Szłam przyspieszając kroku. Chociaż byłam w samym środku nowojorskiego lotniska, nie czułam się bezpieczna. Chyba tak naprawdę nigdy nie byłam bezpieczna i obawiałam się, że nigdy nie będę. Nie po tym co zrobiłam. Nie po tym, co on mi zrobił. Trzymałam Jessice za rękę i patrzyłam w zielone oczy córeczki. Naszej córeczki. Chyba tak naprawdę gdyby nie ona, nie odważyłabym się uciec. Nie porzuciłabym swojego życia i nie zaczęła żyć on nowa. Byłam przyzwyczajona do tego, co działo się w moim otoczeniu. Bron! Muszę porzucić broń! w głowie panował mi chaos. Nie sądziłam, że w Nowojorskim lotnisku bez zbędnych przeszkód dostanę się na lotnisko z bronią i sfałszowanymi dokumentami. Wszystko działo się według planu. Zupełnie jakby pisane było nam nowe życie. Byłam tak blisko celu. Musiałam tylko wyrzucić broń, zadzwonić do przyjaciółki i wsiąść do samolotu. Później już miałam być po prostu Karoliną i zacząć wszystko od nowa.
- Mamusiu ! - usłyszałam głos córeczki
- Już dobrze Jessico. Jestem tu - uspokajałam trzyletnie dziecko
- A tata? - zapytała, patrząc na mnie niespokojnym wzrokiem
- tatuś musi zostać. Pamiętasz jak Ci opowiadałam o cioci? jedziemy do niej - tłumaczyłam spokojnie
Jessica patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem, ale nie zareagowałam. Wciąż mocno trzymając córkę za rękę, pędziłam przez tłum lotniska, prosto do damskiej toalety. Tam postanowiłam zostawić broń i udać się prosto do odprawy. Wsiąść do samolotu i zacząć nowe życie. Nie jako Carla a jako Karolina, Samotnie wychowująca matka. Wszystko miałam już załatwione. Kuzyn miał dać mi pracę a moja najlepsza przyjaciółka a zarazem narzeczona mojego kuzyna, miała odstąpić nam swoje mieszkanie. Nikt z rodziny oprócz mojego kuzyna, miał nie wiedzieć o naszym miejscu pobytu. Do kosza w jednej z kabin rzuciłam broń, który będzie dowodem zbrodni i wciąż nawet na chwile nie puszczając rączki córeczki, wolnym, spokojnym krokiem skierowałam się do odprawy. Po lewej stronie lotniska znajdowała się budka telefoniczna. Podeszłam do budki i wykręciłam znajomy numer.
- Cześć to ja. Jesteśmy już na lotnisku - szepnęłam
- Carla. Plany się nieco zmieniły - usłyszałam przygnębiony głos przyjaciółki
- Jak to? stało się coś? - zapytałam
- Tak. Carla nie przyjeżdżaj. Nie dziś. Aresztowali Mikołaja - powiedziała roztrzęsionym głosem
- Za co? - zapytałam
- Przecież wiesz. Przyłapali go na handlowaniu. Ja też jestem podejrzana. Nie będziesz tu bezpieczna. Zostań może dzień, dwa. Zadzwonię za dwa dni o tej samej porze na lotnisko. Jeżeli Cię nie będzie, to przylecę ja - powiedziała zamyślona
- Nie! Ja przyjeżdżam. U mnie też się sprawy skomplikowały. James nie żyje. Jeżeli zostanę to dobrze wiesz co będzie. Za dużo ryzykowałam, by teraz tu zostać - szepnęłam
Chociaż moja przyjaciółka odradzała mi to, nie posłuchałam. Poczułam w oczach łzy i próbowałam wziąć się w garść. Usiadłam na ławce i zaczęłam gorączkowo rozmyślać. Nie miałam pojęcia co teraz mam zrobić. Zostać tu i dać się zabić, wrobić i nie wiadomo co jeszcze, czy pojechać do Polski i zacząć nowe życie? postanowiłam zaryzykować. Wstałam i udałam się do odprawy.
- Dzień dobry. Miałam zarezerwowany lot 303 do Polski o siedemnastej pięć. - szepnęłam
Młoda kobieta spojrzała raz na mnie, a raz na moją córeczkę i uśmiechnęła się.
- Dobrze pani Karolino. Proszę iść tymi drzwiami. Samolot zaraz ma startować- powiedziała uśmiechając się do mojej córki
- Dziękuje - zabrałam nasze dokumenty i pobiegłam do drzwi.
Po kilkunastu minutach siedzieliśmy już w pierwszej klasie w Nowojorskim samolocie i modliłam się, byśmy tylko wystartowali. Dokumenty z moim prawdziwym imieniem schowałam głęboko w torbie i spojrzałam na zasypiającą już córkę.Jess to wszystko dla Ciebie- pomyślałam w duchu Po chwili samolot wbił się w górę a my lecieliśmy, do nowego, lepszego świata. CDN
Dodaj komentarz