Przeklęty cz.19

Przeklęty cz.19Pierwszy dzień po powrocie do swojego mieszkania w Edynburgu, Arlene przeleżała w łóżku. Płacz w końcu ustał, ale na myśl o tym, że Kaidan jej nienawidzi, czuła fizyczny ból.  
     Leżała w ciemnym pokoju i na nowo przeżywała to, co się wydarzyło w Wilczym Sercu. Pogarda widoczna na twarzy ukochanego raniła mocniej, niż najstraszniejsze rzeczy, jakich doświadczyła w przeszłości. Przymknęła oczy, a łzy ponownie zalały jej twarz.  
     Sięgnęła po telefon i zadzwoniła do Jasona. Łamiącym się głosem, głośno szlochając, opowiedziała mu, co się wydarzyło.  
     Mężczyzna, słuchając przyjaciółki, patrzył ponurym wzrokiem przed siebie. Bardzo źle się stało, że Kaidan o wszystkim dowiedział się od Nathairy, a nie od niej samej. Kaidan potrafił być bardzo okrutny, gdy ktoś go mocno zranił, a Arlene zatajając przed nim prawdę, zadała mu cios prosto w serce. Zmarszczył brwi, myśląc intensywnie, jak może pomóc tak drogiej mu osobie, jaką była dla niego Arlene. W tej chwili nic mu nie przychodziło do głowy, ale jedno mógł zrobić.  

– Będę u ciebie najszybciej, jak się da. Odwołam wszystkie spotkania. Tylko Karen będzie wiedziała, gdzie mnie szukać. – Poinformował ją Jason i uprzedzając jej sprzeciw, dodał – nawet nie protestuj.  

– Ok, nie będę – z drżącym uśmiechem odparła Arlene.  

     Dziewięć godzin później Jason pukał do drzwi jej mieszkania. Arlene, gdy tylko mu otworzyła, wpadła w jego ramiona, łkając rozpaczliwie. Mężczyzna tulił ją mocno do siebie. Czuł, jak kobiece łzy moczą mu koszulę, a ciałem wstrząsają spazmy rozdzierającego serce płaczu. Gładził jej kasztanowe włosy i głaskał szczupłe plecy, póki szloch nie ustał. Gdy w końcu na niego spojrzała, w jej wzroku było tyle smutku i żalu, że aż zadrżał. Jeszcze raz mocno ją uściskał i wypuścił ze swoich szerokich ramion.  

– Zostanę z tobą tak długo, jak będziesz mnie potrzebować – mówiąc to, Jason zaczął ściągać płaszcz.
  
– Nie wiem, czy wytrzymasz ze mną tyle czasu – rzekła ponuro Arlene. – Przygotowałam zapiekankę,  
może zjesz?

– Umieram z głodu. – Jason poszedł za nią do kuchni.

     Usiadł przy okrągłym stole, czekając na posiłek. Zmartwiony przyglądał się Arlene. Widział, jak stara się być dzielna, ale ledwo powstrzymywała nową porcję łez.  
     Gdy podawała mu talerz ze wspaniale pachnącym daniem, próbowała się uśmiechnąć, ale usta ani drgnęły. Bez słowa usiadła obok Jasona i zaczęła gmerać widelcem w swojej porcji. Oboje milczeli, bo żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć.  
     Po posiłku, którego Arlene prawie nie tknęła, usiedli w salonie z kubkami wypełnionymi gorącą czekoladą. Jason uwielbiał ten napój, o czym Arlene doskonale wiedziała.  
     Kiedy mężczyzna dopił swoją porcję, wstał i zaczął przyglądać się obrazom wiszącym na ścianach. Dokładnie studiował każdy z nich, powoli przechodząc od jednego do drugiego. Wskazał na dość spory obraz, w ciemnej ramie.  

– A więc tak Kaidan wyglądał jako rycerz? – zachwycony Jason przyglądał się mężczyźnie, który swoją postacią wypełniał prawie całe płótno.  

Arlene podeszła do niego. Popatrzyła na scenę, którą uwieczniła dawno temu.  

– Tak – potwierdziła. – To było podczas bitwy pod Starling, rok 1297. Jedno z nielicznych starć, kiedy Szkoci pokonali Anglików.  

     Arlene zapatrzyła się na ukochanego, który z morderczym wyrazem twarzy unosił swój ogromny miecz, by wbić go w serce wroga. Nigdy się nie oszczędzał, w walce dawał z siebie wszystko.  
     Jego czarne włosy rozwiewał wiatr, szare oczy lśniły niebezpiecznie, a na ustach malował się okrutny grymas. Ramiona napięte od ciężaru miecza unosiły się wysoko. Dla wrogów nie miał litości, a teraz i ona stała się jednym z nich.  Opanowały ją ponure myśli. Nie wiedziała, co robić. Ta bezradność ją dobijała.  

– Mój Boże – odparł Jason, nie potrafiąc oderwać wzroku od obrazu. – Ty i Kaidan byliście naocznymi świadkami wydarzeń, o których reszta świata uczy się na lekcjach historii. Fascynujące – dodał.  

Arlene uśmiechnęła się gorzko. Dla niego to była historia, a dla niej żywi ludzie i prawdziwa śmierć.  

– Może i tak – zgodziła się z nim bez przekonania. Za te fascynujące przeżycia zapłaciła wysoką cenę.  

Jason ponownie usiadł na kanapie. Przyglądał się Arlene uważnie.  

– Musimy wymyślić plan, jak dotrzeć do Kaidana i przemówić mu do rozumu.  

– Nie wiem, czy to jest wykonalne – Arlene ciągnęła nerwowo kosmyk swych długich włosów. – Nie widziałeś go, kiedy dotarło do niego, kim naprawdę jestem. Nienawiść to za mało, żeby określić to, co zobaczyłam w jego oczach. Już teraz wiem, dlaczego Kaidana czasami nazywano Aniołem Śmierci, gdy wpada w gniew, jest przerażający.

     Jason głęboko odetchnął. To, co mówiła Arlene nie napawało optymizmem. Nie chciał tego mówić głośno, ale dotarcie do Kaidana rzeczywiście mogło być niemożliwe.  
     Ze zmartwionymi minami patrzyli na siebie nawzajem. Żal mu było Arlene, która wyglądała tak smutno i żałośnie, że serce mu się krajało. Wstał i usiadł koło niej, otaczając ramieniem jej drobne ciało. Kobieta wtuliła się w niego, szukając pocieszenia.  

– Dziadek powiedział mi kiedyś, że jesteś najbardziej niezłomną osobą, jaką znał. Właśnie takiego określenia użył „niezłomna”. Możesz się na chwilę poddać, zrobić taktyczny odwrót, ale wracasz silniejsza i walczysz jak lew o to, w co wierzysz.  

Arlene zamknęła oczy, wzruszona tym, co usłyszała od Jasona. Stary wódz był niesamowitym człowiekiem, mądrym, dobrym, niezwykle skromnym. Żałowała, że już nie żyje.  

– Nie wiem, czy teraz dam radę walczyć jak lew – Arlene ukryła twarz na piersi mężczyzny, starając się nie wybuchnąć płaczem.  

– Arlene, kochanie, walczyłaś jak lew tysiąc lat – Jason gładził ją delikatnie po włosach. – Z tych nielicznych opowieści, które mi i dziadkowi zdradziłaś, wiem, że to było cholernie trudne, żeby pozostać tak wspaniałą osobą, gdy się widziało i przeżyło tak straszne rzeczy, których ty byłaś świadkiem. Nigdy nie zwątpiłaś w siebie i swoje uczucie do Kaidana i nie możesz tego zrobić, teraz gdy zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki.  

– Boję się stanąć z nim twarzą w twarz – powiedziała cicho kobieta. – Widzieć pogardę i wrogość w jego oczach, to chyba ponad moje siły.  

– Nie – stwierdził twardo Jason. – Nie pozwolę ci się poddać. Coś wymyślimy, by dał ci szansę opowiedzieć swoją część tej historii. Kocham was oboje i zrobię wszystko, byście byli razem. Zasługujecie na to.  

– Zobaczymy – kobieta bąknęła niepewnie. Najchętniej ukryłaby się gdzieś, gdzie świat nie mógłby jej znaleźć. Jej serce zostało rozerwane na kawałki i właśnie się wykrwawiało.  

– Wiem, że teraz czujesz się jak zbity pies i schowałabyś się w ciemnej norze, by lizać rany. Też nie miałem w życiu lekko. – Jason zapatrzył się na jeden z przepięknych obrazów Arlene, ukazujących nocne niebo. Droga Mleczna, tajemnicza, piękna, uosabiająca ludzkie marzenia. – Jestem mieszańcem, a więc człowiekiem automatycznie zepchniętym do drugiej, gorszej kategorii ludzi. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile razy musiałem się podnosić po kolejnych upokorzeniach, wstawać z kolan, chociaż myślałem, że już nie dam rady. A potem, gdy stwierdziłem, że mam już wszystko, że mogę pokazać światu środkowy palec, Olivia zażądała rozwodu. I znowu trzeba było odbić się od dna – ze smutnym uśmiechem Jason pocałował przyjaciółkę w czubek głowy i wstał. – Pokaż mi mój pokój, czas się trochę zdrzemnąć. Obmyślanie strategii pod tytułem, jak przemówić Kaidanowi do rozumu, zostawmy na jutro.  

*

     Podczas pobytu Jasona u Arlene, ta dwójka przyjaciół wypracowała sobie pewien rytuał. Po śniadaniu wychodzili na spacer. Po powrocie mężczyzna siadał do komputera i pracował zdalnie, a Arlene stawała przed swoimi sztalugami i malowała. Dzięki temu, chociaż na krótką chwilę, zapominała o swoim nieszczęściu. Po obiedzie znowu wychodzili na spacer, a wieczorem grali w gry planszowe bądź karty, albo oglądali telewizję. Arlene popadła w stan odrętwienia. Tylko niewielka jej część kontaktowała się ze światem, pozostała była w stanie hibernacji.  
     Pewnego ranka, gdy Jason z zapałem zajadał omlet z warzywami, a Arlene popijała kawę, nagle wykrzyknął, że ma pomysł w związku z Kaidanem.

– Wiem, co zrobię – zadowolony z siebie mężczyzna, nadział na widelec kawałek pomidora i wsadził sobie do ust. –  Osobiście udam się do Wilczego Serca i pogadam z Kaidanem, i to jeszcze dziś. Mój samolot cały czas jest w Edynburgu, dostanę się nim do Inverness, a stamtąd terenówką do zamku. Byłem tam parę razy, bez problemu trafię. Co ty na to? – Jason spojrzał na nią, uśmiechając się szeroko, dumny ze swojego genialnego planu.  

     Arlene zamarła z kubkiem kawy tuż przy ustach. Powoli odłożyła go na blat stołu. Tak mocno trzymała naczynie, że Jason bał się, że zaraz pęknie. Wyciągnął je z jej dłoni i odłożyć na bok. Zauważył, jak bardzo się zdenerwowała. Przykrył jej rękę swoją, była lodowata.

– Muszę spróbować – Jason patrzył w jej oczy, w których malowały się złe przeczucia. – Dla ciebie.  

Arlene spuściła głowę. Ogarnęło ją przerażenie na myśl o konfrontacji Jasona z Kaidanem. Przyjaciel wciąż miał nadzieję, że coś wskóra, ale ona wiedziała, że jego wizyta nic nie da.  

– Arlene, zgódź się – naciskał mężczyzna. – Może już trochę ochłonął po rewelacjach Nathairy i teraz będzie bardziej skłonny wysłuchać, co mam mu do powiedzenia.  

– Nic się nie zmieniło, Jason – kobieta odpowiedziała mu ostrym głosem. –    Kaidan nie należy do tych, co tak szybko i łatwo zmieniają zdanie. Skrzywdziłam go. To, że wszystkiego dowiedział się od Nathairy, a nie ode mnie, potraktował jak zdradę, a on zdrajcom nie wybacza.  

– Nie spodziewam się, że będzie łatwo i przyjemnie – westchnął Jason – ale muszę spróbować.  

Arlene wstała i podeszła do okna. Słońce pięknie świeciło nad miastem, czuć było wiosnę w powietrzu.  

– Zgoda – kobieta spojrzała na Jasona z beznamiętnym wyrazy twarzy. – Ale nie łudź się, że coś zdziałasz.  

– Ok – mężczyzna kiwnął głową, przyjmując do wiadomości jej ostrzeżenie i zaczął zbierać się do wyjścia. – Dam znać, jak już będzie po wszystkim.

– Dobrze – odparła Arlene i uściskała go na pożegnanie.  

*

        Cztery godziny później Jason stanął na progu Wilczego Serca, zapukał kołatką do drzwi i czekał. Denerwował się. Dawno tak się nie czuł, chyba ostatni raz w szkole, kiedy odpowiadał z tabliczki mnożenia. Nikt nie otwierał, więc zapukał ponownie. Po chwili w drzwiach stanęła gospodyni Kaidana.  

– Pani jest Katy, prawda? – Jason uśmiechnął się do niej swoim najpiękniejszym uśmiechem.

– Tak – odpowiedziała kobieta, bacznie się mu przyglądając.

– Jestem Jason Black, przyjaciel Kaidana. Byłem w okolicy i postanowiłem zrobić mu niespodziankę – ponownie błysnął zębami.

– Ach, pan Jason – Katy w końcu się rozluźniła. Przypomniała sobie, że parę razy mężczyzna gościł w zamku.  

– Mogę wejść?  

– Oczywiście – kobieta usunęła się na bok, by go przepuścić. – Poinformuję Kaidana, że pan jest.  

Jason jęknął w duchu, właśnie tego chciał za wszelką cenę uniknąć.  

– Może sam się zapowiem? – przymilnym głosem zaproponował mężczyzna.  

     Katy wahała się, czy się zgodzić. Od kiedy Amber wyjechała, Kaidan chodził wściekły jak osa. Wizyta przyjaciela, może mu wyjdzie na zdrowie.  

– Ok, niech pan idzie – kobieta machnęła ręką w stronę piętra. – Znajdzie go pan w gabinecie.  

– Wiem, gdzie to jest. Trafię. Bardzo pani dziękuję – Jason mrugnął do niej szelmowsko i pobiegł  
schodami do Kaidana.  

Katy zarumieniła się i z rozbawieniem kiwając głową, poszła do kuchni.  
     Jason, będąc tuż przed gabinetem, przystanął i głęboko odetchnął. Nie mógł zawieść Arlene. Zapukał. W odpowiedzi usłyszał mruknięcie. Uznał to za zaproszenie, więc wszedł do środka. Pierwsze, co przykuło jego uwagę, to ogromne okna, a za nimi widok zatoki.  Krajobraz wart wszystkich pieniędzy –pomyślał.

Kaidan siedział przy biurku i marszcząc brwi, pilnie studiował jakiś dokument. Wilk leżał spokojnie u jego nóg.  

– Witaj Kaidan – przywitał się Jason.  

     Mężczyzna nieznacznie uniósł głowę i bez słowa mierzył przybysza podejrzliwym wzrokiem. W końcu wstał i wyszedł zza biurka, by się przywitać.  

– Co ty tu robisz? – Kaidan wiedział, że nie jest zbyt uprzejmy, ale ta wizyta mocno go zaskoczyła.  

– Mogę usiąść? – Jason grał na zwłokę. Reakcja przyjaciela na jego obecność nie nastrajała optymistycznie.

– Skoro musisz – burknął obcesowo mężczyzna.  

– Dzięki – Jason udawał, że nie słyszy wrogości w głosie gospodarza.  

     Kaidan ponownie usiadł za biurkiem. Rozsiadł się na wielkim fotelu, wyciągnął przed siebie długie nogi, krzyżując je w kostkach. Patrzył i czekał.  

Mężczyzna pod jego bacznym spojrzeniem czuł się jak zając obserwowany przez jastrzębia. Odchrząknął.  

– Przyszedłem porozmawiać o Arlene – zaczął Jason.

– Nie – przerwał mu krótko Kaidan.

– Pozwól mi dokończyć – Jason nie dawał za wygraną.

– Nie – wychrypiał mężczyzna.  

– Daj mi dojść do słowa! – zdenerwował się Jason.

– Nie! – ryknął Kaidan i tak mocno walnął pięścią w stół, aż leżące na nim rzeczy podskoczyły.  

     Zrezygnowany Jason opadł na oparcie fotela. Patrzył na przyjaciela z napięciem w oczach. Chociaż Arlene uprzedzała go, że Kaidan nie będzie chciał go słuchać, gdzieś w głębi serca tliła się nadzieja, że będzie inaczej. Nadzieja matką głupich – pomyślał gorzko mężczyzna. Poderwał się nagle, położył dłonie płasko na biurku i zbliżył twarz do twarzy Kaidana.  

– Wysłuchaj mnie do cholery – wysyczał Jason. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy, przez co ta kobieta przeszła. Tysiąc lat na ciebie czekała, Kaidan. Cały czas tęskniąc i kochając tylko ciebie.  

– Skąd to wszystko wiesz? Skąd wiesz, że czekała na mnie tysiąc lat? – w oczach mężczyzny pojawiła się furia.

– Powiedziała mi.

– Kiedy?

– Dziesięć lat temu – wyjawił skruszonym głosem Jason.  

     Kaidan zamarł. Przyjaciel wiedział od dekady. Arlene ze wszystkiego mu się zwierzyła. Jasonowi wyjawiła swoją tajemnicę, jemu nie. Poczuł bolesny skurcz w sercu, a myślał, że już nic nie jest go w stanie zranić.  

– Wynoś się stąd – wycedził przez zaciśnięte zęby, wstając.

– Na wszystkie świętości, proszę cię, daj mi dojść do słowa... – zaczął po raz kolejny Jason błagalnym tonem.  

– Wynoś się z mojego gabinetu – odparł Kaidan ledwie nad sobą panując. Cień  słysząc w głosie pana gniew, zjeżył się lekko.  

– Arlene... – Jason nie dawał za wygraną, jednak nie zdołał dokończyć zdania, bo pięść Kaidana wylądowała na jego szczęce.  

     Mężczyzna zatoczył się do tyłu, ale ustał na nogach. Popatrzył na przyjaciela z niedowierzaniem. Cień szczeknął cicho, ostrzegawczo. Palcami pomacał dosyć szybko puchnący policzek. Przez chwilę nic nie mówił, był w lekkim szoku po ataku Kaidana. Nie przewidział, że może go uderzyć.  

– Ok. – Jason podniósł dwie ręce do góry w geście poddania się. – Wiesz, że do końca życia będę ci wdzięczny za uratowanie mojej siostry, ale jeśli chodzi o Arlene to jesteś skończonym skurwielem. – Po tych słowach obrócił się na pięcie i nie oglądając się za siebie, wyszedł.  

     W drodze do Inverness napisał do Arlene, krótkiego sms'a, że Kaidan to dupek i że w ogóle nie chciał go słuchać. Był tak wściekły, że wyboistą drogę do miasta pokonał w rekordowym tempie.
     Gdy wchodził do jej mieszkania w Edynburgu, złość wciąż jeszcze w nim kipiała. Kobieta na jego widok uśmiechnęła się smutno. Zmrużonymi oczami wpatrywała się w niego dłuższą chwilę. Podeszła i delikatnie uniosła jego twarz, by ją lepiej widzieć.

– Uderzył cię – stwierdziła z gniewem Arlene.

– To nic takiego – wzruszył lekceważąco ramionami Jason. – Miałaś rację. Jeśli chodzi o ciebie, wstępuje w niego zwierzę. Nie dał mi dojść do słowa, jak tylko wypowiedziałem twoje imię, kazał mi się wynosić.  

     Z ciężkim westchnieniem opadł na kanapę, położył głowę na oparciu i zamknął oczy. Nie wiedział, co robić. Arlene potrzebowała jego pomocy, a on nie potrafił znaleźć żadnego rozwiązania.  
Kobieta podeszła do niego i podała mu kubek.  

– Czekolada – powiedziała tylko.  

– Kochana jesteś – wziął łyk i uśmiechnął się z wdzięcznością – tego mi trzeba było.  

– Wiem – Arlene mimo nieciekawej sytuacji odwzajemniła uśmiech, rozbawiona jego słabością do tego napoju.

Jason zaczął przyglądać się jej uważnie, dobry humor zniknął – i co teraz?

– Nie mam pojęcia – odpowiedziała mu szczerze Arlene. – Może przestać się łudzić, że kiedyś wybaczy mi na tyle, by móc mnie wysłuchać.  

     Odwróciła się od niego i wróciła do swojego obrazu, który malowała, gdy wrócił Jason. Powolne pociągnięcia pędzla uspokajały ją. Po raz kolejny, bez udziału świadomości, zaczęła malować Kaidana. Ale takiego, jakim był w Wilczym Sercu, gdy się kochali, kiedy patrzył na nią ze wzruszającą czułością.  

– Masz rację, jeszcze nie pora składać broń – stwierdziła stanowczo Arlene, wpatrując się w urzekające oczy ukochanego, spoglądające na nią z płótna.  

Jason, słysząc zmianę w jej głosie, aż się wyprostował na kanapie.

– Mów, co ci chodzi po głowie.  

– Musisz mi załatwić spotkanie z Brannem – Arlene podeszła do niego powoli – tylko on ma jakąś szansę dotrzeć do Kaidana. Problem polega na tym, że muszę przekonać do swojej racji najpierw jego, a on od początku był do mnie uprzedzony.  A teraz pewnie nienawidzi mnie równie mocno, co brat. Jeśli to nie wypali, odpuszczę i Kaidan więcej mnie nie zobaczy.  

     Jason, słysząc słowa Arlene domyślał się, że jest to obietnica, składana przede wszystkim sobie. Ostatni zryw umierającej nadziei. Powoli kiwnął głową na znak zgody.  

– Zaraz do niego zadzwonię, ale nie wiem, czy nie odłoży słuchawki, kiedy usłyszy, z jakiego powodu się kontaktuję – zauważył posępnie.  

– Zobaczymy, może jednak będzie ciekaw, co mam do powiedzenia. – Arlene zaczęła czyścić pędzle, a Jason wyciągnął telefon z kieszeni spodni i wybrał w kontaktach Branna. Już miał się rozłączyć, kiedy usłyszał w słuchawce męski głos.

– Cześć Brann, co u ciebie? – Jason nie spuszczał oczu z Arlene, a ona z mocno bijącym sercem przysłuchiwała się rozmowie.

– U mnie bardzo dobrze, dzięki – mężczyzna kiwał głową, słuchając słów Branna. – Mam sprawę, a właściwie chcę, żebyś wyświadczył mi ogromną przysługę – ciągnął niepewnie Jason. – Może nie podejmuj zbyt pochopnie decyzji, nie wiedząc, o co chodzi. A i jeszcze jedno Brann, obiecaj mi, że nie odłożysz słuchawki, dopóki ci wszystkiego nie wyjaśnię. – Jason miał niezwykle poważną minę, a ciało zdradzało wewnętrzne napięcie. – Chcę, żebyś spotkał się z Arlene....  

     Po drugiej stronie zapanowała cisza. Kiedy się przeciągała, Jason spojrzał na swój telefon, sprawdzając, czy połączenie nie zostało zakończone, ale nie, Brann wciąż był na linii. W końcu mężczyzna przemówił, ale ton jego głosu zmroziłby szklankę z wodą. Jason z ulgą zamknął oczy, gdy usłyszał propozycję Branna, po czym ten rozłączył się bez pożegnania.  
Arlene uniosła wysoko brwi w niemym pytaniu.  

– Ruszamy do Londynu. Jutro na 13 mamy się stawić w biurze Branna. – Jason zauważył, że ręce mu drżą. Nie zdawał sobie sprawy, że aż tak się denerwował. – Będziesz miała cholernie trudne zadanie, by przekonać go do czegokolwiek – zamilkł na chwilę. – Arlene, muszę być brutalny, ale nie chcę znowu robić ci nadziei. Nie sądzę, żeby to się powiodło.

Kobieta odwróciła się od niego, udając, że czyści pędzle. W jej oczach pojawiły się łzy, wzięła drżący oddech. Ostatni raz – złożyła sobie solenną obietnicę.  

Gdy opanowała emocje, spojrzała na Jasona – wiem – szepnęła w odpowiedzi na jego słowa.

*

     W wieżowcu, gdzie mieściło się biuro Branna, Arlene z Jasonem byli kilka minut przed 13. Sekretarka kazała im zaczekać, a sama poszła poinformować szefa, że umówiona na spotkanie para już przyszła. Kiedy ponownie się pojawiła, oznajmiła im, że mogą wejść.  

W tym momencie Arlene zwróciła się do swojego towarzysza – idę sama, Jason.  

     Stanowczość widoczna w jej oczach powstrzymała go, by zaprotestować. Kiwnął tylko głową i z troską pocałował w czubek głowy. W odpowiedzi uśmiechnęła się do niego smutno.
     Gdy weszła do pomieszczenia, zobaczyła, wbite w siebie cztery pary oczu.  Poza Brannem w pokoju byli pozostali Przeklęci.  
     Brann siedział za masywnym biurkiem, nawet nie wstał na jej widok. Po swojej prawej stronie miał Odhana, po lewej Taranisa, a Bardel zajmował pozycję przy oknie. Cała czwórka wpatrywała się w nią, jakby była nic niewartym robakiem, którego należy zgnieść butem. Żaden z nich nie wypowiedział słowa, a na twarzach widać było surowość. Miała wrażenie, jakby stała przed plutonem egzekucyjnym.             
     Arlene uniosła dumnie głowę. Nie da się zastraszyć, wielu próbowało i nikomu się ta sztuka jeszcze nie udała.  

– Cieszę się, że zgodziliście się ze mną spotkać – zaczęła spokojnie. Nie żywiła do nich urazy, troszczyli się o brata, to zrozumiałe. – Chciałam zacząć od tego, że kocham Kaidana jak nikogo na świecie.  
Brann, słysząc to, tylko prychnął lekceważąco. Jego ostre spojrzenie sprawiało, że serce biło jej szybko, niespokojnie.  

– Nigdy nie byłam w zmowie z Nathairą, nasze relacje zawsze były chłodne, a po tym, co zrobiła Kaidanowi i mnie, nasze drogi rozeszły się definitywnie – ciągnęła dalej Arlene. – Zastanawiacie się pewnie, dlaczego dopiero teraz się ujawniłam, skoro miałam na to tysiąc lat. Otóż prawda jest taka, że nie mogłam. Moja matka rzuciła czar, który sprawiał, że między mną a Kaidanem wyrastał mur, gdy tylko chciałam się do niego zbliżyć, skutecznie nas od siebie odgradzając.  

     Arlene zamknęła oczy, przypominając sobie, co czuła, będąc tak blisko ukochanego i nie móc się do niego zbliżyć. To było jak wieczna, niezagojona rana, powodująca chroniczny ból.  

– Niewidzialny mur zniknął dopiero teraz, z nastaniem tego roku – głos Arlene się załamał – i w końcu mogłam się z nim spotkać.  

Odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić. – Bałam się mu powiedzieć, kim jestem. Bałam się, jak zareaguje na moje wyznanie, że zarzuci mi kłamstwo, albo – co gorsza – pomyśli, że działam wspólnie z Nathairą.  Niestety, ale tak właśnie się stało – dokończyła cicho.  

     Jej zielone oczy lśniły od powstrzymywanych łez. Na twarzy widać było żałość, którą starała się ukryć.
     Kiedy skończyła, zapadła cisza, której nie zakłócił nawet najmniejszy szmer. Brann, odkąd weszła do jego biura, nie spuszczał z niej wzroku, chciał wychwycić najmniejszy fałsz w jej słowach, głosie, ciele.  
     Mężczyzna w końcu wstał i ruszył w jej stronie. Podszedł tak blisko, że Arlene musiała zadrzeć wysoko głowę, by spojrzeć mu w twarz. Był wielki niczym góra, a czarne oczy patrzyły na nią ze wstrętem.  

– To wszystko? – rzekł z pogardą Brann.

Serce Arlene zamarło. Nie przekonała go. Chciało jej się wyć z rozpaczy.  

– Prawie – odparła zrezygnowana.  

Wskazała na torbę, na którą wcześniej nikt nie zwrócił większej uwagi.  

– Mam do ciebie tylko jedną prośbę Brann, jedną jedyną – zamilkła na chwilę, by zebrać myśli. – Chciałabym, żebyś przejrzał zawartość tej torby. Pozostali również. A potem postanowisz, co z tym zrobić. Decyzja należy do ciebie.  

     Arlene, jeszcze przez chwilę patrzyła w niezgłębione oczy mężczyzny, po czym kiwnęła głową jemu i pozostałym Przeklętym na pożegnanie i wyszła.  
     Stała przy zamkniętych drzwiach, starając się dojść do siebie. Bała się, że z emocji osunie się na podłogę jak kukiełka.  
     Jason, jak tylko zobaczył Arlene, wstał. Zamarł, widząc żal malujący się na jej twarzy. Kobieta spojrzała na niego. Pokręciła przecząco głową, dając w ten sposób znać, że wszystko poszło na marne. Przyjaciel wziął ją za rękę i mocno uścisnął. Bez słowa wyprowadził z pomieszczenia i z budynku. W milczeniu pokonali trasę na lotnisko.  
     Będąc już w samolocie Jasona, Arlene się rozkleiła. Płakała tak mocno, że mężczyzna bał się, że się rozchoruje. Kiedy łzy ustały, spojrzała na niego z takim bólem, że poczuł go w całym ciele.  

– Chcę zostać sama – jej głos łamał się od emocji. – Wracaj do Nowego Jorku. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie, ale nie zniosę teraz niczyjego towarzystwa – przerwała na chwilę, wiedziała, że jej słowa zabrzmią brutalnie, ale musiała je powiedzieć – nawet twojego, Jasonie.  

Mężczyzna ze zrozumieniem kiwnął głową. Nie miał jej tego za złe.  

– Odstawię cię tylko bezpiecznie do domu i zabiorę rzeczy.  

– Dzięki – kobieta starała się do niego uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wyszło.

W mieszkaniu Arlene i Jason mocno uściskali się na pożegnanie. Mężczyzna uniósł jej podbródek i spojrzał na nią z powagą.

– Jeśli tylko będziesz mnie potrzebować, masz dzwonić bez względu na porę, ok?  

– Tak – odparła kobieta i pocałowała go w policzek.  

     Turkusowe oczy Jasona lustrowały ją jeszcze przez chwilę. Bał się o nią, ale z drugiej strony rozumiał jej chęć samotności. Czyż nie tak samo zachowywał się po rozwodzie? – pomyślał.
     W końcu wziął walizkę i wyszedł. Arlene została sama.

Marigold

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użyła 4592 słów i 26601 znaków, zaktualizowała 2 cze o 18:46. Tagi: #miłość #przygoda #tajemnica

4 komentarze

 
  • Użytkownik nefer

    Smutny ten odcinek, ale zapewne niezbędny dla celów fabularnych i emocjonalnych.

    23 września

  • Użytkownik Marigold

    @nefer Miał ściskać za gardło i mam nadzieję, że tak było. Dzięki za komentarz.

    23 września

  • Użytkownik unstableimagination

    No ciekawe bardzo i też nie mogę się doczekać dalszego ciągu :)

    3 czerwca

  • Użytkownik Marigold

    @unstableimagination musiałam trochę zaciekawić bo mi czytelnicy uciekają  ;)

    3 czerwca

  • Użytkownik elninio1972

    Zapomniany kciuk  
    👍  
    Już jest, przepraszam 🤣

    1 czerwca

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 Dzięki  :D

    1 czerwca

  • Użytkownik elninio1972

    🤔 i nie wiem ... Szkoda że takie zagadki ... Co było w woreczku? Czekam na ciąg dalszy  :)

    1 czerwca

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 Nic nie zdradzę choćby mnie kołem łamali, trzeba czytać dalej!  :D

    1 czerwca

  • Użytkownik elninio1972

    @Marigold czytać , to wiadome  
    Tylko doczeksc, to ciężko 😁

    1 czerwca