Chciałam, pragnęłam by zamilkł. Nie chciałam dłużej słuchać słów Maxa, nienawidziłam go za to. Nie rozumiałam co właściwie do mnie mówi, dlaczego mówi, dlaczego mnie rani. Staliśmy na poboczu nie daleko parku. Jessica nadal spała w foteliku, a Max próbował coś tłumaczyć, ale nie chciałam go słuchać. Nie wierzyłam w to,że już nigdy miałabym nie zobaczyć mojego męża,że Lucas nigdy do nas nie wróci. Mówił coś o Bernim, o moim mężu, o pułapce. Nie słuchałam. Niedaleko nas spacerowała para trzymająca się za ręce, chłopak patrzył na nią takim wzrokiem,że czułam ból. Powoli docierał do mnie sens jego słów. Gwałtownie otworzyłam drzwi, czując,że brakuje mi powietrza. Dusiłam się. Dusiłam słowami przyjaciela, który raz za razem mówił te głupoty,raniąc mnie w taki sposób,że nie miałam siły żyć. Z jednej strony nie chciałam, nie potrafiłam w to wszystko uwierzyć, ale z drugiej byłam na wszystko gotowa, chyba już nic nie było wstanie mnie zaskoczyć i przerazić. No dobrze może była jedna rzecz, może było coś, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Mimochodem spojrzałam w tył, gdzie spała moja córka. Tylko Jess i jej bezpieczeństwo trzymało mnie teraz przy życiu. Chciałam płakać, chciałam upaść, chciałam wylać łzy, ale nie potrafiłam. Nie wiem. Chyba byłam realistką, nie wierzyłam, w zasadzie nawet nie wiedziałam co z Lucasem.
- Nie wierze Ci. Skąd możesz to wiedzieć? - spytałam nieswoim głosem. Ton mojego głosu zmienił się w chwili, gdy Max powiedział o śmierci mojego męża. A podejrzenie, jakie rzucił w stronę Berniego, który przecież był bratem Lucasa, a moim szwagrem były tak niedorzeczne,że aż śmieszne. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale zaczęłam się śmiać, nie tak jak to ja się śmieje, jakoś tak nienaturalnie, dziwnie, głośno. Mój śmiech echem rozniósł się po całym parku, para, która spacerowała nagle spojrzała w naszą stronę. Musiałam wyglądać jak kretynka, jak ktoś niespełna rozumu. Zresztą tak własnie się czułam. Byłam już tym wszystkim zmęczona, nie rozumiałam dlaczego to wszystko własnie spotkało nas, dlaczego musiało przytrafić się mojej rodzinie. Zaczęło się tak niewinnie, a zmieniło nasze życie w koszmar. Realne zagrożenie deptało nam po piętach a o życiu lub śmierci mojego dziecka decydował mężczyzna, którego przecież nawet nie znałam. Jak potoczyłoby się nasze życie, gdybym nie wyjechała? Czy w domu Jessica byłaby bezpieczniejsza niż tu, w obcym kraju? Czy gdybym powiedziała Lucasowi prawdę, gdybym przyznała się do wszystkiego, zamiast uciekać jak pieprzony tchórz
- Carla - głos Maxa złagodniał. - Carla posłuchaj mnie. Proszę - nie chciałam go słuchać, nie mogłam. - Wiem jak się czujesz, zaufaj mi. Wiem,że się boisz - szeptał. Popatrzyłam w jego stronę, nie wiem jak, nie wie kiedy, ale mimo szarpania znalazłam się w jego ramionach. Nie wytrzymałam.
- Wiesz jak się czuję? Naprawdę do cholery wiesz jak się czuję?! - byłam bliska mordu. - Nic nie wiesz. To nie Ciebie i nie twoje dziecko próbują zabić, nie Twoja żona być może gdzieś tam umiera, nie Ty jesteś z obcym mężczyzną, w obcym państwie ze świadomością,że być może właśnie gdzieś leci kula przeznaczona dla twojej rodziny! Nie ty masz na ramieniu śmierć bliskich i naprawdę, naprawdę do Kurwy wciąż myślisz,że wiesz co czuję?! - krzyczałam przez łzy. Nikt nie wiedział co właśnie w danym momencie czułam, nikt nie rozumiał, nie wiedział, nie znał tego strachu. Nikt nie był w moim ciele, nikt nie miał prawa wiedzieć. Upadłam bezwładnie w jego ramiona. Nie miałam siły z nim walczyć. Świadomość,że być może i jego zabiją, a ja zostanę z Jessicą sama była nie do zniesienia.
- Nic wam nie zrobią, przysięgam,że Ciebie i Jess będę bronił własnym ciałem - usłyszałam. Wyrwałam się z jego ramion, spojrzałam na niego spod łez, no właśnie.
- Ty nic nie rozumiesz prawda Maxie? Mam dość tego,że ludzie przez nas, albo dla nas umierają. Mam dość,że każdy ginie próbując nas ratować. Właśnie. A jeśli Ty umrzesz co się stanie z moją córką? Jak mam sama ją chronić? Ja nie chce tak żyć. Chcę po prostu wyrwać się z tego piekła. Tylko tego pragnę, chcę wyrwać się z tego piekła - rozpłakałam się. CDN
Dodaj komentarz