Bezradność. #12

Słyszałam cichy szloch. Powoli otwierałam oczy. Wszystko wokół było rozmazane. Gdy już wzrok wrócił do normy, tuż obok łóżka siedziała zapłakana mama.  
- Mamo... - szepnęłam tak, że może mnie nie usłyszała. Jednak podniosła głowę.
- Ana, słońce! - wykrzyknęła radośnie i pocałowała mnie w czoło. Przypomniałam sobie dlaczego znalazłam się w szpitalu.  
- Dlaczego nam to zrobiłaś?! Gdyby nie ten telefon, straciłabym cię.. - po policzkach płynęły jej łzy.
- Jaki telefon? - zmarszczyłam brwi.  
- Jakiś chłopak - mężczyzna zadzwonił i powiedział bym szybko wracała do domu... Nie wiem skąd on o tym wiedział, że coś się stanie, ale to już nieważne  - spuściła głowę. Nic nie odpowiedziałam. Nie mogłam uwierzyć jak to się stało i skąd ten ktoś wiedział. W tym momencie do sali wszedł lekarz. Zabrano mnie na jakieś badania.  

Po kilku dniach wyszłam ze szpitala. Któregoś dnia poszłam do centrum handlowego. Gdy przyglądałam się wystawie w odbiciu szyby rozpoznałam bardzo znaną mi postać. ZNOWU WIDZIAŁAM BARTKA! Błyskawicznie odwróciłam się w tamtą stronę. Postać była odwrócona tyłem i szybkim krokiem odeszła. Próbowałam go dogonić, ale zniknął mi z oczu. "Nie.. Znowu sobie coś wyobrażam... Wariuję.." - myślałam sobie. Poszłam do parku. Usiadłam na ławce i zaczęłam myśleć o tej całej sytuacji. Postanowiłam komuś o tym powiedzieć. Zadzwoniłam po Jadzię. Po kilku minutach była.  
- O co chodzi?  
- Muszę ci coś powiedzieć. Dzisiaj, gdy byłam w centrum widziałam... Bartka... - popatrzyła na mnie jak na chorą. - Tak wiem! To jest nierealne, ale ja naprawdę go widziałam! - dodałam szybko.  
- Ana to nie mógł być on. Na pewno coś ci się pomyliło. Wiem, że bardzo za nim tęsknisz, ale to na sto procent nie on. - próbowała mi wytłumaczyć.  
- Może i masz rację. - oczy lekko mi się zaszkliły. - Ale... Powiem ci coś jeszcze, tylko nikomu masz nie mówić. - dziewczyna przytaknęła głową i zmarszczyła brwi.
- Ja... Trzy razy... Trzy razy próbowałam... popełnić samobójstwo... - spuściłam głowę i zakryłam twarz rękoma.  
- Nastia co ty mówisz?!? - była zszokowana.  
- Ale wiesz co jest najdziwniejsze? - popatrzyłam na nią. - Że ktoś zawsze mnie ratował... - Przyjaciółka była zszokowana i nie mogła wydobyć słowa. Złapała się tylko za głowę. Wreszcie powiedziała.  
- Po 1. Nigdy więcej masz nie robić takich głupot... Po 2. Komuś na tobie zależy...
- Nie wiem już co mam myśleć... Muszę już iść... - wróciłam do domu. Postanowiłam, że muszę się dowiedzieć kim jest ktoś, kto nie chciał bym odeszła...  

Na na następny wieczór miałam już ustalony plan. Wraz z Jadzią poszłyśmy w pewne miejsce, gdzie nie było ludzi. Wiedziałam, że pewnie ten ktoś będzie nas śledzić. Usiadłam na ziemi z opakowaniem tabletek nasennych. A Jadzia schowała się w krzaki.  
- Tutaj nikt mnie nie znajdzie... - szepnęłam. Udałam, że połykam tabletki i zasypiam. Po tym usłyszałam czyjeś kroki. Ktoś wziął mnie na ręce i chciał gdzieś zanieść. Wtedy się "obudziłam" i przewróciłam chłopaka.
Chciał uciec, ale Jadzia wybiegła i pomogła mi go przytrzymać. Przyznam, że jest dość silna. Zdjęłam chłopakowi kaptur. To kogo zobaczyłam zszokowało mnie nie do opisania.  
- O kur*a! - oznajmiła przestraszona Jadzia.  
- C-co? B-ba... - nie mogłam wydusić słowa. Uciekłam jak najszybciej.. Słyszałam tylko krzyk przyjaciółki.  
- JAK MOGŁEŚ?! TY ŚWINIO! WSZYSCY MYŚLELI, ŻE NIE ŻYJESZ! - reszty nie usłyszałam. Migiem wbiegłam do domu i od razu wpadłam do swojego pokoju. W domu był tylko Kuba. Wskoczyłam na łóżko i zalałam się łzami. Było mnie słychać na pewno na całe osiedle. - Boże Ana! CO SIĘ STAŁO?! - zapytał przestraszony brunet. Nic nie mogłam wydusić.  
Wreszcie krzyknęłam na cały dom.
- ON ŻYJE! CZY TY TO ROZUMIESZ?! TA ŚWINIA CAŁY CZAS ŻYŁA! - krzyczałam przez łzy.
- Ale spokojnie... Kto żyje?
- BARTEK! - chłopak był zszokowany tym co usłyszał.  
- Zostaw mnie samą... - oznajmiłam przecierając policzki. Gdy wyszedł, wylewałam łzy w poduszkę. Z jednej strony bardzo go kocham i cieszę się, że żyje, ale z drugiej z całego serca go nienawidzę. Jak on mógł mi to zrobić?! Kilka razy dzwonił do mnie. Jadzia też.

Następnego dnia nie miałam na nic ochoty. Cały dzień siedziałam w pokoju i nikogo nie wpuszczałam. Dopiero wieczorem wyszłam się przejść. Chodziłam bezcelowo po ulicach. Gdy szłam ścieżką w parku usłyszałam czyjś głos.  
- Nastia daj mi to wyjaśnić! - podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Co chcesz mi wyjaśniać?! Że przez ten cały czas udawałeś zmarłego?!
- Musiałem tak postąpić! - miał zaszklone oczy.
- Przez te cztery miesiące rozpaczałam i płakałam za tobą. Nawet chciałam się zabić!
- Ale ratowałem cię! Posłuchaj... Gdy leżałem w szpitalu, myślałem o tym wszystkim. Lekarze mówili, że jest duża możliwość, że nie odzyskam pamięci. Nie mogłem sobie nic przypomnieć i do dziś nie pamiętam. Nawet to jak wykonywać niektóre codzienne czynności. Nie chciałem cię ranić, więc wypisałem się ze szpitala i kazałem lekarzom powiedzieć że... No wiesz... - spuścił głowę. To co powiedział nie miało sensu.  
- Przecież mogliśmy to jakoś przetrwać, ale ty to zniszczyłeś! - po policzkach spływały łzy.  
- Proszę... Wybacz mi.. - widać było, że płakał.  
- Nie mogę... To już koniec... Koniec Bartek... - ściszyłam głos, odwróciłam się i odeszłam. Wróciłam domu. Dlaczego on to zrobił?! Zadzwonił telefon. Była to Jadzia.  
- Halo? - powiedziałam prawie szepcząc.  
- Hej, jak się czujesz? - spytała smutnym głosem.  
- A jak mam się czuć? - po policzkach płynęły łzy. - Ehh... Przed chwilą dzwonił Bartek... Płakał... - Gówno mnie on obchodzi! Dla mnie już NIE ISTNIEJE!  
- Dobrze, przepraszam...  
- Muszę już kończyć. - oznajmiłam. Nie chciało mi się już rozmawiać.  
- Trzymaj się. Dobranoc. - rozłączyłam się. Zakryłam twarz rękoma. Czułam złość i smutek. I co ja mam teraz robić?! Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć...  
Muszę to wszystko przemyśleć w samotności. Napisałam kartkę mamie żeby się nie martwiła i  mnie nie szukała. Wrócę, ale nie wiem kiedy... Wyciągnęłam plecak i schowałam najpotrzebniejsze rzeczy.
Gdy wszyscy już spali, zrobiłam parę kanapek i wyszłam z domu. Błąkałam się tu i tam. W pewnym momencie stanął  koło mnie czarny samochód. Jakiś gościu około 30 lat zapytał się:
- Może gdzieś cię podwieźć? - nachyliłam się nad otwartymi drzwiami i odpowiedziałam:  
- Nie, dziękuję... - w tym momencie żałowałam, że się nachyliłam. Mężczyzna złapał mnie za rękę i przyciągną do samochodu.  
- Niech pan mnie puści! - szarpałam się, ale on był silniejszy. Nic nie odpowiadał. Odpalił auto i ruszył. Byłam przerażona. - Wypuść mnie, słyszysz?! - krzyczałam i szarpałam się. Zablokował drzwi i nie mogłam nic zrobić.

PsychoPATKA96

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1370 słów i 7152 znaków.

5 komentarzy

 
  • Lulu1989

    Czekam na nastepna czesc :) Opowiadanie cudowne :)

    2 sie 2016

  • Paulinka :3

    Kiedy kolejna czesc?

    27 lip 2016

  • PsychoPATKA96

    @Paulinka :3 Postaram się, by pojawiła się w tym tygodniu. ;)

    2 sie 2016

  • Lovcia

    Cudo <3

    16 lip 2016

  • cukiereczek1

    Noo rewelacyjna część czemu w takim momencie skończyłaś teraz będę czekała na kolejną  :* :)

    15 lip 2016

  • PsychoPATKA96

    @cukiereczek1 :D

    15 lip 2016

  • Malineczka2208

    O matkoo... ! Cudnie <3 I co teraz ? Też ją jakoś uratuje? Wiedziałam że to Bartek, miałam przeczucie :)

    15 lip 2016