I'm nothing without you... #1

I'm nothing without you... #1(…) poczułam chłodny metal na mej skórze. W środku jednocześnie uderzającą adrenalinę i ogromny strach. Huk. Ból. Ciemność. Wszystko działo się tak szybko…

Ze snu wybudził mnie dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, a moim oczom ukazał się numer mojej szefowej. Znienawidzonej szefowej. Po prostu kobieta doprowadzała mnie do takiego stanu, w jakim nikt nie chce się znaleźć. Chwyciłam, więc telefon do ręki i odebrałam połączenie.
- Witaj Anastasio– powiedziała podniosłym głosem. Ona też mnie nienawidziła, więc jest 1:1. Żeby zrobić mi na złość nazywała mnie Anastasia, chociaż tyle razy jej mówiłam, że wystarczy Ana – Miałaś mieć dziś wolne, ale jednak zmieniłam zdanie i chcę, żebyś przyszła do pracy – czułam, jak na jej twarzy pojawia się wredny uśmieszek. Zawsze musiała coś zrobić, żeby mi dopiec, ale nie mogłam zostawić tej pracy. Potrzebne mi były pieniądze, a w tych czasach ciężko znaleźć dobrze płatną pracę.  
- Dzień dobry – westchnęłam z zażenowaniem – Na którą mam być? – zapytałam, pragnąc jak najszybciej skończyć z nią rozmowę.  
- O tej co zawsze – rzuciła szybko i rozłączyła się.  

Usiadłam na łóżku i spuściłam stopy na chłodną podłogę. Po ciele przeszedł mnie dreszcz. Podniosłam się i zeszłam po schodach na dół do kuchni. Słyszałam, jak mój tata kręci się po niej.
- Cześć tato – uśmiechnęłam się, opierając się o framugę drzwi. Tata spojrzał na mnie i szybkim krokiem znalazł się tuż obok mnie.  
- Dzień dobry księżniczko – pocałował mnie w czoło i wrócił do swojego poprzedniego zajęcia, jakim było przyrządzanie śniadania – Mam dziś dobry humor – uśmiechnął się – Idę na rozmowę o pracę – dodał szybko. Bał się mojej reakcji.  
- Jak to? – zdziwiłam się - Przecież mówiłam, że damy sobie radę. Nie musisz pracować. W twoim stanie nie powinieneś tego robić – zmartwiłam się. Mój tata ma poważne problemy z sercem. Nie powinien się przemęczać ani denerwować, a do tego musi stale przyjmować leki. Może faktycznie nam się nie przelewa, ale moja praca nam zawsze wystarczała i tata nie musiał pracować. Nie chciałam go stracić. To jedyny tak bliski mi człowiek.  
- Wszystko będzie dobrze. Jest to praca, w której nie jest potrzebny wysiłek fizyczny. Nie rób ze mnie takiego kaleki – zaśmiał się. Chyba myślał, że na tym rozmowa się skończy i pozwolę mu od tak pójść do pracy.
- Więc, co byś miał robić? – wiedziałam, że nie mówi mi całej prawdy. Zawsze chciał dla mnie lepiej niż dla siebie i ja działałam tak samo.  
- Papierkowa robota – machnął ręką, aby zakończyć temat – Wiem, że chcesz iść na studia. Ja chcę zapewnić ci pieniądze na nie. Wszystko wydajesz na mnie, a o siebie wcale nie dbasz. Żałujesz sobie na wszystko. To ja powinienem zarabiać pieniądze, a nie ty – posmutniał – Gdyby mama tu była, nie mielibyśmy takich problemów – wytarł spływającą łzę ze swojego policzka i z ponownym uśmiechem popatrzył na mnie.  
- Nie podoba mi się to i ty dobrze o tym wiesz. Jeszcze wyjdziemy na prostą, a ty nie powinieneś pracować – odwróciłam się i już chciałam iść doprowadzić się do porządku, by iść do pracy, ale nie mogłam go zostawić w takim stanie – Tato, naprawdę będzie dobrze. Porozmawiamy jeszcze o tym, dobrze? – uśmiechnęłam się na co mój tata skinął głową - Kocham Cię – podeszłam i przytuliłam go. Nie pozostał dłużny. Odwzajemnił moje czyny i słowa.

W końcu go puściłam i wróciłam do swojego pokoju, aby wziąć szybki prysznic. Kiedy już byłam gotowa do wyjścia na zegarku wybiła godzina 10:00. Wyszłam z domu żegnając się z tatą i poszłam do Darkness. Jest to klub, w którym pracuję. Idąc piechotą droga zajmuje około 30 minut. Kiedy szłam, myślałam o tacie. Martwiłam się o niego. Mamy tylko siebie, a ja na pewno nie chcę go stracić. Moje myśli krążyły tylko wokół niego. Mama kiedyś mówiła: „Z zamartwianiem się zawsze należy poczekać. Może okazać się, że wcale nie jest potrzebne”. Kochałam ją, niestety odeszła, kiedy miałam 17 lat. To w sumie już 3 lata od jej śmierci. Jej słowa zawsze były tak mądre i prawdziwe. Prędzej, czy później zawsze wychodziło na to, że miała rację. Cóż, może i teraz też tak będzie. Spojrzałam w niebo i uśmiechnęłam się, wiedząc, że czuwa nade mną.  
Nim się spostrzegłam, byłam już obok Darkness. Weszłam do środka i od razu moim oczom ukazała się Seraphine. Około 40-letnia blondynka z krótkimi włosami wstała z za krzesła i poprawiła swoją granatową sukienkę do kolan.  
- Spóźniłaś się – powiedziała poważnym tonem – Wiesz co masz robić. Ja muszę wyjść – zachichotała i udała się do wyjścia. To była rutyna. Zawsze, kiedy ja przychodzę, ona wymyśla jakiś głupi bzdet i wychodzi. Nie oglądając się za nią, wzięłam się za sprzątnie. Mycie stolików, podłóg, poprawienie foteli i ogółem przygotowanie wszystkiego do otwarcia klubu. Na szczęście dziś nie będę tracić nocy na stanie za barem. Powoli sprzątałam wszystko, kiedy do klubu wpadła roztrzęsiona Seraphine.
- Wszystko w porządku? – zapytałam. Nie mogę powiedzieć, że ze zmartwieniem, ale jednak chciałam pomóc.  
- Nie twój interes! – warknęła w moją stronę. Uniosłam ręce w geście obronnym i więcej się do niej nie odzywałam.  

Parę godzin później klub był już otwarty i zaczęli się zbierać klienci. Czekałam tylko do 22:00, aby przyszedł Alec i mnie zastąpił. Czas jednak się dłużył, a ludzi nie ubywało. Biegałam od jednego stolika do drugiego i ponownie do baru przyrządzić drinki. Po kilku godzinach wysiadały mi nogi, ale starałam się nie okazywać zmęczenia. Zabawne jest, ile mężczyźni są w stanie wydać na to, żeby pooglądać półnagie kobiety.
W końcu w klubie pojawił się wysoki blondyn z niebieskimi oczami. Ubrany jak zwykle w białą koszulkę i czarne spodnie. Biel koszulki nigdy nie dawała rady zakryć jego wytatuowanego, umięśnionego ciała.  
- Cześć piękna – uśmiechnął się Alec, przytulając mnie – Nie miałaś mieć dziś wolnego? – zapytał mrużąc oczy.  
- Miałam. Nawet nie pytaj – zaśmiałam się – Zbieraj się do pracy, bo ja już mam dość i najchętniej poszłabym spać – opadłam na fotel.  
- Słuchaj jest już późno, może Cię odwiozę do domu? – pogładził z uśmiechem moją rękę.  
- Byłoby miło, ale Seraphine Cię zabije – zaśmiałam się – Dam sobie radę. To tylko kilka minut drogi – wstałam i poszłam na zaplecze się przebrać. Alec jest miły. To fajny chłopak, który opiekuje się mną, jak własną siostrą, a to się ceni.  
- Ruda gotowa do wyjścia? – szepnął, wchodząc na zaplecze po kilku minutach.
- Alec, poważnie dam sobie radę. Seraphine..
- Nie interesuje mnie Serpahine – przerwał mi – Zbieraj się – puścił mi oczko i wyszedł, a ja wyszłam tuż za nim. Szliśmy w milczeniu, aż do samochodu. Alec zatrzymał się i otworzył mi drzwi – Zapraszam księżniczkę – uśmiechnął się czule.  
- Ależ dziękuję książę – odwzajemniłam uśmiech, siadając na przednim miejscu. Chwilę później Alec zajął drugie, odpalił silnik i ruszył.  
- Możesz wysadzić mnie koło sklepu. Muszę zrobić zakupy do domu – opuściłam głowę na jego ramię.  
- Spokojnie. Zrobimy je razem i potem trafisz prosto do domu. Nie chcę mieć Cię na sumieniu później – zaśmiał się. Droga nie była długa. Kilka chwil i byliśmy na miejscu. Nie rozmawialiśmy za bardzo. Alec wiedział, że jestem zmęczona, więc nawet nie zaczynał żadnych tematów i byłam mu za to wdzięczna.  

Weszliśmy razem do sklepu i powoli szukaliśmy rzeczy, które były mi potrzebne. Nagle Alec wpadł na jakiegoś chłopaka z ciemnymi włosami. Miał wytatuowaną szyję i w sumie tyle udało mi się zobaczyć, ponieważ resztą część ciała miał zakrytą spodniami i kurtką skórzaną.  
- Ej! Pilnuj swojego chłopaka, a nie włazi ludziom pod nogi – warknął w moją stronę.  
- Może trochę grzeczniej co? – odpowiedział mu Alec. Jego mięśnie się naprężyły. Stanął twarzą w twarz z chłopakiem i patrzyli sobie w oczy tak przez chwilę.  
- Har, chodź – powiedziała brunetka ubrana w stylu gotyckim – Nie warto tracić czasu na takie coś – spojrzała z uśmieszkiem na mnie, po czym oboje się odwrócili i odeszli od nas.  
- Co to miało być? – zapytał rozdrażniony Alec. Widziałam, że się zdenerwował. Ruszyłam tylko ramionami na znak, że nie mam pojęcia i skierowaliśmy się w kierunku kasy. Nie było dużej kolejki, więc od razu moje produkty zostały kasowane. Nagle do sklepu wbiegła trójka mężczyzn w białych kominiarkach. Alec od razu odepchnął mnie ręką do tyłu, tak, że upadłam. Usłyszałam strzał i po chwili przede mną zobaczyłam Aleca. Złapał mnie za rękę i ściskał ją mocno.  
- Uciekaj, dobrze? – szepnął ledwie w moją stronę i puścił mnie. Zaczęłam kręcić głową i złapałam za jego brzuch. Zaczęłam mocno ściskać ranę, aby chociaż trochę zatamować krwawienie. Wokół mnie padały strzały, krzyki i dźwięki rozbijanych przedmiotów, a ja skupiałam się tylko na chłopaku, który jak zwykle bardziej przejmował się mną niż sobą.
- Spokojnie – uśmiechnęłam się do niego – Patrz na mnie i oddychaj – pogładziłam go po twarzy. Nagle ktoś szarpnął mnie za włosy. Krzyknęłam i odchyliłam się do tyłu, aby jak najbardziej złagodzić ból.  
- Puść ją. Nie przyda nam się! – krzyknął jeden z mężczyzn do tego, który mnie trzymał. Spojrzałam na Aleca. Miał zamknięte oczy, a z jego ciała wyciekała czerwona ciecz. Złapałam ręką za krocze trzymającego mnie mężczyzny i ścisnęłam mocno, aż mnie puścił. Rzuciłam się w stronę Aleca, ale drogę zastąpił mi następny mężczyzna.  
- Podobasz mi się – zaśmiał się, podchodząc do mnie coraz bliżej. Zaczęłam się cofać, aż poczułam chłodny metal na mej skórze. W środku uderzającą adrenalinę i ogromny strach. Huk. Ból. Ciemność. Wszystko działo się tak szybko…

1 komentarz

 
  • Użytkownik agnes1709

    W treść wkradł się bałagan, aczkolwiek nie na tyle duży, aby nie dało się poprawić. Co do fabuły - niektóre wątki mocno naciągane i mało realistyczne, ale i to da się naprostować. Widzę, że debiut, więc pewnie z czasem dojdziesz do wprawy. Pamiętam swój debiut i kiedy to czytałam po czterech latach - aż mi wstyd przed samą sobą. Żal i porażka :D Trening czyni mistrza, życzę więc wytrwałości i powodzenia. Łapę na zachętę wbijam. Pozdro.

    30 mar 2021

  • Użytkownik agnes1709

    @KontoUsunięte I tu się mylisz, dostałam priva z prośbą o rady ;)

    3 kwi 2021

  • Użytkownik agnes1709

    @KontoUsunięte :D

    3 kwi 2021