Zamknięte drzwi-Rozdział XI

Oczom dziewczyny ukazało się średniej wielkości mieszkanie. Nie było brudne, ale też nie należało do najczystszych. Nie było roślin i jedynymi ozdobami były ekspresjonistyczne obrazy. Znajdowały się tylko trzy pokoje; łazienka, sypialnia i salonik z aneksem kuchennym.  
-Spora ta kawalerka.-stwierdziła dziewczyna, jak tylko wjechała na wózku do salonu.  
-Jedna z większych.-stwierdził najbardziej skromnie jak tylko umiał Antoni.-Rozstawię ci wersalkę.-powiedział i wziął się za zrzucanie pościeli z kanapy.
Weronika w tym czasie pojechała do sypialni swojego gospodarza. Łóżko Antoniego było pościelone nierówno, żeby nie powiedzieć, że wcale. Dziewczyna rozejrzał się po pokoju. Na podłodze i komodzie leżały zmiędlone części ubioru, ponad to w kącie leżało puste opakowanie po pizzy i butelka po coli.  
-Weronika.-krzykną Antoni z salonu.-Już pościeliłem wersalkę.  
Dziewczyna zawróciła.  
-Zobacz-powiedział lekarz jak tylko znalazła się koło niego.-Dałem ci nową kołdrę, jeszcze nie używaną.  
-Dzięki.-powiedziała dziewczyna.-Masz może coś do jedzenia? Robię się głodna.  
-Zamówię pizzę.-powiedział lekarz, po czym poszedł do pokoju obok.  
„-Przytulnie tu.”
-Cicho bądź!
Weronika podjechała do torby ze swoim ubraniem z dnia próby samobójczej.  
Jak tylko wyciągnęła swoja czarną kurtkę przed oczyma stanęły jej wydarzenia z przed dwóch lat; to jak szła, to jak stała na poboczu, to jak założyła kaptur na głowę i ten błysk reflektorów.  
-Zamówiłem podwójną peperoni. Może być?-z transu wyrwał ją głos Antoniego.
-Tak, w porządku.  
-O czym myślałaś?-zapytał ją.
-Aaaa, o niczym.-powiedziała, ale po chwili dodała.-O swoim wypadku.  
Antoni usiadł na wersalce.  
-Jak się trzymasz?-zapytał.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Jest okay. Jakoś się pozbieram. Kiedy zaczynam rehabilitację?
-Od pojutrza.-oznajmi lekarz.  
-A tak właściwie, dlaczego nie mogę chodzić?
-Cóż-Antoni poprawił się na wersalce.
Próbował znaleźć jakąś odpowiedź, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
-Szczerze mówiąc-speszył się.-to nie wiem. To nie jest moja specjalizacja, ale jak pójdziesz na rehabilitację, to koniecznie się zapytaj.  
Weronika nic nie odpowiedziała.  
-Kiedy przywiozą pizzę?-spytała po chwili.
Antoni spojrzał na zegarek.
-Za jakieś dwadzieścia minut powinna już być.
-Dobrze.-odpowiedziała Weronika.
Antoni spojrzał się na nią i właśnie wtedy coś sobie uświadomił, nie zapytał ją o nazwisko.
-Weronika?-powiedział zakłopotany.
-Tak?-dziewczyna spojrzała się na niego.
-Wiesz-zaczął zawstydzony.-Zapomniałem zapytać cię o jedną fundamentalną sprawę.-mówiąc to wstał i podszedł do leżącej na stole teki z aktami pacjentki.-Jak masz na nazwisko?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.  
-Mam na nazwisko Gawrońska.-powiedziała po chwili.  
-Dzięki.-powiedział lekarz uzupełniając puste miejsca.  
Zadzwonił domofon.
-Ooo.-powiedział Antoni odrywając się od karty pacjentki.-Pizza przyjechała.
-A posłuchaj-powiedział Antoni przeżuwając kawałki ciasta.-Gdzie ty wcześniej mieszkałaś?
-Na Bemowie. A ty?
-Z rodzicami na Targówku, teraz sam na Woli.  
Wybiła dwudziesta druga, kiedy kładli się spać. Pomimo jednak zmęczenia Antoni nie mógł zasnąć. Myślał o swoich rodzicach, o rodzicach Weroniki i o tym, że musi ich znaleźć. Było mu żal dziewczyny i chciał jej pomóc, nie wiedział tylko jak.
„Muszę odnaleźć jej rodziców i…”-no właśnie „i…”. I co miał robić dalej?  
Nie wiedział tego jeszcze.
-Już wiem.-powiedział po chwili do siebie po czym odwrócił się na wznak.-Zadzwonię do Alfreda.

pawelmarek

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 621 słów i 3706 znaków.

1 komentarz

 
  • Margerita

    Łapka w górę no Antoni bałaganiarz z ciebie ale kto wie może Wercia to zmieni

    31 sie 2019