Chutor Bohuna cz.9

Paulina stęknęła, starając się wyswobodzić spod nogi swej oprawczyni, ale ta nie miała bynajmniej zamiaru jej puszczać. Mało tego, czując opór dziewczyny i jej ewidentną chęć walki, mocniej docisnęła ją do błotnistego podłoża. Laszka zaczęła się więc dusić, gdy woda i błoto wpłynęły jej do nosa i ust. Wokół siebie słyszała też szydercze śmiechy rozochoconych tą walką Kozaków, którzy najwyraźniej zapomnieli już, że Bohun bywa bardzo porywczy, jeśli chodzi o jego własność. A przecież tym właśnie była Paulina.
- A cóże to za zbiegowisko. Czyście o obowiązkach naraz zapomnieli? - usłyszała nagle pełen ciężkiej nagany głos mężczyzny. Chmielnicki. Stary Kozak widząc, kto leży w błocie, odepchnął mocno kozacką dziewczynę tak, że ta zatoczyła się ciężko w tył i usiadła niezgranie na kolanach któregoś z żołnierzy. Milczenie wśród zebranego tłumu zdawało się gęstnieć z każdą sekundą, gdy ich dowódca podniósł z ziemi Paulinę i przyjrzał się jej krytycznie. Delikatnym, jak na niego, ruchem starł jej z twarzy część błota, a następnie okrył ją drżącą z zimna i upokorzenia własnym futrem, które ściągnął sobie z ramion, a następnie otoczył ją ramieniem. Dziewczyna westchnęła rozdzierająco i spuściła wzrok. Marzyła w tej chwili tylko o jednym. Chciała się umyć, przebrać i uciec z obozu jak najdalej, byle tylko już nigdy więcej nie spotkać żadnego Kozaka, a w szczególności tego jednego, który każdej nocy jawił się jej w snach, a ona budziła się z nich zlana potem i z mocno bijącym sercem. Jednak to nie strach wtedy ściskał ją za gardło, lecz zgoła coś zupełnie innego. - A więc? Cóże to znaczyć ma? Takoż jedną z nas traktujeta? Jako bydło alibo i gorzej? Cóże wam dziewka uczyniła, coście ją takoż utraktowali?
- Albo to i nie jedna z nas, jeno Laszka! - prychnęła natychmiast młoda kobieta, która wcześniej postanowiła się nad nią pastwić. - Bo przecie ona jeno w łożu Jurka służy, a dziecię swe martwe porodziła, jakoby świętość to dla niej przecie żadna nie była! - krzyknęła wzburzona, lecz Chmielnicki jedynie uniósł dłoń, uciszając ją natychmiast.
- A ty prawa nie posiadasz, by swój własny osąd wprowadzać. Powiadają, że dziewki co dziecięcia tracą, jednako rozum postradają. A przecie widzę co Laszka Bohuna przy zmysłach pełnych. Powiadasz co to dla niej żadna świętość dziecięcie pod sercem, a ja ci prawię, coś jednako jak pień ściętego drzewa głupia. Możem i ja Kozak, możem i bez serca, bo mi śmierć Lachów miła i o wolność waszą szablą walczyć po ostatnie tchnienie będę, lecz ten, kto pośród mego obozu rękę swą na dziewkę uniesie, Laszkę czy też kozaczkę, jednako chłostą srogą za czyn swen odpowie. Takie me prawo i słowa swego nie cofnę. Bowiem tedy jeno niczym chorągiew na wietrze mógłbym się zować, a nie postrachem Ukrainy i Rzeczpospolitej. Dziewkę w dyby zabrać, Laszką się zająć. Gdy Bohun powróci, sam mu bat do ręki włożę, by karę wymierzył...

Zapłakana usiadła ciężko na posłaniu, kompletnie nie zwracając uwagi na fakt, że inna kozacka dziewczyna pomaga jej zmyć z twarzy resztki powoli zasychającego błota. Nie widziała również poruszenia, jakie słowa Chmielnickiego wywołały pośród jego ludzi. Nie słyszała przeraźliwych krzyków dziewczyny zakuwanej w ciężkie dyby, pośród których znalazły się również oskarżenia i wyzwiska pod jej adresem. Nie kontaktowała, zatracona całkowicie w swym rozrywającym ledwo co zagojone serce bólu. Ponownie przeżywała katusze rodzenia martwego dziecięcia, ból, jaki towarzyszył jej, gdy go brutalnie jej odebrano. Rozpacz, która trawiła ją niczym najgorsza febra przez wiele nocy, gdy tylko usłyszała ujadanie kundli. Nie dane jej było nigdy pochować tej małej istotki, zapłakać gorzkimi łzami nad małą mogiłką. Zostało jej odebrane wszystko, co pomimo okoliczności umiłowała całą sobą. I teraz gdy sądziła już, że ta bolesna, ogromna rana w sercu w końcu zdołała się jakimś cudem zasklepić, zostawiając po sobie jedynie paskudną bliznę, ktoś znów przypomniał jej w najbardziej podły sposób o utraconym szczęściu. A czymże zawiniła, by takąż karę ponosić? Czy nie wystarczająco już cierpiała? Czyż nie była oddana Bogu i Panience Najświętszej? Czyż nie pomogła potrzebującemu mimo wrogości, jakaż między ich narodami niepotrzebnie się zrodziła? Czy w końcu wbrew sobie nie umiłowała skrycie Kozaka, który przecie i jej serce okazał? Z niewoli małżeńskiej wydobył, mimo iż przecie nie musiał? Długu u niego mieć nie chciała, a mimo to pomógł. Później zniewolił, owszem, służką swą ją czyniąc, lecz przecie ani jej nie ukrzywdził słowem, ni czynem. Dobry był, bronił i pilnował. Czemuż więc inni tak wielce jej nienawidzili? Jeno dlatego, że Laszką była? Przecie ani to sprawiedliwe, ani mądre nie było.
Zmęczona płaczem zasnęła, a pomagająca jej kozaczka widząc stan młodej Laszki, okryła ją delikatnie futrem i zostawiła sama. Na zewnątrz i tak pilnowało ją dwóch oddelegowanych do tego rosłych Kozaków prosto z osobistej straży Chmielnickiego. Mężczyzna najwyraźniej chciał mieć pewność, że już żadna przykrość jej nie spotka. Doskonale przecież znał porywczy charakter swego pułkownika i doskonale wiedział, że gdyby choć jeden włos dziewce z głowy spadł, Bohun najpewniej w ramach zemsty pół obozu by usiekł. A przecie wojna z Rzeczpospolitą dopiero się tak naprawdę rozpoczynała, nie mógł pozwolić sobie na stratę choćby jednego człowieka w bezsensownej walce o Laszkę.

Przez kolejne dwa tygodnie Paulina właściwie nie wychodziła z namiotu Bohuna, chudnąc coraz bardziej. Żaden uśmiech nie zagościł już na jej twarzy. Jej oczy pociemniały i straciły swój blask. Zdawać by się mogło, że dziewczyna coraz bardziej zapada się w sobie i nikt nie miał bladego pojęcia, że w taki sposób wpływa na nią przymusowy pobyt wśród ludzi, których obawiała się najwięcej. Nikt nie wiedział, ile razy młoda Laszka zwróciła zawartość żołądka, słysząc jedynie pijackie śpiewy Kozaków czy ich śmiech. Nikt nie wiedział, że drżała i chowała się pod skórami na posłaniu, gdy tylko przynoszono jej kolejne porcje strawy. I przede wszystkim nikt nie miał najmniejszego pojęcia, że dziewczyna myśli o jak najszybszej ucieczce z piekła, w którym się znalazła. Oczywiście miała również świadomość, że Bohun może ją znaleźć w przeciągu kilku dni, jeśli nawet nie godzin, ale myśl o choć chwilowym wyrwaniu się stamtąd napawała ją nadzieją, której nie odczuwała w sobie już od bardzo dawna.

Trzy dni później pierwszym, co ukazało się Bohunowi w obozie były dyby i zakuta w nie młoda dziewczyna. Znał ją. Kiedyś przychodziła do jego namiotu, gdy nie miał przy sobie jeszcze Pauliny, a Helena stanowiła dla niego tylko odległe marzenie podczas jego dalekich wypraw. Dlatego też zaskoczył go wielce jej widok, ale doszedł do wniosku, że skoro znalazła się w takiej sytuacji, najwyraźniej była to jej wina, i pomimo jej błagalnych słów okraszonych sporą dawką łez, nie miał najmniejszego zamiaru jej pomagać, dlatego też skierował teraz ogiera w głąb obozu, pozostając doskonale obojętnym na nawoływania dziewki.
Zmęczony zsunął się z nieco już wysłużonego siodła, a parobek natychmiast podbiegł, by zająć się zdrożonym wierzchowcem i odprowadzić go na spore pastwisko. Wyprostował zmęczone długą jazdą plecy i przetarł twarz dłońmi. Był brudny, ukurzony i nieznacznie zakrwawiony. Marzył już tylko o solidnym, ciepłym posiłku i uroczym uśmiechu Pauliny. Nie miał żadnych wątpliwości, że dziewczyna jest równie stęskniona, jak on sam, dlatego szybko odgarnął na bok płachtę namiotu i schylając się nieco, wszedł do środka. Niemal natychmiast potknął się o nietknięte naczynie z zimną już strawą, które znajdowało się niemal tuż za wejściem. Zaskoczony tym obrazkiem, rozejrzał się po wnętrzu namiotu i zmarszczył brwi, widząc, że dziewczyny w nim nie ma. Jej zazwyczaj schludnie ułożone posłanie teraz było rozkopane. Czyżby coś się stało? Musiała w pośpiechu wyjść na zewnątrz? Ale dlaczego, skoro cały obóz wydawał się spokojny i nawet nikt nie zatrzymał go po drodze z żadną informacją? Być może poszła nad rzekę, by przeprać odzienie? Ale nawet wtedy nie zostawiłaby za sobą bałaganu. Przełknął ciężko ślinę i podszedł do stojącego pod jedną ze ścian kufra. Otworzył go niecierpliwym szarpnięciem. Jej rzeczy najwyraźniej zniknęły. Ogarnęła go złość. Zmrużonymi oczami rozejrzał się raz jeszcze po namiocie i dopiero wtedy to dostrzegł. Na jego posłaniu leżał nieco przywiędły kwiat.


****************

Tak, wiem. Haniebnie dawno mnie nie było. Prawda jest taka, że obecnie moje myśli zaprzątnięte są w głównej mierze o wiele poważniejszą sprawą, niż Wasze oczekiwanie na kolejne rozdziały. Już wiele razy chciałam zasiąść do pisania, bo i mnie tego brakowało, ale cóż tu dużo mówić, w obliczu mojej ciąży, wena twórcza opuściła mnie skutecznie na dobrych kilka miesięcy :/ teraz w miarę możliwości postaram się dodawać kolejne rozdziały, ale nie zagwarantuję Wam, że będą one regularnie. Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy zdecydują się jeszcze na przeczytanie tych moich wypocin.

P.S. mam nadzieję, że pomimo długiej przerwy, rozdział nie jest masakrycznie zły ;)

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii historia i miłosne, użyła 1762 słów i 9754 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • shakadap

    Brawo.
    Dzięki. Uważaj na siebie.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    26 wrz 2022

  • elenawest

    @shakadap dzięki wielkie ;⁠) cały czas uważam :⁠-⁠D

    26 wrz 2022