i później jest już tylko lepiej...a później znowu wszystko się wali cz.8

W CH spędziłyśmy godzinę, ale znudziło nam się takie ciągłe chodzenie po sklepach więc postanowiłyśmy pójść na spacer, ZNOWU. Chodziłyśmy tak po różnych miejscach, wszystko byłoby dobrze gdyby nie mój telefon, spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił Harry. odrzuciłam, nie miałam ochoty z nim teraz gadać. Dzwonił tak jeszcze około 15min, aż w końcu przestał. Pogoda zaczęła się pomału psuć, ciemne chmury zasłoniły słońce i zaczął wiać silny wiatr, pędem ruszyłyśmy do domu. Kiedy weszłyśmy do klatki lunął deszcz i jak na złość Harry znowu zaczął dzwonić, CHOLERA! Musiałam odebrać, bo inaczej nie dałby mi spokoju.
- Halo. 
- Boże Lucy, dobrze, że odebrałaś, wiesz jak się o ciebie martwiłem? - powiedział.
- Harry nie chce mi się z tobą gadać, cześć. - powiedziałam i się rozłączyłam, weszłam do mieszkania, w którym były już Van i Jess.
                                             *Harry*   
O co jej chodzi, co ja takiego znowu zrobiłem, dzwoniłem już do niej chyba ze 100 razy, ale właśnie przed chwilą wyłączyła telefon.
- Hazz, nie przejmuj się, jeszcze zadzwoni, albo mam lepszy pomysł jedź do niej, przecież i tak mamy wolne. - powiedział pocieszająco Lou.
- Ja pierdole, że tez wcześniej na to nie wpadłem, dzięki ja idę na górę, spakować najpotrzebniejsze rzeczy i lecę. - powiedziałem i pobiegłem na górę. Tam spakowałem jedną parę spodni, dwie koszulki i bieliznę, portfel, komórkę, kluczę i dokumenty. Wybiegłem z domu rzucając głośne CZEŚĆ i wbiegłem szybko do samochodu, z piskiem opon ruszyłem w kierunku lotniska...
                                              *Lucy*
Kiedy weszłam do domu Van już chodziła. Van chodziła? 
- Jess, czemu ona sama chodzi? - zapytałam niedowierzając.
- Jak to sama chodzi? - ona też nie wiedziała co się dzieje.
- No sama, nie widzisz, kiedy ona się tego nauczyła? - zapytałam robiąc wielkie oczy, kiedy zaczęła pomału biegać.
- Nie wiem, mnie się pytasz, ja wiedziałam, że ona jest zdolna, ale nie do tego, żeby tak nie wiadomo jak zacząć chodzić. - powiedziała pełna podziwu Jessica.
- Najwyraźniej jest. - powiedziałam uśmiechając się do mojej przyjaciółki.
Razem usiadłyśmy na kanapie i włączyłyśmy telewizję, szczerze nie zwracałam uwagi na to co leci, tylko na Van biegającą i śmiejącą się na całe mieszkanie, nie zwracałam uwagi na telewizor do póki,  
- Harry Styles widziany na lotnisku, jak na razie wiemy tylko tyle, że leci do Holmes Chapel. - powiedziała prezenterka.
- Jak to do Holmes Chapel. - powiedziałam sama do siebie. - Van, chyba tata znowu nas odwiedzi. - powiedziałam do Vanessy, na co ona zaczęła piszczeć ze szczęścia. 
                                              *Harry*
Czy te cholerne paparazzi muszą być wszędzie? Chociaż teraz nie zwracałem na nich dużej uwagi, ponieważ własnie przed chwilą dowiedziałem sie, że samolot do Holmes Chapel odlatuje za 30min, więc musiałem się pośpieszyć. Kupiłem szybko bilety, na szczęście zostało ostatnie wolne miejsce. Wsiadłem szybko do samolotu i wzbiliśmy się w górę, po godzinie byliśmy miejscu, szybko wybiegłem i taksówką ruszyłem pod mieszkanie gdzie mieszka Lucy. Kiedy byliśmy na miejscu, rzuciłem kierowcy 50zł i wybiegłem z auta, z klatki wychodził akurat jakiś facet więc skorzystałem i wszedłem do klatki, wbiegłem na 2piętro i zadzwoniłem dzwonkiem, po kilku sekundach otworzyła mi Lucy.
- Hej. - powiedziałem i wszedłem do środka.
                                                 *Lucy*
Siedziałam na kanapie, Jess przed chwilą wyszła na randkę, ciekawe czy fajnym, hah. Po chwili usłyszałam dzwonek Van dalej biegała po mieszkaniu, a ja wstałam i poszłam odworzyć, to był Harry, nie wiedziałam że on tak szybko przyjedzie.
- Hej. - powiedział i wszedł do mieszkania, ściągnął buty i poszedł do salony, po czym usiadł na kanapę. 
- Hej, po co przyjechałeś? - zapytałam.
- Czemu jestes złą? - zapytał. - Dlaczego do cholery nie odbierasz telefonów? - zapytał.
- To my jesteśmy jeszcze razem? - zapytałam.
- O co ci do cholery chodzi, przecież się nie rozstaliśmy! - krzyknął. 
- Przestań krzyczeć. - upomniałam go. - Po pierwsze nie mam zamiaru być z chłopakiem, który ma inną dziewczyne w Londynie. - powiedziałam.
- przecież ci już mówiłem, że to jest ustawiony związek. - powiedział.
- No nie wiedziałam, że ustawione pary całują się, co chwile się do siebie usmiechają i wcale nie wyglądają na ustawione pary! - krzyknęłam kiedy pierwsza łza spłynęła po moim policzku.
- Dlaciego tak ksicicie? - zapytała Van. - Tata! - krzyknęła i rzuciła się na niego. - Mamo, dlaciego płaciesz? - zapytała.
- Van idź do siebie do pokoju, zaraz do ciebie przyjdziemy. - powiedziałam spokojnym głosem.
- Dobzie. - powiedziała i pobiegła.
- Nie płacz, musimy tak się zachowywać żeby się nie zorientowali. - powiedział spokojnie, podszedł do mnie i przytulił. - Zakończę ten związek. - powiedział. 
- Na pewno? - zapytałam.
- Tak, ale ty jedziesz ze mną do Londynu. - powiedział.
- Ale ja nie mogę, tu mam już pracę, przyjaciółkę, Harry nie mogę. - powiedziałam.
- Przecież Jess może jechać z nami. - powiedział.
- Wiem, ale nie wiem czy ona będzie chciała. - powiedziałam. - Zostaniesz na noc i rano się jej zapytamy? - zapytałam.
- Jasne. - powiedział i się do mnie uśmiechnął i pocałował w usta.
- Ja nie patsie, ale moziecie jus to mnie psijść? - zapytała, a ja się zaśmiałam.
- Tak już idziemy. - powiedziałam i wzięłam ją na ręce.
- Tatuś, pobawimy się w lalki? - zapytała.
- W lalki, jasne, że tak. - powiedział, wziął ją ode mnie i podrzucił kilka razy zanim wszedł z nią do pokoju. Ja usiadłam na kanapie w salonie i ogladałam telewizję. O 19 przyszła Jess, chyba nie za bardzo zadowolona z randki. 
- Hej, co tu tak cicho? - zapytała.
- Harry przyjechał, przeprosił mnie, powiedział, że zakończy ten związek, a na razie bawi się z Van. - powiedziałam. - A jak tam na randce? - zapytałam poruszając brawiami. 
- A szkoda gadać, ten chłopak jest jakiś jebnięty, byliśmy w restauracji, na początku było fajnie, gadaliśmy, śmialiśmy się i w ogóle, a kiedy zjedliśmy on ściągnął koszulkę, wszedł na stół i zaczął tańczyć na nim i się drzeć, a ja kiedy nie patrzył wybiegłam z tej restauracji. - powiedziała załamana.
- Haha, nie no spoko, słuchaj za dwa dni jedziemy do Londynu i będziemy tam mieszkać. - powiedziałam.
- A co ze szkołą? - zapytała.
- Skończysz ją tam już ja to załatwie. - powiedziałam.
- Jejjj, jedziemy do Londynu! - krzyknęła....


Heeej, dodaje wam ósmą część. Dzisiaj może jeszcze będzie dziewiąta i dziesiąta część. Wytrzymajcie <333

MisieQ420_PL

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1272 słów i 6721 znaków.

Dodaj komentarz