Cierpienia niemłodej Werterówny, czyli punkt widzenia zależy od punktu służenia (część 4)

Cierpienia niemłodej Werterówny, czyli punkt widzenia zależy od punktu służenia (część 4)Zapraszam na epizod czwarty!

***

ROZDZIAŁ 4/9

*

   Po paru naprawdę dłuższych, wypełnionych dobiegającymi zza drzwi podejrzanymi hałasami chwilach, wpadła do pokoju. Całą rozpromieniona, z błyskającymi w oczkach kurwikami i sporą szklanicą, wypełnioną… mojito? Wyglądającym tak orzeźwiająco, że nie odmówiłam sobie spróbowania, z nieukrywaną przyjemnością oblizując wargi. Wolałam się nie przyznawać, że mająca opinię co najwyżej rozweselacza dla wsiowych modniś mikstura smakowała mi znacznie bardziej niż ekskluzywny łyskacz. Bez zwłoki rzuciłam Katii poduszkę – ostatecznie dominacja dominacją, lecz miała się skupić na mnie, a nie cierpnących kolanach! Kazałam jeszcze tylko zdjąć sobie biustonosz i narzucić na ramiona koszulkę z półprzezroczystego, jedwabnego szyfonu, spływającego miękko po ciele.
   – Teraz dostaniesz prawdziwą nagrodę! Uklęknij! – nakazałam.
   Stanęłam nad jej twarzą w lekkim rozkroku.
   – Wiesz, co masz robić. Tylko na początku delikatnie. Tak, jak lubię.
   Poczułam krążący dookoła kobiecości przyjemnie chłodny język, który wciskał się delikatnie pomiędzy opięte cieniutkim materiałem płatki. Ciepłe dłonie sunące przez łydki i uda ku górze. Palce coraz odważniej chwytające pośladki. Usta ssące mnie tak intensywnie, że…
   – Hola, hola, nie tak szybko! Teraz zdejmij mi majteczki. Gdzie rękami? Katio, jak możesz mnie tak traktować! – Udałam oburzenie.
   Chwyciła krawędź stringów zębami i zsunęła je aż do kostek, po czym powróciła, wciskając twarz w kobiecość. Nie była to może najwygodniejsza poza, lecz pozwalała mi poczuć się prawdziwą królową. Ma poddana pieściła mnie dokładnie w taki sposób, jaki od niej oczekiwałam: z pełnym zaangażowaniem, lecz także niezwykłą czułością. Może dlatego, że jej samej sprawiało to nieukrywaną przyjemność?

   I wówczas, ni stąd ni zowąd, przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie. Nie kojarzyłam już, z czyjego polecenia przyjęłam Katię, za to zapamiętałam niezbyt dobre wrażenie, jakie na mnie wywarła. Pomijając, że nigdy nie przepadałam za spotykaniem się z kobietami, dostrzegłam w niej jedynie kłębek nerwów. Niezbyt ładny zresztą, o rozbieganym spojrzeniu i któremu trzeba było niektóre rozkazy powtarzać zdecydowanie więcej niż raz. W pewnej chwili byłam nawet skłonna zwrócić zwitek wymiętych pięćdziesięciozłotówek, byle nie pokazywała mi się więcej na oczy, lecz ostatecznie dałam jej drugą szansę. Potem trzecią, piątą, aż w końcu stała się moją najwierniejszą, choć i dość nieregularną klientką. Oraz bodaj jedyną osobą, z którą pozwalałam sobie na… seks. Nie jakieś przedstawienia, udawane afekty oraz wysilone pojękiwania, a właśnie szczery, otwarty i niczym nieskrępowany – może poza samą Katią – stosunek seksualny między dwiema kobietami.
   Właśnie taki, jak teraz. Niby mogłam określić swoją orientację jako raczej hetero z co najwyżej z nieregularnymi skłonnościami biseksualnymi, lecz dla Katii stawałam się zadeklarowaną lesbijką. Złapałam ją za szyję i złączyłam nasze wargi. Czułam, że w takim tempie spotkanie skończy się szybciej, niżbym chciała, do czego nie chciałam dopuścić. W końcu coś jej obiecałam. A może i sobie?
   – Katio, wystarczy! – odetchnęłam.
   Odsunęła się wyraźnie niechętnie, lecz bez słowa sprzeciwu.
   – Wiem, na co tak czekasz, moja droga! Czy chciałabyś dostać ode mnie malutki prezencik? – zachęciłam wybitnie nieprzyzwoicie.
   – Oczywiście, moja Pani! – Aż krzyknęła z radości.
   Spojrzałam z góry w pełne ufności oczy i uśmiechnięte szeroko, mokre usta, oczekujące niecierpliwie, bym się ku nim wypięła. Nie kazałam im długo czekać. Odwróciłam się na lekko zgiętych nogach, przytrzymując za kark klęczącą poddaną, która bez dalszych wstępów zaczęła całować mnie od tyłu.
   – Dopieść mnie! Mocniej, nie bój się! Wiem, że cię to podnieca! Lubisz to, Suko! – Nie próbowałam się już nawet powstrzymywać.
   Czułam, że zaraz dosłownie odlecę. Gibki, pełen pasji język wciskał się głęboko we wnętrze tyłeczka, a pożądliwe palce rozpychały ociekającą żądzą kobiecość. Nagle poczułam ucisk w podbrzuszu i zapragnęłam zrobić coś, na co nigdy do tej pory się nie odważyłam: na powrót ustawić się do Katii przodem, kazać jej szeroko otworzyć usta i – czego nie mogłam inaczej nazwać – nasikać na twarz. A potem dopiero kazać, by wylizała mi… wszystko, co tylko zapragnęłam.
   Podnieconą ową perwersyjną, niewprowadzoną jednakże w czyn myślą, przeżyłam nieziemski orgazm.

   Byłam wykończona. Najchętniej wzięłabym prysznic, wskoczyła do łóżka i, nie dbając o żadne zasady czy konwenanse, zasnęła. Nie namyślając się zbyt długo, uwolniłam Katię z oplatających ją wciąż zwojów i zaprowadziłam do łazienki, gdzie czekały już: gąbka, olejek do kąpieli oraz wygrzane na kaloryferze ręczniki. W ledwie kilka chwil pachnąca karmelizowaną gruszką, spływająca po ciele gorąca piana sprawiła, że poczułam się cudownie. Wspaniale. Bosko. Długo by wymieniać.
   I wówczas spojrzałam na dwie kobiety, odbijające się w lustrzanych drzwiach kabiny prysznicowej. Jedną z nich była wysoka blondynka, lat od paru godzin trzydzieści dziewięć, obdarzona całkiem sporym, lekko opadającym biustem, krągłymi biodrami i niedającym się ukryć bez bielizny modelującej brzuszkiem. Skrzywiona w grymasie całkowitego bezsensu, podkreślanego dodatkowo przez przysłaniającą połowę lica, cokolwiek tandetną maseczkę z wyciętymi otworami, za którymi miast zmrużonych w rozmarzeniu źrenic widniała jedynie bezdenna pustka.
   Druga zaś – sporo niższa, z krótko przystrzyżoną, pomarańczoworudą fryzurką i chudym ciałem o ledwo zaznaczonych kształtach – na pierwszy rzut oka wyglądała jak studentka, obejmująca w dziękczynnym uścisku ulubioną profesorkę. Dopiero uważniejsza obserwacja ujawniała zapadnięte policzki, poszarzałą skórę, a zwłaszcza niestarannie zagojone blizny w dających sporo do myślenia miejscach. Świadczące, że ich posiadaczka miała za sobą znacznie dłuższe i cięższe życie, niż mogłoby się wydawać.
   Obróciłam twarz Katii ku sobie i spojrzałam jej w oczy. Zwierciadełko mówiło prawdę: ona była autentycznie i szczerze szczęśliwa! Pomimo wielokrotnych, poniżających sesji nieprzyzwoicie wyuzdanego seksu, które kupowała za ledwo odłożone ze skromnego budżetu środki. Nie zważając na wszystkie moje zachcianki – chwilami jedynie złośliwe, lecz bywało, że otwarcie urągające ludzkiej godności i mające jedynie sprawdzić odporność na upokorzenie – jakie musiała bez słowa skargi wykonywać. Mimo zadawanych jej wymyślnych, psychicznych oraz fizycznych cierpień…
   A może właśnie dzięki nim Katia czuła się tak dobrze? Dawno temu porzuciłam jakiekolwiek logiczne próby wyjaśnienia całej złożoności relacji pomiędzy władczynią a niewolnicą, domem a subem, Panią i jej Suką… mną a nią?
   Przyklękłam i przytuliłam twarz do znaczonego szeroką szramą brzucha. Złapałam za nadgarstki z wciąż widocznymi od spodu jasnymi prążkami cięć. Przesunęłam wzrok wyżej i zastanowiłam się po raz kolejny, czy niewielkie plamki w zgięciu łokcia były jedynie przypadkowymi znamionami, czy raczej śladami dawnych nakłuć?

   I w tym właśnie momencie coś we mnie pękło. Nagle. Bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia całe moje jestestwo posypało się niczym domek z kart.
    Przez kilka sekund starałam się jeszcze powstrzymywać słone krople, wzbierające gwałtownie w kącikach oczu, lecz nie byłam w stanie. Ni mniej, ni więcej, tylko zaniosłam się płaczem. Teoretycznie profesjonalna, komercyjna domina krztusiła się własnymi, spływającymi spod maski łzami. Przytulając się do uległej, którą tego samego wieczoru zmusiła do… dalece wykraczających poza ogólnie przyjęte normy praktyk seksualnych.
   A niechże to wszystko jawnogrzesznica jasna trafi! Jaka znowu domina? Jaka profesjonalna? Chyba mnie pogździło! Owszem, rządzenie innymi sprawiało mi nieukrywaną przyjemność. Zgadza się, pobierałam za swoje usługi pieniądze i to niemałe, natomiast nie było to moje jedyne, ani nawet najważniejsze źródło utrzymania. Ponadto nawet nie próbowałam zbliżać się poziomem zaangażowania, oddania oraz klasy do prawdziwych, zawodowych Pań – a że poznałam niektóre z nich osobiście, doskonale zdawałam sobie sprawę, kim są i co robią. Poza tym rządzenie rządzeniem, lecz w sprawianiu innym bólu naprawdę nie dostrzegałam niczego satysfakcjonującego.
   Tym bardziej że znacznie dłużej, niż chciałam przyznać, traktowałam uległych zbyt emocjonalnie. Przejmowałam się ich problemami, które chcąc nie chcąc pojawiały się w nawet szczątkowych, ale jednak rozmowach. Niby ich poniżałam i dominowałam, lecz coraz częściej tylko w taki sposób, na jaki sami mieli ochotę, jedynie pozorując zdecydowanie.
   Dlatego powiedziałam sobie: dość! Koniec! Dzisiaj był ostatni raz! Chędożę pieniądze, budowane latami kontakty i pożal się Boże „pozycję” w „środowisku”. Nie będzie już Lady Roxy. Nie i wuj! A jeśli komuś się to nie podoba, niech się ode mnie odstosunkuje i uda pospiesznie na z góry ustalone pozycje!

   Złapałam zdezorientowaną Katię za rękę i zaciągnęłam do pokoju, nie zwracając większej uwagi na ściekającą z nas obu wodę. Posadziłam ją siłą na sofie, która tyle co była świadkową naszych nieprzyzwoitości. Dopiłam duszkiem rozwodnioną resztkę whisky i przykucnęłam naprzeciwko w taki sposób, by nasze spojrzenia znalazły się na tej samej wysokości.
   – Katio, mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia! – przemówiłam niczym matka strofująca dziecko i tak się w sumie czułam. Chyba, bo nie miałam dzieci. – Dziś ostatni raz…
   – Ale co się stało, moja Pani? Może mogłabym jakoś wszystko naprawić? Powiedz tylko, co mam dla ciebie zrobić! – Zaczęła panikować.
   Powolutku, celebrując każdy gest, rozplątałam sznureczki maski, pierwszy raz odsłaniając przed kimkolwiek swą prawdziwą twarz. Teatralnie rozerwałam ją na oczach zszokowanej Katii i jeszcze pretensjonalniej rozrzuciłam strzępy po podłodze.
   – Posłuchaj mniej, Jekaterino Aleksiejewno! Ja – zawahałam się ułamek sekundy, postanawiając jednak pozostać przy drugim imieniu – Roksana Werther, przestaję być twą Panią. Od teraz. A ty nie jesteś i nie będziesz już moją służącą, poddaną, niewolnicą ani tym bardziej Suką. Nie! – Mimo niemych protestów kontynuowałam tyradę. – Już nigdy cię do niczego nie przymuszę i nie będę od ciebie niczego żądała! Za to chciałabym się z tobą nadal spotykać, lecz na równych prawach. Nie jak domina z uległą, lecz kobieta z kobietą. Zrozumiałaś?
   Najwyraźniej nie. Zatrzepotała tylko nerwowo powiekami, otworzyła szeroko usta i gwałtownie odskoczyła. Stała jeszcze przez moment, jakby tocząc nierówny bój z samą sobą, po czym wybiegła do przedpokoju. Zanim zdążyłam zareagować, była już na korytarzu. Bez okularów, sukienki i butów. Jedynie w płaszczu, narzuconym na nagie, wciąż wilgotne ciało. I z wibratorem w…

***

Tekst: (c) Agnessa Novvak
Ilustracja na podstawie zdjęcia od LeatherSeduction, modelka: LadySith

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 13.06.2020. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz