Poniedziałek. Tak, najgorszy dzień tygodnia. Wygramoliłam się z łóżka o 6:30. Ospała podążyłam do szafy, wyciągnęłam, koszule ombre z kołnierzykiem w ćwieki oraz przyległe do moich nóg dżinsy. Poleciałam do łazienki wrzucić na siebie ubrania. Włosy zostawiłam rozpuszczone, tylko je rozczesałam. Zeszłam na dół domu, mój brat widocznie jeszcze spał bo w domu panował spokój, nikogo nie było w salonie. Spakowałam plecak, ubrałam białe conversy i wyszłam z domu. Jak małe dziecko szłam po krawężniku. Nie chciałam iść do szkoły, szkoła jest więzieniem gdzie marzenia i wszystko inne idzie w kąt a na ich miejsce przychodzą wzory, pierwiastki, literatura i inne zbędne rzeczy. Weszłam do szkoły, jak zwykle skrzypiące drzwi zwróciły uwagę uczniów na mnie, poczułam ich wzrok na sobie. Udałam się pod salę z fizyki, tam przywitało mnie grono moich przyjaciół. Kiedy zadzwonił dzwonek usiadłam w ławce, wyciągnęłam książki i patrzyłam się w okno, na ptaki, które wlatują do gniazda, jak liście tańczą na wietrze, jak chmury ospale suną się po niebie... wszystko byłoby pięknie gdyby nie, to, że z mojego zadumania wyrwała mnie nauczycielka z tekstem "Diana do odpowiedzi". Oczywiście fizyka to czarna magia, moje zmagania z pytaniami były ciężkie, wiedziałam tylko tyle co zdołałam zapamiętać z ubiegłych lekcji. "Fsiu" pomyślałam, kiedy nauczycielka wstawiła mi ocenę dostateczną [3]. W miarę zadowolona z siebie wróciłam na miejsce. Kilka godzin później zaczęłam źle się czuć, zwolniłam się z lekcji. Przed szkoła ku mojemu zaskoczeniu stał Olivier. - Co Ty tu robisz ? - zapytałam zdziwiona. - Myślisz, że puszczę Cię samą do domu ? - odpowiedział uśmiechając się. - Heh, ale przecież masz jeszcze lekcje, zostań ja sobie poradzę, to tylko przeziębienie. - No widzisz ja też się "rozchorowałem" - zaczął się śmiać, podkreślając ironię w tych słowach. - chodźmy, powiedział. Szłam dosyć powoli, nie miałam siły iść szybciej, byłam zmęczona. Olivier trzymał mnie w pasie i prowadził do domu.
OCZAMI OLIVIERA :
Chciałem, żeby Diana była już w domu, serce mnie bolało jak musiałem patrzeć na jej cierpienie. Wiedziałem, że to nie przeziębienie. Miała podkrążone oczy i była taka słaba, bez trudu małej wielkości pies przewróciłby ją. Kiedy wchodziliśmy po schodach do jej domu nagle upadła, nie zdążyłem jej złapać. - Diana ! - krzyknąłem w tej chwili. - ajć, ale ze mnie niezdarna - powiedziała z udawanym uśmiechem, mając zły w oczach. Podniosłem ją i już mocno trzymając zaprowadziłem do jej łóżka. Czekałem z nią na jej brata. Było cicho słyszałem tylko jej szlochanie, gładziłem ją po policzku, aż usnęła. Siedziałem i patrzyłem się w nią jak w obrazek. Nagle drzwi do domu się otworzyły. Do pokoju wszedł jej brat. - Dia.. - zaczął jej brat - Ciii. - odparłem, dając znak Bartkowi, żeby wyszedł z pokoju, ja kierując się za nim domknąłem drzwi. - Słuchaj - zacząłem poważnie - Diana dzisiaj, źle się w szkole czuła, jest słaba, przewróciła się jak wracaliśmy do domu, więc myślę, że koniecznie musisz zadzwonić po lekarza do niej. - Kurde, dzięki stary, że się nią zająłeś. Musiałem niestety iść i zostawić ją, ale wiedziałem, że jej brat się nią dobrze zajmie.
4 komentarze
sweetkicia
Proszę pisz dalej!!!
Ania
Jest super....tylko pisz dalej......
ja
mi sie podoba xd
Czicza
Jak dla mnie opowiadanie fajnie się zaczyna Proszę pisz dalej ^^