Magiczne kłamstwa 2

I znowu zapadła niezręczna cisza, która trwała tak przez 10 minut. Wyczekiwałam aż przystojny chłopak, z którym będę chodzić do tej samej szkoły, a nawet do tej samej klasy wejdzie do gabinetu. Nadal nie mogłam uwierzyć, że będzie mnie odprowadzać po szkole. Na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze. W brzuchu czułam jakby mrowienie, którego nigdy jeszcze nie czułam. Stres skręcał mi żołądek. Popatrzyłam się na zegarek leżący na biurku. Była 10. 44. Za minutę skończy się lekcja. W gardle czułam wielką gulę, której nie mogłam się za wszelką cenę pozbyć. Starałam się opanować zdenerwowanie. Z trudem tłumiłam myśli przywołujące mnie o nerwowe drżenie rąk, które trudno było uspokoić.  
10. 45 – dzwonek ogłaszający przerwę zadzwonił. Usłyszałam trzask otwieranych i zamykanych drzwi, z których z krzykiem wyłaniali się uczniowie. Wzdrygnęłam się jak usłyszałam pukanie do drzwi gabinetu pani dyrektor Koch, w którym siedziałam wyczekując Jack.  
- Dzień dobry, ponownie. – powiedział z entuzjazmem Jack wchodząc do pomieszczenia.  
- Właśnie na ciebie czekałyśmy. – Odpowiedziała zadowolona dyrektorka. – Dziękuje, żeś się zgodził oprowadzić Lucy. Jest tutaj nowa i chciałabym, żeby czuła się w tej szkole jak u siebie w domu.  
W duchu ironicznie zaczęłam się śmiać. Przecież nawet w domu nie czułam się normalnie. Nigdzie się nie zadomowiłam i oswoiłam. Więc na pewno tutaj tym bardziej to się nie zmieni.  
- Cześć Lucy. – Zwrócił się do mnie Jack. – Jestem Jack jak już pewnie zdążyłaś się dowiedzieć. – Jego nonszalancki uśmiech wprawił mnie znowu o mrowienie w żołądku.  
- Tak. – Tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić. Jejku, jaką jestem idiotką. Pewnie sobie pomyślał, że jestem głupia i tylko "tak” umiem mówić.  
- To co? – Wtrąciła się dyrektorka. – Idźcie już. Macie dużo czasu na zwiedzenie szkoły. Nie martwcie się zwolnię was z lekcji. – Powiedziała i gestem grzecznie wyprosiła nas z pokoju.  
Już staliśmy na korytarzu cały czas się w siebie wpatrując. Nie mogłam odwrócić od niego wzroku. Miał w sobie coś niezwykłego, a jego wzrok wodził mną jak marionetką. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam otworzyć ust.  
- No to zaczynamy. – Przerwał ciszę Jack. – Jak już pewnie wiesz to będziemy chodzić razem do klasy, prawda?
- Tak, dyrektorka mnie poinformowała.  
I na tym skończyła się nasza rozmowa. Niezręczna cisza znowu nas opętała, ale nie na długo, ponieważ do nas szybkim krokiem zbliżył się jakiś chłopak.  
- Jack! – Przywitał się chłopak. – Co? Już znalazłeś sobie nową dziewczynę? – poczułam jak się rumienię. Kolega Jacka cały patrzył się na mnie z zachwytem czekając na odpowiedź.  
- Właściwie to tak. – Skwitował Jack. Jego odpowiedź mnie zdziwiła, tak jak to, że złapał mnie za rękę w romantycznym geście. Popatrzyłam się na niego zdziwiona, ale nie wyrwałam ręki. Nawet mnie to ucieszyło.  
- No w końcu! – Poklepał Jacka po ramieniu. – Wiedziałem, że stać cię na kogoś lepszego niż Rose.  
- Tak trzymaj! – Poklepał go jeszcze raz po ramieniu jeszcze mocniej niż wcześniej. – No, w końcu sobie wybrał ładną laskę. – Teraz zwrócił się do mnie i wyszczerzył swoje białe zęby. Znowu się zarumieniłam, bo jeszcze nikt nie nawał mnie "laska” (no oprócz mojego głupiego kolegi z 6 klasy podstawówki, który mówił tak do każdej). Ja już idę, bo się spóźnię na trening.  
Chłopak podążył do wielkich frontowych drzwi szkoły. Ja cały czas nie mogłam zrozumieć co się przed chwilą zdarzyło. Jack nadal trzymał mnie za rękę nic nie mówiąc. Odwróciłam się do niego i nasze oczy się spotkały. Patrzyłam się na niego zdziwionym wzrokiem. Wyglądał bosko. Jego błyszczące oczy wyrażały więcej niż tysiąc słów.  
Czy ja mu się podobam? Dlaczego powiedział, że jesteśmy parą? Czy to coś miało sugerować?  
Przecież znaliśmy się zaledwie pół godziny. Przecież nasz związek nie miałby sensu. Nie nadążałam za tokiem rozumowania chłopaków. Wiedziałam tylko, że mają oni kompletnie inne poglądy na temat związków. Dobra, był bardzo nieziemsko przystojny, ale to nie oznacza, że miałabym się z nim spotykać. Przecież ja chłopaka nie znam! Wiem tylko tyle, że ma na imię Jack i że będę z nim chodzić do klasy, tyle.  
- Przepraszam cię za niego. – Przerwał ciszę Jack. Jakoś mi nie zależało na jego przeprosinach. Bardziej zależało mi na tym, żeby wytłumaczył mi całe to zajście. – To był Sam. – Dodał po chwili.  
- Dziękuję, że mnie przepraszasz, ale bardziej bym wolała się dowiedzieć, co do cholery się tu zdarzyło. – Powiedziałam lekko zdenerwowana. W myślach modliłam się, żeby nie uznał mnie za jakąś dziwaczkę, która z byle kłopotu robi aferę na skalę światową.  
- Wiesz… - zmieszał się Jack. – Przepraszam cię, nie uznaj mnie za jakiegoś głupka, ale nie znasz Sama. To jest mój najlepszy przyjaciel, który nigdy nie wie co powiedzieć.  
- Ale to nie tłumaczy, czemu nazwałeś nas p a r ą. – Ostatnie słowo wypowiedziałam sarkastycznie.  
- Miesiąc temu zerwałem z Rose. Nie będę ci tutaj opowiadać całej tej historii, bo i tak nie zrozumiesz. Sam od tamtego czasu na siłę szukał mi dziewczyny, gdyż według niego byłem nieszczęśliwie samotny. Oczywiście się mylił. – Na chwilę zamilkł. Widać było, że głupio mu z powodu całego tego zajścia, więc chciałam go wesprzeć. Dotknęłam jego przedramienia w geście wsparcia i serdecznie się uśmiechnęłam.  
- Spoko. Czyli Sam chciał usłyszeć, że jesteśmy parą, tak?
- Coś w tym stylu. Nie gniewaj się, że tak powiedziałem. Po prostu chciałem, żeby się odczepił – potrafi nieźle wkurzyć.  
- Rozumiem cię. Chyba. – Dodałam, mimo, że nie miałam takiego zamiaru. Słowa same mi się pchały na język. – Czyli będziemy udawać?
- Jeżeli nie chcesz … - zarumienił się Jack. Nie wiedziałam jak zareagować.  
- Wiesz, na razie możemy udawać, ale kiedyś trzeba będzie powiedzieć prawdę.  
- W pełni się z tobą zgadzam. Ale na razie może to zostać naszą słodką tajemnicą?  
- Oczywiście. – powiedziałam, zamykając sobie usta i wyrzucając kluczyk za siebie. Zauważyłam, że Jack się uśmiecha. Objął mnie ramieniem i powiedział:
- Jestem twoim dłużnikiem Lucy. Może zacznę cię w końcu oprowadzać?
- Właśnie. Przydało by się.  
Poszliśmy przed siebie. Jack cały czas trajkotał jak to ich szkoła nie jest, że zwyciężają we wszystkich meczach. Chwalił się, że mają najlepszą kadrę, że nauczyciele są lajtowi. Przez cały jego wywód potakiwałam, nawet nie wiedząc o czy mówi. Myślami nadal o tym zajściu sprzed 10 minut. Z niewiadomych mi przyczyn jego oczy tak mną hipnotyzowały, że nie wiedzieć czemu zgodziłam się na to, żebyśmy przez jakiś czas udawali parę. Nawet nie umiałam sobie wyobrazić jak długo ten teatrzyk się będzie ciągnąć. Nigdy nie musiałam udawać czyjejś dziewczyny. To było dziwne, lecz kuszące.  
A jeśli się nie uda? Co wtedy, kiedy wszyscy będą nas wytykali palcami, bo jak małe dzieci udawaliśmy, że jesteśmy w związku? Pokręciłam głową, co zauważył Jack i przerwał opowiadanie.  
- Lucy. – Zmartwił się Jack. – Wszystko w porządku?
- Tak, tak. – Odpowiedziałam szybko. Miałam nadzieje, że nie zauważy, że borykam się sama ze sobą. Myślałam, że jest zbyt zajęty opowieścią o tej niby wspaniałej szkole, żeby zobaczyć co się ze mną działo.  
Na szczęście nie przejął się zbyt moim zachowaniem i po krótkiej przerwie wznowił swój monolog. Teraz sama do siebie się uśmiechnęłam. Nie chciałam nikomu wyjaśniać tego, że boję się udawać czyjejś dziewczyny. Cieszyło mnie też to, że to liceum wydawało się przyjemne, a wręcz doskonałe. Było pięknie wyremontowane, co dodawało mu uroku. Każda klasa była bardzo dobrze wyposażona w tablice multimedialną, telewizor, rzutnik i komputer. Zauważyłam też, że nauczyciele są dosyć młodzi. Z jednej strony było to praktyczne. W podstawówce miałam chyba wieczną panią od angielskiego. Uczyła chyba wszystkich, nawet moją mamę (a to było w 1990 roku) i już wtedy mówiła, że przejdzie za rok na emeryturę. Strasznie jej nie lubiłam, tak jak ona mnie. Przez nią znienawidziłam język angielski i oczywiście nigdy mi nie postawiła nawet jednej piątki.  
Zmrużyłam oczy i postarałam się zapomnieć o antypatycznych przeżyciach z przeszłości. Teraz chciałam jedynie, byle tylko ten dzień się skończył. Nie przepadałam za pierwszymi dniami w nowej szkole. Mimo, że przywykłam do częstego zmieniania szkoły, nie lubiłam być główną atrakcją dnia. Przynajmniej aktualnie przyszedł mi jedynie zaszczyt bycia dziewczyną bardzo przystojnego chłopaka o blond włosach i niebieskich oczach. Sprawiał wrażenie wręcz idealnie zbudowanego, wysportowanego i oczywiście wysokiego siedemnastolatka. Myślałam, że to ostatnie dzisiejsze dziwne zajście.  
Niestety jak na zawołanie przyszła mi z odpowiedzią fala kolejnych kłopotów. Może nie wielka fala, ale taka malutka, a dokładniej średniego wzrostu szczupłej dziewczynie o pięknych długich i zgrabnych nogach jak u modelki. Włosy miała ciemno orzechowe, spadające kaskadą na jej mocno zarysowane kości policzkowe, na końcu lekko kręcone. Wyglądała niesamowicie. Kiedy zorientowałam się, że idzie w naszą stronę i wbija we mnie wzrok, było już za późno żeby cokolwiek zrobić. Żeby móc gdzieś skręcić, czy usunąć się z drogi.

diaria1709

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1757 słów i 9786 znaków.

4 komentarze

 
  • moosiek150

    Boże no kocham Twoje opowiadanie c; Heh i jesteś sto razy lepsza w pisaniu niż ja zazdroszczę *-*

    9 maj 2013

  • Ola

    SUPER! ^.^

    4 maj 2013

  • Kath

    Dalejj

    3 maj 2013

  • Czarna

    Kiedy następna część?????????????????????????????????????????????

    3 maj 2013