Nigdy więcej! - 3/?

– Sarah, nie rób niczego głupiego! Nie podchodź do niego i nie odwiązuj! – wykrzykiwał ordynator, waląc w drzwi. – On nie jest taki jak wcześniej! Przepuszczono przez niego tyle prądu…! Sarah, do cholery, powiedz coś! Szybciej z tym sprzętem! Mamy dziwaka na pokładzie, a wy spacerkiem!
   – Co?! Okłamywałeś mnie przez cały czas?! Miałeś go chronić!  
   – Odkryłem to dzisiaj, podczas badania. Zresztą, to nie jest rozmowa na teraz.
   Na korytarzu rozległ się trzask, huk.
   – Co to było? Sarah, odejdź od drzwi. Kurwa, coś próbuje stamtąd wyjść! Widzisz tam kogoś?! Napiera na stal! Za chwilę ją rozwali! Sarah! Co to jest, do chuja?! Drzwi nie puszczają! Coś popchnęło sanitariusza na ścianę! O ja…! Sarah!  
   – Spokojnie! Stoję obok ściany! Jest ciemno, nie widzę Davida! Na drzwi nic nie wpływa! Podejdę i poproszę, aby odblokował wyjście! Nic mi nie zrobi! Wiem to.
   – Ani się waż! Dzwonię do więzienia! Zaraz przybędzie wsparcie!
   – Nie! David was nie wpuści! Podłożycie ładunki wybuchowe, aby tutaj wejść?! Na pewno ma mi coś do przekazania! Dowiem się co i drzwi staną otworem! Nic nie róbcie, bo pogorszycie sprawę! Może dojść do tragedii!
   – Sarah, nie mogę na to pozwolić! Jak dyrektor się dowie, zje mnie żywcem! Halo, potrzebna pomoc, blok F, sala jedenaście!
   – Ordynatorze, od kiedy jest pan taki bojaźliwy i zważa na przepisy?! Przecież góra nawet nie zdaje sobie sprawy, co tak naprawdę się tutaj wyprawia, nieprawdaż?!  
   – Sarah! Zważaj na słowa! Jak to zrobisz i do niego podejdziesz, narażając życie…!  
   – Co, zwolni mnie pan?! Proszę bardzo! Dajcie mi chwilę, opanuję sytuację!  
   – Dobra, masz pięć minut! Jak cię nie wypuści, przystępujemy do wyłomu! O, więzienni już są! Pięć minut! A wy, co tak stoicie! Wracać do obowiązków, trzeba posprawdzać sale, a ty włącz tryb nocny i daj mi ten tablet! Kurwa, kamery też uszkodził!  
   Jego głos momentalnie zanikł. Otaczała mnie bańka. Jedyne, co było słychać, to mój nierówny oddech i delikatne szmery nad głową. Zaczynałam żałować, że w izolatkach nie ma okien. Zewsząd ciemno, głucho. Wyciągnęłam rękę, nie byłam w stanie jej dostrzec. Dreszcze przepłynęły po kręgosłupie. Obmacałem kieszenie i westchnęłam. Telefon został na biurku.  
   Zrobiłam krok. Wiedziałam, w którym miejscu znajduje się łóżko. Ostrożnie stąpałam, lecz szybko zorientowałam się, że nie tędy droga. Powinnam już być przy Davidzie, a jedyne, co przede mną, to chłodne powietrze, które przecinałam dłońmi.
   Coś lodowatego otarło się o mnie. Zastygłam, czując na szyi chłodny oddech stawiający włoski u nasady.
   – David. To ty? – wydukałam.
   Cisza.
   – Aaaaaa! – wrzasnęłam, widząc przed sobą niebieskie, skośne oczy. – David, co robisz! To ja, Sarah! To wcale nie jest zabawne.
   Głusza.
   Oddychałam szybko, nogi i ręce drżały. Pojęłam w mig, że moja ciekawość może mieć fatalny finał. Ordynator miał rację, nie wiedziałam, jakiego Davida przywieziono. Może po tamtym, którego znałam, pozostał cień, jeden procent ukryty gdzieś w mózgu?
   – Zostaw! – krzyknęłam i wpadłam na ścianę, starając się uniknąć niechcianego dotyku.
   Podążyłam dłonią do czoła, piekło. Lepka, ciepła substancja otulała opuszki.
   – Przestań!
   Lodowate powietrze wchodziło pod skórę. Dostałam gęsiej skórki, kiedy na powrót coś zimnego prześliznęło się po moim ramieniu. Po omacku, na wyczucie, zaczęłam iść wzdłuż ściany, pragnąc dotrzeć do stalowych drzwi.  
   Wlazłam w coś miękkiego, niestawiającego oporu. Chyba przez to przeszłam, jednak pewności nie miałam. Ścisk wewnątrz mnie, jaki temu towarzyszył i trwał, zabierał tlen, zasysał powłoki skórne, wysychałam od środka. Byłam kłębkiem nerwów, niezdolna do samoobrony. Wiedziałam jedno, to nie David. Nie byłby w stanie zmaterializować takiej siły, to zbyt wyczerpujące i po prostu niemożliwe. Pielęgniarka mogła mieć rację… tutaj był ktoś jeszcze i zwracał na siebie uwagę. Po raz pierwszy w życiu dopuściłam do siebie myśl, że istoty nadprzyrodzone istnieją i David mówił prawdę, że coś go opętało.  
   W pomieszczeniu pojaśniało. Odzyskałam oddech i natychmiast dotleniłam płuca, robiąc głębokie wdechy. Wszędzie, gdzie nie sięgnęłam wzrokiem, fruwały wąskie, krótkie, biało-niebieskie niteczki. Mogłabym to porównać do bioluminescencyjnego planktonu – była tego masa. Wędrowały do centrum i nachodziły na siebie.  
   – David, przestań! Otwórz drzwi! Dlaczego mnie straszysz?  
   „To nie David”, głosił napis powstały ze świecących niteczek. Zaczęły się kłębić, zmieniając położenie. „Nie dopuszczę cię do niego, bo ty tego chcesz”.
   – Kim jesteś – wydukałam przez ściśnięte gardło, trzęsąc się jak osika. Przyłożyłam ręce do serca, bojąc się, że jak znów coś niespodziewanego przede mną wyrośnie, wyskoczy mi z piersi. Docisnęłam dłonie, czują, jak szybko pracuje i kołacze. Nie wiedziałam, jak się zachować. Do czego to coś jest zdolne i czy ma wobec mnie złe zamiary. Umierałam ze strachu, jednak musiałam zachować jasność umysłu. Potwór, nie potwór, był jeszcze David, który na pewno nie pozwoli mnie skrzywdzić.  
   Falujące niteczki zawirowały, obrazując kolejny przekaz:
   „Po co ci ta wiedza? Twój umysł jest zbyt słaby, abyś była to w stanie pojąć. Wiem, kim dla niego jesteś, jednak on należy do mnie. Abyś mogła do niego dotrzeć i wysłuchać, co ma ci do powiedzenia, musisz zapłacić”.
   – Wypuść mnie – oznajmiłam stanowczo.
   Niteczki, jakby się wściekły. Uderzały w ściany, znikały w nich, aby powrócić w czerwonym odcieniu. Wybałuszyłam oczy. Po chwili ściana, o którą wspierałam plecy, zniknęła. Zaczęłam lecieć do tyłu, machając rękoma.
   – Daviddddd…!  
   Znów stałam. Kolana mi się rozjeżdżały, oddech świstał. Coś lub ktoś podtrzymywał mnie w pasie. Miejsca dotyku były zimne, szczypały i kłuły, jakby ostrza tkwiły pod skórą. Chciałam zaoponować, jednak wargi ani drgnęły. Poruszałam szczęką, nic. Zostałam zaszyta, bez użycia nici.
   Nitki znów zaczęły się kotłować. Powstał nowy napis:
   „Przez was i zło, jakim emanujecie, muszę wychodzić i szukać pożywki. Dlaczego go uśpiliście? Dlaczego kaleczycie, wpuszczając pod skórę gilgoczącą moc, której nie nadążam eliminować. Spójrz na mnie, świecę. To wszystko, co widzisz, to ja. Rozwarstwiliście mnie, wyrwaliście z symbiozy i zmusiliście do działania. Dałem Davidowi umiejętności, o jakich wy jedynie możecie pomarzyć. Jest nas wielu. Wypełniamy tych, którzy mają w sobie magnes, możliwości i otwarty, ponadprzeciętny umysł”.
   Niebieskie żarzące oczy wyrosły mi na wysokości brody, doprowadzając do bólu serca. Krzyczałam wewnętrznie i błagałam, aby nie robił mi krzywdy, miotając się nieporadnie. Niteczki gubiły czerwień, wypluwały ją, aby znów zamigotać, rozjaśniając mrok błękitem i bielą. Powstał kolejny napis, dygocząc w powietrzu:
   „Rozwiążę ci usta, bo Davidowi jest przykro. Nie chcę, aby cierpiał, a ty wariowała ze strachu. Nic ci nie zrobię, bo on mnie blokuje”.
   Niewidzialna siła puściła, mogłam oblizać wysuszone wargi i westchnąć. Nadal mną telepało, ale pierwszy szok odpuszczał.  
   – Próbowałam do tego nie dopuścić. Nie tak miało być. David zginie. Pozwól mi na kontakt – wypowiedziałam te słowa z sercem na dłoni.
   Cisza. To, co mnie przytrzymywało, odstąpiło. Zamrożone miejsca wypełniła fala ciepła. Ścisk i tnące ostrza zniknęły. Nie spuszczałam wzroku z niteczek, czekając na odpowiedź. One jednak ani drgnęły, wyświetlając nieustannie przeczytany już przeze mnie napis.
                                                                         ***
   Jedna z jarzeniówek zaczęła się załączać. Po chwili mrugania oświetliła łóżko, na którym leżał David, cały opatulony w jasnej kominiarce na twarzy. Ponadprzeciętna liczba pasów, kroplówka… ten widok sprawił, że zakręciło mi się w głowie. Na szczęście nie upadłam, chłonąc smutny widok szeroko otwartymi oczyma. Spojrzałam za siebie; niteczki lśniły w kącie, bawiąc się w berka. Nieznana moc była poza zasięgiem, nie wyczuwałam jej.
   – David, co oni z tobą zrobili?
   Wolnym, chwiejnym krokiem podeszłam do stalowego łóżka, omiatając leżącą na nim sylwetkę przez zeszklone oczy. Kątem oka zerknęłam na kroplówkę i zaczęłam rozmyślać, jak długo jest nieprzytomny, skoro podłączono glukozę. Od razu pogładziłam kawałek nieprzykrytej skóry obok nosa i ostrożnie zdjęłam kominiarkę. Kiedy ściskałam ją w palcach i patrzyłam na wychudzoną twarz, coś zatrzeszczało. Odruchowo stąpnęłam w tył. Klamry w pasach zabrzęczały, skóra zaskrzypiała, sprzączki puściły, a siwe, naprężone wstęgi opadły na ziemię, robiąc hałas.  
   – Aaa… aaaa – wydobyłam z siebie przerywanym, zdławionym tonem.  
   To coś we mnie weszło. Czułam chłód, wręcz mróz. Palce zdrętwiały, oczy zaszły mgłą. W głowie szumiało, w uszach piszczało. Powędrowałam rękoma do skroni, a następnie schowałam twarz w dłoniach, kiwając się na boki. Telepało mną jak przy grypie. Po chwili przywykłam do zimna, odsłoniłam twarz i…
   Odskoczyłam, upadając na tyłek. Dawid siedział na łóżku, miał zamknięte oczy.  
   – Ja pierdolę! – wrzasnęłam, kiedy się otworzyły i spojrzały na mnie beznamiętnie, zimno. Wyglądał jak naćpany i, prawdę powiedziawszy, był. – Dawid!  
   Wstałam i pochwyciłam go za ramię; było chłodne. Wpatrywałam się z uwagą, dostrzegając słabo falującą pierś. Pogładziłam po policzku – zero reakcji. Nie kontaktował. Zapewne to tajemnicze coś go uniosło. Tylko po co? Przecież widać, że śpi i na pewno nic od niego nie usłyszę, o uśmiechu i dotyku nie wspominając.  
   Otaksowałam go, ścisk w klatce piersiowej powstał natychmiastowo. Blady, wychudzony, a pod oczami widniały fioletowe zasinienia. Był niedożywiony. Chcieli faceta zagłodzić, czy co? Obejrzałam głowę i okolice skroni, nic, co mogłoby zaniepokoić. Brązowe włosy przyprószała siwizna. Było jej zdecydowanie więcej od ostatniego razu, kiedy go widziałam. Rozwiązałam rękawy i wyłuskałam rękę. Zgięcie w łokciu sine, pełno śladów po wkłuciach. Chciałam jeszcze sprawdzić tors, ale dotarcie do niego, wymagałoby zbyt wiele wysiłku. Był zabezpieczony jak mumia, co sugerowało, że chcieli coś ukryć. Ciekawiło mnie, czy posunęli się do tego, aby stosować elektrowstrząsy na żywca, bez znieczulenia. Zresztą, sądząc po tym, jak David wyglądał, na pewno. Zrobili z niego królika doświadczalnego. Łezka zatańczyła mi w kąciku oka, po czym wypłynęła, za nią kolejna.  
   – Pierdolone bydlaki! – ryknęłam.
    Rozkleiłam się. Przywarłam do Davida, obejmując najsilniej, jak potrafiłam, chlipiąc pod nosem. Przez chwilę odniosłam wrażenie, że się poruszył, jednak szybko odgoniłam tę myśl. Odsunęłam się od niego, wytarłam nos w rękaw i położyłam jego szczupłe ciało, patrząc w smutne oczy. Po chwili przymknęłam mu powieki, nie znajdując siły, aby patrzeć w mętną otchłań.
   Spojrzałam na ścianę. Nitki utworzyły napis, którego przez gniew i niemoc, wcześniej nie zauważyłam. Głosił:
   „Wejdę w ciebie i pozwolę z nim porozmawiać. Jeśli to, co powiedziałaś o jego śmierci, jest prawdą, nie będę w stanie go uratować. Rozpadam się. Zadawaj konkretne pytania, bo ci, co są po drugiej stronie, niebawem sforsują drzwi. Jestem zbyt słaby, aby ich powstrzymywać w nieskończoność”.
   Coś dziwnego działo się w mojej głowie. Myśli płynęły jak oszalałe, każde pytanie, które się uwalniało, natychmiast znajdowało odpowiedź. Byłam encyklopedią, omnibusem. Wystarczyła sekunda, niewykorzystywane do tej pory partie mózgu, szybko znalazły wyjście z sytuacji. Wiedziałam, jak uchronić Davida przed śmiercią i potrzebowałam do tego pomocy tego czegoś, jednak wcześniej musiałam go podładować i wybudzić ukochanego.  
   Najbardziej cieszył mnie rysujący się w głowie plan, jak załatwić ordynatora. Zapłaci mi za wszystkie krzywdy i poniżania. Myślenie z prędkością światła było piękne podniecające i dodające skrzydeł.  
   Ktoś wciskał się do mojego umysłu. Odrzuciłam bieżące myśli i otworzyłam się na przekaz.
   „Sarah, kochanie, martwi mnie to, że musisz patrzeć na to, co ze mnie zostało. Domyślam się, co mnie czeka i jest mi ciężko na myśl, jak to zniesiesz. Przeszedłem przez piekło, jeżdżąc z zakładu do zakładu, natrafiając, na co rusz mądrzejszych i wszystkowiedzących. Skoro rozmawiamy, to już wiesz, że nie jestem chory, jedynie wybrany spośród niewielu, aby pokazywać, co mogłoby być, gdybyśmy ćwiczyli mózg. Niestety, ówczesne społeczeństwo nie jest jeszcze na to gotowe” – usłyszałam jego ciepły głos, serce pogłaskało mnie niewidzialnymi paluszkami. Ciepło wypełniło wnętrze.
   Pogładziłam Davida po policzku i ścisnęłam za oswobodzoną dłoń. Zdawała się cieplejsza.
   – Wiem. Od początku nie pasowałeś do żadnej kategorii, a to, co wyprawiałeś, przeczyło nauce i logice. Tak bardzo za tobą tęskniłam. Nie pozwolę cię już dłużej krzywdzić. Przejmę to, co wpływało na twoje czyny i poskładam do kupy. Bez tego czegoś, co w tobie zamieszkuje, nie zdołam ci pomóc. Pożywi się mną, dając jednocześnie ochronę – oświadczyłam podekscytowana.
   „Widzę, że szybko zaczęłaś korzystać z mocy. Wiem o tobie wszystko i nie muszę chyba tłumaczyć skąd. Ordynatora zostaw mnie. Długo na to czekałem” – słowa były dźwięczne i przepełnione troską.
   – Wiedziałeś. Wyciągnę cię stąd i zaczniemy nowe życie, gdzieś na bezludnej wyspie i… – Urwałam, niewidzialny pasażer opuścił moje ciało.  
   Od razu spojrzałam w kąt. Niteczki układały napis:
   „Zbyt mało energii. Musisz już iść i zapanować nad tymi, którzy za chwilę tutaj wejdą. Chroń Davida. Wejdę w ciebie, a kiedy już się rozgoszczę, drzwi puszczą”.
   Powrócił hałas. Wrzaski ordynatora, walenie w stal. Chrobot, trzask, jarzeniówka nad Davidem zgasła, do pomieszczenia wleciało białe światło z korytarza, a jego czystkę zakłócał duży, barczysty cień.  
                                                                              ***
   – Nic ci nie jest?  
   Williams wparował do środka, za nim pół więzienia. Ordynator wykorzystał zamieszanie, aby mnie pomacać, nie zważając, że ktoś może to zauważyć.  
   – Mówiłam, że nic mi nie zrobi – oznajmiłam chłodno, karcąc go spojrzeniem; natychmiast się odsunął i rozejrzał dokoła.
   Oświetlenie zaczęło mrugać, po chwili było jasno. Kiedy zobaczyłam przed sobą obleśną, zarośniętą twarz Williamsa, naszła mnie ochota, aby zacisnąć palce na jego szyi i patrzeć, jak zdycha, nie będąc w stanie mnie powstrzymać.  
   David, pasy, kominiarka, pomyślałam i zadrżałam.
   Ordynator wystawił ręce i zaczął się przeciskać pomiędzy gapiami. Wszystkie oczy w pomieszczeniu, skupione były obecnie na Davidzie. Zrobiło mi się gorąco, brakowało tchu.
   – Wszystko jest w należytym porządku – doleciał do mnie głos Williamsa, jakby stał bardzo daleko. – Możecie wracać do więzienia. Dziękuję za pomoc przy drzwiach. Na szczęście obyło się bez ofiar. Mam nadzieję, że tak już pozostanie, bo więcej takich akcji nie przetrzymam. Ciśnienie mi skoczyło, aż mną trzęsie. Wy – zwrócił się bezpośrednio do dwójki sanitariuszy – przewieźcie go do zerówki i nie spuszczajcie z oczu. Zaraz wezwę sprzątaczkę, niech ogarnie ten burdel na korytarzu.  
   Przedarłam się przez mężczyzn i spojrzałam na Davida. Pasy pozapinane, kominiarka na twarzy, rękawy zapewne też zawiązane. Podejrzewałam, czyja to sprawka i byłam temu czemuś wdzięczna. Wiedziałam jedynie, że to cień z przeszywającym spojrzeniem. Mając go w sobie, zapewne dowiem się czegoś więcej. Najbardziej niecierpliwe pytanie, kim jest i skąd?
   – Mówił pan coś o rannym sanitariuszu? Co z nim?
   – Trafił do lekarza. Najprawdopodobniej złamana ręka. Naprawdę niczego nie widziałaś, czy znów kryjesz tego popaprańca? – syknął mi do ucha.
   – Żadnych demonów ani duchów nie widziałam, jeśli o to panu chodzi.
   – Patrz.
   Wcisnął mi w dłonie tablet, przewinął, stając, jak najbliżej się dało i wcisnął play.
   Obraz ruszył. Widziałam sanitariuszy, którzy przy pomocy siekier, próbowali wyważyć drzwi. Williams gestykulował, chodził nerwowo i krzyczał, to na nich, to do mnie przez ścianę. Muszę przyznać, że wyglądał komicznie. Sanitariusze napierali na stal, która w pewnym momencie się uwypukliła, a jej rozciągnięte ścianki wyglądały, jakby po drugiej stronie ktoś wciskał w nią olbrzymią dłoń. Światło na korytarzu zaczęło szaleć, zgasło. Kiedy rozbłysnęło, sanitariusz lewitował, po chwili został pchnięty z impetem na ścianę. Drzwi wyginały się coraz mocniej, nagle wszystko zniknęło, Williams został pchnięty na krzesło, a Tom upuścił tablet i znieruchomiał. Moją uwagę przykuł szczegół. Dobrze mi znany cień, wyciągał niekształtne ręce po Williamsa, który siedział na krześle i trzymał się za głowę. Nie dosięgnął go jednak, bo na horyzoncie pojawili się strażnicy więzienni.
   – Niesamowite. To wszystko przez to, że maltretowaliście Davida. Obiecałeś mi, że włos mu z głowy nie spadnie.
   – Sarah, naprawdę nie wiedziałem. Obiecuję, że zasięgnę języka i ci, co się tego dopuścili, wylecą z zasranymi papierami, zresztą już zacząłem działać.  
   Williams miał dziwną minę i zbladł. Chyba mówił prawdę. Wątpię, aby siedział cicho, po tym wszystkim, wiedząc, do czego David był zdolny. Ingerencja w mózg to nie przelewki.
   Spojrzał na mnie spod ściągniętych brwi. Przeszedł mnie dreszcz i odruchowo usunęłam nagranie, a może i nie.
   – Co zrobiłaś, do cholery! Cały system padł! To było jedyne nagranie, którego nie zdążyłem obejrzeć! Jak ja teraz wytłumaczę, to wszystko przed dyrektorem! Kto mi uwierzy?!  
   – Przepraszam. Nie chciałam. – Nasze spojrzenia się skrzyżowały.
   – Do mnie, już, tam pogadamy! Co z twoimi oczami? Mają inny kolor i w ogóle dziwnie patrzysz. Nie emanuj wrogością, bo pożałujesz. Już mówiłem, że nie wiedziałem i wszystko pozostaje po staremu. Ruszaj się.
   – Przywidzenie. Długo przebywałam w ciemnicy.
   Ruszyłam za nim z szerokim uśmiechem na ustach.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Marigold

    Jak z Archiwum X i jeszcze paranormalny romans w tle! Bardzo dobre, trzyma w napięciu, a David, ofiara skostniałego systemu, który zamiast pomagać potrafi tylko niszczyć. Świetne!

    2 września

  • Użytkownik Shadow1893

    @Marigold, dzięki. Postawiłam na mieszaninę styli, od gore, poprzez fantastykę, weird fiction, paranormal i stany umysłu. Najlepiej pasowała mi do tego otoczka psychiatryka i niezmiernie mi miło, że się podobało. Pozdrawiam. :)

    2 września