Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie z historią w tle (część 1)

Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie z historią w tle (część 1)Tym razem wstęp będzie sporo dłuższy niż zwykle, lecz moim skromnym zdaniem jak najbardziej konieczny. Mianowicie początkowo niniejsza historia miała być zaledwie miniaturką, zainspirowaną znalezioną „w internetach” fotografią, którą możecie do dziś znaleźć na moim profilu na facebooku. Jednak w trakcie procesu twórczego historia rozrastała się, rozrastała, aż rozrosła do rozmiarów wcześniej u mnie niespotykanych, co wraz z kolejnymi wyborami (czy słusznymi, czy nie, to już inna sprawa) fabularnymi pociągnęło za sobą daleko idące konsekwencje:

1. Jak już sugeruje tytuł, poniższy tekst nie jest współczesnym one-shotem, a wielowątkową (choć wciąż z jedną centralną bohaterką) opowieścią dziejącą się na przestrzeni lat. Na dodatek bardziej erotyczną niż typowo pornograficzną. Owszem, zawiera całkiem sporo odważnych i momentami skrajnie naturalistycznych (jak to u mnie) scen, jednak poprzedzielanych długimi opisami oraz przemyśleniami pozbawionymi seksu.  
2. Jeśli w trakcie lektury znajdziecie błędy warsztatowe, stylistyczne czy nielogiczności – wybaczcie proszę. To moja pierwsza próba zmierzenia się z tak obszerną historią (w sumie ok. 350000 znaków ze spacjami = prawie dziewięć wydawniczych = przyzwoita jednotomowa powieść) i praca nad nią mocno odbiegała od ogarniania opowiadanka na pół godzinki czytania. Stąd pewne niedoróbki mogły się przemknąć przez redakcję oraz korektę.
3. Przy tej wielkości oraz złożoności typowe dla mnie zabiegi jak ograniczanie ilości bohaterów drugoplanowych, unikanie imion oraz konkretnych lokacji spowodowałyby tylko chaos. Pojawiają się więc prawdziwe miejsca czy wydarzenia, które mam nadzieję zostały oddane możliwie realistycznie i zgodnie z prawdą historyczną.
4. Ze względu na wspomniany czas akcji, język powinien być momentami mocno stylizowany, jednak przyznam uczciwie i wprost, że tego nie potrafię. Jest więc po prostu „agnessowo”, wraz ze wszystkim tego zadami i waletami.
5. Same imiona postaci zostały wybrane, jak zwykle u mnie, nieprzypadkowo: mają swoje określone znaczenie (np. główna bohaterka), nawiązują do konkretnych postaci literackich lub filmowych (m.in. właścicielka restauracji, służąca, sąsiadki – siostry itp.), część natomiast została zainspirowana przedstawieniem „Gita story” (tekst: Z Stryj, muzyka: G. Spyra, B. Kisiel), które swoją drogą serdecznie polecam!
6. Co do samej publikacji na LOL24, to jej sposób wynika bezpośrednio z historii powstawania tego tekstu: pierwsze cztery duże rozdziały zostały opublikowane premierowo jeszcze na jesieni 2021 roku, natomiast zakończenie jest znacznie nowsze i jego premiera miała miejsce w lutym 2024. Dlatego też całość ukazuje się tutaj dopiero teraz, gdy została już zakończona. Pozostawiam także oryginalną strukturę pięciu dużych epizodów (plus prologi, epilog), starając się ich w miarę możliwości nie dzielić na zbyt małe fragmenty - w sumie będzie 17 części plus dodatek specjalny dla wytrwałych.

PS Tak, wiem, to NIE jest pozycja odpowiednia dla tego portalu. Nie ta objętość, nie ta tematyka, nie ten klimat, nie ta zawartość erotyki w erotyce, nie to wszystko inne. Natomiast wszystkie moje opowiadania (i nie tylko) się tutaj ukazały i to też nie będzie wyjątkiem. A teraz zapraszam wszystkich do lektury, oceniania, komentowania, chwalenia, ganienia i czego jeszcze chcecie!


***

Uśmiechnij się, moja królowo w czerwieni!
Oczu twych rubiny szaleństwem niech błysną,
lico karmazynem żądzy zarumieni,
zaś serce pulsuje podnietą najczystszą.

Nie wstydź się swych pragnień! Przed światem nie skrywaj
kłów, które kroplami słodkimi spływają,
gdy z ofiar bezwolnych tętnice wyrywasz…
Niech się ciebie boją! Niech drżąc podziwiają!

Niech patrzą, jak dusze płoną wśród nicości,
jak ostrzem paznokcia gardła im podrzynasz,
jak w krwi lepkiej topisz ułudy przyszłości,
jak życia ich kończysz…

...a może zaczynasz?

(Agnessa Novvak – #kobietawczerwieni, 2021)

***

PROLOG – ADELINA

*

   Mimo całkiem solidnego mrozu stoję na progu balkonu opatulona jedynie szlafrokiem, wydmuchując przez uchylone drzwi szarawe smugi dymu. Każdego innego poranka zapach aromatyzowanej wanilią „virginii” w niczym by mi nie przeszkadzał, lecz dziś oczekuję gościa, którego mógłby drażnić. Gdy wreszcie żar dochodzi do krawędzi srebrnej lufki, wgniatam resztki do stojącej na parapecie kryształowej popielnicy, ostatni raz zerkam na pokryte śnieżnym puchem chodniki stołecznej starówki i chowam się w przyjemnie wygrzanym salonie. Upijam kilka łyków podlanej szczodrze śmietanką kawy z miśnieńskiej filiżanki, nadgryzam czekoladową profiterolkę i z niemałym zadowoleniem spoglądam na ścianę salonu. Wprawdzie podejrzewam, że powieszone tam całkiem niedawno wielkoformatowe reprodukcje co odważniejszych dzieł Édouarda-Henri Avrila wywołają sporo większe zgorszenie niż mój niewinny nałóg, ale…
   O, nie! W tym względzie nie pójdę na żadne ustępstwa! Podobnie jak nie zakrywałam malunków Łempickiej czy de Toulouse-Lautreca, grafik Namio Harukawy lub fotografii Jana Saudka, tak i teraz tego nie zrobię. Nie ma mowy! Za to szybko kończę deser i przysiadam wygodnie w rozłożystym, obitym pikowanym nubukiem fotelu, podziwiając co bardziej niegrzeczne szczegóły obrazów. Na czele z dorodnymi piersiami o smakowitych sutkach, apetycznie szerokimi biodrami oraz przede wszystkim sterczącymi w gotowości męskościami, gotowymi zatopić się w wilgoci rozchylonych pożądliwie, wybitnie naturalnych… a tak! Cipek!
   Zdaję sobie sprawę, że powinnam być spokojna, ale jakoś nie mam ochoty się powstrzymywać. Albo po prostu nie chcę? Zastanawiam się jeszcze przez chwilę, po czym nalewam domowego ajerkoniaku i sączę go powoli, delektując się aksamitnie pikantną słodyczą. Gdy kieliszek odsłania dno, sięgam ku szufladce i wyjmuję z niej zawinięty w jedwabną chustkę podłużny kształt.
   Może i mam swoje lata, lecz jestem w pełni świadoma istnienia najnowocześniejszych wynalazków, stworzonych tylko i wyłącznie do robienia sobie dobrze. Albo i jeszcze lepiej. Na czele z wyposażonymi w pińcet funkcji maszynkami ssąco-ciupciająco-miziająco-wibrującymi, sterowanymi smartfonem. W tej sytuacji wybieram jednak klasykę w najlepszym wydaniu – pochodzącego wedle wszelkiego prawdopodobieństwa z tego samego okresu, co oryginały malowideł, kremowobiałego fallusa. Wyjątkowo dorodnego zresztą. Odwijam go z materiału i przesuwam palcem po okazałej główce, następnie podążam dalej, przez złocone żyłki, aż do szerokiej nasady zaopatrzonej w wygodną rączkę. Podnoszę go do ust i oblizuję cudownie chłodną porcelanę, pozostawiając na niej strużki spływającej niespiesznie śliny. Kiedy uznaję, że już wystarczy, odsłaniam poły szlafroka, rozchylam uda i bez zbędnego oczekiwania przeciągam po oczekujących pieszczot płatkach. Twarde wilgotne zimno, zetknięte z rozpaloną miękkością, szybko doprowadza mnie pod samą granicę szaleństwa. W innej sytuacji przeciągałabym rozkosz w nieskończoność, jednak teraz muszę bardzo liczyć się z czasem.

   Kieruję wzrok na jeden z obrazów, przedstawiający wybitnie wyuzdaną orgię, pełną wszelkiej maści orali, penetracji klasycznych, analnych, podwójnych oraz wszystkiego, co tylko można sobie wyobrazić. Mimo iż wiem, że jestem aż nadto mokra, z przyzwyczajenia ślinię palce i rozchylam niecierpliwe wargi, po czym zdecydowanym ruchem wsuwam w siebie dildo aż po uchwyt.
   Pieszczę się mocno i szybko. Tak intensywnie, jak to możliwe, nie próbując być przy tym ani trochę cicho. Bo nie! Po ledwie paru chwilach, w akompaniamencie nieartykułowanych pojękiwań dochodzę, pozostawiając na krawędzi fotela oraz podłodze pod nim lepkie ślady.
   Wyjmuję z wciąż pulsującej kobiecości sprawcę rozkoszy, oblizuję z przyjemnie słodkawych, ciągnących się kleiście kropel i z największą ostrożnością przecieram jedwabiem. O dokładniejszą higienę zatroszczę się później, teraz zaś muszę doprowadzić się do stanu względnej używalności, gdyż może i zaproszona przeze mnie osóbka jest młoda, ale głupia na pewno nie! A już na pewno ma wystarczająco wiele sprośnych myśli typowych dla pannic w wieku nastoletnim, więc wolę nie dawać jej dodatkowych pretekstów do snucia domysłów, jaką ma zboczoną ciotkę. Znaczy mnie, bo jestem jej ciotką właśnie, a ona moją bratanicą. Znaczy… jak właściwie nazwać córkę córki syna mojego młodszego brata? Zresztą, co ja niby, genealog jestem? Czy raczej genealożka?

   Zaalarmowana dzwonkiem otwieram drzwi i wpuszczam do środka dziewczynę o napuszonych, ciemnoczekoladowych lokach, opadających na śniadą twarz. Czekam spokojnie, aż odwiesi płaszcz, przetrze zdecydowanie zbyt duże okulary z resztek topniejącego śniegu i założy je na powrót na płaski nosek. Dopiero wówczas witam ją serdecznym uściskiem i zapraszam na salony. Po chwili przysiadamy wspólnie na ludwikowskich krzesełkach, tak że dzieli nas wypełniony po brzegi słodkościami stoliczek.
   Niespiesznie zaczynamy typowo grzecznościową konwersację: pytam, co u niej, ona – co u mnie, gawędzimy niezobowiązująco o nadchodzącej powoli wiośnie, Wiśle i przemyśle, jednak z każdym kolejnym zdaniem czuję coraz wyraźniej, że muszę wreszcie przejść do spraw ważnych. Najważniejszych. Zbyt długo zastanawiałam się nad nimi, rozważając wszystkie za, przeciw czy pomiędzy, by teraz odwlekać dyskusję w nieskończoność.
   – Posłuchaj, droga moja… Wiesz dobrze, że nie zaprosiłam cię na herbatkę i ciasteczka, ani nawet starzoną pigwówkę. – W tym momencie, nie czekając na przyzwolenie, napełniam dwa pokaźne kieliszki z rżniętego kryształu bursztynowym płynem.
   – Wiem, wiem, ciociu. Mówiłaś ostatnio, że będziesz miała jakąś sprawę ze spadkiem, czy coś. Ale chyba nie bardzo rozumiem. Z jakim niby? Przecież żadnego ostatnio nie było w rodzinie! – pyta wyraźnie zmieszana.
   – Nie było, ale niedługo będzie. Mój spadek. Obejmujący wszystko, co mam. Wszystko, co widzisz dookoła. Każdą deskę w podłodze, obraz na ścianie, nawet filiżankę, z której pijesz.
   – Ale nadal nie… – Spogląda na mnie badawczo, otwierając mocno podmalowane oczy coraz szerzej i szerzej. – Ciociu Estello! Co ty mówisz? Co się stało? Chora jesteś? Mama wie?
   – Cóż, kochana Adelino – odpowiadam z przekąsem imieniem na imię – o rzeczach, których twoja matka nie wie, mogłabym napisać książkę… Poza tym nie myślałaś chyba, że będę żyła wiecznie, nieprawdaż? Owszem, muszę nieskromnie przyznać, iż trzymam się całkiem nieźle, zwłaszcza jak na swój wiek, lecz nie przesadzajmy. Nieśmiertelna nie jestem i raczej nie zanosi się, bym była! Chociaż…
   Przygryzam się w język i chichoczę wymuszenie, starając się rozluźnić napiętą atmosferę, jednak osiągnięty efekt jest dokładnie odwrotny od zamierzonego. Krztuszę się tak mocno, aż muszę sięgnąć po chusteczkę. Wycieram usta na tyle dyskretnie, by ma towarzyszka nie zauważyła rubinowych plamek na bielutkim materiale, po czym, jakby nic się nie stało popijam łyk herbaty, spłukując resztki krwistej śliny z zębów oraz podniebienia. Szkoda tylko że nie mogę tak łatwo pozbyć się targających mną wątpliwości.

   Skupiam uwagę na rozglądającej się nieukrywaną ciekawością nastolatce i po raz setny rozważam, czy postępuję słusznie. Czy rzeczywiście darzę ją aż takim zaufaniem, by  
wyznać, kim właściwie jestem? Opowiedzieć historię swojego życia? Owszem, może z pominięciem co bardziej drastycznych i kompletnie niewiarygodnych – choć przecież jak najbardziej prawdziwych – szczegółów, ale jednak? Właściwie jej pierwszej od… dawna.  
Bardzo dawna. Ostatecznie ostatnią osobą, która poznała całą prawdę, był jej pradziadek. I to przede wszystkim dlatego, że byłam to winna jego ojcu, czyli mojemu bratu, z którym najzwyczajniej nigdy nie miałam okazji szczerze porozmawiać. Potem jednak – z różnych względów – zachowałam sekret dla siebie na aż dwa pokolenia i dopiero teraz znów dostrzegłam, że pojawiła się właściwa osoba.
   – Wybacz mi, proszę, lecz sama widzisz, że nie jest ze mną najlepiej. – Uśmiecham się kwaśno. – Miałam nadzieję, że dziś tylko ogólnie wprowadzę cię w temat, jednakże nie będę miała aż tyle czasu, ile bym sobie życzyła. Uprzedzam też, że wiele rzeczy może cię zdziwić lub wręcz zgoła przestraszyć, ale uwierz, że wszystko, co powiem, będzie prawdą. Najprawdziwszą. A teraz, pomijając dalsze zbędne wybiegi, zapytam wprost: jak ci się wydaje, ile właściwie mam lat? Nie pytam, na ile wyglądam, ale ile mogę tak naprawdę mieć? Pomyśl proszę zanim odpowiesz!
   – Eee… – Adelinę wyraźnie zaskakuje ten temat. Na tyle, że wreszcie odrywa speszony wzrok od obwieszonej golizną ściany i długo zastanawia się nad odpowiedzią, marszcząc przy tym gęste brwi. – Bo ja wiem? Właściwie mama nigdy o tym nie mówiła, ale wydaje mi się, że… Zaraz… Musi ciocia być siostrą babci, czyli… Ponad sześćdziesiąt. Sześćdziesiąt pięć? – Zerka na mnie niepewnie, jakby to, co myśli, nieszczególnie pokrywało się z tym, co widzi. – Chyba. Tak mi się wydaje.
   Tym razem parskam całkowicie szczerym śmiechem. Fakt, zdecydowanie nie wyglądam na swoje lata, ale bez przesady! Cóż, najwyżej Adelina mi nie uwierzy, że pomyliła się niemalże dwukrotnie… przynajmniej z początku, bo potem nie będzie miała innego wyjścia. A co z tą wiedzą zrobi, to się okaże. Wkrótce.
   – W takim razie zacznę może od króciutkiego wprowadzenia. Zapewne zauważyłaś, moja kochana, że w ciągu ostatnich miesięcy nasze kontakty znacznie się zacieśniły. Nie mam zamiaru ukrywać, że nie bez powodu chciałam cię jak najlepiej poznać. Jak dobrze wiesz, nie utrzymuję z twoimi rodzicami wyjątkowo zażyłych relacji, lecz ty wydawałaś mi się od początku inna… Jesteś inna. Teraz mam pewność. I dlatego zaprosiłam cię, żebyś wysłuchała pewnej historii. Pozwoli ci ona zrozumieć ważne sprawy… a przynajmniej takową mam nadzieję. Więc jak, siedzisz wygodnie?
   Jednym haustem opróżniam kieliszek, napawając się słodko-kwaskowym ogniem, cudownie rozgrzewającym podniebienie. Spłukuję resztki łykiem herbaty, zerkam mimowolnie na cykający cichutko zegar i przymykam oczy, by ostatni raz zebrać myśli. Tak, najwyższa pora zacząć opowieść!

***

Tekst: (c) Agnessa Novvak
Ilustracja: playgroundai

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 18-24.10.2021. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

2 komentarze

 
  • Użytkownik agnes1709

    O, piękna, podzieliłaś, super. Jutro czytam.😉

    21 marca

  • Użytkownik AgnessaNovvak

    @agnes1709 dzielcie się więc ;)

    21 marca

  • Użytkownik unstableimagination

    Bardzo ciekawy wstęp. Ale dlaczego nie ta objętość dla tego portalu? Widzę tu sporo wielo-odcinkowych cykli i chyba cieszą się popularnością.

    20 marca

  • Użytkownik AgnessaNovvak

    @unstableimagination tyle że one są zwykle z założenia dzielone na odcinki i pisane tak, by w miarę możliwości była w nich odpowiednia ilość seksów. U mnie nie. Dlatego też najpewniej nie podzielę dużych rozdziałów na mniejsze (patrz "Belle Epoque" ), bo efekt i tak będzie daleki od oczekiwań, a publikacja będzie się dłużyła i dłużyła.

    20 marca

  • Użytkownik agnes1709

    @unstableimagination Aga fajnie pisze.😉

    21 marca

  • Użytkownik Vee

    Wy dwoje moglibyście się dogadać. Widzę podobieństwa w stylu :)

    21 marca