7.04.2016r. 
Pierwsze kroki, jakie postawił Antoni po wyjściu z windy, skierowane były nie w stronę swojego gabinetu, tylko w stronę sali chorych. 
-Witam!-przywitał się entuzjastycznie z leżącą na łóżku Weroniką. 
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Leżała tylko na wznak i międliła w ręce kartkę. 
-Co trzymasz?-zapytał. 
Po zażyciu środków usypiających zapitych szkocką, noc upłynęła mu nad wyraz dobrze. 
-Wypis.-powiedziała Weronika i podała lekarzowi kartkę. 
Lekarz zaczął czytać. 
-No, moje gratulacje!-powiedział po chwili.-Dzisiaj wychodzisz ze szpitala. 
Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami. 
-Spakowałaś się już?-zapytała Antoni. 
-Nie.-odpowiedziała Weronika. 
-Pomóc ci?-zaproponował lekarz. 
Dziewczyna spojrzała na niego. 
-A chcesz?-zapytała. 
-Chcę.-odpowiedział Antoni. 
Wspólnie zabrali się do pakowania. Nie było tego dużo, jedyne ubrania, które miała Weronika w dniu swojej próby samobójczej. Wszystkie uprane i misternie złożone w kostkę leżały w szufladzie czekając na swoją właścicielkę. 
Po półgodzinie Weronika była gotowa, gotowa by po dwóch latach w końcu opuścić ten szpital. 
-A co robimy z wózkiem?-Weronika spojrzał na swoje nogi. 
-Spokojnie.-powiedział lekarz.-Wszystkim się zająłem, na czas rehabilitacji należy do ciebie. 
Antoni otworzył drzwi, podszedł do wózka Weroniki, złapał za uchwyty z tyłu, po czym zaczął ją pchać. Po wyjściu z sali zamkną za sobą drzwi. 
„Dwa lata…”-myślała w duchu dziewczyna.-„Dwa lata w tej sali, w tym szpitalu… To miejsce jest jak dom…”. 
Dojechali do wind. Antoni wcisnął strzałkę w dół. 
„-Pamiętaj, nic mu nie mów!”-słyszała Weronika.-„Bo inaczej zamienię twoje życie w piekło!” 
„Już je zamieniłeś.”-pomyślała dziewczyna. 
Otworzyły się drzwi do kabiny. Z wnętrza windy wysiadły dwie osoby. Powoli Antoni wprowadził wózek ze swoja pacjentką do windy. Jak tylko byli w środku lekarz nacisną guzik z numerem „0”. Drzwi się zamknęły i winda ruszyła. 
-Jak my się tam dostaniemy?-zapytała w pewnej chwili Weronika. 
-Gdzie? Do domu? 
-Tak. 
-Spokojnie.-uśmiechną się lekarz.-Pojedziemy moim autem. 
Wysiedli z windy i skierowali się w stronę recepcji. Kiedy Antoni zajęty był wypisem, Weronika podjechała do szklanych drzwi wyjściowych. Wolność, świat zewnętrzny o którym marzyła i którego nienawidziła za razem. Tak chciała go teraz dotknąć, poczuć trawę pod stopami, poczuć zapach miejskiej bryzy, poczuć Warszawę. Wystarczy tylko kilka pchnięć, kilka obrotów kół… 
-Weronika.-usłyszała za plecami.-Już cię wypisałem. 
Antoni podszedł do niej i chwycił za rączki wózka. 
-Poradzę sobie.-powiedziała dziewczyna. 
-W porządku.-Antoni puścił jej wózek.-Czyń honory.-uśmiechną się. 
Weronika złapała za metalowe obramowanie przy kołach i ruszyła. Szklane drzwi automatycznie rozsunęły się i otoczyło dziewczynę świeże powietrze. Po zjechaniu po zjeździe dla wózków pojechała śladem lekarza w stronę parkingu „tylko dla personelu”. Na końcu parkingu stał czerwony citroen. Antoni podszedł do niego i kluczykami odblokował. Otworzył przednie drzwi po prawej stronie i przesunął fotel obok kierowcy jak najdalej do przodu. Otworzył tylne drzwi po prawej stronie i podszedł do Weronki. 
-Pomogę ci wsiąść.-powiedział. 
Podniósł dziewczynę z wózka i ostrożnie usadowił na tylnym siedzeniu. 
-Zapniesz się sama?-zapytał. 
-Tak.-odpowiedział dziewczyna wzdychając.-To umiem zrobić. 
Antoni podszedł do wózka i zaczął go ostrożnie składać. Złożone urządzenie włożył do bagażnika. 
-No to jedziemy do mnie.-powiedział kiedy wsiadł na miejsce kierowcy. 
Włożył kluczyk do stacyjki i przekręcił. Auto zapaliło i ze zgrzytem ruszyli z miejsca w stronę wyjazdu. 
-Mieszkam niedaleko.-powiedział w pewnym momencie Antoni.-Za kilka minut będziemy na miejscu. 
Weronika nic nie odpowiedziała, patrzyła za okno na wyprzedzane auta i autobusy. Antoni miał rację, po kilku minutach parkował już samochód pod jedną z Wolskich kamienic. Antoni wysiadł z samochodu i podszedł do bagażnika wyciągnął z niego wózek inwalidzki i zaczął rozkładać. W tym czasie Weronika rozpięła pasy i otworzyła drzwi. Nicewicz podniósł ją i usadowił na wózku inwalidzkim. 
-Niedawno zamontowali windę.-powiedział kiedy wchodzili na klatkę schodową. 
Wcisnął przycisk ze strzałką w górę i czekali. W śród łoskotu winda powoli dotarła na parter. Drzwi otworzyły się i ze środka wysiadła starsza pani z psem na smyczy. 
-O! Dzień dobry panu.-przywitała się entuzjastycznie na widok Antoniego. 
-Dzień dobry.-odpowiedział lekarz. 
-Widzę, że przyprowadził pan koleżankę.- kobieta uśmiechnęła się znacząco do Nicewicza. 
-Tak-odpowiedział speszony lekarz-będzie u mnie nocować przez jakiś czas. 
-Co to za kobieta?-zapytała się Weronika kiedy jechali już windą na czwarte piętro, gdzie mieszkał lekarz. 
-Aaa… to sąsiadka z naprzeciwka.-powiedział Antoni. 
-Naprawdę jestem twoją koleżanką?-spojrzała się na niego dziewczyna. 
-A nie?-uśmiechną się do niej lekarz. 
Weronika nic nie odpowiedział, tylko spojrzał się w ziemię. 
-Dziękuję.-powiedziała po chwili i się rozpłakała. 
-Ej, ale nie płacz.-powiedział potulnie Antoni. 
„Cholera”-pomyślał. 
Winda się zatrzymała i wysiedli z kabiny. Antoni pchając Weronikę przeszedł kilka lokali, po czym się zatrzymał, wyciągnął klucz z kieszeni i otworzył drzwi obok. Otworzył je i po wprowadzeniu Weroniki do środka zamkną z powrotem.
1 komentarz
Margerita
łapka w górę no Antoni mam nadzieję, że z Weroniką stworzysz jakiś związek