, jestem i będę tylko twój.  

     Zaczął się w niej poruszać. Pierwsze delikatne pchnięcia zamieniły się w prawdziwy huragan cielesnych doznań. Arlene trzymała się go mocno, upajając się silnymi uderzeniami męskiego członka.
To nie była tylko miłość cielesna, tak łączyły się w jedno rozdzielone na dziesięć wieków dwie dusze.  
     Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie, ciesząc się swoją miłością, na którą przyszło im czekać tysiąc lat.  


*Wiersz Roberta Burns'a pt. „Ma miłość jest jak róży krew...” w tłumaczeniu Zofii Kierczys.

Marigold

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użyła 6007 słów i 34561 znaków. Tagi: #miłość #przygoda

2 komentarze

 
  • unstableimagination

    Pięknie napisane. Zmysłowo, delikatnie, namiętnie i wyczuciem. Cieszę się, że się pogodzili :D

    11 czerwca

  • Marigold

    @unstableimagination Dzięki! Musieli się pogodzić, innej opcji moje romantyczne serce nie brało pod uwagę  :D   ;)

    11 czerwca

  • unstableimagination

    @Marigold Jako czytelnika przekonałaś mnie, że może być różnie. Dzięki temu trzyma w napięciu!

    11 czerwca

  • Marigold

    @unstableimagination I tak ma być!  ;)

    11 czerwca

  • elninio1972

    Ech... Piękna, romantyczna... Żar miłości ...  
    Dzięki że wrzuciłas wcześniej ;)  
    Jestem na tak

    10 czerwca

  • Marigold

    @elninio1972 dzięki za "tak"  ;)

    10 czerwca

  • elninio1972

    @Marigold i od razu poszedł 👍 nie było zapominalstwa

    10 czerwca

  • Marigold

    @elninio1972 Brawo!  :D

    11 czerwca