Przeciwieństwa się przyciągają, czyli do trzech randek sztuka (część 3)

Przeciwieństwa się przyciągają, czyli do trzech randek sztuka (część 3)Zapraszam na część trzecią!

***

ROZDZIAŁ 3

*

     Obudziłam się z gigantycznym moralniakiem, który nijak nie chciał przejść ani po śniadaniu, ani spacerze, ani nawet pięćdziesiątej powtórce „Żandarma z Saint-Tropez”. Najgorsza jednak była świadomość, że mimo iż przecież wiedziałam od samego początku, że postępuję po prostu źle i powinnam się powstrzymać, to i tak tego nie zrobiłam. I nic mnie nie tłumaczyło. Masturbowałam się do wyobrażenia Any, bo miałam na to ochotę. Tylko i wyłącznie dlatego. Oczywiście w przeszłości zdarzało mi się robić sobie dobrze nie tylko do zdjęć aktorek filmów wybitnie nieubranych, lecz także koleżanek, kuzynek kolegów czy nawet przyuważonych przypadkiem obcych kobiet, które w takich czy innych okolicznościach wpadły mi w oko, jednak służyło to tylko rozładowaniu napięcia i niczemu ponadto. Teraz natomiast…
     Co właściwie czułam do Any? Zauroczenie? Na pewno, i nie miałam nawet zamiaru temu zaprzeczać. Coś więcej? Było za wcześnie, bym mogła to jednoznacznie określić, niemniej jeśli już teraz tak mocno jej pożądałam, nie mogło być to jedynie chwilowe złudzenie. A przecież, z czego zdałam sobie sprawę już na samym początku, Ana nijak nie wpisywała się w moje osobiste gusta! Nie tylko nigdy nie byłam bliżej, ale nawet nie fantazjowałam o takiej kobiecie jak ona. Niespecjalnie lubiłam oglądać sceny z dojrzałymi paniami, nie czytałam o nich opowiadań, nic z tych rzeczy. Tym bardziej nie kręciły mnie żadne odklejone od rzeczywistości motywy w rodzaju „sexy mature stepmom seduces friend’s young daughter” czy inne podobne wymysły domorosłych erotomanów. Nigdy nie potrafiłam też ogarnąć tych wszystkich zdrad kontrolowanych, cuckoldów, swingów we wszelkich możliwych oraz niemożliwych konfiguracjach i czego tam jeszcze sobie amatorzy szeroko rozumianej poligamii, poliamorii i innych policiupciań nie wymyślali.
     Tymczasem wręcz zwariowałam na sam widok starszej ode mnie o dobrych kilkanaście lat matki i mężatki jednocześnie. Czy miało to jakiś głębszy podtekst? A jeśli tak, to jaki? Czyżbym szukała oparcia? Opieki? Stabilizacji? Lub przeciwnie – czegoś nowego o posmaku zakazanego owocu? A może to właśnie jej wygląd i sposób bycia tak na mnie zadziałał, a dorabianie do tego piętrowych teorii nie miało sensu? No i czy naprawdę powinnam wstydzić się tego, co zrobiłam? Przecież jeżeli miałam na ochotę na Anę, to miałam, i nie mogłam oszukiwać ani jej, ani tym bardziej siebie. Przynajmniej teoretycznie, bo praktycznie mimo najszczerszych chęci nijak nie potrafiłam rozwikłać tych wszystkich wątpliwości.
  
     Jakby tego było mało, w międzyczasie dostałam od Any wiadomość, że ze względu na jej sprawy rodzinne musimy przełożyć spotkanie o przynajmniej kolejny tydzień. Chcąc nie chcąc musiałam więc czekać na pomyślniejsze wieści, a skoro tak, postanowiłam doprowadzić do stanu używalności nie tylko siebie, ale i otoczenie. Zwłaszcza że po cichu liczyłam na przedłużenie znajomości, a więc także rewizytę Any u mnie. Do tego jednak potrzebowałam wreszcie uprzątnąć cały ten chlew. Burdel. Siedlisko syfu, malarii i korników, w jakie w ciągu ledwie roku zamieniłam lśniące wcześniej czystością mieszkanie. Kiedy wreszcie skończyłam, co kosztowało mnie trzy popołudnia, dwie rolki worków na śmieci, jeden zajechany niemal na śmierć odkurzacz i tyle detergentu, że wystarczyłoby do zdezynfekowania połowy Czarnobyla, postanowiłam wziąć się także za własną cielesną powłokę. Tak na poważnie, od stóp do głowy i ze wszystkimi pozostałymi fragmentami po drodze. Dlatego nie tylko przypomniałam się znajomej fryzjerce oraz kosmetyczce, ale też zastanowiłam nad tym, co wyrabiało się w moich majtkach, czyli zdecydowanie zbyt daleko posunięta anarchią.
     Przez problemy z nadwrażliwością skóry nigdy nie lubiłam golić się do zera, co nie oznaczało, że tego nie robiłam, choćby gdy byłam młodsza i regularnie chodziłam na basen. Później natomiast… cóż, od momentu, w którym Kama powiedziała otwartym tekstem, że lubi mnie taką bardziej naturalną, ograniczałam się najwyżej do trymera. A jak ode mnie odeszła, stwierdziłam, że w zasadzie to mój bóbr, moja sprawa!
     A może nie? Co powiedziałaby Ana, gdybym nastroszyła przed nią takiego wybitnie rozczochranego zwierza futerkowego? Oto było pytanie… A przynajmniej byłoby, gdyby miało do czegoś dojść. Skoro jednak na razie nasze intymne stosunki pozostawały jedynie w sferze niespełnionych fantazji, postanowiłam ogarnąć tylko wewnętrzną stronę ud, po czym przeszłam do znacznie ważniejszych spraw. Choćby takiej, że mimo usilnych próśb nie udało mi się zapobiec przeszpiegom Beci.
  
     Becia, jak to Becia, już od samego progu zarzuciła mnie istnym gradobiciem pytań. Na czele z tymi najbardziej wścibskimi ma się rozumieć. Na dodatek w każdej, nawet najbardziej niewinnej odpowiedzi, momentalnie doszukiwała się nawet nie drugiego, a piątego dna, po ledwie godzinie robiąc ze mnie oraz Any regularną parę. Początkowo próbowałam obracać to w żart, jednak w końcu poirytowałam się na tyle, że już miałam wygarnąć, co myślę o takich wyjętych z wiadomej części ciała insynuacjach, gdy nagle rozdzwonił się telefon. Owszem, czekałam na to połączenie jak na żadne inne, lecz kiedy już miałam odebrać, nagle zeszła ze mnie cała odwaga. Tym bardziej że Becia oczywiście musiała przyuważyć, kto się do mnie dobijał, i aż wrzasnęła:
     – Dawajnagłośnomówiący!
     Chcąc nie chcąc zgodziłam się, bo przecież i tak musiałabym jej potem wszystko opowiedzieć.
     – Tak? Halo? – Starałam się zachowywać możliwie normalnie.
     – Dzień dobry, Olimpio! Nie przeszkadzam?
     – Nie, nie. U siebie jestem.
     – Wiem, że miałam dzwonić wcześniej, ale dopiero teraz mogę zaplanować coś konkretnej. I wybacz, że tak wprost powiem, ale zastanawiałam się, gdzie miałybyśmy się spotkać. Na wizytę u mnie w domu jest jeszcze za wcześnie, do ciebie nie chcę się wpraszać, a w kawiarni nie ma odpowiedniej atmosfery, dlatego proponuję własne biuro. Może być w sobotę około drugiej? Pasuje ci ten termin, czy masz już jakieś plany?
     – Nie, nigdzie się nie wybieram. Tak naprawdę to mam wolny cały dzień.
     – Świetnie! W takim razie zapraszam! Będziemy tylko ty, ja i dość czasu, żebyśmy wszystko sobie dokładnie wyjaśniły. Tylko weź coś do pisania, podam ci adres…
     Zanotowałam, podziękowałam, Ana się pożegnała. Wszystko. A ja siedziałam w milczeniu, spoglądając niepewnie to na wygaszony ekran, to bratową.
     – No nie mów! – Podjarała się, jakby zaproszenie dotyczyło jej samej. – Na randkę idziesz! I niech mnie jasna pipa strzeli, jak się to nie skończy na cimcirimci!
     – Becia, przestań! – oburzyłam się. – Przecież ja nie po to się z nią widzę!
     – A po co? Może w bierki będziecie grały całe popołudnie? Dobra, dobra, cwaniaro! Może jeszcze powiesz, że jak Ana zaproponuje bardziej dogłębne – oblizała się lubieżnie – zapoznanie, to oczywiście odmówisz i wrócisz grzecznie do domku?
     Szczerze nie wiedziałam, co właściwie odpowiedzieć. Czy tego chciałam? Tak! Czy byłam gotowa? Możliwe. Czy zgodziłabym się, gdyby naprawdę doszło do takiej sytuacji? To już była zupełnie inna kwestia.
     – A jeśli tak, to co? Zrozum wreszcie, jakie to dla mnie jest trudne! Nigdy nie spotkałam nikogo takiego jak Ana i naprawdę nie mam pojęcia, w jaki sposób powinnam się zachować. Poza tym widziałyśmy się raz, wymieniłyśmy dosłownie parę smsów, a teraz to był jej pierwszy telefon. I co, mam zacząć robić sobie jakieś wielkie nadzieje, a potem się dowiedzieć, że nic z tego nie będzie? Znowu? Więc daruj sobie podśmiechujki, bo ja na poważnie nie mam już na to wszystko ani chęci, ani ochoty!
     Być może to przez oskarżycielski ton, a może faktycznie do Beci wreszcie dotarło, że w tym akurat przypadku mogłaby przestać zachowywać się jak słonica (na srogim haju zresztą) w składzie nitrogliceryny, niemniej faktycznie przestała. Za to przysiadła się do mnie, objęła i pogłaskała po głowie.
     – Rozumiem, Oli. Wszystko to rozumiem. I dlatego przepraszam, bo powinnam czasami ugryźć się w język.
     – Chyba częściej niż tylko „czasami”! – rzuciłam z nieco zbyt ostentacyjną pretensją.
     – Oj tam, już nie bądź wredna! – prychnęła. – A tak na serio, to widziałam przecież, co przechodziłaś z Kamą, i naprawdę było mi przykro, że nie mam jak ci bardziej pomóc. Na dodatek zawsze byłaś wobec mnie bardzo w porządku. Wiem, że jestem upierdliwa, wulgarna, uważasz mnie za głupią i pewnie do dzisiaj nie rozumiesz, co twój brat we mnie widzi, ale nigdy nie potraktowałaś mnie przez to gorzej. Ani razu! No i jest jeszcze jedna rzecz, o której nigdy ci nie mówiłam, bo wiedziałam, że może cię to urazić… – zamilkła na moment. – A zresztą, jebać! Chodzi mi o to, że tyle razy byłyśmy na drinku, w kinie, nawet teraz się do ciebie przytulam, a ty nic! A wiesz, jak ja się bałam, kiedy się dowiedziałam, że jesteś les? Od razu zaczęłam sobie wyobrażać, że przy byle okazji będziesz się do mnie dobierała, no!
     Spojrzałam na Becię z politowaniem, ale tylko się uśmiechnęłam.
     – To nie w tym rzecz, że cię nie lubię. A już na pewno nie myślę, że jesteś głupia, tylko… co mam ci powiedzieć, że faktycznie bywasz męcząca? I to bardzo? No tak, ale zdążyłam się przyzwyczaić. A co reszty, dziękuję ci za te słowa. Nawet jeżeli masz pojęcie o lesbijkach rodem z tanich pornosów, to i tak wiele dla mnie znaczy, że powiedziałaś to wprost. I dlatego równie szczerze cię proszę, żebyś mnie nie naciskała. Potrzebuję czasu nie tylko jeśli chodzi o Anę, ale tak w ogóle. Dobrze? I obiecuję, że na pewno nie będę się do ciebie, jak to stwierdziłaś, dobierała. No, może czasami dam ci buzi, jak nikt nie będzie patrzał!
     Zanim zdążyła zareagować, pocałowałam ją w policzek. A potem obie do samego wieczora śmiałyśmy się, dokazywałyśmy i czytałyśmy konstytucję. Aż kierowca autobusu klaskał.

***

Tekst: (c) Agnessa Novvak
Ilustracja na okładce na podstawie: chloecamilla.wordpress.com

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 09.07.2022. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz