Niespodziewanie cz.24

-Migotanie przedsionków, masaż serca, szybko na stół! - Słyszę głos kobiety. Jest aksamitny, piękny, ale słychać w nim przerażenie. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale wszystko widzę, jestem jakby duchem. Czy to możliwe? Czy ja nie żyję? To koniec? Tak to się miało skończyć? Ale zaraz... Przecież oni jeszcze o mnie walczą... Może nie wszystko stracone... - Nie dajcie jej umrzeć, do cholery! - Widzę, jak zakłada fartuch, chustkę na głowę i dokładnie myje ręce do zabiegu. - Wezwijcie neurologa. Długo mi tu nie zejdzie, nic poważnego, bardziej martwię się o jej mózg. Oby tylko nie było za późno. Boże, miej ją w opiece. - Zwróciła głowę ku górze i zrobiła znak krzyża. Zaraz, zaraz... Skoro ja jestem tu, gdzie jest Kuba?! Wyleciałam z sali operacyjnej i desperacko zaczęłam go szukać. Podążam długim, białym korytarzem. Czuje się niemal jak w jakimś horrorze. Nie mogę go znaleźć. Chyba zaraz oszaleję! Jestem przy końcu korytarza, wchodzę do ostatniej sali na tym piętrze. Jest, znalazłam go! Leży na łóżku, nieźle poturbowany. Posiniaczona, spuchnięta twarz, dostrzegam otwarte złamanie lewej nogi, wygląda to dość paskudnie. Ale..ale co to? Nie zauważyłam tego na pierwszy rzut oka i nie wiem, jakim cudem mogłam przeoczyć fragment metalowego pręta, który jakimś cudem utknął w jego prawym udzie. Kurwa, co to ma być?! Podczas gdy ja leżę na sali operacyjnej, jego w takim stanie nawet nie tknęli?! Co to za szpital?! Chcę go przytulić, powiedzieć, że wszystko w porządku, że żyję, ale nie mogę. Moje dłonie przechodzą przez jego ciało jak przez sitko... Stoję nad nim, widzę jak cierpi. Widzę, że chce krzyczeć, ale nawet nie ma na to siły. W końcu, przyszedł jakiś lekarz. Młody, może za młody. I on ma go leczyć?!
- Właśnie jedzie tu najlepszy chirurg urazowy w kraju. Pręt uciska tętnicę udową i tym samym hamuje krwawienie. Jeżeli go wyjmiemy, w najlepszym przypadku straci nogę, w najgorszym, utraci życie. Musimy być cierpliwi. Jego serce wydaje się być w porządku, rezonans również nie wykazał żadnych zmian. Podaliśmy wysoką dawkę morfiny, nie powinien odczuwać bólu. Lekarz państwa syna powinien być tu w przeciągu godziny i natychmiastowo zostanie zabrany na salę operacyjną. Bądźmy dobrej myśli.-Bądźmy dobrej myśli?! Tylko tyle ma do powiedzenia?! Przecież on cierpi... Czy nikt tego nie widzi? Usiadłam przy nim i patrzyłam. Modliłam się, aby tylko  tego wyszedł. W pewnym momencie, automatycznie przeniosłam się na mój blok operacyjny. Widzę pielęgniarkę, która się nade mną pochyla i szepcze mi do ucha "walcz, wszystko w twoich rękach". Słyszałam, jak szef neurochirurgi rozmawia z moją mamą. Podobno wszystko ok, tylko jestem w szoku, dlatego też wystąpiła śpiączka i tak na prawdę, czy się wybudzę, zależy ode mnie. Tak, łatwo mówić. Przecież nie pstryknę palcami i się nie ocknę... Uderzam się po policzkach, szczypię i nic. Chyba nigdy nie opuszczę tego koszmaru. Idę do Kuby. Przewożą go na zabieg, który mam szansę cały obejrzeć niezauważona.  
- To ten chłopak z uszkodzeniem tętnicy udowej? - Na salę weszła starsza kobieta, dość niska, wygląda nieco przerażająco.
- Tak. Saturacja w normie, stabilny. Można zaczynać.  
- Powiem szczerze, to nie będzie łatwy zabieg. Priorytetem jest jego życie. Noga na drugim miejscu. Skalpel, proszę. - Nie wiem, co robi i nie wiem, czy na pewno chcę na to patrzeć... Zamykam oczy i siadam gdzieś w kącie bloku. Słyszę tylko odgłosy piłowanego metalu. Nawet brzmi okropnie. Nagle, komputer ukazujący jego funkcje życiowe zaczął świrować. Wszyscy zgłupieli, wstrzykiwali mu jakieś zastrzyki, reanimacja, nawet masaż na otwartym sercu. Kuba, proszę, nie rób mi tego... Zalewam się łzami. Linie na monitorze komputera stają się zupełnie proste. Boże, jeśli tam jesteś, pomóż nam! Litościwie patrzę na ekran. Tracę nadzieję, ale... coś się poruszyło.  
- Dobra robota, normuje się. Wracajmy do pracy. Minęło siedem godzin, prawie wieczność, ale chyba wszystko się udało. Kobieta dumnie wychodzi z sali i podąża w stronę matki Kuby.
- Pani doktor...?
- W skrócie. Zabieg się udał, jednakże wystąpiły podczas niego pewnie komplikacje kardiologiczne. Na szczęście, zdołaliśmy to na czas opanować. Myślę, że noga wróci do całkowitej sprawności, jednak jeżeli chce chodzić, czeka go przynajmniej roczna rehabilitacja. Mięśnie jak i naczynia krwionośne oraz nerwy zostały poważnie uszkodzone. Na ich odbudowę potrzeba czasu.Najważniejsze, aby nadchodząca noc minęła bez problemów.
- Boże, dziękuję! - rzuciła się na panią doktor i uwięziła w mocnych objęciach.
Na chwilę idę zobaczyć jak sytuacja ma się u mnie. Widzę płaczących rodziców, błagających mnie, abym się ocknęła. Chcę ich pocieszyć i powiedzieć, że nic mi nie jest, ale tak.. dalej jestem zjawą.. czy jak to tam nazwać. Udałam się więc ponownie do Kuby. Nie mogę spuścić go z oczu, nie może mi wywinąć już żadnego numeru.

Dreamer98

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 918 słów i 5168 znaków.

6 komentarzy

 
  • Użytkownik Fanka

    Kiedy kolejna?

    4 sty 2016

  • Użytkownik Margo

    Cudo ;)

    4 sty 2016

  • Użytkownik Majka

    ŚWIETNE!!!  <3

    3 sty 2016

  • Użytkownik ~uzależnionaodtwegoopowiadania

    Kiedy następna część????  

    3 sty 2016

  • Użytkownik szalona123

    CUDOWNE!!!  <3

    31 gru 2015

  • Użytkownik Misiaa14

    boskie  <3

    31 gru 2015