Cierpienia niemłodej Wertherówny, czyli punkt widzenia zależy od punktu służenia (część 2)

Cierpienia niemłodej Wertherówny, czyli punkt widzenia zależy od punktu służenia (część 2)Zapraszam na epizod drugi!

***

ROZDZIAŁ 2/9

*

   – Dzień dobry? – Głos był wyraźnie zaskoczony.
   – Katio, żebym nie musiała ci przypominać, jak masz się do mnie zwracać, dobrze!? – zabrzmiałam bardziej obcesowo, niż miałam zamiar, lecz musiałam szybko przypomnieć uległej, gdzie jej miejsce.
   – Ależ oczywiście, przepraszam! Dzień… dobry wieczór, moja Pani Roksano!
   Powtórka powitania znacznie bardziej mi odpowiadała. Uśmiechnęłam się zarówno z powodu siły własnej perswazji, jak i użytego imienia. Nie tylko dobranego idealnie do postaci, którą wykreowałam, ale – co jeszcze ciekawsze – prawdziwego. Tak bowiem miałam na imię. Drugie. Może i dobrze, bo w połączeniu z nazwiskiem brzmiałabym jak… Roxanne Werther’s Original? Nein, nein… NEIN!
   – Już lepiej. Tylko dlaczego tak bez entuzjazmu? Nie cieszysz się, że dzwonię? Ale nieistotne, porozmawiamy o tym we właściwym czasie. Tak sobie pomyślałam, że ostatnio byłaś wyjątkowo grzeczną i niezwykle posłuszną dziewczynką – kusiłam. – W zamian chciałam przygotować coś specjalnego tylko dla ciebie i…
   – Dziękuję! Jesteś, Pani, taka dobra dla mnie…
   – Katia, czy ty się nie zapominasz? Nie przerywaj swojej Pani, bo zamiast na nagrodę zasłużysz na karę! Bardzo, ale to baaardzo nieprzyjemną. Zrozumiałaś, Suczko?
   – Tak. Błagam o wybaczenie! Będę już posłuszna! – Wyczułam przestrach.
   – Tym bardziej zastanów się nad odpowiedzią, bo drugi raz nie będę tak hojna – zaczęłam powoli, badając grunt. – Masz przyjechać do mnie w ciągu godziny i być dyspozycyjna calutką noc. Do samego rana, jeśli tylko zechcę. Spotkamy się we dwie: tylko ty i ja. Razem. O – zerknęłam za zegarek – równo dwudziestej taksówka podjedzie na ten parking, co zwykle. Oczywiście już zapłacona.
   – Ja… dziękuję za wszystko, ale nie mam tyle… nie stać mnie na to. Poza tym dzisiaj muszę się zająć… – zamilkła, wyraźnie nie chcąc powiedzieć zbyt wiele.
   – Uspokój się wreszcie i nie nadużywaj mojej dobroci! – podniosłam głos. – O pieniądze nie musisz się martwić. I nie kontynuuj już tego tematu, bo rozzłościsz mnie jeszcze bardziej! Zamiast tego przygotuj się odpowiednio: weź kąpiel w tym różanym płynie, co ostatnio. Podoba mi się, gdy pachniesz tak słodziutko – wyliczałam stanowczym, choć wciąż możliwie spokojnym głosem. – Załóż czerwoną sukienkę bez ramiączek. I bez majteczek. Nie muszę chyba mówić, że sprawdzę cię już na samym początku, prawda?
   – Pani, jesteś taka dobra! Ukarz mnie, jak tylko chcesz! Wiem, że zawiniłam, ale nie dam rady! Przepraszam! – Zaczęła otwarcie panikować, niemal pokrzykując do słuchawki.
   Tak emocjonalnej reakcji nie przewidziałam i musiałam się szybko zastanowić, co dalej. Mogłam oczywiście jeszcze mocniej dokręcić śrubę i zagrozić nawet zerwaniem układu, gdyby nie wykonała polecenia. Założyłam jednak, że niewiele by to pomogło.
   Prosić nie tylko nie chciałam, lecz przede wszystkim nie mogłam. Miałam rozłączyć się bez słowa? A co by to zmieniło? Ją najpewniej dopadłaby histeria, mnie zaś ostre wku… poirytowanie, połączone z chęcią wyrzucenie z siebie zdecydowanie niegodnych damy inwektyw, co nie posłużyłoby żadnej z nas. Postanowiłam więc uciec się do fortelu, czy raczej kilku: wpierw dodatkowo jej dopiec, później wzbudzić poczucie winy, a na koniec użyć argumentu, o którym wiedziałam, że mu się nie oprze. Nazbyt bowiem dobrze poznałam ją i jej skłonności. Fetysze. Perwersje.
   – Dość! Dosyć, powiedziałam! Może jednak nie jesteś tak oddana, by zasłużyć na moje względy? Myślałam, że bardziej ci zależy. Cóż, najwyraźniej się myliłam! I to nie pierwszy raz – powoli zmieniałam ton z agresywnego na czuły, wręcz płaczliwy. – Musisz wiedzieć, że dziś jest dla mnie szczególny dzień i chciałam spędzić go tylko z tobą! Tak się starałam, by sprawić ci przyjemność i przygotowałam coś naprawdę wyjątkowego! Katio, Suniu moja najdroższa, specjalnie dla ciebie – ściszyłam głos do szeptu i powolutku wycedziłam każde słowo – nie podmywałam się od wczoraj. A może nawet wcześniej. Chciałabyś sama sprawdzić i się przekonać?
   Usłyszałam w słuchawce ciężki, nerwowy oddech, przerywany pojękiwaniami. Wygrałam starcie jednogłośnie, choć przeciwniczka nawet jeszcze tego nie podejrzewała. Teraz tylko musiałam wyprowadzić finalny cios. Nie czekając na odpowiedź, rzuciłam w słuchawkę:
   – Pamiętaj, że zostały ci tylko trzy kwadranse do wyjazdu. A jeśli się spóźnisz, albo co gorsza nie przyjedziesz, zapomnij o mnie. Bo ja na pewno sobie nie przypomnę o twoim istnieniu.

   Rozłączyłam się i z miejsca wybrałam drugi numer. Zamówiłam dwie taksówki: jedną po Katię, a drugą dla siebie, i dopiero wówczas zastanowiłam się nad istotą blefu. Oczywiście mogłam obrócić obietnicę w dowcip lub w ogóle z niczego się nie tłumaczyć, lecz chciałam być uczciwa wobec obu stron. Wsunęłam palce w spodnie, po czym przytknęłam je do nosa. Byłam spocona. Bardzo. I bardzo dobrze! Jakby tego było mało, skorzystałam z toalety, podtarłam się majtkami z poprzedniego dnia i z ledwo opanowaną odrazą założyłam je na siebie.
   Po ledwie paru minutach jazdy wysiadłam pod nowoczesnym punktowcem. Wbiegłam na ostatnie piętro i możliwie cicho poprzekręcałam klucze w kolejnych zamkach. Już wewnątrz wpisałam sobie tylko znany kod alarmowy i szybko przejrzałam zdjęcia z zainstalowanej bez czyjejkolwiek zgody fotopułapki, lecz poza biurwami z wynajmowanej naprzeciwko kancelarii nie zauważyłam nikogo podejrzanego. Zapaliłam korzenne kadzidełko w jednym z pokoi, gdzie pośród spiralek aromatycznego dymu zaczęłam przeglądać bogatą zawartość szafy. Podziwiałam wszelkiej maści floggery i palcaty, uprzęże, kajdanki oraz sznury, plugi, dilda i strapony, że o wibratorach nie wspomnę… czyli nic, co byłoby mi dzisiaj potrzebne. Owszem, miałam ochotę na coś ostrzejszego, niemniej z zachowaniem odpowiedniej dozy delikatności. Wyciągnęłam jedynie kilka rolek miękkiej, lecz mocnej szarfy i spryskałam je kwiatowymi perfumami.
   Nie zdejmując wysokich kozaków przysiadłam na sporej, stylowej sofce i wysłałam wiadomość: „Drzwi sa otwarte wejdz i zamknij za soba”. Założyłam przysłaniającą oczy maseczkę karnawałową, wyjątkowo starannie związując tasiemkę pod koczkiem, w który spięłam długie, falujące włosy. Niby wszyscy zainteresowani dobrze znali adres, co uważniejsi zapewne zauważyli także tatuaże, skryte we wcale nieoczywistych miejscach, lecz nikt nie musiał mnie od razu rozpoznać w kolejce po kartofle. Na czele z Katią.
   Miałam jeszcze przynajmniej piętnaście minut, więc postanowiłam spożytkować je odpowiednio do sytuacji: położyłam dłoń na majteczkach i zaczęłam się przez nie masować. Powoli, leciutko, bardziej by dodatkowo nasączyć schodzony materiał intensywną wilgocią, niż naprawdę się pobudzić. No, może troszkę… Pomyślałam o spieszącej ku mnie służącej. Poddanej. Najwierniejszej z wiernych Suczce. Suni. Suce. Tylko czy naprawdę musiałam wciągać ją w tak osobiste problemy? A jeżeli spotkanie nie tylko nie przyniesie mi spodziewanej ulgi, lecz wręcz zniszczy naszą relację? Jeśli Katia odejdzie ode mnie lub – co stawało się coraz bardziej prawdopodobne – to ja brutalnie ją odrzucę? Kto mi wówczas pozostanie?

***

Tekst: (c) Agnessa Novvak
Ilustracja na podstawie zdjęcia od LeatherSeduction, modelka: LadySith

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 13.06.2020. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz