Cierpienia niemłodej Wertherówny, czyli punkt widzenia zależy od punktu służenia (część 8)

Cierpienia niemłodej Wertherówny, czyli punkt widzenia zależy od punktu służenia (część 8)Zapraszam na epizod ósmy!

***

ROZDZIAŁ 8/9

*

   Wtem nagły świst przeszył nie tylko powietrze, ale i moje plecy. Byłam tak zaskoczona, że zdołałam tylko odruchowo spiąć mięśnie i przygryźć wargi. Dopiero drugie smagnięcie przypomniało mi z całą dosłownością, że przecież wciąż Roksana była Panią, a ja…. Za trzecim nie dałam rady powstrzymać jęknięcia. Zacisnęłam zęby, spodziewając się następnych uderzeń.
   W zamian gwałtowne pociągnięcie poderwało mnie do góry. Już nie stałam, a wisiałam, nie dotykając podłogi nawet palcami.
   – Jesteś moja, kochanie. I tylko moja… – Usłyszałam szept przy samym uchu.
   Nie miałam czasu na jakiekolwiek analizowanie, co się właściwie dzieje. Kolejne razy, z początku miarowe i wyraźnie celowane, szybko stały się chaotyczne. Wymierzane byle jak i byle gdzie, spadały na moje pośladki, brzuch, ramiona… Instynktownie próbowałam się skulić, lecz mogłam co najwyżej bezładnie wierzgać, kręcąc się dookoła. Zdawałam sobie sprawę, że jeśli wszystko zaraz się nie skończy, zacznę wrzeszczeć. Tym bardziej że Roksana nawet nie próbowała sprawiać mi czegokolwiek poza czystym cierpieniem. Nie przerywała serii mocnych ciosów czułymi pieszczotami. Nie dawała chwili oddechu, nie pobudzała palcami, nie używała wibratora, nic z tych rzeczy. Robiła krótkie przestoje tylko po to, by zmienić pozycję i narzędzie zadawania bólu.
   Najpierw zrezygnowała z – mimo wszystko – dość miękkiego floggera na rzecz sztywnego pada, którego jednak po ledwie kilku zamachnięciach zastąpiła palcatem. Już wtedy zdałam sobie sprawę, że mogę nie wytrzymać do końca. Uderzenia ponownie zaczęły precyzyjnie trafiać w najczulsze punkty, lecz, co mnie zaskoczyło, wcale nie były tak silne, jak mogłabym się spodziewać. Jakby Roksana jedynie sprawdzała, co i w jaki sposób chce jeszcze osiągnąć.
   Wiedziała doskonale. Przytrzymała mnie władczą ręką w jednej pozycji, powstrzymując chaotyczne kołysanie, po czym klepnęła kilkakrotnie czymś równie cienkim, co sztywnym. Przełknęłam ślinę. Musiała trzymać zwykłą, najzwyklejszą trzcinkę. Wydawałoby się niegroźny, całkiem niepozorny patyczek, który jednak w odpowiednich rękach stawał się najstraszliwszym postrachem każdej uległej i każdego uległego, niezależnie od ich doświadczenia oraz przekonania o własnej wytrzymałości.
   Nie miałam już czasu się nad tym zastanawiać, bo idealnie wycelowany cios spadł na moją kobiecość. Po sekundzie drugi, znacznie silniejszy. Momentalnie zaczęłam wydzierać się na całe gardło. Uderzenia stawały się coraz mocniejsze, zahaczając także o wystające kości miednicy, żebra i w końcu sutki. Ostatkiem woli skamlałam o litość, zachłystując się własnymi łzami, spływającymi strumieniem do gardła.

   Musiałam nie być świadoma odpięcia poprzeczki spomiędzy nóg, bo dopiero uderzenie stopami o podłogę przywróciło mnie do rzeczywistości. Próbowałam utrzymać się w pionie, ale nie byłam w stanie i bezwładnie upadłam na dywan. Roksana, tym razem z niezwykłą czułością, ściągnęła mi opaski z kostek oraz nadgarstków. Zdjęła ze mnie koszulkę – czy raczej to, co z niej zostało – i podniosła z taką lekkością, jakbym nic nie ważyła.
   Przy pierwszym kontakcie zmaltretowanego ciała z chłodną satyną aż syknęłam, lecz z każdą kolejną chwilą cudowna miękkość pościeli koiła ból. Podobnie jak dotyk delikatnej dłoni na szyi i obojczykach oraz ciepły oddech, owiewający policzek. Bezwiednie rozchyliłam wargi, lecz zamiast wymarzonego języka powitałam pomiędzy nimi zakończony długim paznokciem palec. Po krótkiej chwili zniknął i on, a ja znów zastygłam w oczekiwaniu. Byłam tak umęczona i skołowana sprzecznymi sygnałami wysyłanymi przez moją Panią, że już zupełnie nie miałam pojęcia, co robić.
   W przeciwieństwie do niej.

   Ponownie poczułam jakby… Nie, tym razem to na pewno były usta! Ciepłe i wilgotne, objęły jeden sutek, pociągnęły go lekko i puściły z cichym cmoknięciem. Później to samo powtórzyły z drugim. Powolutku, całus za całuskiem, posuwały się wyżej, ku dekoltowi, brodzie…
   Doczekałam się. Wreszcie! Po latach oczekiwania najcudowniejsze wargi na calutkim świecie zetknęły się z moimi, tak przecież zwyczajnymi i niewartymi uwagi. Przynosząc ze sobą posmak wypitego niedawno drinka, szminki oraz ledwo powstrzymywanego szaleństwa namiętności.
   Pierwszy raz pocałowałam Roksanę w usta. Ona pocałowała mnie. W gruncie rzeczy było mi wszystko jedno.
   – Spójrz na mnie – szepnęła słodko.
   Drżącymi dłońmi rozpięłam maseczkę i przetarłam wciąż wilgotne powieki. Roksana uśmiechała się tak słodko, tak niewinnie… Chwyciła mnie za dłoń, splotła palce i pogładziła po włosach.
   – To był ostatni raz, Katio. Wybacz, ale musiałam to zrobić. Żebyś zrozumiała, że nie masz do czego wracać. Od teraz nie jesteś już dla mnie niewolnicą, poddaną czy Suką – nieoczekiwanie skrzywiła się na to określenie, choć przecież wcześniej regularnie go używała – lecz kobietą. I przede wszystkim jako kobietę mam zamiar cię traktować. W związku z czym, moja kobieto – trzeci raz podkreśliła to słowo – należy ci się między innymi szacunek.
   – Ale Pani moja, ja… – Przerwałam nagle, obawiając się reakcji, ale ona tylko westchnęła z udawaną pretensją.
   – Oj, chyba zbyt pochopnie zgodziłam się, żebyś wciąż się tak do mnie zwracała… – Przewróciła teatralnie oczami. – Wiedz, że jeśli zechcesz, będę wobec ciebie bardziej zdecydowana. Ostra, może nawet brutalna. Jednak tylko i wyłącznie na zasadach partnerskich, za twoim wyraźnym przyzwoleniem i bez przekraczania jasno wytyczonych granic. Chociaż mam wrażenie, że już o tym wszystkim rozmawiałyśmy i zaczynam się powtarzać… – Zastanowiła się. – Natomiast mam do ciebie prośbę, o której nie mówiłam wcześniej. Jest dla mnie niezwykle ważna, rozumiesz?
   – Tak, moja… Damo! Może być Damo? Damo Roksano? – zaproponowałam w przypływie odwagi.
   – Jak najbardziej, nawet mi się podoba! A teraz do rzeczy – westchnęła, robiąc krótką pauzę – zdaję sobie sprawę, że mnie kochasz, Katio. Nie widziałam tego wcześniej albo może nie chciałam widzieć. – Pytała bardziej samą siebie. – Lecz teraz jestem pewna twoich uczuć. Natomiast ja… nie wiem, czy kocham ciebie. A wiedz, że chciałabym. Tak prawdziwie, szczerze i mocno! Dlatego – znów zawahała się na moment – pozwól się kochać. Pozwól okazywać sobie względy. Pozwól się dopieszczać, może nawet czasami rozpieszczać. Bardzo brakuje mi kogoś, komu mogłabym okazywać takie uczucia. Może to z mojej strony naiwne i będę żałować, że ci to powiedziałam, ale i ty bądź dla mnie dobra. Proszę.

   Zatkało mnie. Czy chciałam kochać i być kochana? Przez Roksanę, moją niedawną… moją wciąż obecną, niezależnie co sobie pomyśli i jak to nazwie, Panią? Co za pytanie? Oczywiście! Niczego wspanialszego nie mogłam sobie wyobrazić! Co prawda miałam wrażenie, że nie o wszystkim chciała mi mówić, bo na przykład praktycznie nigdy nie wspominała o swoim prywatnym, niezwiązanym z byciem dominą stosunku do kobiet, ale…
   – Cóż, skoro nie odpowiadasz, postaram się jeszcze troszkę cię przekonać.
   Bez ostrzeżenia wcisnęła mi język między wargi, jakby wiedząc, że właśnie tak najlepiej rozwieje moje wątpliwości. Nasycała się mną długo, spijając ślinę sączącą się ze złączonych ust, po czym podążyła dalej. Obsypała całuskami policzek i zaczęła podskubywać płatek ucha, szepcząc wyjątkowo sprośne słówka. Myślałam, że odlecę ze szczęścia. Złapała mnie za drugą dłoń i tak splecione położyła na policzkach. Uśmiechnęłam się mimowolnie, odsłaniając zęby.
   – Śliczna jesteś, wiesz? – mruknęła na ten widok z nieukrywanym zadowoleniem.
   Zarumieniłam się, próbując gwałtownie zaprzeczyć, ale nie zdążyłam. Trzeci z kolei, pełen namiętności, mokry pocałunek odebrał mi oddech. Ani się obejrzałam, gdy Roksana, zahaczając po drodze o piersi, leżała rozłożona wygodnie między moimi udami.

   Nie mogłam sobie nawet przypomnieć, kto i kiedy ostatnim razem pieścił mnie w ten sposób. Może były mąż, gdy jeszcze w miarę nam się układało? Któreś z przygodnych kochanków obojga płci? Albo wspomniana koleżanka, z którą matka mnie wtedy przyskrzyniła? O nie! Nikt i nigdy nie lizał mi cipki tak pożądliwie i z taką pasją, jak ona w tej właśnie chwili. Moja Roksi. Moja Pani. Moja Domi… Już nie! Moja Kobieta przez duże „K”. Jedyna i ukochana. Dama mego serca.
   Poczułam palce, wnikające w wilgotne wnętrze. Jeden, drugi, trzeci… Wiedziałam doskonale, jak bardzo byłam mokra. Spięłam mięśnie, starając się wypchnąć z siebie jak najwięcej namiętności. Wsunęłam palce we włosy Roksany, przyciągając ją mocno.
   Wtem przyjemność ustała. Uniosłam głowę, napotykając niepewny wzrok.
   – Chcesz? – spytała, uśmiechając się lepkimi ustami.
   – Ale przecież ja nic… było mi tak dobrze i nagle… – Głośno pomyślałam, wciąż nie wiedząc, co się stało.
   – Bo ułożyłaś się tak, jakbyś chciała, żebym cię polizała w… – Opuściła znacząco spojrzenie.
   Teraz zrozumiałam. Tyle razy sprawiałam jej tą najwspanialszą ze wspaniałych przyjemność, a teraz mogłam poczuć to samo. Marzyłam o tym. Pragnęłam przekroczyć kolejną, nieprzekraczalną do tej pory granicę! Natychmiast!
   Tyle że…
   – Nie… – wyszeptałam zawstydzona. – To znaczy tak, ale… kiedy indziej. Dzisiaj chcę się nacieszyć tym, że jesteś ze mną. Daj mi wszystko – wciąż nie było mi łatwo zwracać się do Roksany tak bardzo wprost – na co sama miałabyś ochotę. Nic więcej. Ja chyba nie jestem jeszcze gotowa, żeby czegoś żądać. Prosić cię o cokolwiek, moja Damo.
   Zamrugała. Zaskoczony uśmiech znikł z posklejanej moją żądzą twarzy, ustępując miejsca grymasowi głębokiego zamyślenia.
   – Weź mnie! – Rzuciła doskonale mi znanym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
   – Ale moja… jak to? Nie zrobię tego! Nie mogę!
   – Katio, powtarzam ci, masz mnie posiąść! – Zmarszczyła brwi. – Rozumiesz? Czy jako twoja, jak nazwałaś: Dama, mam ci rozkazać? Rozkazuję więc!
   Pogubiłam się do reszty. W końcu była moją Panią? Chciała całkowicie równorzędnego układu? Czy nie? A może powiedziała to wszystko, by mi się przypodobać? Jeszcze mocniej przywiązać do siebie? Musiałam to jeszcze raz przemyśleć… Szkoda tylko że nie miałam pojęcia po co. Roksana bez dwóch zdań była dużo mądrzejsza ode mnie i nawet nie próbowałam na ten temat dyskutować.
   Za to wiedziałam jedno – istniał bardzo prosty sposób, by sprawdzić jej szczerość. Wystarczyło posłuchać, spełnić życzenie i wziąć ją tak, jak ona brała mnie.

***

Tekst: (c) Agnessa Novvak
Ilustracja na podstawie zdjęcia od LeatherSeduction, modelka: Alice Insell

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 13.06.2020. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz