Przeciwieństwa się przyciągają, czyli do trzech randek sztuka (część 2)

Przeciwieństwa się przyciągają, czyli do trzech randek sztuka (część 2)Wiem, że przerwa po pierwszej części była (niekoniecznie z mojej winy, ale nie będę się głupio tłumaczyć) sporo za długa, niemniej zapraszam na drugą, znacznie bardziej seksiatą!

***

ROZDZIAŁ 2/9

*

     Jeden pączur (z dżemorem i lukierem), dwie kapucziny (bez dodatków dla odmiany) i co najmniej sto spojrzeń (ukradkowych, wstydliwych, spłoszonych, do wyboru) później uspokoiłam się wreszcie na tyle, by w miarę normalnie porozmawiać. Z początku naświetliłam własną ogólną sytuację, problemy z nią związane i to wszystko, z czym nie potrafiłam sobie poradzić. No, może prawie wszystkim, bo kwestię zauroczenia siedzącą naprzeciw kobietą wolałam tymczasowo pominąć. Ana natomiast tylko cierpliwie słuchała, z rzadka tylko dopytując o pojedyncze szczegóły, aż wreszcie postanowiła wyrazić własne zdanie:
     – Co prawda nie chcę od razu wydawać nie wiadomo jak wiążących opinii, niemniej wydaje mi się, że na ten moment wystarczy tych zwierzeń. – Złożyła dłonie pod brodą. – Jeśli więc chodzi o twoje rozstanie się z narzeczoną i związane z tym przeżycia, to zdaję sobie sprawę, jak to dla ciebie zabrzmi, ale sytuacja wydaje mi się w gruncie rzeczy dość prosta. I tak, zgadzam się dłużej o niej podyskutować, natomiast uważam, że obie potrzebujemy do tego odpowiednich warunków i dlatego umówimy się jeszcze raz w bardziej dogodnym miejscu i czasie. Natomiast mam wrażenie, i to graniczące z pewnością, że nie tylko nie tylko dlatego chciałaś się ze mną widzieć sam na sam, prawda?
     Momentalnie zeszło ze mnie powietrze. Ledwie parę chwil wcześniej dyskutowałam z Aną tak swobodnie, jakbyśmy były najlepsiejszymi psiapsiółami, a teraz nie byłam w stanie wykrztusić słowa.
     – Ja… nie chcę, żebyś o mnie pomyślała nie wiadomo co…
     – Ech, Olimpia, co ja ci mówiłam? – Pokręciła głową z miną pełną pobłażania. – Tak, walę prosto z mostu i nierzadko jestem szczera do bólu, natomiast takiej samej szczerości oczekuję w zamian. Pamiętaj, że będę wiedziała o tobie dokładnie tyle, ile sama mi powiesz! Więc jeśli zataisz przede mną coś ważnego, przez co potem ja wyciągnę błędne wnioski, to będziesz mogła mieć pretensje tylko do siebie. I tutaj od razu zaznaczę, że możesz liczyć na moje pełne zaufanie oraz przede wszystkim dyskrecję. Cokolwiek mi powiesz, nawet najbardziej osobistego, pozostanie to między nami dwiema. Czy to jasne?
     – Tak, tak, rozumiem! Tylko wstyd mi tak otwarcie się do tego przyznać. – Wbiłam wzrok w pustą filiżankę.
     – Ale do czego? Czy naprawdę myślisz, że to dla mnie problem, że jesteś lesbijką po przejściach, która zarabia na życie sprzedając majtki w sieciówce? – Ana faktycznie nie miała zamiaru bawić się w niedopowiedzenia. – Uwierz, nie z takimi przypadkami miałam do czynienia! Poza tym od lat prowadzę własną firmę doradczą, co nauczyło mnie bardzo wnikliwej obserwacji oraz późniejszej analizy i wyciągania wniosków. I w twoim przypadku widzę, że nasze spotkanie ma jeszcze drugie, a może i trzecie dno. Tylko… – zawahała się na moment – naprawdę chcesz, byśmy od razu poruszyły pewne bardziej osobiste kwestie? Bo ja nie mam oporów przed dyskutowaniem nawet na najbardziej intymne tematy, ale czy ty także?
     Teraz to ja musiałam się zastanowić, co odpowiedzieć. Chciałam wyrzucić z siebie wszystko od razu, tyle że jednocześnie obawiałam się reakcji Any. Braku akceptacji. Odrzucenia. Znowu.
     – A… jak się okaże, że nasze prywatne oczekiwania wobec siebie… – znowu się zacięłam, próbując jakoś wybrnąć z niezręczności – się rozjadą, to nadal będziesz chciała mi pomóc?
     – Tak! – Ana odpowiedziała bez chwili namysłu. – Wiem, że pewnie uznasz to za naciągane, ale w takich sytuacjach chowam wszelkie osobiste sympatie i antypatie. Chociaż przyznam – westchnęła znacząco – że bywa to bardzo trudne. I dlatego jeśli uznam, że posuniemy się zbyt daleko, od razu ci o tym powiem. Tymczasem, skoro ty mi się zwierzyłaś ze swoich spraw intymnych, odwdzięczę ci się tym samym. Może tego po mnie nie widać, ale wychowałam dwie już dorosłe córki. Co jeszcze istotniejsze, mam męża, którego kocham, nigdy nie zdradziłam i nie zdradzę z żadnym mężczyzną. A wierz lub nie, ale życie nieraz wystawiało mnie w tej kwestii na naprawdę ciężką próbę. Natomiast jeśli chodzi o inne kobiety – znów zrobiła wiele mówiącą przerwę – to mamy między sobą taką niepisaną, zawartą lata temu umowę, że w ich przypadku nikt nie patrzy mi na ręce. I nie chcę ci składać żadnych pustych obietnic ani robić nadziei, bo przecież tyle co się poznałyśmy, ale dotyczy to także znacznie młodszych partnerek z całkiem apetyczną figurą. Rozumiesz?
     Ana powiedziała to tak zwyczajnie, jakby przyznawała się do ulubionego smaku lodów. A mnie zamurowało. Poznana przed dosłownie trzema godzinami zupełnie obca kobieta, która tyle co obiecała, że pomoże mi się pozbierać po rzuceniu przez wieloletnią partnerkę, właśnie przyznała się do pozamałżeńskiego biseksualizmu. I albo naprawdę byłam przewrażliwiona na tym punkcie i zbyt wiele sobie dopowiadałam, albo dała mi do zrozumienia, że nie wyklucza… no właśnie – czego? Flirtu? Romansu? Czegoś więcej? I przede wszystkim czy miałam przez to powody do obaw?
  
     Wzięłam kilka głębszych oddechów, dzięki czemu udało mi się w miarę opanować emocje. Odważnie spojrzałam w ogromne, szaroniebieskie oczy, wpatrujące się we mnie bardzo dwuznacznie. Zwłaszcza w połączeniu z wybitnie uwodzicielskim wyrazem karminowych ust.
     – Tak, rozumiem. Natomiast… no nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. I naprawdę bardzo ci dziękuję, że jesteś wobec mnie aż tak szczera, ale potrzebuję czasu, by się do tego jakoś odnieść. Bo boję się, że znowu wszystko spieprzę.
     Może nie było to najbardziej zgrabne wyznanie, że muszę czym prędzej się ogarnąć, bo jak nie, to za chwilę rzucę się na Anę i dosłownie zgwałcę ją na kawiarnianym stoliku, niemniej nie potrafiłam wydukać niczego lepszego. Na szczęście najwyraźniej ona też zrozumiała, że nie powinna przeciągać struny, bo tylko uśmiechnęła się i grzecznie, lecz stanowczo, zaproponowała koniec spotkania. Wstała, obiecała zadzwonić w najbliższych dniach, uścisnęła dłoń na pożegnanie i… tyle.
  
*
  
     Nie wróciłam już do towarzystwa, tylko wysłałam Beci smsa „wszysko wporzadku będę już wracac”, po czym poleciałam do siebie. Biegiem. Wiedziałam aż za dobrze, że powinnam to spokojnie przemyśleć, zastanowić się, rozważyć argumenty za i przeciw, a przede wszystkim pod żadnym pozorem nie robić tego, na co nabrałam ochoty jeszcze w barze. Tyle że nie było siły, która by mnie powstrzymała.
     Ledwo zrzuciłam buty i płaszcz, a już wyciągałam z lodówki niedopite wino. Podniosłam butelkę do ust, pociągnęłam raz, drugi i piąty, po czym odstawiłam pustą na stół. Nie miałam zamiaru czekać ani sekundy dłużej i od razu rzuciłam się na łóżko. Nawet nie majtek ściągałam, tylko wcisnęłam dłoń pod materiał. Byłam tak mokra, że wsunięcie do środka dwóch palców nie stanowiło żadnego problemu, a jeżeli tak, dołożyłam do nich od razu trzeci. Wciąż jednak było mi mało, więc jeszcze ścisnęłam sutek przez sukienkę. Mocno, niemalże do bólu. Może i nie było to specjalnie wygodne, ale co z tego? Nie takie rzeczy robiłam z…
     Ostatnie, na co miałam teraz ochotę, to roztrząsać relację z Kamilą. Kamą. Tak czy inaczej byłą dziewczyną, o której nie potrafiłam tak po prostu zapomnieć. A może nie chciałam? Owszem, wciąż miałam do niej ogromny żal za to, co się stało – a przede wszystkim w jaki sposób – ale to przecież właśnie ona pomogła mi wyzbyć się naturalnego wstydu i o tyle, ile tylko byłam na tamtą chwilę w stanie, zaakceptować siebie. Szczególnie gdy dobierała się do mnie znienacka, kiedy wieczorami wracałam z pracy. Nawet nie pytała wówczas o pozwolenie, tylko sadzała na kanapie i zaczynała pieścić. Wbijała palce w zdefasonowaną fryzurę. Podgryzała uszy i szyję. Ugniatała nie tylko wyciągnięte z ledwo co rozpiętej bluzki cycki, ale także wyjątkowo nieestetycznie układający się w takiej pozycji brzuch. Wreszcie podciągała kieckę i wylizywała przez schodzone po całym dniu majtki. A kiedy stawałam się odpowiednio gotowa, wciskała się we mnie aż do oporu i nie odpuszczała, póki nie zaczynałam wić się – i wyć zresztą też – z rozkoszy.
  
     Tak czy inaczej, to była już przeszłość. Ona była przeszłością. Nie to, co Ana, która… Na samo jej wspomnienie zaczęłam pulsować. W środku. Niby gdzieś z tyłu głowy przyzwoitka biła na alarm, że przecież nie powinnam traktować jej jak obiektu seksualnego i „strzelać sobie pamięciówki”, ale rozszalałe podniecenie brało górę nad zdrowym rozsądkiem. Starałam przywołać jej jak najdokładniejszy obraz, a jeżeli nie byłam czegoś pewna, próbowałam to sobie dopowiedzieć.
     Jakie mogła mieć piersi? Czy mocno rzucający się w oczy dekolt był efektem ich faktycznego rozmiaru, czy bardziej wynikiem odpowiednio dobranej kiecki oraz biustonosza z wkładkami? Jak bardzo opadały bez niego? Tak jak moje, niby sporo młodsze, lecz także ładnych kilka rozmiarów większe? Stawały się wówczas bardziej płaskie? A może szpiczaste i rozchodziły się na boki? I co z sutkami? Były duże i ciemne? Małe i jasne? Jeszcze inne? W jaki sposób wyglądał brzuch Any, pośladki, uda? Goliła się do gładka, a może raczej preferowała bardziej swobodne podejście do pewnych spraw? Jak pachniała i smakowała? Lubiła lizać? Być lizana? Gdzie najbardziej? I czy kiedykolwiek dowiem się tego wszystkiego, czy na zawsze pozostanie to jedynie w sferze moich domysłów?
     Przeciągły jęk przerwał te całkowicie zbędne dywagacje. Jaka Ana by nie była, podniecała mnie. Właśnie taka: nieoczywistej urody, bezpośrednia oraz jakże odważna w wyrażaniu pragnień. Ciekawe, w jaki sposób przekładało się to na odwagę w łóżku, bo jeśli i tam dominowała, mogłabym zrobić dla niej wszystko. Bez wyjątku.
Ignorując zupełnie nie tylko zdrowy rozsądek, ale także najzwyklejsze zmęczenie, wyciągnęłam z szufladki wibrator, nastawiłam od razu na ponad połowę skali i wcisnęłam po uchwyt w spoconą, ociekającą lepką namiętnością kobieco… pizdę. Ale to wciąż mi nie wystarczało, więc pośliniłam palce drugiej dłoni i sięgnęłam niżej. Wiedziałam, że akurat do tego niekoniecznie jestem odpowiednio przygotowana, więc przez moment obawiałam się wejść głębiej, jednak wystarczyło ledwie kilka ciasno zatoczonych kółek, a podjęłam decyzję – ponownie sięgnęłam do skarbczyka domowej nimfomanki i tym razem wydobyłam z niego niewielki chromowany koreczek, zakończony szklanym klejnocikiem. Cóż, najwyżej potem dobrze go wyszoruję…
     Okazało się jednak, że płonne były me obawy. Tyle co poczułam nacisk chłodnego czubka na otwierającą się coraz szerzej – a tak, owszem – dupę, a wyobraziłam sobie, że to Ana na mnie napiera. Dildem. Długim, grubym i jeszcze twardszym. Po czym zaczyna ujeżdżać. Mocno. Ostro. Pochyla się nade mną, chwyta za włosy, odciąga głowę do tyłu i szepcze do ucha, jaką to nie jestem jej jedyną, najdroższą, najwspanialszą, najukochańszą… dziwką. Dokładnie tak samo, jak kiedyś Kama.
     I wówczas odleciałam po raz drugi.

*

Tekst: (c) Agnessa Novvak
Ilustracja na okładce na podstawie: chloecamilla.wordpress.com

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 09.07.2022. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz