Chutor Bohuna cz.16

Chutor Bohuna cz.16Drgnęła gwałtownie, gdy trzasnęły drzwi i odwróciła się w stronę domu. Bała się tego, co za chwilę mogło się zdarzyć.
- Waćpanna? - Marius wyglądał na nieco zdezorientowanego, zdawało się, że niczego nie usłyszał, tak był w nią wpatrzony. - Co ci? - zapytał, gdy cofnęła się jeszcze ciut, a na jej twarzy odbiło się przerażenie. Jej wuj skrzywił się nieco i westchnął ciężko.
- Ejże! Chłoptasiu, wara ci od pani serca mego, alibo i oczy szablą wykolę! - warknął Jurko, dopadając do chłopaka, który zdążył się ledwo podnieść. Jednym gwałtownym szarpnięciem odwrócił go do siebie i wymierzył mu solidne uderzenie w szczękę. Młokosem rzuciło w tył. Oszołomiony klapnął sobie ciężko na tyłek, przez chwilę nie wiedząc, co właściwie się stało. - Miła ma — Jurko chwycił drżące dłonie Pauliny. - Wszystek dobrze? Nicże ci nie uczynił?
- Nie — odparła, wtulając się w niego ufnie. - Och, Jurko...
- Cichaj już, ty przy mnie bezpieczna — mruknął, spod byka patrząc na podnoszącego się z ziemi chłopaka. - Wyciągnij ty raz jeszcze rękę swą po własność innego, a obie je utracisz.
- Kedy ona ni twą własnością! Żywa je, to i o sobie decydować winna! - odparł tamten zuchwale. - Paulino...
- I zdecydowałam przecie! - krzyknęła piskliwie. - Zdecydowała! Me serce jego! - wtuliła się w Jurka jeszcze mocniej. - Jego!
- Paulino, wiedz przecie, że dom twej tu. Rodzina twa, a i radość ma wielka na jeno myśl, co bym cię usynowić mógł, kedy ślubną Mariusa ostaniesz — mruknął starszy mężczyzna.
- Ja nie Mariusa, jeno Jurka. Serce obrało jednego, wuju. Mówiłam ci przecie. A i on miłuje mne taką... Poranioną.
- Kedy ja jeno cię najzacniejszą spozieram, Paulino. - Jurko znów ucałował jej dłonie.
- Tedy ślub jeno z nim — powiedziała cicho, patrząc stanowczo na wuja. - Jeno jego me serce.
- Kedy w dom wrócim, weselisko sprawiać przykażę... Całe Rozłogi hulać tydzień całki alibo i dłużej będą. Pop ze Lwowa przyjedzie, ty w sukni jakej bogatej do ołtarza tedy pójdziesz...
- Dom jej tu, ni z tobą! Tu! Tu winna weselisko rozprawiać — żachnął się Mirosław.
- A jakaż to rodzina dla niej, skoro wyjechać jej lepij było?! I nikże z was ni słowem pisanym nie zapytał jakże jej w świecie obcym! Ból jeno jej znany, rodziny zbrakło, by przed złem ocalić! Czemu więc to tera winna tu weselisko sprawiać? - Jurko najwyraźniej miał zamiar bronić ukochanej do ostatniej kropli krwi, widać, że złość na młokosa jeszcze mu nie przeszła. - Bo ty takoż pragniesz? A może to i radyś by był wtenczas mnie ubić, by syna swego u boku jej postawić, hę? Takiż twen zamiar?! Wiedz tedy, że ja jej ni oddam! Dom jej i serce w Rozłogach. Tam ona pani, nawet beze mnie. Jej to wszystek, ni tu!
Zaskoczony gwałtownym wybuchem Kozaka Litwin cofnął się o krok.
- My nie wiedzieli, że takoż źle tam było. Wojna z psami kazackimi nas od rodziny odcięła... - mruknął Marius.
- Wspomnijże raz jeden jeszczen o psie kazackim jako w świadomości mej, kuzynie — tym razem to ton dziewczyny był lodowaty. - A ręka ma jeden jeno cios zada.
- Paulino ja... Ja jeno pragnę szczęścia twen. Przecie ty tu panią być winnaś. Tu twej dom.
- Milcz ty wreszcie — westchnęła. - Dawnom dom utraciła prawdziwy, a i rodzinę jednako. Ja pamiętam... Tyś, wuju z ojcem mem się powinił. Jechać kazał, gdy matula życie w połogu oddała!... Ojciec konia powziął , mnie w siodło, brata na ogierka i w ogień wojny my poszli! Bez służby, bez straży, jeno z żalem i strachem... Pięć wiosen mi było, ja nie pojmowała, czemu dom ostawić trza! Nie pojmowała, bała się... Lecz ojca słuchała, kedy prawił, że tam nam lepij będzie... ni było, wuju. Choroba go wiosny następnej zabrała... Brat jednako chorowity i on dawnom w ziemi pochowan... Jako i me serce, wuju — westchnęła i spojrzała w oczy Bohuna. - Jurko serce okazał, wspomógł, ode śmierci haniebnej uchronił... panią uczynił, czy to grzech miłować prawdziwie? Może on i Kozak, może i watażka, jeno ni wy, ni lud inszej, jeno Panienka w Niebiesiech me czyny wobec niego i serce sądzić będzie, gdy mi oczy wtenczas zamknąć przyjdzie — przeniosła spojrzenie na kuzyna. - A tera, jeśliś jeszczen ni rozumem nie pojął, być twą nie mój zamysł, ni wola, Mariusie. Obcyś ty mi, rodzina jeno, ni miły sercu...
- Ranisz ty mni zaprawdę, ranisz wielce, Paulino. i cóże ja czynić mogę, kedy o cię jeno dniem i nocą rozumuję wielce? I miłować pragnę i radować. Radość by mi to wielka była, gdybyś ty moją ostała. Dom stworzym, dziecka...
- Milcz ty! Milcz, chłopcze, pókim dobry — mruknął Jurko, obejmując mocniej dziewczynę.
- W dom nam czas wracać — szepnęła, unosząc głowę i patrząc na Kozaka błagalnie. - Ni serce tu, ni rozum rade pozostać. Jurko, och Jurko...
- Pewnaś ty?
- Pewnam. Ostać tu mi nie miło...
- Konie siodłać! - krzyknął przez ramię do czających się w pobliżu własnych ludzi. - W skrzynie posag panienki brać i w dom!
Kozacy natychmiast rzucili się, by szykować się do drogi, lecz wtenczas dobiegł ich odgłos wysuwanej broni. Paulina przeniosła spojrzenie na wuja i kuzyna. Marius właśnie dobywał szablę.
- Nie może być! Nie może i zgody mej nie będzie, byś ty, Paulino za Kozaka poszła — powiedział, celując w Jurka. - Toż to jeno pies, ni człek cię godny! Żoną mą ostaniesz, Paulino i rada będziesz.
- Mariusie, zaprawdę, za wiele żeś rzekł tera. Odejdź ty stąd — mruknął jego ojciec, przytrzymując rękę syna dzierżącą szablę. - Ni słowa więcej, jeśliś rad mego gniewu ni doznać.
- Ojcze...
- Milcz!
- A bo ja żem ciekaw wielce, czemuż to ty, Mariusie godzien wielcen ode mnie serca i ręki mej pani — powiedział Jurko, oglądając się na chłopaka przez ramię. - Mówże, ino rychło, bo i czas chyżo ucieka...
- A bo to Kazak lepszyj ode Lacha być ni może!
- Tyś ni Lach jeno Litwin... I ja wtenczas Litwinkę za żonę pojmę. I moja ona będzie, i dom wystawny już ma, i służbę nielichą i posag takiż, co by pół wsi tejże zakupić by mogła alibo i całką. I ciebie, chłopcze i stopy byś jej całował, jako Panience i ziemię, po któren stąpa! Jako i ja każden dzień czynię i radym wielce, że serce swe, mnie jednemu oddała. Choć jakeś rzekł, jam jej nie godzien. I przeto to wiem, bom Kozak podły. Już ja kedy miłował. Z miłowania rozum potracił i serce. I jeno ona je uleczyła. I jeśli rzekła, że moją radość jej ostać, takoż tedy będzie. I powiadam ci, chłopcze — mruknął, dobył szabli i jednym szybkim ruchem nadgarstka wytrącił broń z ręki młodziana, nie czyniąc przy tym krzywdy gospodarzowi. - Wieści o weselisku i tutaj dotrą, a i książęta rozpowiadać szeroko w Rzeczypospolitej będą i na stepach o nim śpiewać. Jeno ni ty jej mężem tedy ostaniesz. I ostrzegam, pókim dobry... - uśmiechnął się złowrogo. - Poślij ty kogo za nami lub łotrów najmij, a konia nahajem pogonię i wszystek tu w pień wyrżnę, takoż me słowo ci daję. A teraz zawrzyj gębę i módl ty się lepiej, bym nie wrócił...
- Jurko... - Paulina pociągnęła go za rękaw kaftana. - Pozwólże... Jedźmy — jęknęła, patrząc na niego błagalnie. Skinął tylko głową i porwawszy ją na ręce, czym prędzej odszedł z nią w stronę wejścia do domu. Tam usadził ją na ławie pod bieloną ścianą i złożył delikatny pocałunek na jej głowie.
- Słowo me masz, włos żaden ci z głowy ni spadnie — mruknął i przykazawszy dwóm Kozakom pilnować jej, wszedł do izby, by pomóc w pakowaniu. Chwilę później wzburzony, aczkolwiek nieco przybladły młodzieniec przemknął do stajni, by prędko wyprowadzić osiodłanego byle jak konia i pognać w step.
- Matki mu brak od dzieciaka, a i zapewne jam go widać źle chował, to i porywczy chłopak — westchnął wuj, siadając przy niej. - Nie miej ty do nas żalu, dziecko. Wiedzieć nam nie było dane, żeś po takich trudnościach. A uroda twa zaprawdę welka, to i rozum dla cię stracił. A i my tu w strachu, kedyś z Kozakami się zjawiła, myśleli my, że cię jako brankę wzięli i jeno gadać kazali, że oni twoi... Żalu ni miej — powtórzył, patrząc na nią smutno.
- Dom toż mój rodzinny, lecz przykro tu być. Radam była Litwę zwiedzić, jeno ja myślała... Radam była — westchnęła, mnąc w palcach rąbek sukni. - Jurko człek gwałtowny, prawda to. I ja żem branką jego była, nim serce swe oddał. Może ja i nierozumna tedy, lecz pokochała go... Los pokarał, czemu, wiedzieć mi nie dane... On umiłował, jakom rzekła. I ja jego. I jeno jego w dom rada widzieć i w sercu nosić. Bo umiłował zbrukaną.
- Widać tyś jemu pisana była i on tobie, dziecko... Jeno serce stare w strachu, żeś ty znowu w jakem smutku będziesz...
- Juże nic gorszen zapewne spotkać nie przyjdzie, wuju... A i tedy, jeśli tako będzie, jeno nożem się pchnę i z Panienką pojednam, choćbym u wrót Piekeła stanąć miała.
- Cichaj ty i bierz i przy sobie noś — wcisnął jej w ręce krzyż z kości wykonany. - Siły nieczyste nie przyjdą, obaczysz ty. W jagnięcia krwi skąpany i uświęcony w kaplicy.
- Wuju... Toż to przecie z kości...
- I takoż być musi. Pilnuj ty, by oni nie widzieli. A gdybyż im oczy szkarłatem krwi zaszły, kedy spozierą na krzyż, w siodło i czem prędzej w knieje gnaj.
Podniosła się prędko, upuszczając przy tym krzyżyk.
- Oni nie szatany — powiedziała stanowczo. - A toż ni wiara nasza, jebo przesądy jake. Za troskę dziękuję i gościnę. Jeno podarku przyjąć ni mogę — odsunęła się i gdy on wstał.
- Winnaś przyjąć...
- Ni! - warknął Jurko, kładąc jej opiekuńczo dłoń na ramieniu. - My Chrześcijanie i pogańskich zabobonów radzi nie słuchać ni sprawiać... W koń! - krzyknął, aż się zlęknęła i czym prędzej wsiadła do wozu. Po chwili, gdy wszyscy byli już gotowi, strzeliły baty. Dwóch Kozaków skoczyło przodem, Jurko trzymał konia tuż przy wozie ukochanej, prowadząc go tyłem, by nie dać się zaskoczyć. Nie dostrzegł nigdzie młodziana, który tak bezczelnie ośmielił się prosić o Paulinę i to go nieco zaniepokoiło. Wstrzymał więc ogiera, nakazując reszcie czym prędzej jechać dalej. Ponownie trzasnęły baty i nachaje. Popędzone konie ruszyły galopem. I dopiero kiedy wozy zniknęły w oddali, Jurko pozwolił sobie na dołączenie do nich. Okręcił wierzchowca w miejscu, spiął ostro, aż ten stanął na zadnich, po czym pognał za ukochaną, jakby goniło go całe stado diabłów. Nie mógł wiedzieć, że prawdziwa walka o rękę dziewczyny dopiero się rozpocznie...

*****

Tak, ja wiem. Daaaawno mnie nie było. Bardzo dawno, ale cóż, życie. Mam nadzieję, że uda mi się wrócić przynajmniej na tyle, by dokończyć to opowiadanie :) pozdro :*

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii historia i miłosne, użyła 2098 słów i 11049 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.