Przyjechała karetka i zabrała Bartka. Wbiegłam do domu do salonu gdzie siedzieli mama i Paweł. Wolnym krokiem weszłam zapłakana do salonu. Przerażona mama migiem wstała z kanapy i podbiegła do mnie.
- Jezus Maria! Anastazja, co się stało?!
- B-Bartek.. - nie mogłam nic powiedzieć.
- Spokojnie... - uspokajała mnie. - Co z Bartkiem? - O-On... Napa-adli na n-nas... J-jest w szpitalu... Nieprzytomny... - mama nie mogła uwierzyć to co usłyszała.
- Zawiozę was. - odezwał się Paweł. Wsiedliśmy do samochodu. Mężczyzna jechał najszybciej jak tylko mógł. Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Wyskoczyłam z samochodu i popędziłam do recepcji.
- Gdzie leży Bartek. Kowalczyk? - recepcjonistka szukała czegoś w komputerze.
- Drugie piętro, sala 101. - oznajmiła spokojnie. Bez podziękowania pobiegłam schodami, ponieważ winda była zepsuta. Spotkałam lekarza wychodzącego z sali 101.
- Doktorze! Co z Bartkiem?!
- Jesteś kimś z rodziny? - popatrzył spokojnym wzrokiem.
- Ta-ak, j-jestem jego...siostrą... - skłamałam.
- Pan Bartek jest w ciężkim stanie. Ma połamane parę żeber, złamaną rękę i dostał groźnego wstrząśnienia mózgu. W tej chwili jest w nieprzytomny. - gdy to usłyszałam grunt osunął mi się pod nogami.
- Mogę się z nim zobaczyć? - zapytałam przez łzy.
- Tylko nie za długo. - weszłam do środka. Na łóżku leżał nieprzytomny chłopak z ranami na twarzy i zabandażowaną ręką. Ciszę zakłócało pikanie respiratora. Powoli podeszłam do krzesła stojącego przy łóżku. Usiadłam na nim.
Złapałam zimną dłoń bruneta. Na białą kołdrę kapały łzy.
- Bartek... - szepnęłam i pociągnęłam nosem. Lecz on nie odpowiadał... Spuściłam głowę i poddałam się morzu łez.
Usłyszałam skrzypnięcie otwierających się drzwi.
- Proszę pani.. Musimy zabrać pana Bartka na badania. - nie ruszałam się, ale postanowiłam wstać... Wyszłam na korytarz, stała tam mama. Z płaczem przytuliłam się do niej.
- Cii... Kochanie, wszystko będzie dobrze... Bartek wyzdrowieje...
Przez pół godziny siedziałam skulona na krześle i czekałam.
- Kochanie. Musisz odpocząć. Jedźmy do domu.
- Jak chcesz to jedź, ja zostaję. - na nic zdały się jej przekonania. Dała za wygraną i pojechała.
Godzina 3:00. Nie wpuszczają mnie do Bartka. Raz chodzę po korytarzach, raz siedzę na niewygodnym krześle. Byłam zmęczona, ale nie mogłam spać. Byłam bezradna... W pewnej chwili ciszę przerwał stukot obcasów. Była to mama Bartka - pani Kinga.
- Nastia... Dlaczego tu jeszcze siedzisz? Jedź do domu. Jesteś bardzo zmęczona. Ja tu zostanę. - powiedziała ciepło i łagodnie. Nie upierałam się i zamówiłam taksówkę. Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Po cichu weszłam do domu. Kuba nie spał i oglądał coś w telewizji.
- Dlaczego nie śpisz? - spytałam półszeptem.
- Nie chce mi się spać.
- Mogę się dosiąść?
- Oczywiście. - poklepał dłonią kanapę. Usiadłam koło niego i okryłam się kocem. W telewizji leciał jakiś mało straszny horror. Moja głowa bezwładnie opadła na ramię chłopaka. Zasnęłam.
Obudziłam się w swoim łóżku. Pewnie Kuba mnie zaniósł. Wstałam i poszłam wziąć prysznic. Po tym ubrałam się i zjadłam śniadanie. Przyszła do mnie Wiktoria.
- Jak się czujesz? - zapytała z lekkim smutkiem w głosie.
- Ujdzie.. - rzuciłam krótko. Razem pojechałyśmy do szpitala. Nienawidzę tego zapachu.. Weszłyśmy do sali i przez parę chwil siedziałyśmy bez słowa. Nagle powieki chłopaka zaczęły się ruszać, a po chwili ręka. Otworzył oczy.
- Bartek! Nareszcie! - poleciały łzy szczęścia.
- Bartek? Gdzie ja jestem? Kim... Kim ty jesteś? - spojrzał na mnie jak na obcą osobę. Coś w środku mnie zabolało...
- Jak to? Nie pamiętasz mnie? To ja, Anastazja. - z twarzy zniknął mi uśmiech.
Przepraszam, ale ja cię nie znam... - po policzku znowu poleciała łza. Do sali wszedł lekarz.
- Panie doktorze. On stracił pamięć! - oznajmiła Wiktoria. Lekarz podszedł do chłopaka.
- Jak ci na imię?
- Nie wiem... Nie pamiętam.
- A nazwisko? - pokiwał tylko przecząco głową.
- No niestety stracił pamięć. Odzyska ją, ale to trochę potrwa. Może być nawet tak, że wcale jej nie odzyska. Usiadłam i złapałam się za głowę. Myślałam, że to sen... Jeden, wielki sen...
Bartek musiał pobyć w szpitalu jeszcze co najmniej tydzień.
Do domu wracałam piechotą. Musiałam to wszystko przemyśleć. Po drodze spotkałam znienawidzoną Karolinę. Yhh... Jeszcze jej tu brakowało.
- Witaj, Ana. Słyszałam co się stało. Współczuję... - w jej głosie dało się usłyszeć sarkazm i sztuczne współczucie. Chciałam iść dalej, ale dodała:
- Masz teraz to, na co zasłużyłaś...
To ty! - odwróciłam się w jej stronę. - To ty za wszystkim stoisz! Nasłałaś tego Filipa, I to ty kazałaś na nas napaść!
- Brawo. Nie jesteś taka głupia. - zaśmiała się cicho. Szybkim krokiem podeszłam do niej i uderzyłam ją w twarz. Blondyna zacisnęła zęby. Odwróciłam się i poszłam, ale zatrzymała mnie. Uderzyła mnie w twarz. Zaczęła się bójka, lecz po chwili podbiegł jakiś przechodzień i nas rozdzielił.
- ZAPŁACISZ ZA WSZYSTKO! - krzyknęłam i odeszłam. Nie wiedziałam co robić. Czy iść na policję? Ale nie mam dowodów.. Udałam się do Jadzi i wszystko jej opowiedziałam.
Przez kolejnych 8 dni chodziłam do szpitala i próbowałam mu przypomnieć kim jest, kim ja jestem.. Ale nic nie działało. Dziewiątego dnia miał być wypisany. Weszłam, ale ku mojemu zdziwieniu łóżko było puste. Poszłam do gabinetu lekarza.
- Dzień dobry. Czy Bartek został już wypisany? Gdzie on jest? - lekarz posmutniał.
- Proszę usiąść. - w jego głosie słychać było strach i smutek. - Panu Bartkowi... Pogorszyło się. - serce zabiło mi mocniej.
- Gdzie on jest?! - popatrzył na mnie. Jego wzrok mówił wszystko...
4 komentarze
Lovcia
Będzie kolejna?
PsychoPATKA96
@Lovcia Oczywiście, tylko, że jestem na wakacjach i za bardzo nie mam czasu pisać. Niedługo się pojawi.
Lovcia
@PsychoPATKA96 Udanych wakacji
PsychoPATKA96
@Lovcia Dziękuję , wzajemnie.
keejt
O jejku, świetne jest to opowiadanie!
Lovcia
Super. Czekam na kolejna część. Love
cukiereczek1
Rewelacyjna część już czekam na kolejną kiedy mogę spodziewać się następnej?