"Krok do szczęścia" cz.5

"Krok do szczęścia" cz.5- Już wkrótce z tego wyjdzie. Nie martwcie się. Nadal podajemy jej kroplówkę i leki dożylne.
- Rob, przecież jestem lekarzem! Nie opowiadaj mi tych bajek! – usłyszałam krzyki, które obudziły mnie ze snu. Mimo, że nie spałam, to jeszcze nie uniosłam powiek w górę. Bałam się, że zobaczę tego mężczyznę, tego potwora…
- Alice, uspokój się. On już więcej nie zrobi jej krzywdy. To wszystko moja wina. Kochanie, nie płacz, proszę. – teraz słyszałam głos… mojego taty!
Czyli, że jestem już bezpieczna? Są ze mną rodzice? Uniosłam powieki w górę. Mama i tato, widząc to, podbiegli do mojego łóżka. Zaraz podszedł także lekarz. Każdy "wchodził" sobie w zdanie. Chciałam im wszystko opowiedzieć ; co przeżyłam, jak cierpiałam. Łzy ciekły mi po policzkach. Otworzyłam usta, by zacząć mówić, ale mama wtedy przerwała mi i powiedziała:
- Maju, kochanie, nic nie mów. Jesteś w szpitalu. Wszystko dobrze. Nie bój się.  
Następnie ucałowała mnie w policzek. Tato nie mógł powstrzymać uśmiechu na twarzy. Lekarz kazał wyjść im na razie z sali. Widziałam, że mamie to nie odpowiada, bo w końcu też tu pracuje, ale pewnie stwierdzili, że nie powinna być moim lekarzem, bynajmniej tu, w szpitalu. Zdjęli mi coś z buzi, nie wiem, co to było, ale przez to miałam zatkane usta, więc bynajmniej nie mogłam mówić. Zmienili mi kroplówkę. Lekarz cały czas patrzył na mnie. Widząc to, powiedziałam:
- Panie doktorze, czy ze mną jest bardzo źle?
Doktor zaczął się namyślać. Zauważyłam, że w sali byłam sama, więc to jakaś izolatka. W końcu otrzymałam odpowiedź:
- Wszystko będzie dobrze, Maju. Cały czas podajemy Ci leki. Spałaś bardzo długo, kilka dni … Wkrótce wypuścimy Cię do domu. Tam szybciej wrócisz do zdrowia, mając zapewnioną w dodatku opiekę lekarską.  
Pewnie chodziło mu o mamę-pomyślałam. Spałam bardzo długo? Kilka dni? Nic nie odpowiedziałam. Przez kolejne godziny nadal spałam cały czas, albo nie mogłam w ogóle spać. Rodzice czuwali nade mną na zmianę. Straciłam orientację w czasie. Nie wiedziałam, ile dni, lub tygodni minęło od tamtego zajścia, czyli porwania. Nie chciałam też o to pytać. Z rodzicami rozmawiałam ewentualnie o tym, czy czegoś potrzebuję. Nie miałam sił na dłuższą rozmowę. Wiedziałam także, że lekarz zabronił na razie pytań o to porwanie, bo nie raz słyszałam, jak rozmawia z rodzicami. Udawałam wtedy, że śpię i w ten sposób dowiadywałam się wielu rzeczy, bo nikt nie chciał nic więcej powiedzieć. Gdy już dość długo leżałam w szpitalu, przyszła do mnie pewna pani. Nie znałam jej. Powiedziała, że jest psychologiem i chciałaby ze mną porozmawiać o całej sytuacji, jaka miała ostatnio miejsce. Od razu wiedziałam, że chodzi jej o porwanie. Zebrałam w sobie siły i opowiedziałam wszystko, co pamiętałam. Ona chciała wydobyć ode mnie te informacje w inny sposób, ewidentnie przygotowała się na tą rozmowę. Przyniosła ze sobą jakieś artykuły. Ja i tak "prosto z mostu” zwierzyłam się ze wszystkiego. Nie należałam do osób, które szybko ufają i opowiadają o swych problemach, ale do tej pani nie czułam dystansu. Miewałam wręcz wrażenie, że znam ją od zawsze. Może opowiadałam jej to z nadzieją, że rodzice dowiedzą się od niej, a nie ode mnie... Nie wiem, ja po prostu nie chciałam im tego opowiadać...  
Dzień później, samodzielnie pozwolono mi wstać z łóżka. Mama w ten dzień poprosiła, żebym poszła do baru szpitalnego, bo tam czeka na mnie niespodzianka. Wyprosiłam, żeby udać się tam sama, o własnych siłach. Normalnie chodziłam, nie było już rany na głowie, ani śladów pobicia na ciele. Na moich nadgarstkach rzucały się jeszcze w oczy odciski sznurów.
- Sukinsyn! Tyle mi zrobił! – pomyślałam.
Gdy weszłam na drugie piętro, zauważyłam napis "Bar Szpitalny”. Udałam się w jego stronę. Było tam sporo krzeseł i stolików, ale większość była zajęta. Nagle rzuciła mi się w oczy charakterystyczna bluzka. Skądś ją znałam … Gdy spojrzałam na twarz osoby, która była w nią ubrana, zobaczyłam … Olę! Ona spojrzała na mnie pierwsza i podbiegła do mnie.
- Majka! Kochana! Jak się czujesz? Wszystko dobrze? Tak cholernie tęskniłam! Nie mogę sobie wybaczyć.. – tutaj nie dokończyła zdania.
Spojrzała na mnie niebieskimi oczyma. Wiedziałam, że chciała powiedzieć : "Nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłam Ci iść z nim”. Odpowiedziałam na poprzednie pytania, bo widziałam, że się zmieszała.
- Czuję się już dobrze. Ja też tęskniłam. To nie Twoja wina, że mnie porwał.. – dokończyłam za Olę i przytuliłam ją mocno. – Chodź, poopowiadasz mi jak w szkole, jak Dave... – poprosiłam.
Usiadłyśmy przy stoliku. Zaczęłyśmy plotkować. Ola opowiadała mi jak w szkole i w ogóle. Dowiedziałam się, że wiele osób o mnie wypytuje, a Dave i Max w szczególności.
- Max?! – wykrzyknęłam. Jak to?
- No normalnie. Oni najbardziej się martwią, nie licząc mnie oczywiście. Nie wiem, Max strasznie się zmienił. Chodzi jakiś podłamany. Prosił, żebym Ci przekazała, że chce z Tobą porozmawiać jak najszybciej. Cały czas staram się go ignorować, ale jest taki... natrętny – mówiła Ola.
Bardzo dobrze robisz – powiedziałam. – Nie zamierzam z nim rozmawiać.
Gdy zerknęłam na zegarek obliczyłam, że siedzę tu jakąś godzinę, choć miałam być krócej. W sumie wszystkiego się dowiedziałam. Dave o mnie pyta! Ucieszyłam się tą wiadomością. Ale Max? Tego nie rozumiałam. Pożegnałam się z Olą i wróciłam do swojej sali.


Przepraszam, za ten długi odstęp od następnego opowiadania, ale testy, sprawdziany i tak dalej... Mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrawiam! :)

Aleksandra425

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1078 słów i 5882 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik LittleScarlet

    Jest okay, ale mała uwaga: bynajmniej = nie. Przez dodanie tego słówka, dwa zdania trochę straciły sens. Poza tym, jest naprawdę dobrze. c:

    5 lut 2014

  • Użytkownik Maddy

    Czekam na kolejną część :) Fajna seria ;)

    5 lut 2014