i później jest już tylko lepiej...a później znowu wszystko się wali cz.12

Od tamtego zdarzenia minął równy tydzień. Van jeszcze się nie odnalazła. Harry codziennie do mnie dzwoni i  
przeprasza, teraz już nawet nie odbieram od niego telefonów, cały czas ta sama gadka. Mam dość! Teraz siedziałam w parku i płakałam zresztą to nie nowość, bo ostatnio zdarzało mi się to cały czas. Każdego dnia siedzę na tej samej ławce i rozmyślam. Nad czym? Nad tym, że w pewnym sensie to moja wina, bo gdybym zareagowała
wcześniej na te sms i głuche telefony ta sprawa nie miałaby nigdy miejsca. Siedząc tak usłyszałam mój dzwoniący telefon, wyciągnęłam go i chciałam się już rozłączyć, ale zobaczyłam, że nie dzwoni Harry, tylko numer zastrzeżyny, odebrałam, może wreszcie dowiem się, gdzie jest moja córeczka.  
- Hallo? - zapytałam. Znowu usłyszałam ten śmiech.
- Czego wy ode mnie chciecie? Precież ja nic nie zrobiłm,  
gdzie jest Van? - pytałam przestraszona.
- Z dzieckiem wszystko dobrze, chcesz ją usłyszeć? - zapytał.
- T..tak. - powiedziałam slabym głosem, na co również dpowiedział mi słaby głos mojej córeczki, ledwie słyszalny, bała się, słyszałam to.
- Zostawcie ją. - powidziałam, nic cisza. - Proszę. - wyszeptałam.
- Harry ma trzy dni na oddanie pieniędzy, jeśli ich nie odd więcej jej nie zobaczysz. - powiedział i się rozłączył.
Szybko wykręciłam numer do loczka.
- Boże Lucy dobrze, że zadzwoniłaś. - powiedział.
- Za 15min masz być w parku, musimy pogadać. - powiedziałam przez zęby i się rozłączyłam, Hazz był już po 10min.
- Co się stało? - zapytał.
- Van, NA RAZIE nic nie jest. - powiedziałam mocno podkreślając drugie słowo.
- Jak to na razie? - zapytał.
- Masz trzy dni na oddanie pieniędzy. - powiedziałam.
- Ale ja ich nie mam. - powiedział.
- To ile ty jesteś im do cholery winny, że nie masz tych pieniędzy! - krzyknęłam.
- Mam te pieniądze, znaczy nie mam, tego jest za dużo.
- To masz je czy nie?
- No mam.
- To dlaczego im ich nie oddasz!!! - krzyknęłam bardzo głośno, aż wszyscy ludzie na mnie spojrzeli.
- Nie tak głośno. - powiedział.
- Ciesz się, że nikt więcej nie wie o tym, że bierzesz, tylko ja, chłopcy i Jess. - ostrzegłam go.
- Jeśli nie oddasz im tych ieniędzy, a małej się coś stanie nie ręczę za siebie. - powiedziałami poszłam w stronę domu, po chwili jeszcze się odwróciłam. - Pamiętaj. - powiedziałam szeptem i poszłąm do domu. Kiedy tam weszłam wszyscy się na mnie rzucili.
- Gdzieś ty była, miałaś być dwie godziny temu! - krzyknął Niall.
- Tak wiem, przepraszam. - powiedziałam szeptem i się w  
niego wtuliłam. Wszyscy poszliśmy na kanapę do salonu i siedzieliśmy i się nudziliśmy odkąd nie ma tutaj Van jest jakoś nudno, Louis nie ma co robić, ja z Jess cały czas płaczemy, a reszta chodzi przybita.
Kiedy znowu zadzwonił mój telefon wszyscy się przestraszyliśmy, odebrałam, tak jak zawsze.
- Hallo. - powiedziałam.
- Zmiana planów, macie być za dwie godziny przy opuszczonej kamienicy, Harry wie gdzie. - powiedział. - A właśnie macie przyść bez nikogo, tylko ty i on, żadnych znajomych, przyjaciół, a przede wszystkim policji ma nie być żadnej policji.- powiedził i się rozłączył.
- Dzwoń po Harrego! - krzyknęłam do Louisa. - Powiedz mu, że ma być tutaj za 10min i ani minuty więcej, powiedz, że to jest bardzo ważne, a ja dzwonię na policję, a i Lou powiedz mu, że ma ze sobą wziąć pieniądze, które jest winny tym facetom. - powiedziałam na co on pokiwał tylko głową.
Po 5min była już policja, szybko przyjechali, a o umówionej godzinie przyszedł Harry. Postanowiliśmy, że ja, Harry pojedziemy jako pierwi, a policja pojedzie samochodem chłopaków, żeby ich nie rozpoznali. Z policją miał pojechać na wszelki wypadek Niall i Zayn. Wsiadłam z Harrym do samochodu i się nawet do siebie nie odzywaliśmy. Pięć minut po nas miała wyjechać policja z Niallem i Zaynem. Pod budynkiem byliśmy na czas, oni już tam stali, na zniszczonej kanapie siedziała przestraszona Van z zasłoniętymi oczkami, kiedy zobaczyłam to  
łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- Oj, nie płacz, oddajcie pieniądze, a dziecko wróci do ciebie. - powiedział jeden z nich.  
- Harry daj im te pieniądze. - powiedziałam szeptem a on podsunął im ten worek, gdzie w środku znajdowała się niezła sumka, aż 100tys!  
- Ręce do góry! - usłyszęliśmy krzyki policji.
- Mieliście przyjść bez psów! - krzknął jeden.
- Ręce do góry i rzućcie broń! - krzyknął jeden z policjantów.
- Haha, myśleliście, że rzestraszycie nas policją, jeśli oni stąd nie pójdą to te dziecko będzie leżeć tu martwe! - krzyknął jeden.
Jeden z plkicjantów nie wytrzymał i strzelił w tego, który trzymał worek, jego przyjaciel skierował broń w stronę Van i za nim w nią strzelił, ja zdąrzyłam krzyknąć NIE i rzuciłam się w stronę lecącej kulki, dostałam nią, tak jak się tego spodziewałam poczułam mocny ból na brzuchy, a potem po mały trciłam świadomość tego co się dzieję. Słyszałam tylko już ciche krzyki wołające moje imię i płacz jak się domyśliłam Nialla, Harrego i Van oraz chyba cichy szloch Zayna...

Proszę bardzo kolejna część <3 :**

MisieQ420_PL

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1019 słów i 5268 znaków.

1 komentarz

 
  • kamila12535

    zaje*iste :) <3 nawet się nie spodziewałam że chłopak może napisać tak dobre opowiadanie o miłości gratulację !! :):)

    9 lip 2015