Przeklęty cz.18

Przeklęty cz.18"Złam mi serce. Złam je tysiąc razy, jeśli zechcesz. Możesz z nim zrobić, co chcesz, bo należy do ciebie" Kiera Cass     

     Zimowe tygodnie przeszły w wiosenne dni. Niestety, pogoda nie znała się na kalendarzu, bo wciąż było chłodno, dżdżyście i ponuro. Mimo to Arlene wyruszyła zażyć trochę świeżego powietrza. Chciała zabrać Cienia ze sobą, ale nawet on był zniechęcony aurą panującą na zewnątrz i został z Kaidanem, który przekopywał się przez góry dokumentów, starając się je uporządkować. Nie był w najlepszym nastroju, bo nie znosił tego typu pracy. Za to Arlene cieszyła się na chwilę samotności, musiała przemyśleć parę spraw, zdecydować, co dalej.
     Nogi same niosły ją do miejsca, którego do tej pory świadomie unikała. Szła powoli, a zbliżając się, czuła coraz większy lęk. Jej poczucie zagrożenia wzrastało, była w stanie psychicznej i fizycznej gotowości na atak. Po pewnym czasie jej oczom ukazał się cel jej wędrówki. Wzgórze Potępionych.  
     To tu przed dziesięcioma wiekami Kaidan, za sprawką Nathairy, stał się Przeklętym. Arlene wyczuwała ciężką atmosferę tego miejsca, zło, które gdzieś tutaj było, wsiąknięte głęboko w ziemię. Wstrząsnął nią dreszcz. Miejsce to uświadamiało jej, jak groźna i potężna jest Nathaira. Szczęście, które czuła będąc z Kaidanem, powoli uciekało z jej serca, jak powietrze z przekłutego balonika. W końcu stanęła przy samej krawędzi wzgórza. Morze było dziś wyjątkowo niespokojne, jakby dzieliło jej lęk i chciało ostrzec przed niebezpieczeństwem.  
     Arlene wsadziła lodowate ręce głęboko w kieszenie kurtki, by chociaż trochę je rozgrzać. Rozejrzała się wokół. Piękno dzikiego krajobrazu Szkocji onieśmielało i wzbudzało nabożny podziw. Tutaj wszystko wydawało się być bardziej wyraziste i niebo i głębiny, i dobro i zło.
     Patrzyła przed siebie, rozmyślając nad minionymi wiekami i nie wierząc, że udało jej się to wszystko udźwignąć i nie zwariować. Gdyby wiedziała, jak ciężkie będzie mieć życie, zmusiłaby Nathairę, żeby oddała ją z powrotem śmierci.  
     A to jeszcze nie był koniec. Czasami czuła się jak Syzyf, który pcha swój kamień pod górę, której szczyt wciąż się oddala. Wzięła drżący oddech. Chociaż raz chciała zostawić kamień, usiąść i odpocząć w jego cieniu.  
     Obiecała sobie solennie, że jeśli jej i Kaidanowi uda się przeżyć, będzie robić tylko to, na co ma ochotę. Nim jednak będzie mogła sobie na to pozwolić, najpierw trzeba pokonać jej matkę. Ostatnie i najbardziej niebezpieczne zadanie do wykonania.  
     Fale coraz mocniej uderzały o klify, a hałas wręcz ogłuszał. Miała wrażenie, że woda krzyczy do niej, że ma natychmiast wracać.  Na miękkich nogach najpierw powoli, a potem coraz szybciej ruszyła z powrotem do Wilczego Serca. Coś się tam wydarzyło, czuła to.  
     Biegła jak oszalała, co jakiś czas przewracając się o jamy dzikich zwierząt, korzenie drzew i krzaków. Serce biło jej szaleńczo, oddech rwał się od wysiłku, a nogi drżały ze strachu. Uczucie przerażenia nie chciało jej opuścić, jak wtedy, gdy zobaczyła nienaturalny wzrok Lugovalosa skoncentrowany na Kaidanie.        
     Lekki kapuśniaczek, który padał, gdy wychodziła z domu, zamienił się w ulewę. Biegła, nie zwracając uwagi na obtarte dłonie, ubłocone ubranie. Łzy strumieniem leciały po jej bladych policzkach.  
     Po nieskończenie długich minutach w zasięgu jej wzroku ukazał się zamek. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie. Arlene zwolniła, przystanęła na chwilę, by się trochę uspokoić. Zaczęła iść w stronę budynku. Przed wielkimi drzwiami stał najnowszy land-rover. Popatrzyła na kierowcę. Młody mężczyzna z obojętną miną rozglądał się wokół.  

Mamy gości – pomyślała Arlene. Weszła do środka. Zaglądnęła do salonu, ale tam nikogo nie było. Muszą być w gabinecie Kaidana – domyśliła się. Zastanawiała się, czy nie pójść się przebrać, ale ciekawość zwyciężyła.  

     Idąc szerokimi schodami, coraz wyraźniej słyszała prowadzoną rozmowę. Będąc już niedaleko gabinetu, wzięła głęboki, spazmatyczny oddech. Drzwi były lekko otwarte, popchnęła je.  
     Zobaczyła, że gość siedzi na fotelu naprzeciwko zabytkowego biurka Kaidana. Pokój wypełniony był złymi emocjami. A sam Kaidan z rękami w kieszeniach spodni, stał przy oknie i patrzył na zatokę. Wilk, wyraźnie pobudzony, warował u jego boku.  
     Mężczyzna musiał ją usłyszeć, bo powoli zaczął odwracać się w jej stronę. Kiedy w końcu na nią spojrzał, Arlene zesztywniała z przerażenia. Jego oczy pałały nienawiścią, pogardą tak wielką, że odczuła ją całą sobą. Furia malująca się na bezlitosnej twarzy budziła grozę. Ale widać w niej było coś jeszcze, ból zdradzonego człowieka.  
     Arlene bojąc się odetchnąć, stała tak i patrzyła, niczym zawierzę złapane w pułapkę, niemające już żadnej możliwości ucieczki. Czuła jak krew dudni jej w skroniach, zimny pot zrosił czoło, a paznokcie tak mocno wbijały się w skórę, że powodowały ostry ból.  
     Ruch na fotelu sprawił, że odwróciła wzrok od skrzywionej w okrutnym grymasie twarzy Kaidana i skierowała go w stronę tajemniczego gościa. Powoli jej oczom ukazała się kobieca sylwetka.  

– Nathaira – szepnęła bezgłośnie Arlene.  

     Zamknęła oczy, zaczęło jej się robić słabo, myślała, że za chwilę zemdleje. A więc stało się. Zbyt długo zwlekała, myśląc, że ma jeszcze czas na wyjawienie Kaidanowi swojej tajemnicy. Niestety okazało się, że tego czasu nigdy już mieć nie będzie.

Niech to nie dzieje się naprawdę – mówiła do siebie w duchu – niech to się nie dzieje naprawdę!  

Niestety, ale taka była rzeczywistość, przypominająca najgorszy z jej koszmarów.  
     Nathaira, jeszcze piękniejsza niż dawniej, w eleganckiej bluzce z białego jedwabiu i skórzanych spodniach, mocno przylegających do jej długich nóg, była zachwycająca. Jasne włosy luźno upięte na karku, idealnie podkreślały doskonałe rysy twarzy. I te przezroczyste oczy, zimne jak zawsze. Kobieta, poruszając się z niezwykłą gracją, powoli zbliżała się do Arlene. Popatrzyła na nią wrogo, z pogardą lustrując jej nędzny wygląd.
  
– Byłam w pobliżu i postanowiłam się przywitać – głos Nathairy ociekał jadem. Upływ czasu nie sprawił, że jej nienawiść zmalała. Wręcz przeciwnie, patrząc teraz na swoją córkę, która wyglądała jak kocmołuch, jej wściekłość wzrosła. Jak Kaidan mógł wybrać kogoś takiego, zamiast niej?

– Wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy zorientowałam się, że Kaidan nie wie, kim tak naprawdę jesteś? Oczywiście zaraz pospieszyłam z wyjaśnieniem, że kobieta podająca się za Amber, to nie kto inny, jak jego ukochana Arlene. Kaidan, delikatnie mówiąc, trochę się zdenerwował – wyjaśniła z szyderczym uśmiechem kobieta.  

Nathaira żyła zemstą tak długo, że teraz delektowała się pierwszym aktem tego dramatu.  
Arlene nienawidziła jej jak nikogo na świecie. Poczuła do niej tak wielki wstręt, że aż ją samą to przeraziło. Ledwo się powstrzymywała, by nie dać jej z całej siły w twarz.  

– Myślę, że moja kurtuazyjna wizyta dobiegła końca. Nie odprowadzajcie mnie. – Spojrzała na Arlene z niechęcią. – I na litość boską zrób coś ze sobą. Nie wiem, jak to się stało, że wydałam na świat tak niedoskonałą istotę. Niestety masz w sobie zbyt wiele ze swojego ojca.  

     Kiedy skończyła, ruszyła do wyjścia, a będąc już przy drzwiach, spojrzała prosto w pełne odrazy oczy Kaidana. Pomyślała, że tysiąc lat wcześniej był niezwykle pociągającym mężczyzną, ale teraz stał się o wiele bardziej atrakcyjny, siła jaka od niego biła bardzo na nią działa. Nawet magiczne zaklęcia na nic się zdały, bo jego uczucie do jej córki było zbyt wielkie i prawdziwe. Wciąż go pragnęła i dlatego jej awersja jeszcze bardziej wzrosła. – Do zobaczenia podczas letniego przesilenia mój drogi, mam nadzieję, że spodoba ci się to, co dla ciebie szykuję – wyszła, głośno stukając obcasami.

     Cisza, jaka zapanowała po jej odejściu, była straszna. Sekunda wydawała się minutą, a minuta godziną. Kaidan milczał, patrzył tylko na nią tak okrutnym wzrokiem, że nie była w stanie wykrztusić słowa. Wiedziała, że cokolwiek teraz powie, będzie to o wiele tygodni za późno. Żadne słowa nie zmienią tego, co teraz o niej myślał i co czuje.  
Czas mijał, a oni wpatrywali się w siebie jedno z miłością, drugie z nienawiścią.  
     Mężczyzna w końcu się poruszył, wciąż nic nie mówiąc, zaczął iść w jej stronę. Szedł cicho, niezwykle powoli, potężny i złowrogi, jak drapieżnik czujący krew swojej ofiary, która za chwilę miała z niej popłynąć. Sam śmiertelnie raniony prosto w serce, teraz chciał się odegrać.    
     Arlene przerażona zachowaniem mężczyzny, zaczęła się cofać. Jej wielkie szmaragdowe oczy, zrobiły się jeszcze większe, od widocznego w nich strachu, ale i miłości.
     Kobiece plecy trafiły w końcu na ścianę. Nie miała już gdzie uciekać, znalazła się w pułapce, a Kaidan wciąż się zbliżał. Jeśli wcześniej serce biło jej, jakby chciało wyskoczyć z piersi, to teraz wręcz szaleńczo galopowało. W jej pięknych oczach pojawiły się łzy rozpaczy.  
Kaidan zatrzymał się tuż przed nią. Ich oddechy mieszały się ze sobą, czuł lęk Arlene.  

I dobrze – pomyślał mściwie – niech się boi.  

     Patrzył na piękną, kobiecą twarz, nie wierząc, że to jego Arlene. Położył dłonie po obu stronach jej głowy i nachylił się nad nią. Był tak blisko, że ich usta prawie się stykały. Wpatrywał się w nią intensywnie, twardo, a szare oczy płonęły dziko.

– Ty suko, mam nadzieję, że razem z matką – gniewnie wypluł ostatnie słowo – dobrze bawiłyście się moim kosztem. – Każdy wyraz, który wypowiadał, boleśnie ranił serce Arlene. – Bo teraz to wy będziecie tańczyć, tak jak ja wam zagram.  

     Kaidan oddychał szybko, ledwie panując nad swoim gniewem. Nigdy w życiu nie czuł takiej wściekłości jak teraz. Oderwał dłoń od ściany i przejechał palcem po szyi Arlene, od płatka ucha po obojczyk. Czuł, jak mocno bije jej serce. Po chwili tą samą ręką chwycił szyję kobiety. Jego oddech stał się chrapliwy, ciężki, tylko mała granica dzieliła go od tego, by zacisnąć dłoń.  
     Arlene cały czas patrzyła na niego mokrymi od łez zielonymi oczami. Wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy, bała się tylko jego nienawiści i tego, że wyrzuci ją ze swojego życia na zawsze.
Po długiej chwili, kiedy ich pełne cierpienia spojrzenia mierzyły się ze sobą, oderwał się od niej ze wstrętem.  

– Daję ci pół godziny na spakowanie swoich rzeczy, a potem masz się trzymać od Wilczego Serca i ode mnie z daleka.  John odwiezie cię land-roverem do Inverness.  

– Kaidan... – Arlene chciała do niego podejść i wyjaśnić. Bała się, że gdy wyjedzie, nigdy już nie będzie miała szansy z nim porozmawiać – ...pozwól mi wszystko wytłumaczyć.

– Jeśli ci życie miłe, Amber czy też Arlene – wycedził lodowato – to zejdź mi z oczu, bo nie ręczę za siebie.  

Kobieta zza kotary łez ledwie go widziała i mimo groźby brzmiącej w jego głosie, zaczęła iść w jego stronę.
  
– Proszę, chcę ci coś powiedzieć... – zaczęła błagalnym, łamiącym się głosem, ale Kaidan nie dał jej dokończyć.  

– Wynoś się stąd i z mojego życia! – ryknął z takim okrucieństwem w głosie, że nawet Cień położył uszy po sobie i skulił się w kącie.

Arlene zamarła, wiedziała, że to koniec, nie dotrze do niego, nie pozwoli jej nic wyjaśnić.  
     Głośno szlochając, pobiegła do swojego pokoju. Szybko, byle jak zapakowała ubrania do walizki. Następnie poszła do sypialni Kaidana i pozbierała pozostawione tam rzeczy.  
     Kiedy przyszedł John, już na niego czekała. Bez słowa dała mu namalowany przez siebie obraz, portret jego i Katy. Mężczyzna podziękował jej smutnym głosem.  

Musiało się stać coś okropnego – myślał – skoro Kaidan kazał mu natychmiast odstawić Amber do Inverness, a sama Amber wygląda jak kupka nieszczęścia.  

     Nic nie mówiąc, wziął jej walizkę i udali się do samochodu. Arlene ledwie powstrzymując płacz, cały czas oglądała się za siebie, mając nadzieję, że Kaidan pojawi się w drzwiach i ją zatrzyma. Niestety Wilcze Serce w końcu zniknęło jej z oczu, a Kaidan się nie pokazał.  
     Mężczyzna podszedł do biurka i ciężko opadł na fotel. Szok to zbyt mało na określenie tego, co czuł. Ostatnie wydarzenia były jak burza lodowa, która przeszła przez jego ciało i zmroziła je do szpiku kości. Nie wierzył, że to się dzieje naprawdę. Nic do niego nie docierało.
     Kiedy zobaczył na progu swojego domu Nathairę, w pierwszej chwili chciał zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, ale w końcu ciekawość zwyciężyła i zaprosił ją do środka. Zastanawiało go, co wiedźma ma mu do powiedzenia. Gdyby wiedział, z jakimi rewelacjami przychodzi, nigdy by jej nie wpuścił.  

Niestety stało się inaczej – z goryczą pomyślał Kaidan. Nie podejrzewał, jak trafne okaże się powiedzenie, że ciekawość to pierwszy stopnień do piekła, jego prywatnego piekła.  Było już za późno na cofnięcie tego, co się wydarzyło. Zamknął oczy i oparł głowę o fotel. Cień podszedł do niego i wsunął nos w jego dłoń. Czuł, że z jego panem dzieje się coś złego.  

     Kaidan słysząc od Nathairy, że Amber to Arlene, że ona żyje i to od dziesięciu wieków, myślał sobie, co ona bredzi. Jednak Nathaira nie dawała za wygraną, opowiedziała wszystko od początku do końca, co się wtedy stało. Kiedy zwrócił jej uwagę, że Amber nie przypomina Arlene, może poza kolorem oczu, Nathaira wyjaśniła mu, że to była cena wyrwania jej śmierci.  
     Niby słyszał, co mówi do niego ta kobieta, ale nie docierało to do niego. Wtedy weszła Amber czy też Arlene i kiedy zobaczyła matkę, w jej oczach pojawiło się poczucie winy. Więc jednak Nathaira nie kłamała. Zalała go nienawiść do tych dwóch kobiet, bał się, że zrobi im krzywdę, rozszarpie obie na kawałki, jak Cień swoich wrogów.  
     Ale kiedy podszedł do Arlene i poczuł jej zapach, spojrzał w te wielkie oczy mokre od łez, chciał tylko zapytać: dlaczego mu nie powiedziała prawdy dlaczego?  
     Później znowu wściekłość wzięła w nim górę. Nie ufał jej.  Zastanawiał się, czy obie nie są w jakiejś komitywie, by go zgnębić, zgnoić do końca, jakby dziesięć wieków włóczęgi po świecie, to była dla niego za mała kara.  Tysiąc lat temu, gdy myślał, że Arlene nie żyje, jego świat runął, za to teraz, dzięki niej, znalazł się w najmroczniejszym zakątku piekła.
     Po wyjeździe Arlene Kaidan nie wychodził z gabinetu, siedział i wpatrywał się w Moray Firth. Dzień zamieniał się w noc, a on siedział i patrzył.  
     Któregoś wieczora usłyszał pukanie do drzwi pokoju, zignorował je. Po chwili do środka wszedł mężczyzna. Kaidan odwrócił się od okna i groźnie spojrzał na intruza.  Wyraźnie prosił Katy, żeby mu nie przeszkadzano.  

– Co ty tu robisz? – wycedził zimno Kaidan.

– Katy do mnie zadzwoniła – powiedział Brann spokojnie. – Martwi się o ciebie. Mówiła, że od czterech dni siedzisz w tym pokoju i pijesz, a do kuchni idziesz tylko po to, by nakarmić Cienia – przerwał na chwilę i cicho dokończyć. – Podobno kazałeś Amber wyjechać.

     Brann spoglądał na brata. Wyglądał okropnie. Zarośnięty, w pomiętym ubraniu, z podkrążonymi oczami, cuchnący alkoholem przypominał zbira spod ciemnej gwiazdy. Potem rozejrzał się po pokoju. Wszędzie walały się puste butelki po whisky, jedna była nawet rozbita, a na odłamkach szkła leżała niewielka, zniszczona podobizna Arlene i blok z rysunkami Amber.  

Kaidan milczał. W końcu odezwał się pełnym udręki głosem – Amber to Arlene.  

Brann spojrzał na niego jak na wariata, nie rozumiejąc, co przyjaciel do niego mówi.  

– Amber to Arlene – zaczął ponownie Kaidan, patrząc na Branna wzrokiem oszalałego z bólu zwierzęcia. – Ona żyje, Brann. Nathaira uratowała Arlene  po ciosie Lugovalosa. Uczyniła ją nieśmiertelną, ona żyje tysiąc lat, Brann – urwał, by powstrzymać wciąż buzujące w nim emocje. – Tak jak my, bracie.

     Brann stał i gapił się na niego. Słyszał każde słowo, ale ciężko mu było przyjąć do wiadomości to, co mówił Kaidan. Podszedł do barku, nalał sobie pełną szklankę whisky, którą jednym haustem wypił. Z trzaskiem odstawił ją na szklany stolik i napełnił ponownie. Ze szklaneczką w dłoni usiadł w fotelu naprzeciwko Kaidana i wpatrywał się w niego ponuro. Chyba nigdy, żadna informacja tak nim nie wstrząsnęła, jak ta, że Arlene żyje i na dodatek jest nią Amber. Gdy w końcu mózg przetworzył usłyszane wiadomości i w pełni dotarło do niego, co to oznacza, znowu jednym łykiem opróżnił szklankę z alkoholem.  

– Cień ją poznał – cicho zauważył Brann, spoglądając na markotnego wilka, spokojnie leżącego w ciemnym rogu pokoju.  

– Tak – Kaidan zacisnął dłoń w pięść.  

– I co teraz?  

– Nie wiem.  

– Opowiedz mi wszystko od początku, co tu się wydarzyło – zażądał Brann, musiał znać każdy szczegół, by wyrobić sobie opinię. Wiedział jedno, gra Nathairy właśnie się rozpoczęła.  

Wypranym z emocji głosem Kaidan zdał mu relację z wizyty czarownicy i nowin, jakie mu przekazała.  

– A  Amber czy też Arlene – poprawił się szybko Brann – co ona na to?

– Nie wiem – westchnął przeciągle Kaidan. – Nie chciałem słuchać jej wyjaśnień, miała wystarczająco dużo czasu, żeby mi wszystko powiedzieć.  

– Rozumiem – pokiwał głową Brann.  

Jednak instynkt go nie zawiódł – pomyślał z goryczą. – Czuł, że Amber ma jakiś związek z Nathairą. Wolałby jednak się mylić.

– Myślisz, że ona i wiedźma działają wspólnie?  

– Nie wiem, Brann – Kaidan zmęczonym ruchem przejechał po zarośniętej twarzy – naprawdę nie wiem.  

Brann zapatrzył się na zatokę, której fale migotały w promieniach księżyca, jak diamenty. Wstał, podniósł z podłogi pociętą podobiznę Arlene. Coś go zastanowiło.

– Jak to się stało, że jej nie poznałeś? – Brann spojrzał na brata z niedowierzaniem w oczach.

– Nathaira wyjawiła mi, że Arlene była już po tamtej stronie, ale udało się ją sprowadzić z powrotem. Zmieniła się fizycznie, tylko oczy pozostałe takie same.

Brann nic nie powiedział, wpatrywał się w zielone spojrzenie Arlene, które jako jedyne było widać w zniszczonej miniaturce.  

– Nieźle nas oszukała – zauważył zimno Brann. – Ale chyba nie zdaje sobie sprawy, co to znaczy zadrzeć z piątką Przeklętych.  

Kaidan pierwszy raz, od kiedy odwiedziła go Nathaira, uśmiechnął się.  

– À propos naszych braci. Dziwię się, że nie wpadli tu za tobą. Znając ciebie, musiałeś wszystkich postawić na nogi.

– Są w gotowości. Czekają na telefon – wyjaśnił mu Brann. Nie czuł żadnego zakłopotania swoją troską o brata. – Uzgodniliśmy, że najpierw zrobię mały rekonesans, a następnie jak będzie potrzeba, ściągnę pozostałych.  

– Nie rób niepotrzebnego zamieszania, Brann – Kaidan znowu stał się ponury jak chmura gradowa. – Nic się nie dzieje.  

– Zobaczymy – odburknął mu brat.  

Minuty mijały, obaj bracia milczeli, pogrążeni w myślach.  

– Zostaw mnie samego – poprosił Branna Kaidan. Potrzebował czasu, by poukładać sobie w głowie to, czego dowiedział się przed czterema dniami.  

– Jasne – ze zrozumieniem odparł mężczyzna i wyszedł z gabinetu.  

     Kaidan wpatrywał się w księżyc, który świecił jasno, trochę rozpraszając mrok nocy. Przymknął zmęczone oczy. Od razu w jego głowie pojawił się obraz Arlene, tej sprzed dziesięciu wieków, rudowłosej trzpiotki, którą tak kochał i której śmierć opłakiwał tysiąc lat. A potem przypomniał sobie moment, gdy zobaczył ją ponownie, jako Amber na balu u Jasona. Od razu coś go do niej ciągnęło, jakaś magia. Pomyślał, że serce wiedziało, że to ona, jego Arlene. Nie mógłby pokochać innej kobiety.
Kaidan rozpiął koszulę i przejechał palcem po tatuażu na lewej piersi.  

– Zawsze w moim sercu – wyszeptał.  

     Nie chciał przyznać przed Brannem, ani nawet przed samym sobą, jak bardzo zraniła go zdrada Arlene, bo kochał ją jak szalony tysiąc lat temu i pokochał na nowo teraz.

Marigold

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użyła 3691 słów i 20782 znaków, zaktualizowała 20 wrz o 12:46. Tagi: #miłość #przygoda

3 komentarze

 
  • Użytkownik nefer

    Stało się  to, co musiało się stać.  Kaidan zareagował bardzo emocjonalnie i zapłonął gorącym gniewem, jak to mężczyzna. Ale ten gniew minie, bo przecież kocha Arlene/Amber. A ona musi odcierpieć za brak odwagi i zdecydowania. Szykuje się piękna scena pojednania, zapewne przy złowrogim udziale Nathiry.

    tydz. temu

  • Użytkownik Marigold

    @nefer Kocha, ale czy wystarczająco? odpowiedzi w kolejnych rozdziałach  ;)

    tydz. temu

  • Użytkownik nefer

    @Marigold Oczywiście, że kocha. Przekonywałaś o tym Czytelników od pierwszego rozdziału. Pytanie, czy uniesiony emocjami nie zrobi czegoś głupiego? A najgłupszą  rzeczą byłoby z jego strony dać się omotać Nathairze. Oczywiście, nie mów tutaj ani tak, ani nie.

    tydz. temu

  • Użytkownik Marigold

    @unstableimagination Dzięki, już trochę za słodko było  ;)

    27 maja

  • Użytkownik elninio1972

    Kręcisz ... Mieszasz... Intryga się zageszcza  <3 ech... I znów czekać, na niespodzianki ;)  
    Zaskakujesz jak sezony gry o tron, gdy niespodziewanie ginęli główni bohaterowie ... Majstersztyk

    26 maja

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 I może tak być! Trzeba czytać dalej  ;)

    27 maja

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 Od wczoraj myślałam, kogo mi to przypomina i dopiero mózg zaskoczył - jestem nowym wcieleniem Machiavelliego!  :D

    28 maja

  • Użytkownik elninio1972

    @Marigold 🤔coś mi świta, aczkolwiek ... Pewnie ktoś dobry i robi fajne intrygi ;)

    28 maja

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972  ;)

    28 maja