Gdyby ktoś wprost zapytał, co mogę powiedzieć o Agnieszce, tylko bym się uśmiechnął.
Są osoby, których opis nie powinien zdradzać. Mają pozostać zamknięte w mniejszym świecie, należącym do grona najbliższych.
Jedynie raz, na jakiś czas, ktoś zapamięta spojrzenie czarujących, kocich oczu, hipnotyzujących żywą zielenią przez szybę mijanego samochodu.
Naprawdę, nie powinienem jej opisywać. Po prostu obejrzeć dokładnie, nasycić się i odstawić na półkę w stanie niemalże nienaruszonym. Nie zdradzać, jaką mi się pokazała.
Lecz pomyślałem sobie, że chcę tego. Dla siebie i dla niej. Dla siebie, zdejmując krążący po głowie obowiązek uwiecznienia ludzkiego cudu. Istoty, która okazała się być do mnie tak podobna, że aż ciężko w to uwierzyć. Jest coś takiego, jak obowiązek kronikarza. Niektóre zdarzenia zamieniają się w pył zapomnienia, jak zaniedbane księgi w mitycznej bibliotece. Nie są istotne i można je odrestaurować w formie zabawy, lub podobnego do sklejania zapałek hobby.
Czasami jednak, znajdujemy się w tym magicznym momencie, w którym słońce ostatnim promieniem dnia, wskazuje prawdziwe misterium. Takie momenty popychają rzeźbiarzy do ujęcia dłuta drżącą dłonią, a pisarzy do zanurzenia pióra w kałamarzu klawiatury.
Stanowią obowiązek.
Obowiązek, będący jednocześnie przywilejem. Życia we właściwych czasach. Oczu otwartych w odpowiednim momencie. Utrwalenie pozwala cieszyć się dziełem już na zawsze. Nim suchy piasek historii nie wytrze kości autora.
Słońce Mojej Nocy jest niezwykłym stworzeniem. Delikatna, krucha, niesamowicie emocjonalna. To w środku. Wewnątrz. Dla mnie i dla kilku najbliższych osób. Na zewnątrz potrafi otoczyć się twardym murem inteligencji, przez który nie przepuści osoby, która nie posiada właściwego klucza. Nie dyskutuje z prostakami. Choć wrodzona grzeczność często wpędza ją w niezręczne sytuacje, z którym nie daje rady wyjść dyplomatycznie.
Przeklina tylko w łóżku, skutecznie broniąc poza nim honoru, chwały i dziedzictwa naszego pięknego języka. Swoją drogą, obserwując ludzi dookoła uważam, że jest to jedną z największych wartości społecznych. Ale moja Lśniąca Perła, ma ich znacznie więcej.
Seksualność.
Dla niektórych to puste słowo. Coś, co służy ludziom prokreacji. Od wieków przedłuża gatunek i czasami stanowi prosty przepis na osiągnięcie satysfakcji.
Każdy człowiek posiada inną strukturę seksualną. Jedni lubią szybko, przy zgaszonym świetle. Zaspokajają potrzebę piszczącej z przepełniania prostaty, lub nabrzmiałej po miesięcznej kumulacji cipki. Dla nich seks jest co najwyżej fajny. Inni wolą dłużej, przy świeczce. Raz na tydzień, lub dwa. Gdy akurat zejdą się razem w potrzebie.
Niektórzy w ogóle nie odczuwają seksu, jaki znam. Orgazm to tylko sygnalizator wytrysku, dający lekkie wibrowanie w podbrzuszu.
Z takimi osobami, nie potrafię się porozumieć.
Dla mnie orgazm jest uwerturą symfonii, składającej się przynajmniej z trzech aktów. Tonacja może być różna. Oralna, genitalna, analna, lub po prostu lekki utwór na smyczek, z muśnięć ciała ciepłymi palcami. Przechodzą kolejno, przenikając się dźwiękami rozkoszy. Odbierają troski i sycą niezwykłym deszczem gorących doznań. Dają spełnienie orgazmu, który trzęsie całym światem.
La petite mort…
Błysk rozkoszy spowalnia czas. Przenosi w inne miejsce. Kusi, by go powtórzyć. Daje bezpieczeństwo.
Moja piękna muza zna swoje ciało. Dzięki temu, potrafi osiągać niezwykłe spełnienie, docierając do każdego zakątka orgazmu. Dla mnie, jest to najwyższą wartością. Jednak ktoś o niewygórowanych potrzebach erotycznych, nie mógłby tej wartości dostrzec.
Ona jest jednak Mistrzynią. Uwielbia namiętność. Wie, jak ją ukierunkować. Posiada usta stworzone nie tylko do pocałunków. Mimowolnie kojarzą się z naprężonym członkiem, z którego scałowują mokrą perłę. Są mięsiste i smakują seksem. Wiem też, że potrafią się mocno zacisnąć.
Wielokrotnie słyszałem, że właściwie nie używa makijażu. Słusznie. Po co kolorować gotowy obraz? Coś na kształt kolorowania przez dziecko ślubnych zdjęć, w rodzinnym albumie.
Sama tego nie widzi, lecz ma piękną twarz. Policzki, zaokrąglające się w cudownym uśmiechu, odsłaniając waleczne linie biegnące od płatków nosa. Usta, o których już wspomniałem. Dolna warga zdecydowanie większa od górnej. Tak, jak u mnie. Stworzone do uśmiechania, całowania i obciągania. To już nie jak u mnie…
Tak, czy inaczej. Każda z tych czynności sprawia rozkosz. Bo nawet oglądanie jej uśmiechu, wprawia w świetny nastrój.
Dlatego uśmiechaliśmy się do siebie długo po przywitaniu. Przyklejaliśmy się wzrokiem, ustami i słowami, wręcz nie mogąc się nasycić.
Umawialiśmy się na wspólne gotowanie, jednak znając jej podejście do kuchni, postanowiłem przejąć obowiązki. Rozebrałem się i w końcu paradowałem w kuchni w samych bokserkach i fartuchu. Agnieszka łasiła się, co chwilę opierając mi głowę na ramieniu. Zaglądała na przemian w patelnię i moje majtki, które w końcu ściągnęła. Gryzła po pośladkach i wodziła palcami wszędzie, gdzie zdołała dosięgnąć.
- Tak, to ja mogę już zawsze gotować – szepnąłem z uśmiechem. Zaraz potem pocałowała mnie mocno i kucnęła, unosząc cienki materiał. Pocałowała mojego sztywnego kutasa i przesunęła po nim językiem. Patrząc mi w oczy przesunęła jeszcze kilka razy, jakby zlizując słodycz z rozpuszczającego się loda na patyku, po czym wbiła go w usta.
Jęknąłem głośno, odczuwając wyraźnie każdy centymetr. Potrafiła sprawiać rozkosz, jednocześnie czerpiąc z tego satysfakcję. Moim kutasem torowała drogę do rozkoszy. Zaciśnięte usta zsunęły napletek, przygotowując do przejścia przez śliski język. Oparłem się o blat i przymknąłem oczy. Doskonale wiedziała, co robi. Po kilku minutach przywykłem do jej dotyku na tyle, by przemieszać mięso na patelni. W ostatniej chwili, bowiem zaczynało zbijać się w kulki, a to prawdziwa potwarz dla sosu bolognese. Wybrałem go celowo. Ostry, sycący, aromatyczny. Rozgrzewający i zostawiający czerwień na ustach. Siekałem cebulę, zmieniając ją w drobną kostkę i płakałem. Z uśmiechem na twarzy. Gdyby nie podniecenie, całkiem śmiałbym się z tej sytuacji, lecz mocne ssanie zmusiło mnie do powrotu na tor właściwych emocji. Cebula, dwie papryczki chilli i marchewka, trafiły posiekane na patelnię. Naprawdę mógłbym tak gotować całymi dniami. Mój kutas pęczniał w jej ustach. Pewnie dawno bym skończył, gdyby nie siła woli. Chciałem, by uzbierało się jeszcze więcej. Z każdą minutą mojego podniecenia, ilość wyprodukowanej spermy zwiększała się. Zaobserwowałem to zjawisko wiele lat temu. Im dłuższy seks, tym większy i mocniejszy wytrysk. Czasami wręcz bolesny, gdy obfity strumień przedostawał się na zewnątrz wystrzałem. Wiedziałem, że będzie zachwycona. Zarówno potrawą, jak i przystawką.
Podsmażyłem koncentrat pomidorowy, dodając do niego łyżeczkę brązowego cukru i ziół prowansalskich. Gdy nabrał właściwego aromatu, rozcieńczyłem go szklanką wody i zmieszałem wszystkie składniki.
- Te twoje brwi… - szepnąłem, kiwając głową i uniosłem jej brodę palcami.
- Co z moimi brwiami? – zapytała, uwalniając mojego członka z rozkosznego uścisku. Napletek zsunął się, jakby skrywając serce kutasa przez chłodem powietrza.
- Są niezwykłe. Gdy tak na mnie patrzysz, zawadiacko mrużąc oczy, stają się niezwykle kuszące. Są idealnie proste, biegnąc od środka, a potem przechodzą w takie piękne łuki.
Zamarła, wpatrzona w moje usta. Uwielbiała, gdy mówiłem w ten sposób.
- Jak skrzydła drapieżnego ptaka. Chociaż gdybym zrobił zdjęcie samych oczu, przypominałyby polującego tygrysa. To chyba dobry pomysł, byś została moją tygrysicą, prawda? Moim wiecznie napalonym, wielkim kotem.
- Uwielbiam cię…- wyszeptała, przytulając się do mnie. Zaplotła ramiona wokół mojej szyi i pocałowała.
- Ja też cię kocham – powiedziałem, zamykając jej usta pocałunkiem. Wiedziałem, że jestem jedyną osobą, która mogła jej zamknąć usta na trzy sposoby. Pocałunkiem, kutasem, lub wyrafinowanym komplementem, który uginał jej nogi. Wiedziałem, jak ugłaskać swoją tygrysicę.
Przemieszałem składniki i przykryłem garnek. Zmniejszyłem ogień, uśmiechając się bezczelnie.
- A teraz, moja namiętna tygrysico, mam czas na poważne zajęcie się twoimi cyckami.
Złapałem ją, unosząc i zaniosłem do sypialni, gdzie po prostu rzuciłem na łóżko.
Błyskawicznie zdarłem sukienkę i stanik, ładując szorstką od zarostu twarz między piersi. Te miała po prostu perfekcyjne. Stanowiły wielki symbol zazdrości wśród innych kobiet. Duże, jędrne, ciężkie, okrągłe, gorące, z małymi, dość jasnymi sutkami. Prawdziwe dzieło sztuki.
Odnaleziona Atlantyda.
Wpatrywałem się w nie przez chwilę, nim złapałem zębami. Nie mogłem się powstrzymać i jedynie bolesna erekcja upomniała się o swoje nienasycenie. Postanowiłem połączyć jedno z drugim. Zrzuciłem z siebie fartuch i jednym, mocnym pchnięciem, wypełniłem jej ciasną cipkę. Jęknęła, szeroko otwierając oczy. Mój gruby kutas wypełniał ją idealnie, lekko rozciągając ścianki. Dobiłem do końca, czując jak rozciągam miękką strukturę. Gdy już porządnie przymierzyłem się do jej rozmiaru, naciągając na kutasa jak obcisłą, termoaktywną koszulkę, zacząłem się mocno poruszać.
Dłońmi dopadłem piersi. Ściskałem je, gładziłem, łapałem za sutki i przygryzałem, sprawiając rozkosz nam obojgu. Pierdoliłem szybko, jakby zależało mi na szybkim skończeniu. Istotnie. Miałem wielką chęć poczuć, jak rzuca się i pulsuje na moim kutasie. Jak wije się z rozkoszy.
Miałem w końcu poczuć jej orgazm.
Nie musiałem długo czekać. Właściwie błędem jest nazwanie tego czasu czekaniem. Pierdoliłem ją z największą rozkoszą, koncentrując się na radości mojego kutasa. Wypościłem go specjalnie dla niej, nie spuszczając się od tygodnia. Rżnąłem, a łóżko podążało moim tempem, równomiernie uderzając o ścianę. Jeszcze kilka ugryzień. Jeszcze jeden pocałunek, odbierający jej dech. Jeszcze jeden chwyt za włosy.
- Zrób to! Zrób to, moja mała dziwko!
Krzyknęła głośno. Kilkakrotnie. Złapała mnie mocniej w ramiona i czułem, jak cipka wysysa rozkosz, zaciskając się na moim kutasie. Gdy złapała oddech, pocałowałem ją ponownie.
- Jeszcze raz. Teraz skończę z tobą i spuszczę się w usta.
Kiwnęła głową. Nie musiałem nic więcej mówić. Wypięła w moją stronę swój zgrabny tyłek i oparła na rękach. Wszedłem w nią powoli. W tej pozycji była inna. Jej cipka zdawała się być jeszcze ciaśniejsza przy wejściu, które mocniej trzymało gorącego członka. Zacząłem ją pieprzyć. Długo wyczekiwany orgazm miał uwolnić mnie z tortury wstrzemięźliwości. Wiedziałem, że po pierwszym, nastąpią kolejne. Będę się spuszczał w jej dziurkach, zaczynając od ust, a w pupie kończąc. Potem trysnę na jej piękne cycki, rozcierając po nich swój zapach. Jeszcze inny orgazm zakończę, znacząc jej pośladki i plecy. Nie spiesząc się i nie zastanawiając, czy to już. Miała się do mnie dopasować.
Tymczasem, jęczała coraz głośniej.
Smagałem dłonią jej pośladki, po czym zaciskałem na nich palce. Łapałem za biodra i poruszałem jej ciałem, jak dużą lalką. Kręciła biodrami z podniecenie, wtórując moim ruchom. W końcu, złapałem ją za włosy i biodro. Wtedy oszalała. Zaczęła się wić, jak atakująca anakonda. Dobijała do mnie biodrami, kręciła nimi we wszystkie strony i jęczała głośno. Dopadła dłonią łechtaczki i wiedziałem, że to ten moment.
Wsunąłem w jej tyłek kciuk i docisnąłem go do pracującego wewnątrz kutasa. To było to. Jakbym wyrzucił zawleczkę granatu. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden…
Nigdy wcześniej nie widziałem tak mocnego orgazmu. Skurcz cipki wyrzucił mnie na zewnątrz, a Agnieszka opadła na łóżko, krzycząc i jęcząc. Bez namysłu rzuciłem się w jej stronę i podałem kutasa do ust. Choć nie mogła jeszcze złapać oddechu, doprowadziła do wytrysku kilkoma sprawnymi ruchami. Niemalże zachłysnęła się gęstą spermą, uderzającą z impetem prosto w gardło.
- Tak! – krzyknąłem głośno, zamykając oczy. – Tak, kurwa, tak…
Dyszałem długo, czując coraz słabsze skurcze.
Gdy doszedłem do siebie, otworzyłem oczy.
Wpatrywała się we mnie z zafascynowaniem.
4 komentarze
ErmonTwilight
Warto opisać prawdziwy klejnot. Choć nie zawsze mam ochotę się dzielić.
ErmonTwilight
Potrafię rozebrać wzrokiem na wskroś. Bo zależy mi na tym, czego nie widać...
nienasycona
Tak sobie teraz pomyślałam.. "Patrz tak, bym była piękna na Twych kolan tronie..." Potrafisz, oj potrafisz tak patrzeć...
nienasycona
Wzruszyłeś mnie...brak mi słów wdzięczności...Demonie.....