Magiczne kłamstwa 10

Uśmiechnęłam się do niego sztywno i znowu zamknęłam oczy. Próbowałam się uspokoić i co teraz było dosyć ważne nie rozpłakać się. Teraz to było tak trudne, jak pogodzenie się z odejściem najbliższych. Zaczęłam szybko mrugać, by powstrzymać łzy. Udało się.  
Nie mogłam się załamywać. Musiałam trzeźwo myśleć. Nie mogłam się poddać. Nie teraz. Wstałam i zeszłam na dół. Dopiero teraz zauważyłam, że znowu znajdowałam się w swoim pokoju. Po zemdleniu nadal bolała mnie głowa i przewracało się w żołądku. Złapałam się za brzuch, w którym strasznie głośno burczało. Niepewnym ruchem ruszyłam w stronę kuchni. Na szczęście nadal nie było zwłok. Wzdrygnęłam się na samą myśl o nich. Najdziwniejsze było to, że po prostu w mgnieniu oka się rozpłynęli. Nie umiałam tego zrozumieć, ale też nie chciałam. Po prostu chciałam zapomnieć, ale się nie dało. Wyjęłam z lodówki jogurt, usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść.  
Wszechogarniająca mnie cisza zaczynała nie denerwować. Czułam, jakby mnie już bolała w uszach.  
- A to dopiero początek. – powiedziałam sama do siebie.  
Teraz tylko to mi pozostało. Teraz już nie mam do kogo się odezwać w domu. Zostało mi mówienie samej do siebie.  
Szybko zjadłam jogurt i pobiegłam do swojego pokoju. Przechodząc koło pustych pokoi mamy i Matta, poczułam straszną pustkę w sercu, której nikt nie mógł zapełnić. Zamknęłam drzwi do ich pokoji, a wkroczyłam niepewnie do własnego.  
Podeszłam do komody. Wzięłam do ręki zdjęcie rodziców, które tam stało. Pogładziłam je. Poczułam, że jedna łza spadła mi na ramkę. Odłożyłam je delikatnie. Teraz stałam na samym środku pokoju. Cały był przepełniony zdjęciami rodzinnymi, które teraz były tylko wspomnieniem. Nie mogłam tu dłużej się znajdować. To już nie jest mój pokój. To już nie jest mój dom. Nic już nie należy do mnie. Wzięłam pod pachy pościel, laptopa i jeden zeszyt, i ponownie zeszłam na dół. To wszystko położyłam w salonie. Nie mogłam już spać na górze. Po prostu nie mogłam. Usiadłam na wygodnym fotelu, otuliłam się miękkim muślinowym kocem, który tak bardzo pachniał mamą. Jej perfumy. Zamknęłam oczy i próbowałam sobie przypomnieć piękne chwile dzieciństwa.  
Mama zawsze zadowolona przychodziła z pracy i gotowała pyszny obiad, który wszyscy razem jedliśmy. Później zawsze się z nami bawiła. Nie mogłam zapomnieć ile razy mnie przytulała, kiedy miałam złe dni. Zawsze mnie pocieszała i wiedziała jak to robić. Wierzyła we mnie każdego dnia mojego życia i nigdy nie zwątpiła. A teraz po prostu jej nie ma. Odeszła, razem z Mattem, nie zostawiając po sobie ani śladu. Zacisnęłam mocno zęby, żeby nie zacząć po raz kolejny płakać. Wzięłam do ręki zeszyt i długopis, i zaczęłam pisać. Pamiętam, że mama kupiła mi pamiętnik i mówiła "Zawsze do niego wracaj, kiedy będzie ci smutno. ” Miała rację. Zawsze, kiedy było mi źle pisałam w nim. Tak było i tym razem.  
14 września
Drogi Pamiętniku!
Przychodzi taka chwila w życiu, w której nie chcesz być jak otaczający cię ludzie. Nie chcesz być jak nikt z twojej rodziny. Nie chcesz być tym kim jesteś. Chcesz uciec. Chcesz uciec jak najdalej. Nagle coś się dzieje, coś zmienia. Wiesz, że coś się zmieni. Już się zmieniło. Od tej pory nic już nie będzie takie samo. Już nigdy. Wiesz o tym.  
Każda droga w pewnym miejscu się rozwidla. Wybieramy różne drogi, myśląc, że kiedyś się spotkamy. Widzisz, jak ktoś coraz bardziej się oddala. To nic. Jesteśmy dla siebie stworzeni. W końcu się spotkamy. Ale jedyne co się zdarza, to że nadchodzi zima.  
Nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że to już koniec. Naprawdę.  
Próbujesz sobie przypomnieć, jak się wszystko zaczęło. A zaczęło się wcześniej niż się wydaje. O wiele wcześniej. Wtedy zaczynasz rozumieć, że nic nie dzieje się dwa razy. Już nigdy nie poczujesz się tak samo.  

Odłożyłam zeszyt i znowu się rozpłakałam. Teraz już nie mogłam tego powstrzymać. Oparłam głowę o oparcie i pozwoliłam łzą płynąć.  
Nie pamiętam kiedy zasnęłam. Byłam po prostu wykończona. Usnęłam z braku sił. Kiedy się obudziłam poczułam dziwną ulgę. Nie myślałam już mamie, ani o Mattcie. Po prostu czułam się dobrze. Głowa mnie już nie bolała.  
Popatrzyłam na zegarek. Była dopiero piąta po południu. Nie wiedziałam co zrobić z resztą tego dnia. Na pewno nie chciałam teraz być sama. To była ostatnia rzecz, na którą miałam dzisiaj ochotę. Ale też nie chciałam się udzielać towarzysko. Postanowiłam po prostu posiedzieć sobie na wygodnym fotelu.  
Mam moc – przypomniało mi się.  
Muszę zacząć uczyć się jej używać. Nie chciałam dzwonić do Sama, ale to była jedyna osoba, która mogła mi pomóc. Nie. Jutro. Jutro wszystko zacznę od nowa. Teraz nie mam na nic sił. Po prostu musiałam odpocząć i nie myśleć o niczym. Odpłynąć gdzieś daleko, nie przejmować się całym otaczającym mnie światem. Po prostu się odprężyć.  
Poszłam znowu do kuchni. Poszperałam w kilku półkach za chipsami i colą. Na szczęście mama zawsze robiła zapasy niezdrowego jedzenia, na wypadek, gdyby przyszli niespodziewani goście. Ze znalezieniem ich nie miałam żadnego problemu. Były tam gdzie zawsze. W półce nad mikrofalówką. Jak byliśmy mali z Mattem, wszędzie gdzie się przeprowadzaliśmy, takie pyszności były bardzo wysoko. Wspominając to teraz uśmiechnęłam się sama do siebie. Będąc dzieckiem nawet droga z jednego pokoju do drugiego, wydaje się taka wielka i cieszymy się, myślimy, że jesteśmy bohaterami, bo przezwyciężyliśmy naszą największą przeszkodę – próg. A teraz? To dla nas Pikuś. Teraz to nie lada wysiłek przejść kilka kroków, czy dosięgnąć coś z najwyższej półki.  
Usadowiłam się ponownie na fotelu, włączyłam telewizję. Między zajadaniem chipsów paprykowych brałam wielkie łyki coca-coli. Właśnie w telewizji leciały wiadomości.  

Wczorajszego wieczoru doszło do morderstwa kilku rodzin. Wiele z nich miało poważne obrażenia, lecz żadnego ciała nie znaleziono na miejscu zdarzeń. Przed chwilą pytaliśmy świadków co się tak naprawdę stało. Timmy, możesz coś nam powiedzieć?  

Prezenterka zwróciła się do jakiegoś chłopaka. Wyglądał na bardzo przerażonego. Oczy miał podkrążone i cały się trząsł. Za nimi zauważyłam wysoki budynek, a przed nim dużo policyjnych radiowozów. Pogłośniłam, żeby lepiej słyszeć.  

"Owszem. Znalazłem mojego brata wczoraj wieczorem całego zakrwawionego na podłodze w salonie. Jak policja przyjechała, ciała już nie było. Nie wiem co to mogło być. ” Dziękujemy ci Timmy. Jak słyszeliście. Chłopak doznał wielkiego szoku i nie jesteśmy pewni czy to nie były halucynacje. Na razie nasza załoga próbuje rozwiązać tą zagadkę. Więcej informacji już o 23. Dziękuję i do widzenia. Mówiła Margaret Rivera.  

Trochę się przeraziłam. Coraz bardziej nurtowało mnie to, że ciała zamordowanych zniknęły. Ciekawe kto mógł stać za tymi strasznymi czynami. W sumie to nie chciałam się dowiadywać. Bałam się, że jeszcze bardziej strach mnie sparaliżuję. Podskoczyłam w miejscu. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałam, okryłam się kocem i poszłam otworzyć drzwi.  
- Lucy! – usłyszałam czyjś zatroskany głos, ale nie zdążyłam zobaczyć kto to, ponieważ dziewczyna rzuciła mi się w ramiona i mocno do siebie przytuliła. – Tak się o ciebie martwiłam!

diaria1709

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1437 słów i 7684 znaków.

4 komentarze

 
  • ja

    Świetne!!

    21 maj 2013

  • M

    Nie wiem czemu jest taka słaba ocena, co prawda opowiadanie odbiegło od wątku miłosnego ale moim zdaniem to lepiej no i ta moc... super.

    20 maj 2013

  • Ada

    Super :D

    19 maj 2013

  • Czarna

    Jeszczeeee!

    19 maj 2013