Zostałem chwilę, a potem poszedłem do salonu i włączyłem plazmowy telewizor. Dochodziło południe. Jak szybko minął czas! Oczywiście wiadomości zaczęły się od strzelaniny w szpitalu. Zgodnie z oczekiwaniami podano imię Emmy, konkretnie Emmy H. Zidentyfikowano dwóch zamachowców, ponoć obaj mieli kartoteki policyjne. Nie wiązano tego z niczym. Wspomniano, że zmarła Kathy M i ranna Karen K, której stan określono jako stabilny. Nie pokazano żadnego zdjęcia mojej twarzy. Podano, że zdjęto odciski palców i trwają poszukiwania podwójnego zabójcy. Zabiłem zbirów nasłanych przez Roberta Russella, a nazwano mnie zabójcą. Zgasiłem telewizor i zająłem się szukaniem informacji o porodzie i połogu. Wiedziałem już sporo, kiedy minęło pół godziny. O oczyszczaniu dróg rodnych, kolorze wydzielin i ich zapachu. Bólach kobiety o jej zmianie nastroju i o innych sprawach z tym związanych. Podobno kobieta po porodzie mogła chodzić po sześciu godzinach. Z moich informacji wynikało, że Indianki z północnej ameryki rodziły, stojąc oparte o drzewo i zaraz po porodzie chodziły. Najbliższym naturze był poród w wodzie. To miało sens, bo dziecko pływało w wodach w macicy przez całą ciążę. Zastanawiałem się, czy Peter też będzie pamiętał jak ja. Około drugiej przyjechał Izaak. Przywiózł bardzo wiele. Pewnie wydał z cztery lub pięć setek. Oczywiście zapytałem ile mu oddać, a on spojrzał zdziwiony.
– Przecież mówiłem, że to podarunek. Pewnie nie ostatni z mojej strony. Gdzie ojciec?
Robił wrażenie przyjacielskiego, z pewnością nie chciał informacji, by mi zaszkodzić.
– Nie żyje.
Izaak musiał być zorientowany podobnie jak Samuel. Pewnie był też członkiem mafii.
– Wybacz. Nie myśl, że prowadzę śledztwo. Skoro znasz Samuela, wiesz, czym się zajmował. Jestem w tej samej profesji. Pierwsza żona wiedziała, że jej nie zabiję, podobnie jak jej kochanka. Włoch z północy. Potraktowałem to, jak zdradę i oczywiście byłem zły. Do czego zmierzam. Połączyłem fakty, policja również. Znaleziono faceta nie tak daleko od domu Emmy. To pewnie był jej mąż. Fred Hendrix. Nie sądzę, że zabili go ci sami goście, których sprzątnąłeś. Szkoda tylko tej pielęgniarki, Kathy.
– Tak, też nad tym boleję.
– Samuel napisał na moją komórkę, że będzie w nocy, może jedenasta. Chce ograniczyć kontakt z tobą. Dostaniesz nową komórkę. Nie ma cię nigdzie w rejestrach. Ciebie szukali, po zabiciu tego wojownika, Andy Coldersa, o ksywce Złoty sierp. Mafia z Neapolu robiła Samuelowi kłopoty, ale wyszedł z tego. Kosztowało to nas dwa miliony.
– Nie mam tyle.
– Och, źle mnie zrozumiałeś. My mamy też swoje zasady. Samuel jest bardzo wysoko w hierarchii. Już nie pracuje, ale szefowie się z nim nadal liczą. Z tego, co wiem, nie jesteś zainteresowany, by pracować ala organizacji?
– Nie jestem. Zabiłem ich, bo chcieli zabić Emmę.
– Wiesz, kto im to zlecił?
– Wiem. Nie wiesz, kim jest i lepiej ci nie powiem. Jest kilka spraw, których nie powinieneś wiedzieć.
Nie poczuł się urażony.
– Rozumiem, że masz powody.
– Zgadza się.
– Jak już wspomniałem, Sam będzie w późnym wieczorem. Gdyby się coś stało wyjątkowego, dzwoń na ten numer – podał mi wizytówkę.
– Dziękuję przyjacielu – podałem mu dłoń.
Uśmiechnął się i wyszedł. Znowu usłyszałem odjeżdżającego Mercedesa.
Zostałem sam. Zrobiłem sobie kanapkę. Jedzenie było dobre, chociaż nie całkowicie naturalne. Dodawali jakieś chemikalia. Zjadłem jedną truskawkę. Zacząłem robić jedzenie dla Emmy. Zostawiłem umyte owoce. Izaak naprawdę kupił dużo dla dziecka i dla niej. Kilka par majtek, koszulki i kilka sukienek. Podpaski i dużo rzeczy dla maluszka. Kilka ubranek. Znalazłem również, prawie nowe, w dobrym stanie, ale pachniały dzieckiem. Z pewnością należały do jego syna. Cały czas pozostawała otwarta kwestia łóżeczka. Z braku zajęcia poszedłem zrobić prysznic, a potem usiadłem na fotelu w pokoju, gdzie spała Emma i Peter i złapałem drzemkę.
Obudziłem się i spojrzałem na zegar. Dochodziła szósta. Emma obudziła się również.
– Pospałeś trochę? – zapytałem.
– Bardzo mi się chcę siusiu, pomożesz?
– Oczywiście. Czytałem, że kobieta może chodzić już po sześciu godzinach.
– Czyli mam iść sama? – dobrze, że się uśmiechnęła.
– Nie. Wybacz. Oczywiście, że ci pomogę.
– Jednak spróbuję sama, w razie czego wesprę się na twoim ramieniu.
– Zróbmy inaczej. Trzymaj się i próbuj. Mnie nie przeszkadza.
Wstała, ale grymas pojawił się na jej buzi, to pewnie brzuch w środku dał o sobie znać.
Doszliśmy do łazienki. Zostawiłem ją i powiedziałem, że jestem za drzwiami.
Poprosiła mnie za minutę.
– Chyba dam radę ustać. Tu w kabinie są podpórki, wezmę prysznic.
– Dasz rade sama?
– Tak, ale bądź blisko. Nie przypuszczałam, że tyle ze mnie leci.
– I ma jeszcze tak być sześć do ośmiu tygodni.
– Widze, że się poduczyłeś. Karmiłam Petere dwa razy, kiedy spałeś. Dobrze, że zostawiłeś trzy ręczniczki.
– Wrzucę do pralki. Izaak przywiózł sporo rzeczy. Doświadczony tata – uśmiechnąłem się serdecznie.
Wróciłem do sypialni i zabrałem zabrudzone ręczniki. Położyłem kilka świeżych specjalnych pieluszek. Wróciłem do Emmy za pięć minut, bo czułem, że skończy kąpiel. Wytarła się sama i kiedy wszedłem, próbowała założyć szlafrok. W domu wisiały dwa. Większy i mniejszy. Prawie nasze rozmiary. Wróciliśmy do sypialni.
– Właściwie możemy rozmawiać w salonie. Chyba szybko się regeneruję. Jak będziemy rozmawiać tam, możemy go obudzić.
– Izaak kupił monitor z kamerą. Zaraz zamontuję.
Poszedłem do kuchni i wróciłem po dwóch minutach. Zostawiłem kamerę z mikrofonem w sypialni, a monitor zaniosłem do salonu. Prawie nie potrzebowała pomocy. Usiadła na kanapie z moją pomocą.
– To powiesz? – patrzyła ufnie.
Zacząłem się zastanawiać co jej powiedzieć i jak wiele. Zdecydowałem się opowiedzieć jej wszystko, oczywiście ominąłem detale związane z lotem Błyskiem, a już całkiem opis miłości z Clarą. Oczywiście zacząłem opowieść od momentu, kiedy zacząłem pamiętać. Kiedy skończyłem, milczała dość długo.
– Nie mogę być twoją mamą, bo jestem młodsza – to pierwsze co powiedziała.
– Tak, wiem o tym. Jak już wspomniałem, nie jestem ekspertem od podróży w czasie, ale jak sama wiesz, podobnie jak i ja, Peter pachnie identycznie.
– Tak i to jest najdziwniejsze. Miałeś pragnienie mnie uratować i to zrobiłeś. W tamtej rzeczywistości ja zostałam zabita, w tej nie. To jestem tamtą osobą, czy nie?
– Dla mnie jesteś mamą, bo innej nie miałem. Wiem, że to nierealne, ale ty mnie urodziłaś.
– Twoim ojcem był Fred, jest też ojcem Petera. To jest w porządku i można wytłumaczyć. Nie wiemy, czemu on pachnie jak ty. Nie mogę być twoją matką, lecz z twoich wiadomości ja cię urodziłem. Nie, to nie tak. Nie możemy łączyć dwóch rzeczywistości, bo robi się bałagan. Dla ciebie Clara zginęła, ale ona się jeszcze nie urodziła. Teraz masz misję by ją i przyjaciół uratować. Wiesz, jak to zrobisz?
– Nie wiem. Poczekam dwadzieścia sześć lat, prawie dwadzieścia siedem.
– A gdybyś miał maszynę czasu?
– Ale nie mam. Nie potrafię jej zbudować. Nie mam pojęcia, kiedy Thomas już mógł. Bardziej jest interesujące skąd Russell ją miał. Thomas miał prototyp i oba się rozpłynęły po użyciu. Pierwszym razem myśmy znaleźli się w trzech różnych miejscach, bo nastawiłem trzy miejsca, ale jeden czas. Drugim razem też nie widziałem mojej maszyny, natomiast widziałem Russella. Tamta maszyna została zniszczona, bo wysłałem ją w przeszłość, dziesięć tysięcy lat przed Chrystusem.
– Z Biblii wynika, że świat został stworzony troszkę mniej niż sześć tysięcy lat temu, czyli cztery tysiące lat przed Chrystusem.
– Jeżeli liczyć dzień stworzenia za literalną dobę. Czy tak było? W końcu Biblia mówi, że Słońce zostało stworzone czwartego dnia, dlatego nie sądzę, by to były dwadzieścia cztery godziny.
– Wierzysz w Boga, Scott?
– Nie w takiego. Ktoś stworzył wszystko. W to wierzę.
– Zastanawia mnie jedno. Opis twojego czasu. Mega–miasta, Mega–bloki. To nie jest możliwe, by to powstało przez dwadzieścia lat.
– Tak, to też jest ciekawe. Zastanawia mnie, jak Russell przeżył. Zabiłem go, zanim przyszedłem do twojego domu. Zastanawiam się również jak Xsi Ming Jonas i Usinoko zdołali posłać te rakiety, skoro nie żyli. Zabiłem ludzi, nie androidy.
– Nie wiem Scott. Powiem ci coś, co może ci się nie spodoba, chyba że wiesz. Ja ciebie kocham.
– Tak, czuję to. Ja ciebie też kocham.
Uśmiechnęła się i dotknęła moją dłoń.
– Tylko ja cię nie kocham jak syna, chyba rozumiesz, w jaki sposób cię kocham. Dziwne jest to, że zaczęłam, zanim przekonałam się, że Fred nie żyje. Rozumiem, że kochasz Clarę, a mnie kochasz jak mamę.
– Prawdę mówiąc mam problem. Czuję cię i jest to ten sam zapach, który czułem od urodzenia. Nie możesz być moją mamą, a jesteś, bo nie mam innej. Kocham Clarę, bo dla mnie jest to jeden ciąg czasowy. Nie widziałem wybuchu, ale wnioskuję, że zginęła, mimo że wiem, iż jeszcze się nie urodziła. To się stanie za dwa lata. Wówczas ją poczuję. Podobnie Thomasa i Corsę.
– Wybacz, że cię zapytam powtórnie. Jak zatem określasz swoje uczucie do mnie?
– Jesteśmy powiązani, to pewne. Jak, nie wiem. Wiem, do czego zmierzasz. Nie kocham cię jak matki. Wiem, że jesteś moją matką, mimo że to jest fizycznie niemożliwe.
– Wspomniałeś, że wszystko jest możliwe, o ile da się to wyobrazić.
– Tak, ale tego się nie da. Gdybyś była starsza o jedną godzinę, mógłbym to sobie wyobrazić, ale jesteś młodsza. O kilka miesięcy.
– O ile dane zostały ci dobrze podane. Widzisz, że ktoś manipuluje. Czuję, że Russell to robi.
– Robił, on nie żyje.
– W tym się nie zgodzę. On żyje i nie jest twoim wrogiem. Może był.
Poczułem się dziwnie.
– Dalszego tak sądzisz?
– Gdyby był twoim wrogiem, dlaczego cię nie zabił?
– Nie wiem, Zostawił mi trzysta tysięcy dolarów. Jeżeli nie jest moim wrogiem, dlaczego dopuścił, by dwa razy spadły na nas rakiety z bombami wodorowymi?
– Ludzie też nie rozumieją, dlaczego Bóg dopuszcza zło.
– Co masz na myśli?
– To, co napisał, a wcześniej ci powiedział. Bóg jest jeden, a nie w trzech osobach.
– On chciał być Bogiem.
– To twój wniosek. Zapytałeś go o to?
– Nie. Zapytałem dlaczego, a on zaczął gadać, że ten świat trzeba zmienić. Xsi Ming chciał go zniszczyć razem z miliardami ludzi. Ja uważam, że świat trzeba zmienić, a nie zabić wszystkich.
– Może Russell też tak uważał i uznał, że tylko ty możesz tego dokonać?
– To, czemu się nie porozumiał z Thomasem?
– Nie wiem. Zapytaj go o to następnym razem. I nie zabijaj go już więcej.
– On kazał cię zabić i zabił – uniosłem się nieco.
– Żyję. Emma z tamtej rzeczywistości była twoją mamą, ale umarła. To są fakty. Ja nie mogę być twoją mamą i dodatkowo żyję. Kocham cię i nie zamierzam rywalizować z Clarą czy ją odnajdziesz i uratujesz, czy nie.
– Uratuję ją.
– Chciałbym. Wierzę, że to zrobisz, chociaż to nielogiczne. I powiem ci coś jeszcze. Russell chce tego. Gdyby był potworem, nie chciałby tego.
– Czemu go bronisz, on zabił Emmę Hendrix z tamtej rzeczywistości.
– Ludzie się zmieniają, prawda? I nie wiesz tego na pewno, czy on kazał zabić tamtą Emmę Hendrix.
– Nie wszyscy i nie zawsze się zmieniają.
– Ty też możesz.
Jej słowa mnie poraziły. Ona mi coś uświadomiła. Clara była uosobieniem dobra, a kiedy pierwszy raz poczuła smak swojej mocy, spodobało się to jej. Nigdy mnie nie potępiła za nic. Emma dała mi do zrozumienia, że powinienem się zmienić. Pomogłem jej, uratowałem ją. Wiedziałem jednak, o co jej chodzi. O zabijanie. Sam już to miałem dziesięć lat temu. Nie chciałem zabijać. Tu jednak nie chodziło o to. Chodziło o Russella. Chciała, żebym go nie zabił następnym razem, kiedy go spotkam. Czy miała rację? W czymś? Może we wszystkim. Czy on mnie przeprosił za coś? Powinienem pamiętać. Nie usłyszałem: przepraszam. Dowiedziałem się, że wszystko spieprzyłem i jestem teraz odpowiedzialny za ten świat. Czym spieprzyłem? Że go zabiłem? Chyba tym. Czyli może nie ma już Russella? Zresztą go nie czułem. Z drugiej strony, strzeliłem do niego, zanim zdołałem o coś istotnego zapytać. Musiałem wziąć do siebie słowa Emmy. Bo mnie kochała. Na szczęście nie wspomniała nic o pragnieniu. Miałem kilka momentów, że jakbym to czuł. Ze swojej strony, kiedy jej pomagałem się myć przed porodem, też coś poczułem, ale te sprawy można kontrolować. Pragnąłem tylko Clarę. Miałem kilka zagadek, na które nie znałem odpowiedzi. Czy Russell żyje? Jak Xsi Ming i pozostała dwójka przeżyła, co z kotem? Dlaczego Peter pachnie jak ja? Czy uratuję moją miłość i jak? Czy zmienię ten świat? Na razie nie miałem nic do zmieniania. Ten świat, który wydawał się piękny, a był zaprzeczeniem wolności, jeszcze nie powstał. Muszę uratować Clarę, bo jej obiecałem. Obiecałem jej czwórkę dzieci. Czułem podświadome, że dowiem się, czemu Peter pachnie jak ja. Podobnie znajdę odpowiedź na pytanie, dlaczego przeżyli Chińczyk, Japończyk i Jonas. Czy Russell żyje, też się przekonam? Jeżeli tak, czy dalej będzie mi przeszkadzał? Przyszła mi myśl i znowu mnie poruszyła. Może wszystko było zawarte w słowach Emmy. Muszę się zmienić. Nie zabijać Russella następnym razem, ale nie z wyboru czegoś za coś. Po prostu go nie zabiję. I kiedy to pomyślałem, poczułem, że wszystko zaczynam widzieć inaczej. Dopiero teraz Robert Russell Cox będzie mógł mi wytłumaczyć i pomóc. Nawet jeżeli żył, nie mógł znać moich myśli. Szczególnie tej teraz. Okazało się, że Emma mogła.
– Zrozumiałeś i podjąłeś decyzję. To dobrze – rzekła.
Ponieważ w momentach, kiedy działy się takie dziwne rzeczy, pozwalałem sobie na nietuzinkowe pytania, walnąłem od razu.
– Czy mnie pragniesz, Emmo?
Co za czort, w którego zresztą nie wierzyłem, mnie podkusił, by o to zapytać? Nie spodziewałem się odpowiedzi, chociaż nie oczekiwałem również od niej pytania, dlaczego pytam, lub korekty, że nie powinienem o to pytać.
– Tak, ale ja to kontroluję. Wiem, że twoje serce jest zajęte i nie zamierzam, jak wspomniałam walczyć o ciebie, szczególnie z Clarą. Może tego nie zrozumiesz dlaczego. Nie dlatego, że ty ją kochasz i pragniesz nadal. Dlatego, że ja ją kocham.
Uśmiechnąłem się szeroko.
– Jak możesz ją kochać, skoro jej nie znasz?
– To proste. Kocham ciebie, a ty kochasz ją. Miłość do niej jest częścią ciebie, a może nawet jest całością ciebie. Ja kocham cię tak jak ona. Wiem, że tego nie rozumiesz, ale ona kochała mnie. Zapytaj ją, kiedy ją uratujesz.
– Emmo, zaskakujesz mnie. Zupełnie tego nie rozumiem.
– Zrozumiesz, a kiedy to się stanie, będziesz miał właściwy stosunek uczuciowy do mnie. Miłość nie jest kwestią czasu czy poznania. Miłość jest kwestią miłości.
– Nie rozumiem.
Ona poruszyła się pierwsza, o sekundę wcześniej niż monitor dał znak, że Peter się obudził. Intuicja? Poszliśmy razem. Robiła się coraz silniejsza. Wzięła go na ręce i zaczęła karmić. Znowu wymieniłem pieluszkę, na której leżał.
Miłość jest kwestia miłości, nadal słyszałem jej słowa. To takie być albo nie być, tylko trudniejsze.
Ona chyba naprawdę czytała moje myśli. Spojrzała z uśmiechem i szepnęła.
– To jest dużo łatwiejsze, Scott.
Emma może nie była teraz zgrabna, chociaż ciąża jej służyła, bo widział ją, kiedy jeszcze miaa w sobie Petera. Poza okolic pasa jej ciało się praktycznie nie zmieniło. Teraz skóra na brzuchu była pomarszczona, ale i tak nie wyglądała dla mnie brzydka. Pierwszy raz odczułem coś i to mnie nieco przeraziło. Miałem do niej stosunek uczuciowy, ale nieco inny. Tamte, które miałem całe życie, pozostał, ale powstał nowy. W zasadzie był już te kilka dni, ale jakbym sobie tego nie uświadamiał. Czy jej słowa to zmieniły? Przeraziło mnie to, bo to uczucie było miłością. Podobną, jak czułem do Clary. Po chwili się uspokoiłem w środku, bo stwierdziłem, że w żaden sposób przez to, uczucie do Clary nie maleje. Czy zatem można kochać dwie osoby? Emma karmiła i tylko raz na jakiś czas na mnie zerkała. Całe jej ciało było okryte, z wyjątkiem piersi. Uśmiechnęła się, bo odczuła, co zaczyna czuć. Rozmyślałem dalej. Jak by odebrała to Clara, gdyby wiedział, że mam uczucie tego rodzaju do Emmy?Clara czuła uczucia, więc z pewnością bym tego nie mógł ukryć. Czy chciałbym to ukrywać? Z pewnością nie. Wiedziałem, gdzie zacznie się dla mnie problem. Czy zacznę ja pragnąć, bo to, że Emma to miała do mnie, nie podlegało dyskusji? Na razie jej nie pragnąłem, więc uznałem, że nie będę tego analizował. Wiedziałem również, że reguła zabijania tu nie zadziała. Jeżeli takie coś we mnie powstanie, nie będę mógł tego zabić.
– Myślisz o czymś, Scott? – zapytała.
Spojrzałem na nią. Nie chciałem kłamać, a jak na razie musiałem.
– Nie, tak patrzę, jak go karmisz.
– Mam dużo mleka. Dobrze, że mamy pompkę. Chcesz spróbować?
Jej pytanie mnie zdziwiło. Uświadomiłem sobie natychmiast, że piłem mleko z różnych piersi, ale nie dano mi spróbować mleka matki.
– Mleko jest dla Petera.
– Och, nie zmuszam. Zapytałam, czy chcesz. Pewnie nie pamiętasz smaku mleka swojej matki.
Jej wypowiedź mnie poraziła.
– Masz rację. Nie pamiętam. Nie mogę pamiętać. Zabito ją, zaraz po moim urodzeniu.
Coś sobie uświadomiłem. Emma miała coś z Clary. Czuła uczucia.
– Dobrze, spróbuję – postanowił.
– Poczekaj chwilkę, Scott. On jeszcze ssie, ale już śpi. Cudne dziecko, wcale nie płacze.
Po chwili ułożyła maleństwo obok i okryła cienką kołderką.
– Możesz.
Uklęknąłem przed nią i przysunąłem twarz do jej piersi. Wziąłem jej napęczniałą brodawkę w usta. Oczywiście nasunęło się porównanie. Ssałem brodawki Clary, lecz teraz odbierałem to kompletnie inaczej. Starałem się być maleństwem, które smakuje mleka matki, jednak nic z tego nie wyszło. Piłem. Nie musiałem nawet ssać, bo mleko leciało samo. Było słodkawe i cudowne w smaku. Zacisnąłem usta mocniej na jej brodawce i zacząłem ssać mocniej. Teraz oczywiście leciało mocniej.
– Kiedy Peter dotyka mi koniuszek brodawki językiem, leci więcej. Oczywiście nie ssie tak mocno, jak ty, ale i tak jest to dla mnie miłe. Przez chwilę starałam się sobie wyobrazić, że jesteś moim dzieckiem. Niestety, nie mogłam. Jest jeszcze dużo mleka w drugiej piersi.
Oderwałem usta.
– Jesteś pewna, ze starczy dla niego?
– Wiesz co Scott, mam tyle mleka, że bym wykarmiła czwórkę.
– Mamy między sobą taką specjalną relację. Cieszę się, że cię uratowałem i że Peter jest z nami. Do pełni szczęścia brakuje mi by była ze mną Clara. I oczywiście chciałbym uratować Thomasa i Corsę.
– Wierzę ci, kochanie – spojrzała wystraszona i zasłoniła usta dłonią.
– Jest w porządku, Emmo. Przecież mnie kochasz.
– Nie drażni cię to słowo? Przecież masz Clarę w sercu. – zapytała tak miękko.
– Nie. To chyba dobrze, że ktoś kogoś kocha.
– O Boże! – zobaczyłem łzy na jej policzkach.
– Co się stało. Co powiedziałem źle?
– Nic. Po prostu mi się zrobiło przykro. Jestem dobrą osobą, wiem to. Nie zaznałam zła od rodziców, ale potem... Fred... same kłopoty, zero miłości. Potem przybywasz ty. Pomagasz mi. Jesteś czuły, wyrozumiały, opiekuńczy, cudowny, cholernie przystojny. Ratujesz mi życie i okazuje się, że kochasz Clarę. A ja już nikogo więcej nie pokocham. To się wie. Spotykasz kogoś i wiesz. Ty wiedziałeś w sekundę i ona wiedziała.
Nie poczułem się źle i z pewnością to, co powiedziałem, nie było nadzieją, a już z pewnością nie powiedziałem tego z litości.
– Emmo. Ja nie powiedziałem, że cię nie pokocham w ten sposób. Myślę, że to się stanie, tylko nie wiem kiedy.
– Tak? Wiesz, jednak że to nie wszystko.
– To nie jest miłością.
– Może, ale bez tego miłość nie jest pełna, przynajmniej ludzka, być może Bóg dla nas przygotuje coś lepszego, ale na razie mamy to. Nie powiedziałam ci tego o Clarze, by cię oszukać.
– Emmo. To nie ważne co Clara by czuła. Ważne co ja będę czuł.
Otworzyła szeroko oczy. Chyba odebrała to jako nadzieję. Czy i ja tak sądziłem, że kiedyś to się może stać? Nie w tej chwili. Owszem czułem, że moje uczucie do Emmy już nie jest tylko miłością syna do matki, ale tamte sprawy na razie nie mieściły mi się nawet w wyobraźni. Ponieważ Emma była jaka była, znaczyło to jedno. Nigdy to się nie stanie. Wiedziałem, że ona nigdy tego by nie chciała bez mojego pragnienia.
Poczułem jej ból. Chciała czegoś najbardziej naturalnego. Jeżeli ktokolwiek ze znanych mi osób zasługiwał na to, była to właśnie Emma. Jednak nie wyglądało, że kiedykolwiek to otrzyma i to było przykre. Może w zakresie mikro tak przykre, jak cały niesprawiedliwy świat z mojej przeszłości, a dla reszty świata przyszłości. Jak już wspomniałem nie byłem zbyt wierzący, ale w tej chwili spojrzałem na sufit i powiedziałem wyraźnie.
– Czemu jesteś tak niesprawiedliwy, Boże? Dlaczego?
Emma patrzyła na mnie bez słów. Wiedziała dokładnie, co znaczą moje słowa.
Otrząsnąłem się szybko z tego chwilowego załamania. Cóż, nie mogłem niczego na razie zmienić, więc włożyłem te odczucia i przemyślenia głębiej do mojego wnętrza. Czy słusznie oskarżałem Boga? Tak właściwie w niego nie wierzyłem, przynajmniej w tego z ksiąg. Jeżeli istniał czy faktycznie sprawił, że pokochałem Clarę, potem ją zostawiłem, by ją ratować, a teraz odkryłem, że moja mamusia, bo innej nie miałem, jest innym rodzajem dobroci, jak i Clara i teraz dzięki temu wszystkiemu, co się stało, zakochała się we mnie? Nie mogłem za to obwiniać Russella. Kogo? Siebie? Emmę? Do tej pory sobie radziłem. Nigdy nie oceniałem. Zabijałem, bo tego mnie nauczono i w tym mogłem wyeksponować swoje naturalne zdolności. Zrobiłem mały pakt z Bogiem, czyli na chwilę lub dłużej uznałem, że jednak istnieje. Pakt polegała na tym, że uznałem, iż jeżeli mi pomoże, znaczy, nie jest zły, ja natomiast posłałem mu moje przeprosiny, że nie do końca jestem pewien, że to On stoi za tym rodzajem nieszczęścia. Kiedy zrobiłem te krótkie przemyślenie, usłyszałem głos Emmy.
– Scott, to nie wina Boga. Nie twoja ani moja. Tym bardziej Clary. Wybacz, że sprawiam kłopot. Nie powiem, że byłoby lepiej, gdybym zginęła, a i ty nie myśl, że mogłeś zostać z Clarą i przyjaciółmi i przestać istnieć. Damy radę.
– Tak? Przestaniesz mnie kochać i będziesz szczęśliwa?
Ona popatrzyła na mnie inaczej.
– Czy ja powiedziałam, że jestem nieszczęśliwa?
– Tak odczułem.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.