Zapraszam na epizod dwunasty, zawierający krótki prolog do ostatniego, piątego rozdziału historii Adeliny!
Tym razem nie będzie też nie wiadomo jakich przedmów, wstępów, opisów i tak dalej. Będą za to przeprosiny, że finał „Sagi o gwiezdnej kobiecie” zamiast planowanych pięciu-sześciu dużych rozdziałów zawiera tylko jeden, który na dodatek ukazał się oryginalnie po ponad dwuletniej przerwie, w lutym 2024 roku. Przepraszam za wynikające z tego skróty, niedopowiedzenia, niekonsekwencje i najzwyklejsze dziury fabularne, braki w motywacji oraz logice postępowania bohaterów, nie dość wyczerpująco opisane tło historyczne i tak dalej. Przepraszam także za nierówny styl, nie do końca doszlifowany warsztat oraz ogólny poziom, wyraźnie odstający od moich poprzednich prac – zwłaszcza czterech pierwszych epizodów, które były najbardziej dopracowanymi językowo tekstami, jakie kiedykolwiek udało (i uda) mi się napisać. Przepraszam, ale mimo całego włożonego wysiłku, czasu, potu, krwi i łez – i to momentami dosłownie, zwłaszcza gdy w koszu wylądowała nie pierwsza i nawet nie trzecia wersja opowiadania – nie stać mnie na więcej.
Wyjątkowo nikomu też nie dziękuję, bo jest to moje pierwsze od naprawdę długiego czasu opowiadanie, stworzone od początku do końca bez niczyjej pomocy. Bez beta-readerek, redaktora, korektorki i kogo tam jeszcze. Dlatego też wszelką krytykę oraz (mniej lub bardziej uzasadnione) pretensje możecie kierować tylko i wyłącznie do mnie, na czele z listą życzeń, zażaleń i wszelkiej maści błędów. Uprzedzam jednak lojalnie, że nie mam specjalnej ochoty poprawiać poprawek do sugestii do uwag do jeszcze wcześniejszych niedopatrzeń. Wybaczcie, ale nikomu to nie służy – ani niedzielnym erotomanom, którzy i tak tego nie zauważą, ani językowym purystom, dla których tekst nigdy nie będzie wystarczająco idealne, a już na pewno nie mnie i tym nędznym resztkom chęci do pisania, jakie jeszcze mi pozostały.
Niemniej zapraszam serdecznie do lektury i mam nadzieję, że będzie ona choć trochę satysfakcjonująca.
***
PROLOG DO ROZDZIAŁU PIĄTEGO – ADELINA
*
Po dłuższej chwili, niezbędnej dla ochłonięcia z nadmiaru wciąż jakże żywych wspomnień, podnoszę wreszcie powieki. Przenoszę wzrok na siedzącą naprzeciwko dziewczynę i zagaduję ciepłym głosem:
– I jak wrażenia, moja droga?
– Ale jakie? – Adelina jest wyraźnie zdziwiona.
– Jak to „jakie”? Przecież opowiedziałam ci historię ponad trzydziestu lat życia, a ty się jeszcze pytasz? – odpowiadam poirytowana.
– Ciociu… eee… nie wiem, jak to powiedzieć, ale przecież nic ciocia nie mówiła! Naprawdę! Napiłyśmy się herbaty, potem ciocia zamknęła oczy, posiedziała tak ze dwie czy trzy minuty i to wszystko! Aż miałam zapytać, czy wszystko dobrze, ale ciocia się nagle ocknęła, jakby coś się stało – Adelina kończy jeszcze bardziej zmieszana.
Patrzę na nią jak cielę na malowane wrota. Ona na mnie jak na skończoną idiotkę. Przenoszę wzrok ku wciąż parującej filiżance. Zegarowi, którego wskazówka przesunęła się od ostatniego spojrzenia o ledwie kilka podziałek. Wreszcie pojmuję, co się stało. Czy raczej nie stało.
– A tak, tak, faktycznie musiałam się troszkę zagubić we własnym świecie. Jak będziesz w moim wieku, to też pewnie nieraz ci się to zdarzy! – zaczynam, udając niby to zabawne roztargnienie. – Wybacz, proszę, ale zrobiło mi się tak troszkę słabo…
Nie tak to sobie przecież zaplanowałam, nie tak! Resztkami tak sił, jak i zdrowego rozsądku przechodzę do łazienki i pochylam się nad umywalką. Charczę do porcelanowej niecki spienioną krwią. Mrużę oczy na sam widok bladego jak ściana odbicia w lustrze. I myślę. Nad sobą. Tym, co było, co jest i… co będzie? Tylko czy na pewno?
Sama nagła utrata kontaktu z rzeczywistością niespecjalnie mnie dziwi. Ostatecznie jestem w takim stanie, że nawet najmocniejsze leki przestały mi pomagać i nie tylko moje zdrowie fizyczne, ale i psychiczne sypie się jak domek z kart. Podobnie jak to, że od tygodni przypominałam sobie – lub przynajmniej próbowałam przypomnieć – najdrobniejsze nawet wydarzenia z minionych lat, układałam w odpowiedniej kolejności i bez końca rozważałam, które powinnam ujawnić, a które na zawsze okryć zasłoną tajemnicy. A skoro tak, pojawienie się tych obrazów w umęczonym umyśle też nie powinno być niczym zaskakującym.
Problem leży gdzie indziej – nijak nie potrafię pojąć, jakim cudem to przeżycie było tak realne, namacalnie wręcz prawdziwe oraz przepełnione emocjami, a jednocześnie wydarzyło się tak szybko! Przecież w ciągu ledwie kilku minut nie tyle nawet opowiedziałam, co wręcz przeżyłam niemal równo jedną trzecią swojego życia! A jeżeli nie był to sen, to co właściwie?
Ja naprawdę spędziłam z Adeliną kilka godzin! Wierciłam się na fotelu. Nieraz przez dłuższą chwilę rozważałam, co i jak powinnam powiedzieć. Obserwowałam pełne wstydliwej niepewności reakcje, kiedy z przesadną szczegółowością opisywałam siebie, Rojzę, Zdzicha, Bynka, Anielę. Ba, czułam tak drobne rzeczy jak pieczenie własnych policzków, drżenie rąk, bicie serca! I nikt mi nie wmówi, że to nie było prawdziwe, bo było! Tak samo jak mój własny obraz w moim własnym zwierciadle.
Nie mam jednak ani czasu, ani chęci, by dalej to roztrząsać. Powracam do tego samego salonu, siadam na tym samym fotelu i nalewam sobie tej samej nalewki do tego samego kieliszka. Rozcieram ją językiem na podniebieniu i uśmiecham się lekko. Tak do Adeliny, jak i siebie.
Ponownie spoglądam na mą współtowarzyszkę, próbując czym prędzej rozwiać zdecydowanie spóźnioną wątpliwość: może to lepiej – i to dla nas obu – że Adelina wciąż żyje w błogiej nieświadomości? Zaskakująco szybko dochodzę do jakże banalnego, a przecież jedynie słusznego wniosku, że tak właśnie jest. Zdecydowanie wiele obiecywałam sobie po tym spotkaniu i zupełnie niepotrzebnie idealizowałam naszą relację, gdy tymczasem jest ona całkiem zwyczajna: ot, młodziutka kuzyneczka odwiedza sobie czasami sporo starszą ciotuchnę. Może z ciekawości, może ze zwyczajnej uprzejmości, może z jeszcze innego, równie błahego powodu? W tej sytuacji nie ma to większego znaczenia.
Znacznie ważniejsze jest natomiast, co powinnam zrobić. Nie przy okazji naszego następnego spotkania i nawet nie za godzinę, a teraz. W końcu to ja zaprosiłam Adelinę i rozbudziłam jej nie tylko ciekawość, lecz być może także jakieś konkretniejsze oczekiwania. I czy mi się to podoba, czy nie, zawiodłam zarówno ją, jak i siebie. Jedynym, co mi pozostaje, to wyjść z tej sytuacji z twarzą. A przynajmniej spróbować.
Odgarniam niesforny kosmyk włosów, pot perlący się na czole. I wstyd. Zwłaszcza ten ostatni. Zamiast jednak nieskładnie tłumaczyć się Adelinie i udawać, że nic się nie stało, biorę głęboki oddech i oznajmiam wprost:
– Przepraszam, kochana, ale niestety nie dam rady dłużej ci dziś towarzyszyć. Wiem, że przyjechałaś tu specjalnie dla mnie, choć zapewne miałaś znacznie ciekawsze plany na wieczór. Dlatego już nie obiecuję, a wręcz przyrzekam, że następnym razem ci to wynagrodzę. Niestety nie jestem teraz w stanie określić, kiedy dokładnie się spotkamy, zwłaszcza że musiała na jakiś czas wyjechać. Ale wrócę. Wrócę do ciebie, bo jesteś dla mnie kimś znacznie ważniejszym, niż może ci się wydawać i tak naprawdę niż mnie się jeszcze nie tak dawno wydawało. I wtedy powiem ci wszystko, co powinnaś wiedzieć nie tylko o mnie, ale i naszej rodzinie. Od początku do końca. Bez zamiatania brudów pod dywan, bez wpychania trupów z powrotem do szafy i bez udawania, że zawsze i wszystko było pięknie. Bo nie było.
Czy przesadziłam? Sądząc po ewidentnie wystraszonej minie Adeliny, tak. Tyle że najzwyczajniej nie mam już możliwości, by dłużej z tym wszystkim zwlekać. By wciąż utrzymywać w tajemnicy wspomniane mniej lub bardziej niewygodne fakty i pozwolić, by przepadły wraz ze mną. By udawać kogoś, kim nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę. Nawet jeżeli sama nie do końca wszystko rozumiałam, nie rozumiem i być może nigdy nie będzie mi dane zrozumieć.
***
Tekst: (c) Agnessa Novvak
Ilustracja: playgroundai
Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 10.02.2024. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!
Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!
Dodaj komentarz