Uśmiechnął się zaczepnie. Nawet ktoś, kto go nie znał i nie miał bladego pojęcia o tym, kim Curran faktycznie był, śmiało mógłby powiedzieć w tej chwili, że ten człowiek ma w sobie coś z dużego drapieżnego kota. Gracja, z jaką podniósł się bezszelestnie z desek tarasu i ogólna postawa zdradzały jego wrodzoną siłę i dominację, a także doskonałego wojownika, którym był. Obrzucił jeszcze uważnym spojrzeniem ogród. Światło zagrało w jego oczach, dobywając z nich złote refleksy.
- W takim razie do zobaczenia rano — powiedział jeszcze i zniknął w mroku pogrążonego snem domu.
Erra uśmiechnęła się nieznacznie. Jej brat może naleźć się w poważnych tarapatach, jeśli skrzywdzi swoją córkę. Żar walki i determinacje, jakie widziała w oczach Currana, przypominał jej dawne czasy, gdy ludzie niemal z pieśnią na ustach walczyli o swoje domy i rodziny. No i cóż tu dużo mówić, ten lew świetnie nadawał się na władcę. Nie tylko zwierząt, ale i ludzi. Nie miała wątpliwości, że jeszcze sięgnie po należną mu władzę, a gdy to uczyni, jego królestwo będzie pamiętane na wieki, tak samo, jak jest pamiętane jej czy jej matki.
Słyszała już o jego walce z oszalałym Andorfem i musiała przyznać, że swą postawą mocno jej zaimponował. Nie sądziła, że w obecnych, jakże marnych czasach istnieją jeszcze ludzie tacy, jak Lennart. Urodzony przywódca, którego miała zamiar jeszcze podszkolić. Czuła, że tylko on będzie w stanie pomóc Kate w czasie jej ostatecznego rozrachunku z ojcem.
Gdy jego kroki, doskonale dla niej słyszalne, ucichły w pokoju na piętrze, podobnie jak lwołak, rozejrzała się po okolicy, po czym powróciła do miecza. Miała nadzieję, że wkrótce uda się im rozwiązać sprawę padającego z nieba, niezastygającego złota, by mogli skupić się tylko i wyłącznie na zbliżającej się walce z Rolandem oraz porodem Kate.
- Sądzisz, że Erra może mieć rację i twój ojciec wie coś na temat złota, które tak niespodziewanie zaszczyciło swoją obecnością nasz podjazd? - zapytała Julie następnego dnia przy śniadaniu. Kate i Curran popatrzyli na siebie w milczeniu.
- Mam nadzieję, że nie — powiedział w końcu lwołak, pałaszując kolejną miskę kiełbasek. Był cholernie głodny po intensywnym treningu z Errą, która nie miała zamiaru mu odpuścić i atakowała niczym w prawdziwej walce.
- Dlaczego? - zainteresowała się blondynka, patrząc na niego poważnie.
- Bo to oznacza, że Kate będzie chciała się z nim spotkać i pogadać, co mi nie pasuje, bo wiem, że Roland zrobi wszystko, byle tylko przeciągnąć ją na swoją stronę.
- Zawsze mogę odmówić jego propozycji, co już kilka razy zrobiłam, przypominam ci — zauważyła, uśmiechając się nieznacznie.
- Wiem, Kate, ale nie mam zamiaru narazić ciebie a tym bardziej nienarodzonego dziecka na spotkanie z tym szaleńcem, rozumiesz? Wybacz, ale nie pozwolę ci na to spotkanie.
- Jesteś ciut przewrażliwiony, Curran. Nic mi nie będzie.
- Nie! - uderzył pięścią w stół, aż wszystko wokół podskoczyło. Spojrzała na niego, marszcząc brwi. - Nie, nie zgadzam się i koniec dyskusji, Kate.
Założyła ramiona na piersi, patrząc na niego coraz bardziej zła.
- To mój ojciec — powiedziała w końcu cicho.
- Który już wiele razy próbował cię zabić, o czym wciąż najwyraźniej zapominasz, Kate... Powiedz mi, ile razy toczyliśmy już podobną dyskusję?
- Nie zapomniałam, Curran. Pamiętam aż zbyt dobrze. Chodzi o to, że nigdy nie miałam prawdziwej rodziny...
- Masz nas — wskazał na siebie i Julie. - Masz to dziecko. Masz wszystkich wokół. Ci zmiennokształtni gotowi są za ciebie poświęcić życie, a ty z taką łatwością pchasz się Rolandowi pod nóż!
- Tak, mam was, ale to nie to samo...
- Więc co? Teraz nagle jesteśmy mniej ważni, tak? Kate, przypominam ci, co widziałaś w wizjach Sieny. Widziałaś naszego syna mordowanego przez swego dziadka. Naprawdę chcesz, by tak się stało? Bo ja nie i zrobię wszystko, by uchronić go przed takim losem. A ty? I przypomnij mi, proszę, ile masz sióstr i braci? Ah, zapomniałem... Żadnego, bo twój wspaniały ojczulek zamordował ich wszystkich, gdy tylko zaczęli rosnąć w siłę i mu zagrażać!
Przygryzła wargę, patrząc na niego z mieszaniną żalu i złości.
- Skarbie — westchnął, odzywając się już o wiele łagodniej. - Ja po prostu próbuję cię chronić...
Podniosła dłoń, uciszając go.
- Wiem, że go nienawidzisz. Ja również. Ale w końcu to mój ojciec...
- Kate — jęknął błagalnie. - Proszę cię...
- Ja ciebie również. Proszę, daj mi podejmować własne decyzje.
- Nawet jeśli są tak głupie?
- Trzeba było się ze mną nie wiązać — wycedziła przez zęby. - Przynajmniej wtedy nie miałbyś tych problemów, co teraz!
- Zaczynasz gadać zupełnie od rzeczy, Kate — warknął rozzłoszczony. - Beze mnie nie dałabyś sobie rady w wielu sytuacjach!
- Przypominam ci, że jestem córką Rolanda...
- I nawet twoja ciotka niemal cię pokonała, choć tylko udawała, że walczy! Kate, od początku mówiłaś, że musisz być przygotowana do walki z nim. Co się teraz nagle stało, że zmieniłaś zdanie?
- Po prostu... Czuję, że on może udzielić nam istotnych wskazówek...
- A nie czujesz przypadkiem, że może nas równie dobrze oszukać? I skąd w ogóle pomysł, że będzie wiedzieć więcej od Erry, skoro jest od niego starsza?
- Fakt, jest, ale on w przeciwieństwie do ciotki nie spał aż tak długo i być może zetknął się już gdzieś z takim zjawiskiem... Zauważ, że nikt nie potrafi wytłumaczyć nam, czym dokładnie jest ta czarna aura magii.
- Wszyscy się boją choćby o niej wspomnieć — mruknęła siedząca dotąd cicho Julie.
- Właśnie. A skoro inni się boją, być może powinniśmy zapytać kogoś, kto się nie boi.
- Pytanie jednak brzmi, dlaczego się nie boi. Czy na przykład wie, że zjawisko jest niegroźne, czy może raczej jest na tyle głupi, że nie zwraca uwagi na niebezpieczeństwo? I przez to wciągnie nas w poważne kłopoty, na które teraz jednakowoż pozwolić sobie nie możemy, kochanie.
- Tego nie wiem, ale przecież nie możemy tej sprawy tak zostawić.
- A w sumie, dlaczego nie? - zainteresowała się blondynka. Pytanie było tak niespodziewane, że oboje spojrzeli na nią zaskoczeni.
- Co? - mruknął lwołak, jakby sądząc, że być może się przesłyszał.
- Pytam, dlaczego nie możemy tej sprawy zostawić w spokoju? No, sami zobaczcie. Fakt, była to bardzo niecodzienna anomalia, tak, ale nikomu właściwie nie wyrządziła jakiejś trwałej krzywdy. Macie tylko płynne złoto i to w sumie tyle. Syreny już się nie pojawiły, choć od tamtego czasu zaliczyliśmy już dwa wyże magii. Nikt nas również nie napadł, by odebrać swoją własność. Nikt też na nic nie zachorował, co znaczy, że złoto nie wydziela żadnych niepożądanych substancji. No po prostu nie jest dla nas szkodliwe. Przyznaję, że zachowanie Saimana jest mocno niepokojące, ale to w sumie tchórz, więc nie zdziwiłabym się, gdyby i ciebie chciał nastraszyć, Kate, by nie zajmować się tym, co mu przyniosłaś. W związku z tym, na waszym miejscu po prostu dałabym sobie spokój z szukaniem przyczyny padającego z nieba złota.
- Nie — odezwała się Kate po kilku minutach ciszy, gdy trawili sens usłyszanych od dziewczyny słów. - Może i złoto nie jest niebezpieczne samo w sobie, ale i tak należy wyjaśnić, dlaczego spadło akurat na nasz podjazd i właściwie jedynie tam.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.