Mój Anioł Stróż cz.8

Mój Anioł Stróż cz.88.

Wstałem wcześnie rano, gdy jeszcze spała. Nakryłem ją kocem i przez parę minut przyglądałem się jak śpi. Jej twarz była taka piękna i niewinna. Przy niej czułem złość, ale i budziła we mnie uczucie opiekuńczości. Jej brzuch stawał się coraz okrąglejszy, a ja zdawałem sobie sprawę, że nosi pod sercem nasze dziecko. Chociaż postanowiłem wcielić w życie mój plan, nie umiałem odejść od niej nawet na krok. Patrzyłem na jej śpiące ciało i przyglądałem się jak unosi się jej klatka piersiowa. Nie potrafiłem sobie wyobrazić jej straty. Na samą myśl, że mogłaby poślubić tego Konrada czułem falę goryczy. Tak bardzo nienawidziłem jej ojca, ale jeszcze bardziej nienawidziłem siebie. A co jeżeli jej ojciec ma rację? co jeżeli nie jestem w stanie zapewnić jej należnego poziomu życia? moja rodzina nigdy nie należała do bogatych, owszem głodni nigdy nie poszliśmy spać, ale do jej poziomu życia było nam bardzo daleko. Zdawałem sobie sprawę, że Lili nie zależy na pieniądzach, ale chciałem by nasze dziecko miało wszystko to, co najlepsze tak samo jak jego matka. Bałem się, że nie będę w stanie im tego dać. Jedyne co mogłem im zapewnić, to miłość, opiekę i poczucie bezpieczeństwa. Stać mnie było na kupno przytulnego mieszkania dla naszej trójki i by kupić rzeczy potrzebne dla dziecka. Myślałem o pożyczce, ale nie byłem pewny, czy to dobry pomysł. Chociaż mój kumpel mógłby mi pożyczyć kilka tysięcy, wolałem to zostawić na ostateczność. Matka poradziła sobie z opiekowaniem się mną i ja też wierzyłem, że sobie poradzę. Obawiałem się, że Lili pożałuje związku ze mną, a tego chyba nie chciałem najbardziej. Kochaliśmy się, ale czasami sama miłość nie wystarcza i bałem się, że tak będzie również w naszym przypadku. No bo miłością człowiek się nie naje. Owszem byliśmy sobie przeznaczeni, ale czasami los potrafi zadrwić nawet z najbardziej zakochanych w sobie osób. No i jeszcze jedno. Coś, co wciąż nie dawało mi spokoju. Coś, przez co nie przespałem już nie jedną noc, coś, czego nie mogę powiedzieć Lili. Moja matka. Czy jej dziwne zachowanie ma coś wspólnego z jej tajemnicą, której nie chce mi zdradzić? czy to możliwe bym to ja, a nie mój brat był synem tego potwora? jeżeli tak, to oznaczałoby, że ja i Lili bylibyśmy rodzeństwem a to z kolei przekreślałoby szanse na bycie razem. Najprościej byłoby zrobić testy, ale jak? jak miałem zabrać Liliannę do kliniki i zrobić nam testy Dna? no jak? nie miałem pojęcia. Nie chciałem jej okłamać. Nie chciałem zranić, czy też zawieść jej zaufania. Porzuciła dla mnie rodzinę, zaufała mi i poszła ze mną. Czy można jeszcze bardziej udowodnić komuś swoją miłość? wydaje mi się, że nie. Postanowiłem się pospieszyć. Nie wiedziałem jak długo jeszcze będzie spała a przecież musiałem jechać do miasta i jeszcze gdzieś. Chciałem dowiedzieć się prawdy.Musiałem. Zrobiłem jej śniadanie i położyłem kanapki na stole. W szklankę wlałem jej zdrowy i świeży sok, ponieważ zabraniałem jej picia tych nie zdrowych gazowanych napoi. Czasami dbałem o nią aż za bardzo, ale to wszystko dlatego, ze tak bardzo byłem w niej zakochany. Napisałem jej krótką wiadomość i okrywając ją jeszcze raz kocem, wyszedłem z domku. Zatrzymałem się przed drzwiami i oparłem o nie. Wdychałem nosem zapach świeżego powietrza. Czułem zapach brzozy, świerku i jakiś kwiatów. Gdzieś z daleka zalatywał zapach z grilla i uśmiechnąłem się na samo wspomnienie o tym, co chcę zrobić. - Grill. Zjadłbym coś - pomyślałem. Jeszcze postałem parę minut i upajałem się ciszą, znajdującą się naokoło. Mieszkaliśmy przy samym lesie, dlatego nie słyszeliśmy odgłosy samochodów, tak jak w mieście. Panowała przyjemna cisza, tylko od czasu do czasu usłyszałem kukanie kukułki, czy śpiew jakiegoś ptaka. No i pies. Gdzieś nie daleko zaszczekał pies. Uśmiechnąłem się na myśl o tym, że chciałbym, żebyśmy mieli psa. Takiego niewielkiego czworonoga, z którym bawiło by się nasze dziecko. Dziecko, które przecież jeszcze nie dawno Lili chciała usunąć. Wciąż jakby to było wczoraj pamiętam dzień sprzed wypadku. To dziwne jak wiele rzeczy wydarzyło się potem. Jak wiele musieliśmy znieść by znaleźć się dokładnie w tym miejscu i o tej porze. Nic nie dzieje się bez powodu, ale ja nie widziałem powodu, ani sensu w tym, co się wydarzyło. Owszem powodem była głupota kogoś, kto śmiał nazywać się jej ojcem. I moim też. Być może. Nie chciałem nawet o tym myśleć. Nie mogłem. Wspominając sobie jej spojrzenie tamtego dnia, gdy powiedziała mi o ciąży wsiadłem do samochodu. Odpaliłem silnik i ruszyłem przed siebie. Miałem cel. Musiałem to zrobić, dla niej. Dla nas. Dla naszego dziecka i naszej przyszłości. Postanowiłem udać się do miasta. Chciałem kupić jakiś nie drogi telefon i kartę sim. Potrzebowałem jej, ale nie mogłem dopuścić do tego, by Lili o wszystkim się dowiedziała. Postanowiłem trzymać telefon w samochodzie w tym samym miejscu, w którym trzymałem broń. Lilianna chyba nawet o niej nie wiedziała, ale jako ochroniarz nauczyłem się, by zawsze mieć ją przy sobie i to najlepiej z nabojami w środku. Teraz nie żałowałem, że ją mam, ale wiedziałem też, że do swojego celu musiałbym kupić innej. Z tej na pewno by się zorientowali, że to ja. Zatrzymałem się pod sklepem i zaparkowałem samochód. Wszedłem do środka i wybrałem najtańszy telefon i kupiłem starter z Pleya. Broń postanowiłem na razie odpuścić. Nie chciałem nie potrzebnie marnować pieniędzy, a już sam nie byłem pewny, czy mój plan był właściwy. Po raz kolejny się wahałem. Miałem Liliannę i nasze dziecko. Nie chciałem zrobić czegoś, co mogło by nam zaszkodzić. Zresztą nie byłbym pewny, czy to nawet by się udało. Za telefon wydałem niewiele bo tylko dwadzieścia złotych. Kupiłem coś z mms by móc wysłać zdjęcie. Postanowiłem jechać do banku i sprawdzić ile mam na kącie, a następnie zrobić zakupy na kolejnych kilka dni. Tak jak postanowiłem tak zrobiłem. Ruszyłem w kierunku banku.

Obudziłam się w pustym łóżku. Rozejrzałam się dookoła, ale w domku znajdowałam się tylko ja z dzieckiem pod sercem. Usiadłam na łóżku i leniwie przeciągnęłam się, jeszcze bardziej otwierając oczy. Byłam rozespana. Pomału rozbudzałam się a ze stołu zalatywał zapach śniadania. Poczułam jak burczy mi w brzuchu i roześmiałam się. Nasze dziecko domagało się jedzenia. Wstałam i ubrałam na siebie szlafrok i usiadłam do stołu. Na stole smakowicie wyglądające stały kanapki z serem i kiełbasą a obok stał sok, który swoim zapachem skusił mnie do wstania. Niemal rzuciłam się na niego i wypiłam całą szklankę prawie jednym tchem. Oczywiście sok był mojego ulubionego smaku- poziomkowy. Po wypiciu niemal zjadłam cały talerz kanapek i leniwie rozłożyłam się na krzesełku. Nie miałam sił się ruszyć. Cisza w mieszkaniu mnie dobijała. Zastanawiałam się gdzie, po co i na jak długo pojechał Szymon. Nie podobało mi się to, że siedziałam tu sama, ale wiedziałam, że powinnam się do tego pomału przyzwyczaić. Przecież gdy urodzi się dziecko a Szymon pójdzie do pracy, zostanę sama w domu z maluchem. Postanowiłem zapisać się do jakieś szkoły rodzenia i na kurs opieki nad dzieckiem. Jest w ogóle coś takiego? nie miałam pojęcia. Przypomniałam sobie naszą wczorajszą rozmowę i zamarłam. Co jeżeli Szymon naprawdę chce to zrobić? dlaczego mi nie obiecał? poczułam strach. Musiałam jeszcze dziś poważnie z nim o tym porozmawiać. Wykręciłam numer do mamy i przyłożyłam komórkę do ucha, jeden, drugi, trzeci po trzecim sygnale usłyszałam jej cichy głos.  
- Córeczko- powiedziała niemal szeptem - Jak się czujesz? - zapytała  
- Dobrze mamo. Dziękuje.- odpowiedziałam - Jak tata?- zapytałam przejęta tym, że została z nim sama  
- Nie wiem. Jeszcze nie wrócił - rzekła - Słuchaj chyba właśnie wszedł bo słyszę jakieś hałasy z dołu. Odezwę się później - szepnęła a w jej głosie czaił się strach.
Biedna mama - pomyślałam. Ubrałam się, uczesałam i wyszłam na dwór. Zamknęłam chatkę i postanowiłam się przejść. Nie wiedziałam na jak długo Szymon pojechał a nie chciałam sama siedzieć w domku. Nie lubiłam samotności. Czułam zapach grilla i uśmiechnęłam się do siebie. Wszędzie czułam zapach mchu i pomyślałam o grzybach. Chociaż nie znałam za bardzo tych stron, postanowiłem iść na spacer. Nie zamierzałam zapuszczać się daleko w głąb lasu, ale po prostu spacerować po ścieżce i wcale z niej nie schodzić. Ominęłam domek z którego coraz intensywniej pachniało grillem i zobaczyłam grupkę młodych ludzi. Gdzieś na oko w moim wieku może trochę starszych. Przy grillu stało dwóch chłopaków, a trzy dziewczyny opalały się na leżakach i plotkowały głośno się śmiejąc. Ile bym dała bym ja też mogła tak beztrosko żyć. Spojrzałam na okrągły już brzuch i pogłaskałam się po nim. - Mamusia Cię kocha - wyszeptałam tak cicho, że ledwo ja słyszałam swoje słowa. Pomału spacerkiem szłam dalej. Zatrzymałam się przed brzozą i usiadłam oparta o drzewo. Musiałam odpocząć bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Chciało mi się pić, a upał nie ułatwiał tego. Coraz bardziej żałowałam tego, że wyszłam z tego domku. Za trzecim razem jakoś udało mi się podnieść z ziemi. Wstałam i rozejrzałam się dookoła, nie byłam pewna, którędy iść. Usłyszałam śmiech pary, która beztrosko wędrowała ścieżką i nieśmiało ruszyłam w ich stronę. Chciałam wstać, ale zachwiałam się i przewróciłam.

Nie pamiętałam nic z wypadku w lesie. Przebudziłam się otoczona grupką młodych ludzi, zdając sobie sprawę, że jestem na tym samym podwórku, w którym jeszcze nie dawno odbywał się grill. Kilka par oczów patrzyło na mnie ze strachem, a ja nieśmiało się uśmiechnęłam.  
- Masz wypij to. - powiedział jeden z nich. Przede mną klękał młody, no dobrze może nie aż tak młody, bo najstarszy z nich wszystkich mężczyzna a w ręku trzymał wodę mineralną i ciśnieniomierz. Dopiero po chwili, gdy zobaczyłam jego biały strój i coś, co miał złożone na szyi zdałam sobie sprawę, że jest lekarzem. Spojrzałam na niego zaskoczona a on roześmiał się.  
- Miesiąc temu skończyłem studia lekarskie. Trochę się na tym znam - odpowiedział jakby czytał mi w myślach. - Co robisz tu sama w ciąży w taki upalny dzień?- zapytał a w jego głosie słyszałam nutkę strachu  
- Co z moim dzieckiem? - zapytałam wciąż popijając wodę  
- Z dzieckiem wszystko okej, ale pani jest lekko odwoniona. Proponuje pić więcej płynów w taki upalny dzień - zaśmiał się, a ja się do niego uśmiechnęłam. - Nie odpowiedziała pani- szepnął i posłał mi jedno z najpiękniejszych spojrzeń jakie widziałam  
- Spacerowałam. Mój facet pojechał do miasta jak jeszcze spałam, a ja chciałam się przejść no i zabłądziłam - przyznałam trochę zawstydzona  
- Sama w ciąży po lesie? to nie jest zbyt rozsądne - powiedział łagodnym głosem  
- Teraz to wiem - przyznałam. - Chyba powinnam już iść. Nie chcę by Szymon się martwił - powiedziałam ściszonym głosem  
- Odprowadzę panią zgoda?- szepnął miękkim głosem. Nie odpowiedziałam. Zabrałam od niego wodę i bez słowa kiwnęłam głową, pozwalając się mu prowadzić. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2228 słów i 11676 znaków, zaktualizowała 27 sie 2015.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Milenka:)

    Kochana kiedy będzie nastepna część już nie mogę doczekać się następnej pozdrawiam twoja fanka Milenka:)

    28 lip 2015

  • Użytkownik Słodka;**

    Świetne  :bravo: Pisz dalej!! :D

    14 lip 2015

  • Użytkownik agusia16248

    @Słodka;** Dziękuje :* Nie długo powinna się pojawić 9 część :*

    14 lip 2015