Przeciwieństwa się przyciągają, czyli do trzech randek sztuka (część 8)

Przeciwieństwa się przyciągają, czyli do trzech randek sztuka (część 8)Zapraszam na część ósmą!

***

ROZDZIAŁ 8/9

*

     Pełna rezygnacji spojrzałam na Anę i stwierdziłam, że nie będę jej oszukiwała. Siebie zresztą też. Jedyne, co mi pozostało, to bycie szczerą, nawet jeżeli miałoby mnie to doprowadzić donikąd.
     – Pewnie uznasz, że to głupie, bo przecież ledwo skończyłam trzydzieści lat, a już jojczę jak jakaś stara baba – zaczęłam cicho – ale naprawdę nie mam pojęcia, co mam ze sobą zrobić. Bo czego się w życiu nie dotknęłam, to prędzej czy później musiałam spieprzyć. I dlatego boję się znowu zaryzykować, znowu się nie wiadomo jak starać i znowu przegrać. Boję się własnych uczuć. Boję się mojej słabości do ciebie, którą już zdążyłaś wykorzystać. Boję się tego, o czym ci powiedziałam: że stanę się dla ciebie taką chwilową zabawką i że się mną nacieszysz, a potem znudzisz i zostawisz. Boję się, że narobię sobie wielkich nadziei i naobiecuję nie wiadomo czego, a potem się zawiodę. Po prostu się boję, Ana! – wyliczałam, aż zeszło ze mnie całe powietrze.
     – A co, jeżeli ci powiem, że mnie też na tobie zależy? I także ze swojej strony postaram się zrobić wszystko, żebyśmy obie znalazły w tej relacji szczęście? Wtedy mi uwierzysz?
     – Nie wiem… – westchnęłam ciężko. – Chcę ci zaufać. Bardzo chcę. Ale muszę się z tym oswoić.
     – Na co więc czekasz? Ile jeszcze masz zamiar zastanawiać się nad tym, co przecież i tak doskonale wiesz? Ile będziesz się zadręczała? Tydzień? Pół roku? Ja powiedziałam ci bez owijania w koronki, że mam ochotę na seks, i ponawiam propozycję. Chcę, żebyś pokazała mi tyle siebie, ile jesteś w stanie. Ale nie kiedyś tam. Tutaj i teraz. I bardzo, ale to bardzo mi na tym zależy.
     – Tylko że… – znów nie wiedziałam, jak mam się do tego przyznać, więc i tym razem wybrałam otwartość, choć przyszło mi to jeszcze trudniej niż poprzednio. – Ja od czasu rozstania z Kamą nikogo nie miałam. Ale tak na serio nikogo. Od ponad roku nikt mnie nie dotykał, nie całował, nic. I dopiero ty… wtedy… wczoraj…
     – Rozumiem. – Ana wyraźnie się zmieszała, zamilkła na moment i kontynuowała już znacznie mniej natarczywym tonem. – Dlatego powtarzam, Olimpio, że będzie tylko i wyłącznie tak, jak sama zechcesz.
     – Naprawdę? Bez żadnych numerów i niespodzianek jak ostatnio?
     – Bez.
     Być może takie postawienie sprawy nie było zbyt grzeczne, jednak nauczona doświadczeniem wolałam dmuchać na zimne. A nawet jeśli Ana znów miała zamiar mnie znienacka podejść, to wyjaśniłam chyba wystarczająco jasno, że kolejnej szansy nie dam ani jej, ani sobie. Wciąż natomiast pozostawała najważniejsza kwestia: czy powinnam od razu zgodzić się na tak postawioną propozycję? Niby sama chwilę wcześniej zadeklarowałam, że potrzebuję więcej czasu, tylko czy faktycznie kolejne, pełne przemyśleń popołudnia, nieprzespane noce i samotne spacery cokolwiek by zmieniły? Po prawdzie bardzo w to wątpiłam. Dlatego ostatecznie zebrałam w sobie calutką odwagę, jaka jeszcze mi pozostała, i powiedziałam:
     – W takim razie zgadzam się, ale mam jedną prośbę. Chciałabym, żebyśmy zapomniały o tamtej… niezręczności i zaczęły od nowa. Tak na serio. Wiem, że pewnie nazwiesz mnie zaraz naiwną idiotką, ale zależałoby mi, żeby właśnie to był nasz pierwszy raz. Taki, jaki powinien być od początku. Romantyczny, zmysłowy, delikatny, czuły… – wyliczałam. – Chcę, żebyś taka właśnie dla mnie była, bo ja bardzo tego potrzebuję.
     – Nie, Olimpio! – aż mnie zmroziło na to zaprzeczenie, ale szczęśliwie Ana miała coś zupełnie innego na myśli. – Nie nazwę cię idiotką, ani nie uważam tego, co powiedziałaś, za głupie. Za to obiecuję ci, że będę dla ciebie najczulsza, najdelikatniejsza i najbardziej zmysłowa jak tylko potrafię. A teraz wybacz, ale tym razem mało romantycznie zapytam, czy mogę skorzystać z łazienki?
     Oczywiście nie miałam zamiaru bronić Anie wizyty w świątyni dumania, za to postanowiłam czym prędzej skorzystać z okazji i ogarnąć sypialnię. Cóż, niby daleko było jej do przepychu na poziomie „Pretty Woman”, a i ja nieszczególnie przypominałam Julię Vivian Ward Roberts, niemniej głośniczek bluetooth, parę zapachowych tealightów i zaciągnięta zasłonka naprawdę robiły robotę. A przynajmniej taką miałam nadzieję, szczególnie w połączeniu z tym, co wyjęłam z szafy. Konkretnie cokolwiek nieprzyzwoitym komplecikiem, składającym się z odsłaniającego biust gorsetu z kremowej koronki, pończoch oraz dwóch rozpinanych koszulek. Jednej pod kolor dla mnie, a drugiej bordowej dla… Na szczęście przyłapana w drzwiach toalety Ana, mimo że wyraźnie zaskoczona, zamiast zadawać zbędne pytania bez wahania zgodziła się na przymierzenie nowej kreacji. Poprosiłam więc tylko, by zaczekała na mnie już na łóżku, a ja w tym czasie czym prędzej sama się ogarnę, przebiorę i za parę minut wrócę.
  
     Co prawda trwało to nieco dłużej, jednak wreszcie wypachniona, wystrojona i wyczesana we wszystkich miejscach, stanęłam w progu sypialni. Owszem, było to teatralne, pretensjonalne i na odległość waliło wybitnie niewymagającymi umysłowo powieścidłami, z których zazwyczaj darłam łacha, jednak naprawdę zawahałam się przed ostatnim krokiem. A co, jeśli nie spodobam się Anie? Jak stchórzę w ostatnim momencie? Co będzie…
     – Ja tu czekam na ciebie! Gotowa i chętna!
     Takiemu wezwaniu nie mogłam odmówić, wzięłam więc tylko głębszy oddech i weszłam do środka. Z ewidentnie poprawioną fryzurą i podmalowanymi pod kolor wspomnianego peniuaru ustami, Ana wylegiwała się na kocu w pozie wyjątkowo lubieżnej kocicy, nawet nie próbując ukrywać, że pod zwiewnym materiałem nie ma ani kawałeczka bielizny. A ja tylko stałam i nie mogłam się napatrzeć na jej niedoskonale doskonałe ciało. Opadające niezbyt równo piersi o dużych, płaskich sutkach. Brzuch ze zdecydowanie więcej niż jedna zmarszczką. Przyciężkie uda i takie same kostki. I jeszcze…
     Na wszystkie grzechy i świętości, jaka ona była piękna! Nie zdążyłam się jednak nawet porządnie pozachwycać, gdyż Ana, widząc moje zawahanie, podniosła się na kolana, obróciła i zsunęła materiał. I wtedy dopiero zatkało mnie na całego. Od dołu pośladków, przez cały bok aż po górę łopatki Any biegł tatuaż. Ale nie jakiś minimalistyczny, złożony z paru czarnych kresek na krzyż, a przedstawiający kwieciste pnącze w pełnym kolorze, zakrywające sobą dosłownie jedną trzecią pleców.
     – Podoba ci się?
     Znowu nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Jeszcze w liceum kusiło mnie, by wzorem koleżanek „machnąć se fajową dziarę”, ale zawsze znajdowałam wymówki, by tego nie zrobić. A to bałam się, co powiedzą rodzice, a to szkoda mi było kasy, a to dochodziłam do wniosku, że czegokolwiek nie wymaluję na tym utytym baleronie, i tak będzie wyglądało do bani. W końcu Kama, choć zajęło jej to dobre dwa lata, namówiła mnie na malutki, schowany dyskretnie pod nadgarstkiem wzorek, ale to wszystko. Tymczasem Ana…
     Dobrze, że w półmroku nie było widać, jak płoną mi policzki. Tym razem z podniecenia, a bardziej złości. Na siebie samą. Co jeszcze miało się okazać wydumanym – żeby nie powiedzieć: wyjętym z dupy – problemem, który bezcelowo roztrząsałam przez pół życia i na pokonanie którego najzwyczajniej nie miałam odwagi?
     – Ty mi się podobasz! – wydukałam.
     – Olimpio, czy na pewno chcesz, żebyśmy… – Ana przysunęła się do mnie na wyciągnięcie ręki i spojrzała prosto w oczy.
     – Tak! Chcę! – przerwałam jej i z wściekłości aż zacisnęłam pięści – Tylko tak bardzo mi zależało, żeby ta chwila była wyjątkowa, a znowu czuję się jak ostatnia idiotka! I to z powodu jakiegoś głupiego tatuażu! To znaczy nie twojego, bo on jest super i tak bardzo mi się podoba, ale… chciałam powiedzieć…  – zmieszałam się.
     – A może wreszcie przestaniesz przejmować się jakimiś pierdołami i zajmiesz wreszcie tym, po co mnie wciągnęłaś do tego łóżka? – roześmiała się.
     Zaledwie centymetry dzieliły nasze usta. Wiedziałam, że zgodnie z własną obietnicą to ja powinnam zrobić ten ostatni krok, jednak wciąż nie mogłam się przemóc. Zbyt wiele niepotrzebnych myśli, przykrych wspomnień i najzwyklejszego zawstydzenia.
  
     Czy Ana smakowała jakoś wyjątkowo? Tak szczerze, to nieszczególnie. Czułam głównie ciastka oraz herbatę, przykryte miętową płukanką z mojej własnej szafki. I to wszystko. Tylko jakie to miało znaczenie? Dla mnie mogłaby nawet palić ekstra mocne bez filtra, a i tak bym ją taką pragnęła. Dlatego raz po razie zsuwałam się ku uszom i szyi, by po chwili powracać do ust. Ana też nie pozostawała dłużna, podążając dłońmi coraz dalej i dalej. W końcu bez ogródek rozsunęła mi halkę, chwyciła za biust i pochyliła się.
     Mogłam mieć setki i tysiące uwag do własnego ciała, jednak tym razem absolutnie mnie to nie obchodziło – poprawiłam się tylko i po prostu pozwoliłam pieścić. Ssać pobudzone już sutki. Zataczać językiem kręgi dokoła nich. Sięgać pocałunkami aż pod ramiona. Nie miałam zamiaru ukrywać, że sprawiało mi to niewypowiedzianą przyjemność, a przecież także Ana nie robiła tego bezinteresownie. Czyżby faktycznie nie była to z jej strony jedynie pusta deklaracja, a naprawdę nigdy nie kochała z kobietą o podobnej mi figurze? Tak czy inaczej, wcale nie zamierzałam jej powstrzymywać.
     Całkowicie pozbyłam się koszulki, pozostając jedynie w gorsecie, objęłam Anę ramionami i dosłownie wcisnęłam twarz w piersi… czy raczej kołyszące się pod najlżejszym dotykiem cycki rozmiaru z okolic połowy alfabetu. I ani myślałam protestować, gdy próbując się wyrwać z uścisku zsunęła się niżej i dotarła do brzucha, powodu moich największych upokorzeń, złości i płaczu. Tym razem jednak w żaden sposób nie czułam niczego podobnego. Przeciwnie – Ana z nieukrywaną ciekawością obcałowywała mnie i ugniatała każdy odsłonięty fragment ciała. Zdawałam sobie sprawę, że gdybym jej nie powstrzymała, zapewne dotarłaby aż do…
Wyprostowałam się, spojrzałam jej w oczy i w emocjach powiedziałam wprost:
     – Chciałabym pójść dzisiaj z tobą na całość! – Aż zmieszałam się własną odwagą.
     – Nic już nie mów, kochanie…
     Nie wiedziałam, czy to dzięki temu jednemu, pozornie całkiem niewinnemu słowu Any, czy bardziej jej językowi, znów oblizującemu moje uwolnione z miseczek piersi, ale aż zrobiło mi się gorąco. Choćbym nawet chciała, nie byłam już w stanie dłużej się powstrzymywać. Uniosłam się ostatni raz, rozłożyłam wygodnie na poduszkach i rozchyliłam nogi.

***

Tekst: (c) Agnessa Novvak
Ilustracja na okładce na podstawie: chloecamilla.wordpress.com

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 09.07.2022. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz