Magiczne kłamstwa 7

O czym on w ogóle mówił?
-Tak, tak. – powiedziałam, myślami nadal błądząc daleko od rzeczywistości.  
- Ty mnie w ogóle nie słuchasz.  
- Słucham. – przewróciłam oczami i nonszalancko wzruszyłam jednym ramieniem (znaczy chciałam, żeby to tak wyglądało, ale nie jestem pewna czy mi to wyszło). – Zamyśliłam się. – próbowałam sobie przypomnieć, chociaż mały urywek tego co Sam chciał mi przekazać, ale w głowie miałam pustkę. – Możesz jeszcze raz powtórzyć?  
Czułam, że się uśmiecham, choć było to sztywne i wymuszone, jak dawno zapomniana czynność.  
- Dobrze. – westchnął od niechcenia. – Chodzi o Rose. Co ty jej wtedy zrobiłaś?
Wzdrygnęłam się. Przed oczami stanął mi obraz Rose lądującej na ziemi z wielkim impetem przez moje głupie rozchwianie emocjonalne.  
- Użyłaś mocy, tak? – dopytywał ze zniecierpliwieniem.  
- Może… - zaczęłam się głupio tłumaczyć. Nie wiem czemu, ale miałam dziwne wrażenie, że Sam czyta mi w myślach. Albo po prostu odpowiedź była aż tak oczywista.  
- Lucy! Nie możesz używać magii kiedy tylko ci się podoba. – Naskoczył na mnie. Nie spodziewałam się tego. W jego oczach dostrzegłam iskierkę gniewu, która cały czas nie gasła.  
Coś wewnątrz mnie znowu się gotowało. Sam zaczął mnie powoli denerwować. Uderzył we mnie mocny powiew gniewu i nie wytrzymałam. Wybuchłam.  
- Nie będziesz mi rozkazywać! – wykrzyknęłam.  
Mocno zacisnęłam oczy i za nic nie chciałam ich otwierać. Dobiegł mnie jakiś ochrypły głos. Zanim się spostrzegłam, Sam zaczął się krztusić. Najwyraźniej to kolejny raz z mojej winy. Przecież ja nie chciałam krzywdzić ludzi. To nie ja robiłam. Ja nie byłam do tego zdolna. Nie widziałam co się ze mną dzieje. Siedziałam sztywno i oglądałam obcymi oczami, jak z Sama uciekają ostatnie cząsteczki życia. Z każdym kaszlnięciem Sam stawał się coraz bledszy i bezsilny. Po chwili z jego ust zaczęła tryskać krew. Cały czas jej przybywało i chłopak nie nadążał już za jej wypluwaniem. Zaczął się dusić. Widok był tak przerażający, tak straszny, a ja nic nie zrobiłam.  
- Lu … - złapał się za gardło i z trudem zdołał cokolwiek z siebie wyjąknął. Złapał łapczywie kilka krótkich haustów powietrza.  
Teraz w jego oczach malowało się przerażenie i ból. Przez chwilę przypominał mi Maggie, która we śnie zabiła osoba tak do mnie podobna, że nadal się zastanawiałam czy to nie byłam przypadkiem ja.  
Pierwsza łza wymknęłam mi się spod powieki, a za nią kolejne i kolejne. Jestem potworem, wmawiałam sobie, jestem bombą, która nie wiadomo kiedy wybuchnie.  
- Lucy – ochrypły głos wydarł się z jego gardła – spróbuj to opanować. Wierzę w ciebie.  
Jego słowa jakby odbiły się od wielkiej, grubej marmurowej ściany. Lekko zabrzęczały mi w uszach, ale nie zrozumiałam ich. Były jakby w innych języku, którego kompletnie nie pojmowałam. Dopiero po dłuższej chwili wszystko stało się jasne. Mocno otworzyłam oczy. Jego oczy były jakby za mgłą, ale nadal wyrażały wielkie cierpienie. Powoli zamykały mi się oczy. Chciałam jakoś z tym walczyć, ale przegrałam. Zemdlałam.  

Energicznie podniosłam się roztrzęsiona. Oddech miałam nierówny. Rozejrzałam się wokół siebie. Czy to było możliwe? W jednej chwili z parku przed szkołą, przeniosłam się do własnego pokoju! Siedziałam na swoim łóżku. Nadal nie dowierzałam co się stało. Odgarnęłam włosy z twarzy i chwiejnym krokiem wstałam z łoża.  
Muszę sobie wszystko jeszcze raz przemyśleć.  
Podsumowując wszystko co mi się przytrafiło oświadczam, że już nigdy nie będę tą zwykłą dziewczyną sprzed tygodni. Już nigdy nie będę normalna. Cały czas w środku miałam nadzieje, że to koszmar, a nie rzeczywistość. Nie chciałam takiego życia dla siebie, a zwłaszcza dla innych. Przeze mnie moi najbliżsi cierpieli.  
Od natłoku wrażeń powtórnie zaczęła mnie boleć głowa i zbierało mi się na wymioty. Nie, nie mogłam zwymiotować. Sytuacja była tak napięta, że nie poczułam, że strasznie jestem głodna. Teraz niestety były ważniejsze rzeczy niż jedzenie.  
Po pierwsze muszę zadzwonić do Maggie, ponieważ napisała dzisiaj do mnie SMS-a. Od tamtego czasu mam dziwne przeczucie, że coś złego jej się przytrafiło. Po drugie zrozumienie, co wywołuje u mnie te dziwne przypływy gniewu, podlegało pod największą konieczność. Na razie postaram się przestać używać mocy. Mam nadzieję, że Sam będzie wiedzieć coś więcej o tych dziwnych stanach. No i teraz właśnie pojawiła się trzecia sprawa, która też jest szalenie ważna. Tak jak zraniłam Maggie w śnie, teraz zadawałam ból Samowi. Na szczęście Maggie nie ucierpiała (na razie to mam tylko taką nadzieję), ponieważ był to tylko sen, a Sam odczuwał prawdziwe cierpienie.  
Dobra, uspokój się Lucy, mówiłam sama do siebie. Czasem to pomaga. Wtedy lepiej się skupić.  
Szybko chwyciłam za telefon i wykręciłam numer Maggie. Teraz odebrała znacznie szybciej niż wcześniej. Nie wysłuchałam jej głupiej piosenki na czekanie, a już przywitał mnie jej głos.  
- Lu! – usłyszałam jej paniczny zapłakany jęk. Znowu coś chwyciło mnie za serce i trzymało w kamiennym uścisku, ani myśląc o rozluźnieniu chwytu.  
Nie miałam siły nic z siebie wykrztusić. Ręce zaczęły mi się trząść tak mocno, że z trudem nadal trzymałam telefon.  
Nic ci nie jest!? – w końcu odzyskałam głos.  
Teraz jeszcze bardziej się bałam. Nie miałam pojęcia co się stało. W żołądku wszystko mnie skręcało. Opadłam bezwładnie na łóżko jak lalka.  
- Co się stało? – ponowiłam pytanie.  
Głos strasznie mi się łamał. W gardle miałam wielką gulę, której nie mogłam się pozbyć.  
Nadal nie dostałam odpowiedzi. Cały czas słyszałam jedynie histeryczny płacz mojej przyjaciółki i jej niemiarowy oddech.  
Włosy stanęły mi dęba, kiedy Maggie zaczęła się jąkać z trudem próbując wyjaśnić co się stało.  
- Moi… - zaczęła. – Moi rodzice. – przerwała pociągając nosem. – Oni… - znowu przerwał jej płacz.  
Wiedziałam co chciała powiedzieć, ale nie dopuszczałam tej myśli do siebie. Chciałam jej jakoś dodać otuchy ale nie wiedziałam jak. Pocieszyć ale w stylu "wszystko będzie dobrze” nic nie rozwiąże.  
Maggie wzięła głęboki wdech, czułam, że jest gotowa zmierzyć się z prawdą i mi ją obwieścić.  
- Oni nie żyją. – wyrzuciła z siebie.  
Kiedy to usłyszałam cała się wyprostowałam. Wiedziałam, że to chciała powiedzieć, ale nie chciałam o tym myśleć. Nie wierzyłam w to co usłyszałam. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Ciało odmówiło mi posłuszeństwa.  
Siedziałam dłuższą chwile nieruchomo, przysłuchując się płaczącej Maggie. Nie chciałam jej mówić "wszystko będzie dobrze”, bo wiedziałam, że tak nie będzie.

diaria1709

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1293 słów i 6988 znaków.

3 komentarze

 
  • Ola

    Dawaj następną część!!!

    11 maj 2013

  • lollolo

    Czekam na nastepne :)

    9 maj 2013

  • anonim

    Takie troche dziwne.. Ale jest ok ;)

    8 maj 2013