Mój Anioł Stróż cz.17

Mój Anioł Stróż cz.1717

Tym razem postanowiliśmy pojechać razem. Może to i naiwne, ale wierzyłam, że jak pojedziemy razem, to przyniesie nam szczęście i okaże się, że wcale nie jesteśmy rodzeństwem. Rodzicom nie mówiliśmy gdzie jedziemy, mieliśmy łatwiej, bo wcale nie interesowali się mną, a nawet nie zauważyli mojej nie obecności, stale skacząc sobie do gardła. Tylko mama wiedziała co czujemy i co przechodzimy. Tylko ona znała prawdę i wiedziała, że Mariusz to tak naprawdę Szymon, miłość mojego życia. Ani razu nie wydała nas przed ojcem, za co byliśmy jej wdzięczni. Nie mieliśmy pojęcia jakby wyglądałoby nasze życie, gdyby ojciec poznał prawdę, tym bardziej teraz, gdy obawialiśmy się najgorszego. Chciałam odszukać ją, powiedzieć jej prawdę, chciałam by mnie przytuliła i zapewniła, że wszystko będzie dobrze, ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy, bo znów słyszałam ich kłótnie. Ostatnio nikt z domu nie zwracał na to uwagi, każdy ochroniarz, każda kobieta z kuchni przyzwyczaili się do wiecznych pretensji ojca, do wrzasków moich rodziców. Każdy z wyjątkiem naszego maleństwa, który co raz gorzej zaczął znosił cały ten stres. Za każdym razem nerwowo kopał mnie, a ja uspokajałam go cichym śpiewem. Szymon zabierał mnie z tego domu i znikaliśmy na całe dnie. Wychodziliśmy rano a wracaliśmy późnym wieczorem, a czasami zwyczajnie nocowaliśmy w hotelu, chcąc mieć spokojną noc, bez obaw, że zbudzą nas kolejne wrzaski. Z dnia na dzień zakochiwaliśmy się w sobie bardziej. Był czuły, opiekuńczy, kochający, ale ani razu nie wróciliśmy do tamtej sytuacji z polanką. Nie rozmawialiśmy o tym, co się stało, powoli uświadamiając sobie jak wielki błąd popełniliśmy. Jednak ja nie mogłam nazwać tego błędem. Kochałam go i wiedziałam, że on kocha mnie. To samo spojrzenie w oczy, ten sam dotyk, te same gesty. Był jeszcze bardziej wpatrzony we mnie niż wtedy, gdy wszystko było tak dziecinie proste. Kochaliśmy się, spotykaliśmy, a ja naiwnie wierzyłam, że tyle wystarczy nam do szczęścia. Nie wystarczyło. Nie wiem, czy gdyby nie uparł się i nie powiedział o wszystkim ojcu, czy gdybym tamtego dnia zatrzymała go, czy gdybym sprzeciwiła się ojcu i powstrzymała tamte wydarzenia. Nie wiem, jak teraz wyglądało by nasze życie. Czy było by to samo? czy zmieniło by się tylko i wyłącznie to, że nie musieli byśmy ukrywać tego, że się kochamy? Czy to uchroniło by nas przed bólem, jakim teraz czujemy, gdy trzyma mnie w objęcia? czy gdybym zdecydowała się tamtego dnia na aborcję, gdybym mu nie powiedziała o naszym dziecku, czy teraz coś by się zmieniło? bez przerwy zadaje sobie to pytanie i nie znam odpowiedzi. Tyle myśli krąży mi po głowie, tyle obaw. Na co liczymy? na cud, że okaże się, że wyszła jakaś pomyłka a my jednak nie jesteśmy rodziną? nie wiem dlaczego się na to zdobyłam. Chyba tylko dlatego, bo tak trudno uwierzyć mi jest w to, że dziecko jest zdrowe. Wiem, inna matka skakała by do góry, cieszyła się, była szczęśliwa, ale nie ja. Strach, który nie opuszcza mego ciała jest silniejszy niż wszystko inne. Dlatego zdobyłam się na ten krok, krok, który może zniszczyć całe nasze dotychczasowe życie. Co zrobię, gdy ponownie przeczytamy wyniki? nie wiem. Nie myślałam o tym i nie chcę o tym myśleć. Wierze, chcę wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Chcę wierzyć, że moja kobieca intuicja mnie nie zawiedzie.

               ***
Milczeliśmy. Chociaż tak bardzo chciałem się do niej odezwać, nie potrafiłem. Starałem skupić się na drodze, ale nie mogłem. W głowie panował chaos. Bałem się, tak cholernie bałem się tego, co się stanie. Miałem świadomość tego, że w tej chwili warzyły się nasze losy. Cała sytuacja, cała ta sprawa. Sam nie wiedziałem. Czułem się tak bardzo przygaszony, tak bardzo zły na siebie, że nie potrafiłem jej odmówić. Miałem gdzieś wyniki. Miałem gdzieś te cholerne badania. Obawiałem się ich. Do tej pory, do tej pory żyłem nadzieją, że zaszła jakaś pomyłka, że jest szansa na to byśmy byli razem. Do tej pory łudziłem się. Teraz natomiast miałem zmierzyć się z rzeczywistością. Jeżeli wyniki okażą się takie same, jeżeli badanie wykażę, że jestem jej bratem, nie miałem pojęcia co z nami będzie. Obiecałem jej, że wyjedziemy, że mimo wszystko nie zrezygnuje, ale chyba nie potrafiłem. To było nasze być, albo nie być. Nie miałem w sobie tyle odwagi co ona, chciałem zatrzymać czas, chciałem być z nią jeszcze dzień, lub dwa. podarować sobie kilka chwil, kilka tak wspaniałych chwil, kilka momentów tylko po to, by pogrzebać tą miłość na zawsze. Nie wiedziałem co zrobimy z dzieckiem, nie wiedziałem nic. Nie chciałem ich zostawiać, ale nie potrafiłem być obok, a tak daleko od niej. Nie móc jej przytulic, pocałować, nie móc dotknąć jej ciała. To, co działo się w ciągu ostatnich dni to były czyste tortury. A tamten dzień, gdy kochaliśmy się na tej polance wydawał się tak odległy, jakby było to sto lat temu. Nasze ciała były tak bardzo siebie spragnione, tak bardzo za sobą tęskniliśmy, tak bardzo nasze dusze cierpiały. Nie chciałem przechodzić tego od nowa, nie potrafiłem.
- Lili - wyszeptałem najciszej jak potrafiłem. Chyba nie usłyszała mojego głosu, bo nie zareagowała, nie odezwała się, nie spojrzała na mnie. Wciąż jej twarz była wpatrzona w szybę, a ja wiedziałem, że już za późno by się wycofać. Zaparkowałem samochód i wysiadłem z niego. Dopiero teraz nasze spojrzenie się spotkało.Chociaż oboje czuliśmy dokładnie to samo, znów milczeliśmy. Bała się, widziałem to w jej oczach. Bała się tak jak ja, chociaż tak bardzo starała się udawać twardą. To ja postanowiłem iść po wynik badania. Wszedłem, odebrałem, podpisałem i po chwili trzymałem kopertę w ręce. Tą samą kopertę, co wtedy, gdy czytałem wyniki w lesie. To chyba wtedy czas się dla mnie zatrzymał, a wszystko inne straciło sens. Wtedy straciłem ją na dobre. Teraz patrzyłem na kobietę, którą uwielbiałem i poczułem złość. Złość skierowaną w naszych rodziców, w siebie a najbardziej w los, bo tak okrutnie bawił się naszymi uczuciami. Jej oczy były przerażone. Wyglądała jak zagubiona mała dziewczynka, jak ktoś, kto idzie na karę śmierci, jak ktoś, kto zaraz ma umrzeć. Tak się czuliśmy. Życie bez miłości, życie w którym nie mogliśmy siebie nawzajem kochać, nie miało dla nas sensu. W pewnym sensie byliśmy jak zagubieni dzieci. Jak ktoś, kto zaraz ma stracić, kogoś, kogo kocha. Miałem ochotę podrzeć te wyniki, wywalić je do kosza i zapomnieć o wszystkim tym, co się ostatnio wydarzyło. Wyciąć te złe chwile i żyć tak, jakby nic się nie wydarzyło. Bóg mi świadkiem, że tak cholernie chciałem podrzeć tą kopertę, ale nie zrobiłem tego. Poczułem na sobie uważne spojrzenie Lilii i bez słowa otworzyłem kopertę. Odszukałem najważniejszego zdania i zamarłem. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć.

                                       ***
Chciałam zapewnień, deklaracji. Chciałam z jego oczów wyczytać obietnicę, wyczytać to, co czuł, ale nie potrafiłam. Jego oczy były zimne niczym lód, nie wyrażały niczego, żadnych uczuć, żadnej radości. Przerażona wyrwałam kartkę z jego dłoni i spojrzałam na mały wydruk. Zdębiałam. Nie miałam pojęcia co teraz z nami będzie. Nie miałam pojęcia jak z naszymi planami, co z dzieckiem. Niczego już nie wiedziałam. Spojrzałam na pusty, nadal niepewny wyraz twarzy ukochanego i przełknęłam ślinę. Dlaczego do cholery on się nie cieszy? w głowie panował chaos. Tysiące myśli krążyło w mojej głowie i tak bardzo byłam niepewna naszej przyszłości. Chciałam coś powiedzieć, odezwać się, potrząsnąć nim, ale nie mogłam. Nogi jak z waty odmówiły posłuszeństwa a wszystko działo się, jakby poza mną.  
- Jak? - wydusiłam, nadal trzymając w ręce mały kawałek papieru.  
- A czy to ważne jak? ważne, że się udało! - zawołał, a dopiero teraz rozpoznałam w nim mojego Szymona. Bez słowa wpadłam mu w ramiona i uśmiechnięta od ucha do ucha wtuliłam się w jego bezpieczne ramiona. Nadal byłam oszołomiona, tym co przeczytałam, ale cieszyłam się. I on też się cieszył, teraz miałam pewność, bo na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech a jego oczy znów błyszczały dawnym blaskiem.  
- Jak to do cholery możliwe? ktoś podmienił tamte wyniki? zaszła jakaś pomyłka? jak? - mój głos drżał z emocji. Poczułam na policzkach łzy a po chwili nie wytrzymałam  i pozwoliłam łzą, wypłakać cały strach i wszystkie obawy. Chociaż miałam czarno na białe wynik badań i niemal stu procentową pewność, wciąż w głowie były obawy. Nie potrafiłam sobie wyobrazić naszego życia w szczęściu i bez problemów. Tak długo żyłam w strachu, że teraz nie łatwo będzie mi zasypiać i budzić się bez obaw. Spojrzałam na Szymona, nadal nie mogąc uwierzyć w to, że jest mój. Teraz byłam pewna tego bardziej niż kiedykolwiek, chciałam z nim być.
- Zatrzymaj się w hotelu - zaśmiałam się, a on spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. - Zatrzymaj! - niemal rozkazałam mu wybuchając śmiechem. - Nakazuje Ci zabrać mnie do hotelu i kochać się ze mną do białego rana - wybuchnęłam śmiechem a on spojrzał na mnie i pokiwał rozbawiony głową. - Jak sobie księżniczka życzy - wyszeptał i zaniósł nas na rękach do hotelu. Zamówiliśmy pokój i odebraliśmy klucz. Po schodach poszłam o własnych siłach, bo byłam już dość ciężka, a nie chcieliśmy ryzykować, że coś mogło by się stać mi i naszemu dziecku. Po kilku minutach do pokoju przynieśli nam sok i zamówione jedzenie.
- Wznieśmy toast - zaśmiał się Szymon, podając mi kubek z sokiem do ręki. - Za nas kochanie. Za nas i naszą przyszłość - szepnął i zaczął się do mnie dobierać. Odwzajemniałam wszystkie jego pieszczoty, każdy pocałunek a moje ciało drżało z rozkoszy. Tak bardzo pragnęłam tej chwili, jego dotyku, ciepła ciała, jego pocałunków. Dopiero teraz uświadomiliśmy sobie, jak bardzo głodni byliśmy tego wszystkiego, jak bardzo głodni byliśmy siebie nawzajem i naszego ciała. Potrzebowaliśmy siebie do życia. Potrzebowaliśmy słów, obietnic, deklaracji. Potrzebowaliśmy swojej miłości. Potrzebowaliśmy naszych pocałunków i naszej miłości. Potrzebowaliśmy nas. Gra wstępna trwała długo, zbyt długo. Całował każdy zakamarek mojego ciała, a ja odpowiadałam na każdy, nawet najdrobniejszy jego ruch. Moje ciało pragnęło go, jeszcze bardziej niż mogłam sobie to wyobrazić.  
- Przestań się znęcać - wyszeptałam prosto do jego ucha. Uśmiechnął się i zaczął mnie namiętnie, z minuty na minuty coraz zachłanniej całować. Przegryzał moje warki a jego język idealnie łączył się moim. Nasze ciała pasowały do siebie jakbyśmy byli dwoma połówkami jabłka. Nasze palce były idealnie do siebie dopasowane i teraz do szczęścia nie potrzebowałam nic więcej. Po chwili poczułam go w sobie i zastygliśmy w bezruchu. Nie poruszaliśmy się, jakbyśmy chcieli zapamiętać tą chwilę na zawsze. Nie ponaglałam go. Śmiałam się w duchu, że to nasz pierwszy raz i chciałam by wszystko było idealne. Po chwili ruszył się,a ja zamknęłam oczy. Tak bardzo za tym tęskniłam. (...) Po wszystkim położyliśmy się obok siebie i milczeliśmy. Nie potrzebowaliśmy słów, by wiedzieć co czujemy. Kochaliśmy się, pragnęliśmy. Poczułam się tak, jakbyśmy wreszcie odnaleźli drogę do siebie. Przy nim czułam się, jakbym wróciła do domu. Do naszego, bezpiecznego świata, którego nie zamieniłabym nigdy za nic innego.  
- Skarbie - wyszeptałam, odwracając się na bok, do niego twarzą. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. - Co teraz zrobimy?  wyjedziemy? - zapytałam.
- Nie kochanie. Zostaniemy i sprzeciwimy się twojemu ojcu. Pobierzemy się i nie pozwolimy by cokolwiek i ktokolwiek nas rozdzielił. - szepnął, a po chwili odwrócił się tak, że leżał teraz na mnie. Oparł się łokciami o poduszki, sprawiając by jak najmniej uciskać moje ciało, a właściwie naszego maluszka i spojrzał na mnie z miłością w oczach. - Kocham Cię. Nie pozwolę by cokolwiek złego Wam się stało. Kocham cię maleńka - wyszeptał, a ja uśmiechnęłam się i w odpowiedzi obdarowałam go czułym, delikatnym pocałunkiem. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2357 słów i 12543 znaków, zaktualizowała 30 wrz 2015.

6 komentarzy

 
  • tala

    Kiedy kolejna??

    2 paź 2015

  • agusia16248

    @tala We wtorek  prawdopodobnie :)

    3 paź 2015

  • tala

    Cudne...

    1 paź 2015

  • hilllow

    suuuuuuuuuuper :*

    30 wrz 2015

  • Misiaa14

    Dziękuje !!! Cudownee

    30 wrz 2015

  • DemonicEagle

    Czekałem na taki rozdział :P Super :)

    30 wrz 2015

  • Tosia12283

    <3

    30 wrz 2015