- Chłopaka? – zapytała Kate cicho, złowrogo, zaciskając dłonie na buteleczce wody utlenionej.
- Yhm. I co? Zabronisz mi? – Julie przyjęła postawę zaczepno – obronną. Najpierw zaczepiać, a potem szukać obrony u innych. Derek jęknął cicho, lecz ucichł, gdy dojrzał spojrzenie Kate, które ta mu posłała.
- Nie, nie zrobię tego. Chcę tylko, żebyś ostrożna, to wszystko.
- Kate, wiem o seksie na tyle dużo, by umieć się zabezpieczyć – policzki dziewczyny przybrały mocnego koloru świeżo wyjętych z wrzątku raków.
- Yhm. To wspaniale – warknął Curran z przekąsem, nie dając dojść żonie do słowa.
- Przepraszam, Kate – bąknął Derek nieśmiało. Chcieliśmy ci o tym powiedzieć, ale ciągle coś nam przeszkadzało. Potem gdy nieco się uspokoiło, okazało się, że jesteś w ciąży. No i nasz plan znów wziął w łeb.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że moja niewiedza na temat waszego związku to tylko i wyłącznie moja wina? – syknęła przez zaciśnięte zęby, patrząc na chłopaka zła.
- Nie! Skądże!
- Curran o wszystkim wiedział! – pisnęła Julie, doskonale wiedząc, że teraz gniew Kate obróci się przeciwko niemu. Nie pomyliła się. Kate spojrzała na męża coraz bardziej rozeźlona.
- Możesz mi łaskawie powiedzieć, dlaczego o wszystkim dowiaduję się ostatnia?
- Bo wiedziałem dokładnie, jak zareagujesz, gdy dzieciaki wyjawią ci swą tajemnicę – powiedział spokojnie, gładząc ją po ramionach. – Doolittle ma nad Julie ścisłą opiekę medyczną, a ja obiecałem Derekowi, że urwę młodemu jaja, jeśli przedwcześnie tknie moją córkę.
- To prawda. Dokładnie tak powiedział – wyszeptał wilk, starając się stopić z otoczeniem.
- Zaczynam was wszystkich nie cierpieć – zawyrokowała brunetka, energicznie sprzątając apteczkę ze stołu. - Znikajcie już stąd, zanim się rozmyślę – spojrzała na młodych surowo. – I, Derek, pamiętaj. To, że cię lubię, nie oznacza wcale, że ci nie dokopię, jeśli ją tkniesz. I to nie Curran będzie twoim największym zmartwieniem!
- Oczywiście, Alfo – bąknął Derek, po czym pociągnął Julie za rękę i uciekli z domu.
- A teraz tak na poważnie, Kate – powiedział jakiś czas później Curran.
- Ja zawsze jestem poważna, kochanie. W przeciwieństwie do tutaj obecnego… - przypomniała mu, uśmiechając się cwanie. Zmrużył oczy, prychając cicho, niczym rozdrażniony kot.
- Ja również, maleńka – powiedział wyniośle. – Ale chodzi mi o te dzisiejsze niezwykłe wydarzenia. Co to właściwie było? Jakiś manifest czy może raczej nieoczekiwany cud? Padający z nieba deszcz złota i taka sama sadzawka w naszym ogrodzie… Cholera, wiem, że nie mamy zbyt dużo pieniędzy, ale…
- Co sugerujesz? – zaciekawiła się, opierając brodę o dłonie i patrząc na niego poważnie.
- Nie sądzisz, że to sprawka Rolanda? Może w ten sposób próbuje ci pokazać, jak wiele tracisz, nie dołączając do niego? W końcu jesteś przecież księżniczką Szinearu…
- Tego akurat nie musisz mi przypominać – skrzywiła się. – Co prawda od jakiegoś już czasu się do mnie nie odzywał, ale… - przygryzła wargę.
- Ale?...
- To nie on – odezwała się niespodziewanie Erra. – Mój brat nie potrafi tworzyć złotego deszczu, a tych ogoniastych syren unika z pełną wzajemnością. No, i jego magia nie jest czarna.
- Spotkałaś się już kiedykolwiek z czymś takim? – Kate wyglądała na podenerwowaną.
Erra pojawiła się nagle tuż przed nią, siadając przy kuchennym stole tak, jakby wciąż żyła, po czym pokręciła przecząco głową.
- Nie, dziecko. Nigdy.
- W takim razie mamy problem – westchnęła Kate. – Jak z czymś takim walczyć?
- Wymyślimy jakiś sposób, zobaczysz. – Curran pocałował ją czule we włosy, kreśląc nieokreślone wzory na jej ciążowym brzuchu. Nagle jego dłoń znieruchomiała, a oczy rozszerzyły się znacznie. Poczuła, jak cały się spiął. Spojrzała na niego z szerokim uśmiechem.
- Czy to?... – chrypnął, delikatnie przesuwając kciukiem po jej skórze.
- Owszem. Pierwsze ruchy dziecka – wyszczerzyła się, rzucając mu się w objęcia. Skrył nos w jej upojnie pachnących włosach i zaczął się z nią delikatnie kołysać.
- Zobaczysz, że wszystko skończy się dobrze – mruknął, całując ją po głowie. – Nie pozwolę was skrzywdzić. Przetrwamy to wszystko razem dla tego malucha.
- Co to za zjazd samochodów Gromady? – zapytał zdumiony Curran, wyglądając przez kuchenne okno na podjazd ich domu. – Jakieś ważne spotkanie, o którym zapomniałaś mnie poinformować?
Zachichotała, całując go czule w policzek.
- To tylko piżama party Julie i jej przyjaciółek – wyjaśniła, wyciągając z piekarnika kolejną porcję ciasteczek.
- To dlatego od rana pieczesz jak szalona… - domyślił się. Kiwnęła potakująco głową. – No dobrze, ale dlaczego o niczym nie wiedziałem? Zdaje się, że ja też tu mieszkam i nawet jestem głową naszej rodziny…
- Oczywiście, że tak – uśmiechnęła się do niego dobrotliwie. – A o przyjęciu wiedziałeś, Mało tego. Zgodziłeś się, by to u nas się odbyło.
- Ja? Kiedy? Kate, ja naprawdę nie mam jeszcze demencji starczej…
- Dokładnie dwa tygodnie temu, gdy leżeliśmy w łóżku – przypomniała mu.
- Czy to było zaraz po naszym szaleńczym ciążowym seksie? – zmrużył oczy, wzdychając.
- Oczywiście!
- W takim razie nic dziwnego, że o niczym nie wiedziałem…
- No, ale to nie moja wina, że wkrótce potem zapadasz w sen…
- A ty to perfidnie wykorzystujesz, moja słodka… - złapał ją delikatnie w silne objęcia. Uśmiechnęła się do niego niewinnie. – Ale to dobrze, że zaprosiła przyjaciółki. W Twierdzy była mniej samotna niż tutaj. Nawet mając Dereka…
- Wciąż nie jestem co do tego przekonana – mruknęła szeptem.
- Kate, ja też nie pałam do tego ognistym entuzjazmem, bo według mnie jest stanowczo za młoda na tego typu związki, ale nie możemy jej tego zabronić. Z drugiej strony wiem, że Derek mnie nie zawiedzie i nie zrobi niczego głupiego.
- Tak, ten dzieciak wciąż cię ubóstwia – przyznała, wkładając do piekarnika ostatnią blachę.
- Ten dzieciak powoli staje się mężczyzną. A to, że Julie nie przeszkadza jego wygląd, oznacza, że dziewczyna jest naprawdę mądra.
- Tak, wiem to… Mimo wszystko bardzo nie chciałabym, żeby w tak młodym wieku została matką.
- Spokojnie, nie zostanę! – syknęła rozzłoszczona Julie, zjawiając się naraz w kuchni. – Moglibyście przestać o mnie gadać w takim kontekście? Moje przyjaciółki to bez wyjątku same zmiennokształtne, więc mają doskonały słuch! I mają ze mnie niezłą polewkę!
- Już nas nie ma, myszko – mruknął Curran dobrodusznie, wyłączając piekarnik, po czym chwycił Kate za rękę i zanim ta zdążyła zaprotestować, niemal wywlókł ją z domu, kroki swe kierując ku domowi Barabasza i Christophera.
- I czego się tak głupio szczerzysz? – syknęła ciut zirytowana, gdy zapukał do drzwi przyjaciół.
- Po prostu cieszę się życiem, maleńka – powiedział, puszczając jej oczko.
- Akurat – prychnęła. Pochylił się, patrząc na nią stanowczo. – Wiesz, że twoje spojrzenie Władcy Bestii nigdy na mnie nie działa?
- Kochanie, na ciebie działa zupełnie co innego. Coś, z czego jestem bardzo dumny – wyszeptał chrapliwie.
- Załatwić wam wolny pokój? – zapytał dobrodusznie uśmiechnięty Barabasz, który chwilę wcześniej otworzył im drzwi.
- Nie trzeba – Kate natychmiast delikatnie się zarumieniła. – Wpadliśmy, by nie robić Julie obciachu w czasie jej spotkania z przyjaciółkami… - wyjaśniła, uśmiechając się przepraszająco.
- Wchodźcie, właśnie zaparzyłem świeżą herbatę. Rozgośćcie się, a ja ściągnę Christophera z góry. Znów zakopał się w książkach… Choć ostatnio zdecydowanie bardziej woli grać w gry – zachichotał. – Odkrył wspaniały świat Play Station i gdy tylko technika jest w górze, nie można odciągnąć go od konsoli.
- A w co najczęściej gra? – zapytał zaciekawiony Curran, pożerając ciasteczko z wielkiej misy stojącej na stole w salonie.
- W samoloty. Podobają mu się tamte akrobacje. Obawiam się, że część z nich wkrótce będzie chciał wypróbować…
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.