Bezczel w mundurze cz.7

Ciężarówka wysadziła nas dokładnie w miejscu, w którym wcześniej byłam z kapitanem. Stałyśmy na leśnej, zarośniętej drodze, patrząc za odjeżdżającym samochodem. dziewczyn samotnie w lesie. Każda z nas praktycznie uginała się pod ciężarem olbrzymich plecaków. Gdy samochód zniknął nam z oczu, spojrzałyśmy po sobie.
- No i ten…, co teraz? –Spytała niepewnie Natalia.  
- Szukamy miejsca na obóz. – Odpowiedziała spokojnie Agnieszka. Jej postawa mnie zaskakiwała. Jako jedyna zdawała się cieszyć z tego testu. W drodze tutaj, szeptem oznajmiła mi, że w dzieciństwie kochała biwaki. O ciąże była spokojna, powiedziała, że po powrocie do siedziby zrezygnuje ze szkolenia, a tym czasem chciała cieszyć się kolejną, ostatnią przed porodem przygodą. Mówiła to z wielkim przekonaniem, co mnie nieco uspokoiło. W razie gdyby coś się stało, pobiegłabym po Hadriana, który z pewnością od razu ją stąd zabrał. Aga obiecała mi o wszystkim mówić, i zaczęła wyśmiewać się ze mnie, "Ciąża to nie kalectwo, nic mi nie będzie. Nie musisz się tak martwić” powtarzała. Przez role pośredniczki z dowództwem czułam się niejako odpowiedzialna za te dziewczyny. Każdą z nich.
- Ale jak to? Myślicie, że gdzieś tu przyszykowano dla nas jakiś budynek mieszkalny? – Spytała Karolina. Dobra, może nie każdą. Zawsze jak się odzywała, zastanawiałam się, jakim cudem się tu dostała. Owszem była wysportowana, na egzaminach wstępnych poradziła sobie śpiewająco z tego, co mówiła. Ale jak zdała część testów "na myślenie”? To było dla mnie zagadką.  
- Tak Karo, pewnie gdzieś tu ukryli hotel. – Prychnęła Maria. – Sprawdzała któraś, co mamy w tych plecakach? Tylko śpiwory?  
- Ja sprawdzałam. Z tego, co nadaje się do zbudowania schronienia to znalazłam w swoim kawał nieprzemakalnego materiału i sznurek. – Odpowiedziała Marta, mózg naszej drużyny.  
- Słuchajcie, może rozdzielmy się i poszukajmy jakiejś polany na rozbicie obozu? – Zaproponowałam. Liczyłam, że jeśli się rozdzielimy, szybciej któraś znajdzie teren, który pokazał mi kapitan. - Szukajmy grupkami, a jak któraś znajdzie coś godnego uwagi niech gwiżdże. Co wy na to? –Starałam się to wypowiedzieć lekko, by nie czuły, że nimi dyryguje. Według kapitana miałam jedynie lekko nimi kierować. Na szczęście wszystkie stwierdziły, że mój pomysł jest logiczny i ruszyły w różnych kierunkach w grupkach trzy-cztero osobowych. Ja wraz z Agą i Marią ruszyłyśmy na północ, kierując się w stronę jeziorka. Ucieszyłam się, że to w tą stronę ruszyły dziewczyny. Im szybciej znajdziemy wodę tym lepiej, a polana była na tyle rozległa, ze z pewnością zaraz ją ktoś znajdzie. Było ciepło, słońce powoli dochodzące do zenitu, przebijało się przez korony drzew. Na niebie nie było ani jednej chmurki, co przyjęłam z ulgą. Przynajmniej tego pierwszego dnia, nie padało. Przedzierałyśmy się przez chaszcze. W śród, których zauważyłam z radością krzaczki pełne dorodnych jagód i borówek. Sapałyśmy, co raz głośniej, i z coraz większym trudem parłyśmy do przodu. W lesie słychać było rozmowy pozostałych dziewczyn, dźwięki łamanych gałęzi, ale także przyjemny dla ucha śpiew ptaków. Powietrze było czyste, wiec z przyjemnością brałam głębokie wdechy.
-Ciekawi mnie, co napchali nam do tych plecków. Cegły? – Rzekła w końcu zrezygnowana Maria. – Zróbmy sobie chwilę przerwy.  
Wiedząc, że jesteśmy, co raz bliżej rzeki zaproponowałam poszukanie bardziej malowniczego miejsca na odpoczynek.
Agnieszka roześmiała się szczerze na tą sugestię.
-Serio, myślisz o podziwianiu widoków z tym tobołem na grzbiecie?  
-Serio. Chodźcie mam dobre przeczucie. – Niechętnie posłuchały się, wiedząc, że należę do uparciuchów. Dosłownie po dwóch minutach marszu dotarłyśmy do jeziora, na którego widok, uradowane przybiłyśmy sobie piątki.
-Lubię twoje przeczucia. – Uśmiechnęła się do mnie Maria. Po chwili usłyszałyśmy gwizd. Któraś z dziewczyn znalazła polane. Dałyśmy sobie pięć minut odpoczynku, po czym zaczęłyśmy się kierować do miejsca, z którego co jakiś czas, dziewczyny dawały sygnał pozostałym. Zmierzając w tamtą stronę, zaznaczałyśmy, co jakiś czas drzewa wstążeczkami, które Maria znalazła w bocznej kieszeni swojego plecaka, by ułatwić pozostałym drogę do jeziorka.
Gdy dotarłyśmy na polane, niemal wszystkie dziewczyny już były, i siedząc po turecku wyjmowały z plecaków rozmaite przedmioty.  
-Hej, siadajcie. Odkryłyśmy, że w każdym plecaku jest coś innego. – Rzuciła jedna z nich.
Po paru godzinach, złączone płachty materiału przymocowałyśmy do drzew tak, by tworzyły nad większą częścią polany daszek. Parę dziewczyn zajęło się przygotowaniem paleniska, a jeszcze kilka innych poszło po wodę, którą nosiły w kilku garnuszkach i butelkach znalezionych w plecakach. Oprócz tego dowództwo zaopatrzyło nas w górę konserw i pakowanego termicznie jedzenia, które dźwigała jak do tej pory Maria, która aż jęknęła, gdy zobaczyła, co miała na plecach. Póki, co, każda z dziewczyn skupiona była na zajęciach, więc obyło się bez kłótni a nasz obóz naprawdę dobrze funkcjonował. Razem z Agnieszką poszłyśmy przygotować coś na rodzaj wychodka. W plecaku na szczęście była również składana łopata. Jedyną osobą, która zdawała się być przerażona sytuacją, w jakiej się znalazła była Hania. Siedziała w cieniu drzewa przyglądając się pracy innych dziewczyn.
Zaczęło zmierzchać, gdy wszystko było już gotowe. Śpiwory ustawiłyśmy w dwóch równoległych rzędach. Byłyśmy wszystkie padnięte jeszcze przed dwudziestą drugą, więc po kolacji składającej się z konserw i wody. Położyłyśmy się spać. Niestety, niedane mi było odpocząć. Po dwóch godzinach, idąc na palcach wykradłam się z obozu, i oświetlając sobie drogę latarką skierowałam się do domku kapitana.

Jak się okazało trzy razy mijałam domek zanim go zauważyłam. Widocznie próbowano go zamaskować, bo niemal cały pokryty był gałęziami. Była to zwykła mała chatka leśniczego. Stojąc przed drzwiami, które jako jedyne nie były ukryte. Poprawiłam kucyk mając nadzieje, że żaden z liści nie utknął mi we włosach i zastukałam. Nie doczekawszy się reakcji, policzyłam do dziesięciu i zastukałam nieco mocniej. Po chwili drzwi otworzył kapitan, ubrany jedynie w jeansy. Po jego torsie spływały pojedyncze krople a włosy miał kompletnie przemoczone. Stałam zauroczona, niezdolna nic powiedzieć, na co uśmiechnął się i odsunął się na tyle bym zmieściła się w drzwiach. Mijając go poczułam, woń dezodorantu i męskiej wody do golenia. Był to delikatny, bardzo, ale to bardzo przyjemny zapach.
-Przepraszam, nie wiedziałem, o której przyjdziesz, więc skoczyłem pod prysznic.
Unikając patrzenia na jego tors rozejrzałam się po domku. Wewnątrz domek wydawał się nieco większy, lecz nie sprawiał wrażenia przytulnego. Była nawet maleńka łazienka, do której drzwi były otwarte.  
-Nie ma bieżącej wody, niestety. Ale jakoś sobie trzeba radzić. – Mrugnął, nakładając koszulkę. W tej chwili zdecydowanie miałam przed sobą Hadriana. Nie kapitana, a jego bardziej uroczą wersję – Siadaj, chcesz coś do picia? Sok, herbatę?
Powiedział wskazując na swoje "łoże”. W tym maleńkim pomieszczeniu ustawiono jedynie wąskie, i jak się okazało twarde łóżko, maleńki fotelik, i stolik. Na stoliku w części "kuchennej” leżało jedzenie i kilka napoi. Biedny Hadrian, również nie pławił się w luksusach, ale przynajmniej miał solidny dach nad głową.  
-Czy to, aby uczciwe? Moja drużyna raczy się jedynie wodą. – Uśmiechnął się słysząc to.  
- Owszem, ale twoja drużyna nie musi w nocy łazić po lesie, i szukać chatki z piernika. To jak, herbata? Mam jeszcze trochę w termosie.  
-Dobrze, poproszę. – Patrzyłam jak krząta się i szuka czegoś po szafkach. W końcu cały rozpromieniony znalazł coś, co okazało się ciastkami czekoladowymi. Roześmiałam się na ten widok. – Czyżby pierniczki?  
- A owszem. – Przysunął ten mały fotelik, w którym ledwo się mieścił i usiadł naprzeciwko mnie. Mierzył mnie uważnym spojrzeniem a ja chwytając za pierniczka, czekałam na rozwój wypadków. Zmęczenie ustąpiło, pojawił się zaś lekki rumieniec, który czułam za każdym razem, gdy przypomniał mi się jego nagi tors, lub spojrzałam w te jego błękitne, roześmiane oczy. Nie miałam pojęcia jak to się stało, że zaczęłam tracić dla niego głowę – A więc, najpierw obowiązki szeregowa. Jak się ma drużyna?
-W porządku. Znalazły polanę, i jezioro. Rozbiłyśmy całkiem niezły obóz. Ogółem mam wrażenie, że uważały na zajęciach, bo wiedziały, co i jak należy zrobić. Wygląda na to, że kapitan był w błędzie i nas nie docenił.  
- Daj im dwa dni. Dopiero się zacznie. Zatem żadna nie sprawiała problemu?  
-Nie, kapitanie – stwierdziłam, że nie ma sensu mówić mu o Hance. Jeśli jutro nadal nic nie będzie robić, powiem mu o tym. Agnieszka tymczasem była najszczęśliwszą obozowiczką, wolałam, zatem nie mówić mu o jej ciąży.
-Nawet Karolina? – Mówiąc to uśmiechnął się szeroko, a mnie zaś przestało być do śmiechu. Czyżby naprawdę coś między nimi było? Nigdy nie brałam na poważnie jej przechwałek, ale skoro o nią pyta coś mogło być na rzeczy. Nie mogłam w to uwierzyć, ale poczułam lekkie ukucie zazdrości. Nic nie mogłam poradzić, że mimo rozsądku coraz częściej myślałam o moim przełożonym, w inny niż do tej pory sposób. Z zamyślenia wyrwał mnie niski głos Hadriana – hej, jest coś na rzeczy? Obiecałaś mi o wszystkim meldować, pamiętasz? Wiem, że Karolina może sprawiać kłopoty.  
- Nie, dzisiaj była w porządku. Co prawda, zaczęła panikować, bo zgubiła kolczyk, ale pracowała równie ciężko, co reszta. – Rzuciłam. Lubię ją czy nie, zasłużyła na uczciwość. Siedzieliśmy przez chwile w ciszy a ja piłam jeszcze ciepłą herbatę. W końcu podniosłam oczy i napotkałam jego wzrok. –Kapitanie. – Nie wiedziałam jak zacząć ten temat. –Dlaczego, wczoraj kapitan do mnie przyszedł?
-Szeregowa Bladoszewska, czy byłaby skłonna zrezygnować z tytułowania na chwilę? Jesteśmy tu sami. – Powiedział. Zabrzmiało to jakoś.. Intymnie. No rzeczywiście. Siedzę w małej chatce, sam na sam w lesie z kapitanem, plotkując o mojej drużynie i naszej nocnej dziwacznej rozmowie. Kto wpadł na pomysł tego "szkolenia”? Po chwili kontynuował. – Wybacz, wczoraj odbyłem prywatne spotkanie z Pułkownikiem, po którym.. Nie byłem do końca sobą.  
Roześmiałam się na to i rzuciłam – Masz na myśli, że się wstawiłeś?
Wyglądał na zdziwionego i zawstydzonego.
-Powiedzmy. W każdym razie, przepraszam. Nie jestem pewien, co powiedziałem, ale nie powinienem był. – Zatkało mnie. Kłamał mi w żywe oczy. Na pewno pamiętał, w jego oddechu alkohol był ledwo wyczuwalny, a on sam wydawał się w pełni świadomy. Doszłam jednak do wniosku, że nie ma sensu naciskać. Może kiedyś, w swoim czasie się dowiem. Odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się.  
- Nie ma sprawy, Hadrianie. Twoje nocne wyznania dozgonnej miłości zostaną między nami. – Zaczęłam się droczyć. Jego reakcja jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu, że doskonale wie jak wczorajsza rozmowa wyglądała, i do żadnych wyznań nie doszło. Roześmiał się i rzucił pochylając się w moją stronę  
-To dobrze. Nie chciałbym by ktoś pomyślał, że cię faworyzuję.  
Również się pochyliłam w jego kierunku, co wywołało niemal wyczuwalne napięcie między nami.  
- Jak do tej pory jestem pewna, że świetnie maskowałeś swoje uczucia. Dziewczyny są pewne, że mnie nienawidzisz.
- Może nienawidzę. –Odpowiedział uśmiechając się. Miał niesamowicie białe zęby, a kły miały nieco inny kształt, i były jakby lekko zaostrzone, co jedynie dodawało jego uśmiechowi uroku. –Między miłością a nienawiścią jest naprawdę cienka granica.  
I właśnie w tym momencie, ja – największa jak się okazuje niezdara na świecie przewróciłam, pusty już kubek po herbacie. Niby nic, ale oboje odskoczyliśmy od siebie. To, co między nami było, zadziwiająco przypominało mi flirt. Nie pamiętam, gdy ostatnio czułam takie trzepotanie w brzuchu, podczas zwyczajnej rozmowy z mężczyzną. Zerwałam się na równe nogi, i spytałam czy mogę już iść. Wolałam ochłonąć, i dać sobie czas na przeanalizowanie sytuacji.  
Zgodził się, powiedział abym jutro przyszła, chociaż trochę wcześniej i aż do drzwi przyglądał mi się badawczo z lekko uniesioną z drwiną brwią. Wiedział, że moje nagłe wyjście to rodzaj ucieczki. Nie ważne, co sobie obiecywałam. Nie utrzymam żadnego dystansu, jeśli będzie się tak dalej zachowywał. Tak czy siak miałam przewagę. To on był mi dłużny przysługę.



*Ta daa* Długa część, więc teraz kilka dni przerwy. :D Komentujcie, krytykujcie.

Joan

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2404 słów i 13315 znaków.

12 komentarze

 
  • lulka

    Zarąbiste nastepna część :)

    6 maj 2015

  • PK95

    Naprawdę dobre opowiadanie :) z przyjemnością je czytam:D Oby tak dalej;)

    6 maj 2015

  • Joan

    @PK95  A dziękuje, miło słyszeć (czytać?) że się podoba ;d

    6 maj 2015

  • PK95

    @Joan, jak dobre to się podoba :D. Jestem ciekawa co dalej;)

    6 maj 2015

  • Joan

    @PK95 Dzisiaj się dowiesz :D

    6 maj 2015

  • PK95

    @Joan , no to napewno przeczytam. Czekam:)

    6 maj 2015

  • monia

    pisz kolejną! czekam :D

    5 maj 2015

  • grafoman

    Kawaii

    4 maj 2015

  • Martyna

    Twoje opowiadanie uzależnia :) czekam niecierpliwie na dalszy ciąg :)

    4 maj 2015

  • ja

    Nie przerwy Nie ma. Czekam na dalszy rozwój wydarzen. Kolejna część poprosze

    4 maj 2015

  • Ramol

    Miłe czytadełko... Być może od moich czasów wojsko się aż tak zmieniło, ale nie bardzo w to wierzę. Przełożeni zakładają... co ja piszę! Oni WIEDZĄ, że z każdą belką/gwiazdką mądrzeją automatycznie... Są też myślący dowódcy, ale zwykle z tym się nie wychylają... Pomysł dobry, ładnie napisane... Ukłony dla Autorki! :bravo:

    3 maj 2015

  • Joan

    @Ramol A dziękuję uprzejmie ;) Temat szczerze to sobie niezły wybrałam, co chwila na początku googlowałam stopnie wojskowe, by to miało ręce i nogi :D

    3 maj 2015

  • xxola

    Weź jutro napisz :-)

    3 maj 2015

  • kika

    jaka przerwa? żadnej przerwy nie wytrzymam kilku dniu :) ;D

    3 maj 2015

  • ask

    Nie no! Genialne! ;) nie mogę się doczekać kiedy będzie kolejna część. Mam nadzieje ze do środy  coś będzie ;)  a i fajnie by było gdybyś napisala ze któraś z dziewczyn widzi jak sie do kapitana w nocy wymyka ;) byłby wtedy dreszczyk... :D ale wiesz to tylko moja propozycja :D

    3 maj 2015

  • Joan

    @ask Spokojnie spokojnie, będzie i więcej dreszczyku, bez zmartwień :D

    3 maj 2015

  • nk

    Jak długa?  Bardzo fajne opowiadanie ...:)

    3 maj 2015

  • Paulaa

    Wspaniałe i po prostu brak mi słów! ;)

    3 maj 2015