Zamknięte drzwi-Rozdział XII

8.04.2016r.
Dochodziło południe, kiedy Antoni siedział na krześle przy stoliku obok kawiarenki na starówce. Co chwilę spoglądał na zegarek.  
-Hej Antek!-usłyszał w pewnym momencie za sobą.  
Antoni odwrócił się i zobaczył uśmiechniętego bruneta stojącego na ukos od niego.  
-Alfred!-Nicewicz wstał z krzesła i podszedł do mężczyzny.
Podali sobie i usiedli przy stoliku.
-Tak więc-zaczął Alfred.-Zostałeś psychiatrą?-było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.  
-Tak.-uśmiechną się Antoni.-Jak tam pierwsze zlecenie?
-W porządku.-odparł mężczyzna.-Żona podejrzewała mężczyznę o zdradę i musiałem to sprawdzić.  
-I co? Zdradzał?
Alfred pokiwał głową.
-Tak.
-I co się z nimi stało? Rozwiedli się?  
-Tak.-odpowiedział Alfred.-A zmieniając temat, dzwoniłeś do mnie w sprawie jakiejś dziewczyny? Twojej pacjentki? Tak?
-Chodzi o moją pacjentkę, Weronikę Gawrońską.-mówiąc to wyciągnął z plecaka stojącego obok krzesła teczkę i podał Alfredowi.
-Tam są jej wszystkie dane, to znaczy wszystkie dane które udało mi się zebrać. Wiem, że jej rodzice mieszkają gdzieś na Bemowie i są ponoć dość majętni.  
-A gdzie teraz przebywa Weronika?-zapytał detektyw.
-Obecnie jest na rehabilitacji, kończy za godzinę.  
-W porządku.-powiedział Alfred wstając.-Ty pomogłeś mi, to ja pomogę tobie, odnajdę dla ciebie jej rodziców.  

-I jak było na rehabilitacji?-zapytał Antoni kiedy podszedł do Weroniki na korytarzu.  
-Dobrze.-odpowiedziała dziewczyna.  
Nicewicz nie chciał jej mówić o rozmowie z detektywem i o zamiarach odnalezienia jej rodziców. Nie wiedział jak na to zareaguje dziewczyna.  
„Lepiej nie ryzykować i wszystkiego dowiedzieć się na własną rękę.”-myślał.

Ciemno granatowy ford zatrzymał się przed bramą jednej z Białołęckich posiadłości. Na środku niepotrzebnie dużej przestrzeni stał parterowy dom jednorodzinny. Na niewykorzystanej przestrzeni rosła równo przystrzyżona trawa gdzie nie gdzie poprztykana tujami. Alfred wysiadł z pojazdu i skierował się  w stronę furtki z domofonem. Jak tylko podszedł wcisnął jasnoszary guzik z rysunkiem dzwonka.  

-Masz kogoś na oku?-zapytała Weronika Antoniego jak tylko przekroczyli próg domu lekarza.
-Słucham?-zapytał Nicewicz nie zrozumiawszy pytania dziewczyny.
-Chodzi mi, czy umawiasz się z kimś.-wyjaśniła lekko zirytowana Weronika.
-Aaa…eee…nie nie spotykam się-zaczął niezdarnie lekarz.-Ale znam dziewczynę, która mi się podoba.
-Jak ma na imię?-zapytała Weronika.
-Ewa. Jest pielęgniarką w szpitalu.-odpowiedział Antoni.-A zmieniając temat, wiesz już dlaczego nie chodzisz?
Weronika poprawiła się na wózku inwalidzkim wzdychając przeciągle.
-To ma związek z jakimś wiotczeniem mięśni w nogach czy coś, nie jestem pewna…  
Drrryyyń-dało się słyszeć z kieszeni bluzy Nicewicza.
-Telefon.-powiedział lekarz bardziej do siebie niż do dziewczyny i wstał z przed chwilą zajętego fotela.
Podszedł do bluzy, rozpiął suwak od kieszeni i wyciągnął stamtąd telefon komórkowy.
-Halo?-powiedział po przyłożeniu aparatu do ucha.-I co? Masz coś?
Antoni spoważniał. Szybko przeszedł z salonu do sypialni i zamkną drzwi.
Musze gdzieś jechać. Powiedział po mnij więcej pięciominutowej rozmowie.  
Weronika kiwnęła tylko głową wyglądając otępiale za okno.  
-Nie zrobisz nic głupiego?-zapytał Antoni stając w progu.
-Nie.-cicho odpowiedziała dziewczyna.  
-Dobre. Wrócę za jakieś półtora godzinny.
Po tych słowach wyszedł z kawalerki pozostawiając dziewczynę samą. Wiedział, że to nieprofesjonalne, ale nie miał wyboru-musiał to zrobić. Wychodząc z mieszkania do samochodu w głowie kołatała my tylko jedna myśl:
„Znalazł ich, Alfred znalazł jej rodziców!”

pawelmarek

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 615 słów i 3799 znaków.

1 komentarz

 
  • Margerita

    łapka w górę przeczytałam z zapartym tchem oj Antek Weronika będzie zła jak się dowie

    6 wrz 2019