Magiczne kłamstwa 6

Otworzyłam szerzej oczy. Coś musiało się stać, ale nie wiedziałam na co muszę się przygotować. Z Maggie nie miałam już od dobrego roku kontaktu przez moją przeprowadzkę, ale nadal była moją najlepszą przyjaciółką. Tylko jej w stu procentach mogłam zaufać. To ona zawsze mnie wspierała, dodawała otuchy…  
- Przepraszam was – zaczęłam. – ale muszę was opuścić.  
Odsunęłam krzesło i wyszłam, nadal kurczowo trzymając komórkę w ręce. Musiałam natychmiast zadzwonić do Maggie.  
Szybko wykręciłam numer, przyłożyłam telefon do ucha, ale nikt nie odbierał. Powietrze wokół mnie robiło się coraz gęstsze, zaczęłam się trząść. Musiałam usiąść na ławce, bo w innym przypadku straciłabym równowagę i się przewróciła.  
Oparłam łokcie o kolana i rozmyślałam o wszystkim. Obracając w palcach komórkę poczułam jakąś pustkę. Nie wiedziałam co to dokładnie jest, ale teraz już nie czułam żadnych fal mocy wewnątrz mnie. Wzięłam pierwszy lepszy liść, który leżał obok i położyłam go na dłoni. Zamknęłam oczy i skupiłam się na liściu.  
Miałam nadzieję, że nie powtórzy się sytuacja z kartkami papieru. Nie chciałam mieć znowu poparzonej ręki. Dłoń mi się nadal trzęsła.  
- Au! – krzyknęłam.  
Nie udało się. Podobnie jak z papierkami, liść się podpalił i zranił moją dłoń. Byłam zdenerwowana, że kolejna próba się nie udała. Ale teraz miałam pewność, że moje obawy nie były słuszne. Nadal miałam moc. To w takim razie co to było? Zaczęłam łagodnie pocierać poparzone ręce.  
- Lucy, nic ci nie jest? – usłyszałam czyjś głos.  
- Sam!? – wykrzyknęłam, jak chłopak usiadł koło mnie.  
Najwyraźniej musiał widzieć, to co zrobiłam. Jak ja to wytłumaczę? Jeżeli wszystkim rozpowie, że jestem obdarzona zdolnościami nadprzyrodzonymi? Co ja wtedy Zrobię??
- Ja… Ja… - zaczęłam się głupio tłumaczyć. – Ja tylko… Hmm… - nie miałam pomysłu co powiedzieć. Nie umiałam kłamać i nawet nie lubiłam.  
Spuściłam głowę.  
- Coś ci nie wyszło. – zaskoczył mnie. Nie był ani trochę zdziwiony tym co zrobiłam.  
- Ale… - nie dał mi dokończyć.  
Podniósł mały listek z ziemi. Chwycił mnie za dłoń, która odruchowo mi zadrżała.  
- Spokojnie. – uspokoił mnie. – Otwórz dłoń.  
Zrobiłam to co mi polecił. Położył mi listek na dłoni i objął.  
- Zamknij oczy.  
Pokiwałam głową i wykonałam wszystkie jego polecenia.  
- Teraz skup się na powietrzu, które cię otacza. Musisz się rozluźnić. Oddychaj powoli.  
Zacisnęłam mocniej oczy, żeby się jeszcze bardziej skupić. Po chwili już nie czułam liska na ręce. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam przed nimi latającego liścia. Zaczęłam czuć euforię. Nie mogłam uwierzyć, że w końcu mi się to udało.  
Po chwili znieruchomiałam. Jak Sam mógł mi pomóc? Czy to oznacza, że on też posiada magię? Popatrzyłam się na niego pytająco, a on westchnął.  
- Zauważyłem, że masz moc, prawda? – zapytał. Pokiwałam głową. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. – Kiedyś myślałem, że jestem sam. Ale wczoraj jak się pierwszy raz spotkaliśmy coś dziwnego poczułem. – wyznał. Popatrzył mi się w oczy.  
-Kiedy to w sobie odkryłeś? – zapytałam głupio.  
- Moc? Rok temu, może wcześniej.  
Zrobiłam smutną minę.  
- Wygląda na to, że jestem nowicjuszką. – zażartowałam.  
Widać, że mój żart go rozbawił, ponieważ się lekko zaśmiał. Przez chwile w milczeniu się w siebie wpatrywaliśmy. Sam nadal trzymał mnie w uścisku. Czułam jakby czas zatrzymał się w miejscu.  
- Eh, eh… - przerwał nam milczenie jakiś głos.  
Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni, jak zorientowaliśmy się, że to był Jack.  
- Cześć. – zaczął zakłopotany Sam.  
Spuściłam głowę, bo było mi strasznie głupio. Co Jack mógłby sobie pomyśleć? Przecież on nie wiedział, że Sam tylko pomagał mi uspokoić nerwy i skupić się na magii. Przecież nie mógł się o tym dowiedzieć. Miałam nadzieję, że Sam coś wymyśli. Nie umiałam kłamać, od razu by to wyczuł…
Spojrzałam ukradkiem na Jacka, który się na nas patrzył. Nikt się nie odzywał. Czas znowu się zatrzymał, a ja modliłam się, żeby ktoś ją przerwał.  
- Lucy się skaleczyła i próbowałem zatamować krwawienie. – zaczął tłumaczyć Sam.  
W sumie to po części była prawda. Przez moje nieudane czarowanie po raz kolejny popatrzyłam sobie dłonie, ale nie lała mi się z nich krew. Hmm… Mam nadzieję, że Jack uwierzy.  
- Spoko. – chłopak wzruszył ramionami. – To nie będę wam przeszkadzać. – zdziwiłam się. Popatrzyłam na Jacka pytająco. Jak to nie będzie nam przeszkadzać? O co tutaj chodzi? Myślałam, że będzie tutaj odstawiał sceny zazdrości, a najwyraźniej kompletnie się tym nie przejął. – Ja już musze lecieć. Lucy, jak będziesz mieć chwilę to musimy się spotkać.  
- Jeżeli to znowu Rose, to powiedz jej żeby się ode mnie na dobre odczepiła. – wkurzyłam się.  
Najwyraźniej Jack nie miał pojęcia o czym mówię, więc zaczęłam tłumaczyć.  
- Miałyśmy dzisiaj sprzeczkę, no wiesz wtedy kiedy mi powiedziałeś, że Rose chce się ze mną spotkać.  
- A. – przypomniał sobie. – Jak to sprzeczkę? Mówiła, że się świetnie dogadujecie. – nadal był lekko zdziwiony.  
Roześmiałam się.  
- Myślisz, że ta jędza ma ze mną dobre kontakty? – zapytałam ironicznie. Później żałowałam tego co powiedziałam. Nie chciałam, żeby Jack wiedział, że jej nienawidzę.  
- Dobra. Właśnie ta j ę d z a – zaczął Jack – chciała się z tobą znów widzieć.  
- Widać, że się jeszcze nie nauczyła. – usłyszałam swój głos. Miałam nadzieję, że powiedziałam to w myślach a nie na głos.  
- Co? – wtrącił się Sam.  
Zaczęłam pocierać nerwowo ręce.  
- Nic, nic. – zaczęłam.  
O kurczę! Jaka ja jestem głupia. Jack się oddalił i ponownie zostałam na ławce z Samem.  
No to mamy już dwa problemy.  
Pierwszy to taki, że Rose znowu chce się ze mną spotkać. Ale po co? Oto jest pytanie. Najgorsze jest to, że nadal nie znam prawdziwego powodu dlaczego jestem dla niej wrogiem. Bo na pewno rzetelnym motywem nie było to, że zabrałam jej chłopaka. Podobno to on z nią zerwał, więc w sumie niczym nie zawiniłam.  
Drugi powód był prosty – Maggie. A właśnie! Co z nią? Napisała mi SMS-a, że musimy się spotkać. Ale gdzie, kiedy? Czy coś jej się stało? Tego też nie wiem, ale muszę się dowiedzieć.  
Zapomniałam jeszcze o jednej ważnej sprawie. Sam miał moc, tak jak ja. Jest ode mnie silniejszy i bardziej wtajemniczony w sprawy magii. Nurtuje mnie nadal to, że wyczuł moją moc. Jak on to zrobił? Może chodziło mu o to dziwne uczucie, które dzisiaj czułam, a po chwili on koło mnie siedział.  
- Lucy! – Wdarł się w moje rozmyślenia głos Sama. – Słuchasz mnie?

diaria1709

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1284 słów i 6950 znaków.

3 komentarze

 
  • ja

    Super :D

    7 maj 2013

  • lollolo

    Ciekawe :) pisz dalej

    7 maj 2013

  • Ola

    Super opowiadanko  :cool:

    7 maj 2013