Ewy, Adamy i inne problemy, czyli co za dużo, to niezdrowo (5/11)

Ewy, Adamy i inne problemy, czyli co za dużo, to niezdrowo (5/11)ROZDZIAŁ 5/11

***

     Im więcej owego czasu mijało, a poruszane tematy stawały się coraz bardziej osobiste i odważne, tym wyraźniej zdawał sobie sprawę, że musi rozwiązać trzy kwestie. Pierwsza: Lili bardzo czytelnie dążyła do wielkiego, rozbieranego finału. Rwała go ostro, nawet się nie kryjąc, co zalatywało zdesperowaną gospodynią domową albo… panią negocjowalnego afektu? Nie chciał jej przedwcześnie oceniać, jak swego czasu Ewy – z czego do dziś zdecydowanie nie był dumny – ale momentami jego podejrzenia niebezpiecznie zmierzały ku pewności.
     Czy gdyby naprawdę miał sposobność i chęć pójść do łóżka z pros… damą do towarzystwa, skorzystałby z niej? Przecież z jednej strony zapotrzebowanie na płatną miłość bez zobowiązań miało się nad wyraz dobrze, a z drugiej nie brakowało chętnych na jej oferowanie, w efekcie czego obie strony dostawały, czego chciały. Proste i logiczne. Nawet jeśli wyjątkowo kontrowersyjne i niejednoznaczne moralnie.

     Westchnął głęboko i oddał pole wyobraźni. Celowo pominął etap wzajemnych podchodów, ustalania szczegółów transakcji i całej reszty, od razu wyobrażając sobie Lili stojącą naprzeciw niego w pustym pokoju. Z początku niech odstawi striptiz, pokokietuje go trochę i pozachęca. Może nawet on sam ściągnie jej bieliznę? Bo dlaczego niby nie? Ostatecznie stringi w ustach, względnie pończochy zwieszające się z żyrandola jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Chyba. A później? Wspólna kąpiel na pewno. Ale taka bardzo aktywna, połączona z intensywną, oralną grą wstępną. Być może od razu pozwoli sobie na wytrysk w ustach, a w czasie, w którym będzie odzyskiwał formę, uda się w podróż po najskrytszych rejonach jej ciała? Którego co prawda nie widział z bliska, lecz sądząc po kształtach skrywanych pod ubraniem i odsłoniętych fragmentach nieskazitelnej skóry, musiało być wręcz boskie.
     Tylko co dalej? Miałby skupić się na spełnianiu własnych zachcianek czy raczej oddać w ręce Lili? A jeśli tak, wolałaby delikatny, czuły seks, a może coś pikantniejszego? Na obie możliwości był przygotowany i tak naprawdę oba scenariusze równie mocno by go usatysfakcjonowały. Chyba żeby spróbował czegoś jeszcze innego? Ewa co prawda była odważna w łóżku i nieraz mówiła, lub wręcz wykrzykiwała różne, chwilami naprawdę zawstydzające rzeczy, lecz nigdy nie przekroczyła pewnej granicy. Nie był tym zawiedziony, ale… może otwarcie poprosi Lili, by trochę poświntuszyła? Albo wręcz jej rozkaże? Niech wejdzie w rolę i zaserwuje mu naprawdę solidną dawkę dirty talku. Będzie go prosić, wręcz błagać na kolanach, by ją zerżnął. Stanie się jego niewolnicą, oddaną całkowicie swemu panu. Albo odwrotnie – niech to ona dominuje. Pobawi się nim, wykorzysta, nawet upokorzy. I niezależnie, co ostatecznie zrobi, ma koniecznie opowiadać o tym z najdrobniejszymi szczegółami.

     Nie, o kant tyłka rozbić takie rozważania! Nie pasował mu choćby pierwszy argument z brzegu: gdyby Lili naprawdę szukała partnera w celach… biznesowych, to nie w jakimś dzielnicowym pubie drugiej, o ile nie trzeciej kategorii! Do niej pasowałby raczej hol gwiazdkowego hotelu w centrum i boy usłużnie prowadzący do apartamentu, w którym oczekiwał już zanurzony w lodzie szampan. Więc skąd i po co się tu wzięła?
     Ale tego pytania nie zdążył już zadać, bo najwyraźniej znudzona niezdecydowaniem Lili przystąpiła do kontrataku.
     – Podsumujmy: oboje mamy wolny wieczór. Spodobałeś mi się i, przyznam wprost, mam na ciebie ochotę. Z twojej strony… nie będę ci niczego sugerowała, ale widzę, że także zrobiłam odpowiednie wrażenie. Miejsce nie stanowi problemu, zostaw jego wybór mnie. Więc powiedz mi wprost, Adamie: czy chciałbyś pobyć dzisiaj ze mną dłużej? Tak czy nie?
     – Słuchaj, Lili… to się jakoś odmienia właściwie? Zresztą nieważne! Nie powinno się odpowiadać pytaniem na pytanie, ale czym ty się właściwie zajmujesz? – zrobił nagły unik.
     – Zasobami ludzkimi. W pewnym sensie. – nawet jeżeli zaskoczyła ją zmiana tematu, nie dała tego po sobie poznać.
     – Czyli w jakim, jeśli można wiedzieć?
     – W takim, że gram z dobrymi mężczyznami w pewną grę, której celem jest sprowadzenie ich na złą drogę – odpowiedziała tonem, któremu daleko było do żartu. Chyba że podanego na tak zimno, aż drinki na stoliku szroniały. – Jeśli wygram, oznacza to, że wcale nie byli tacy dobrzy, jak im się wydawało. I mają ogólnie przesrane. Ale gdybym przegrała… Nie ujawnię nic więcej! Możesz sam się przekonać, jeśli zechcesz. Więc jak będzie? Chciałbyś podążyć ze mną ku nieodkrytej krainie namiętności? – dokończyła praktycznie szeptem.

     I tu pojawiała się kwestia druga: Lili w ogóle była jakaś… dziwna. W porządku, być może lubiła mocne, krwistoczerwone stylizacje i biżuterię we wszechobecne węże, których na razie naliczył cztery, chociaż nie byłby specjalnie zdziwiony, gdyby kolejne kryły się pod ubraniem. Nie chciał dorabiać niedorzecznych teorii, ale przez głowę przeleciała mu już nawet babilońska nierządnica. Na miotle. Dodatkowo szedł o zakład, że przedstawiając się, wyraźnie wypowiedziała twarde „t” na końcu, co w połączeniu z jego imieniem dawało połączenie równie groteskowe, jak potencjalnie przerażające.
     Dobra, za dużo tych absurdalnych skojarzeń, zbędnych emocji i rudej wódy na myszach! Przeniósł wzrok na Lili, bawiącą się słomką od drinka, który nie wiedzieć jak ani kiedy znalazł się po jej stronie stolika. Jasna cholera, jaka ona… tak, była piękna. Tym razem bez żadnych podtekstów. Była kobietą, obok której nie można przejść obojętnie, niezależnie od wieku, statusu związku czy osobistego gustu. A pewnie i płci, o czym świadczyły pożądliwe spojrzenia nie tylko męskich oczu. Czy miał na nią ochotę? Tak. Zdecydowanie większą niż na Ewę rok wcześniej. Czy chciał? O, tak! Czy powinien? Cóż…

     Splótł dłonie, podparł nimi brodę i przymknął oczy. Rozmyślał na tyle długo, że gdy znów je otworzył, wiedział już wszystko.
     – Przepraszam cię, Lili, jeśli miałaś nadzieję na coś więcej, ale chyba muszę odmówić.
     Nie dość, że nie okazała zdziwienia, to jakby czekała na taką właśnie odpowiedź.
     – Chyba musisz? Czy na pewno chcesz?
     – Nie mam zamiaru cię oszukiwać, ale…
     – Ty ją naprawdę kochasz! – przerwała mu w pół słowa.
     – Kogo? – doskonale wiedział kogo. Ale skąd ona wiedziała?
     – Adam, do jasnej cholery, przestań udawać i nie przerywaj! Wierz lub nie, ale potrafię rozpoznać takie rzeczy. Nie jesteś samotny. Przeciwnie – jest przy tobie kobieta, która skradła ci serce. Może waszemu związkowi daleko do lekkiego, łatwego i bez wyjątku przyjemnego, ale zależy ci na jej szczęściu, za które bez wahania oddałbyś własne. Przecież właśnie dlatego tutaj jesteś, zgadza się? Wolałeś odsunąć się na chwilę od ukochanej i w samotności stłumić gniew, niż wybuchnąć i ją zranić. Pragniesz do niej jak najszybciej powrócić i przeprosić, nawet jeśli nie ty zawiniłeś. Mam rację?
     Miała. Tylko jakim cudem… zresztą nieważne. Bo właśnie ta, poruszona przez Lili kwestia, była trzecią, którą musiał rozważyć. Była nią Ewa, której nie mógł, ani po prawdzie i nie chciał, zbyt szybko wybaczyć. Zwłaszcza że jej dzisiejsza niedyspozycja była raczej kroplą, która przelała kielich goryczy, a nie jednorazowym wyskokiem. Niemniej, gdyby nawet ostatecznie mieli się rozejść, to absolutnie nie w taki sposób!
     – Nie mam pojęcia, kim jesteś, skąd to wiesz ani jakim przedziwnym zrządzeniem losu spotkaliśmy się akurat tutaj i dzisiaj. I nie wiem nawet, czy chcę wiedzieć. Tak, chciałbym spędzić z tobą ten wieczór. Nawet noc. Ale jak sama powiedziałaś: moje serce należy do innej, z którą powinienem teraz być. Miałaś rację, Lili. Kocham ją. I muszę jak najszybciej do niej wrócić, bo mam jakieś dziwne przeczucia…

     Oboje wstali równocześnie, jak na komendę. Ani w tym konkretnym momencie, ani później, gdy sobie (wielokrotnie) przypominał, nie wiedział właściwie dlaczego, ale przytulił Lili. Obejmował ją mocno, chyba nawet za bardzo, i długo. W końcu odsunął się i spojrzał w niesamowite, płonące zimnem oczy.
     – Może to zabrzmi dziwnie, ale dziękuję ci. Chociaż nie mam jak się teraz zrewanżować, być może jeszcze kiedyś się spotkamy, kto wie? Skoro nasze drogi raz się skrzyżowały, dajmy ślepemu losowi szansę, by zrobił to ponownie.
     Odwrócił się, błyskawicznie narzucił płaszcz i wybiegł wprost w narastającą zadymkę. Przechodząc przez drzwi poczuł w kieszeni wibrowanie telefonu i skupiony całkowicie na nim nie zauważył, że wciąż stojąca na środku sali Lili przytknęła powoli palce do karminowych ust i przesłała mu całusa na pożegnanie.
     – Kto wie, Adam. Z tym że akurat dla ciebie byłoby najlepiej, gdyby to nigdy nie nastąpiło – powiedziała do siebie, uśmiechając się smutno.

*

     Leżała na czymś twardym i zimnym, czując we włosach ostre, nieprzyjemnie drapiące gałązki. Obce ręce szarpały ją za ramiona i poklepywały po twarzy. Otworzyła oczy z wyraźnym wysiłkiem, otoczona kręgiem przekrzykującej się nawzajem młodzieży.
     – Halo! Dobrze się pani czuje?
     – Co? Jak ja… – rozejrzała się zdziwiona.
     – Poślizgnęła się pani i upadła. Dobrze, że obok był żywopłot, bo inaczej uderzyłaby pani głową w chodnik! Może zadzwonić na pogotowie?
     – Nie, chyba nie… – Usiadła, a zaraz potem, podpierana przez dwóch najbardziej rosłych chłopaków, ostrożnie wstała. – Pamiętam tylko, że dawałam ostatnią butelkę takiej… rudej dziewczynie w czarnym palcie… a potem…
     – Czy na pewno z panią wszystko w porządku? Bo to ja dostałam wódkę. – odpowiedział jej wysoki, nerwowy głos.
     Jego właścicielka nosiła nie czarny płaszcz, a ciemnogranatową kurtkę, zaś kolorowa plama na jej piersi była tylko logiem firmy. Wystające spod czapki włosy mieniły się raczej farbowaną czerwienią niż naturalną rudością, a refleksy pochodziły ze szkieł okularów w cienkich oprawkach, odbijających światło najbliższej latarni.
     – Jaką wódkę?
     – No taką… zwyczajną. Ale że trzymałam dwie i nie miałam jak wziąć trzeciej, to pani do mnie podeszła i... tutaj jest lód na chodniku, proszę spojrzeć, o! – wskazała na lśniący fragment, obsypany rozbitym szkłem.
     – Dziękuję. I przepraszam. Chciałam wam zrobić prezent, a teraz się przeze mnie stresujecie. Ale już jest dobrze. – rozejrzała się dookoła, licząc po raz kolejny i znów uzyskując ni mniej, ni więcej, a siódemkę. – Możecie już iść, wrócę sama.
     Nie byli specjalnie przekonani, ale podziękowali ostatni raz za niespodziewane podarki, zamknęli furtkę i zniknęli za rogiem.

     Wbiegła do domu, zatrzaskując drzwi i wciąż drżącymi rękoma jak najszybciej zaryglowała zamki. Nie, niemożliwe! Przywidziało jej się! Zdecydowanie zbyt wiele przeżyć jak na jeden wieczór! Alkohol, awantura i jeszcze ten cmentarz… Adam Adamem, ale musi się położyć, bo nie zdzierży.
     Wyszorowała się porządnie, jakby chcąc zmyć z siebie wszelkie winy i obawy, przebrała w koszulę nocną i bez zwłoki wskoczyła do łóżka. Przedwcześnie. Mimo starań była zbyt roztrzęsiona, by po prostu zasnąć. Zwłaszcza jedna myśl nie dawała jej spokoju: przecież to niemożliwe, by tak dobrze zapamiętała kształt biżuterii, której nie widziała od podstawówki! Nie mogąc dojść do żadnych sensownych wniosków, wzięła telefon i wystukała numer jedynej osoby, która mogła jej pomóc.
     – Hej, mamo, co u ciebie? Słuchaj, dzwonię, bo… – starała się mówić jak najspokojniej, ale bez większego efektu.
     – Ewuś, kochanie, czy ty wiesz, która jest godzina? – usłyszała wyraźnie zaspany, starczy głos. – Stało się coś ważnego?
     – Tak… znaczy nie… nieistotne! Mam pytanie: czy pamiętasz taką dużą broszkę z różą, którą miała babcia?
     – Naprawdę po to dzwonisz? Nie mogłaś zaczekać do jutra? Jestem zmęczona i…
     – Ale ja muszę wiedzieć teraz! – przerwała gwałtownie i raczej mało kulturalnie.
     – Tak, chyba pamiętam. A to czasami nie była ta, którą zepsułaś, jak byłaś mała? I potem mnie też się oberwało, że cię nie upilnowałam?
     – Ta sama. Wiesz, gdzie jest?
     – Wiem. Ale… Ewa, po co ci ta informacja?
     – A co za różnica? – burknęła.
     – Bo jeśli chciałabyś ją obejrzeć, to masz problem – głos w słuchawce był wyraźnie nadąsany – to był prezent od dziadka i babcia chciała, żeby ją z tą broszką pochować.
     – Aha… – westchnęła ni to z ulgą, ni jeszcze większą obawą – To jeszcze powiedz mi, jakie włosy miała, kiedy była młoda?
     – Ewa, ja cię proszę! Czyś ty oszalała?
     – Mamo, przestań! To dla mnie ważne! Bardzo ważne, rozumiesz? – znów ogarniała ją panika.
     – Nie krzycz już na mnie, dobrze? Muszę pomyśleć, wiesz że mam problemy z…
     – Nie mów, że o broszce pamiętałaś, a o włosach nie! Rozumiem, że masz swoje lata ale… nieważne, sprawdź na zdjęciach! Przecież mieliście album, przejrzyj go zaraz! – była coraz bardziej zdesperowana i coraz mniej grzeczna. – Dzisiaj! Teraz!
     – Córeczko, ja nie wiem, co się z tobą dzieje, ale jeśli się źle czujesz… Niech ci będzie, zaczekaj pięć minut.

     Minęła jedna, dwie, pięć, dziesięć. W końcu telefon znów ożył.
     – Tak, jestem! I co, masz?
     – Mam. Tylko nie pomyślałaś, że wtedy kolorowe zdjęcia były u nas rzadkością? – spytała matka, z mieszaniną złośliwości i politowania. – Przecież nawet moja ślubna fotografia było czarno-biała! Ale masz szczęście, czasami zakłady ręcznie kolorowały odbitki i chociaż skóra wyglądała trochę sztucznie, to ubrania czy włosy powinny być wierne. Akurat mam ujęcie z jarmarku czy innego odpustu. Aż zapomniałam, jaki dziadek był przystojny, w długim szynelu i z sumiastym wąsem wyglądał jak…
     – Mamo! Jaki, kurwa, kolor!? – krzyknęła łamiącym się głosem.
     – Rudy, Ewa, rudy. A jak cię to aż tak bardzo interesuje, to twoja babcia nosiła warkocz i grzywkę opadającą na oczy!
     Ostatkiem sił – oraz zdrowego rozsądku – zakończyła rozmowę. Czując rosnącą gwałtownie bryłę lodu w żołądku, ukryła się cała pod kołdrą i roztrzęsionymi jak w delirce palcami wybrała numer Adama.

*

     Może i wciąż nie do końca wybaczył Ewie, lecz jej głos sprawił, że odczuł zimno nie tylko z powodu hulającego wiatru. Biegł po oblodzonych chodnikach, w jakiś bliżej niewytłumaczalny nie zaliczając po drodze żadnej latarni.
     Wpadł do sypialni nie zdejmując nawet butów i kiedy wreszcie wyplątał ukochaną kobietę spod zwiniętej w kłąb kołdry, autentycznie się wystraszył. Blada jak sama śmierć, z przekrwionymi, zapadniętymi oczami, w momencie wskoczyła mu w ramiona, drżąc jak osika.
     – Ewciu, powiedz mi, co się dzieje…
     – Kocham cię, Adam! Kochamkochamkocham... – odpowiedziała ledwo słyszalnym, łamiącym się szeptem. – Tylko bądź przy mnie! Błagam, zostań! Nie dam sobie bez ciebie rady. Opowiem ci wszystko, tylko nie dzisiaj. Nie chcę, nie mogę, nie mam siły…
     – Dobrze, tylko mnie puść, muszę wyjść na moment.
     – Rozumiem, że chcesz mnie zostawić, ale proszę, nie teraz… – przestraszyła się jeszcze bardziej.
     – Nawet tak nie mów! Z pokoju muszę wyjść, nie z twojego życia. Jesteś przecież moją kobietą, jedyną i najdroższą! Z tobą chcę mnożyć szczęścia i dzielić smutki, ciebie pragnę kochać i chciałbym, żebyś… – mimo że nie chciał uciekać się do zbyt wielkich słów, kontynuował – była matką moich dzieci. Najwspanialszą, jaką można sobie wyobrazić. Pamiętasz te wszystkie rozmowy? O tobie mnie? O naszych marzeniach o rodzinie? O sposobach, jak je spełnić? Bo ja tak. Ale teraz – widząc zdezorientowaną minę Ewy uznał, że chyba jednak przesadził, więc zmienił temat – daj mi chwilę, ja też miałem ciężki dzień i muszę się ogarnąć. Wrócę do ciebie za kilka minut, obiecuję.

     Choć niezbędne etapy ogarniania potrwały ostatecznie sporo dłużej, niż przewidywał, gdy wreszcie wskoczył pod kołdrę w czystych bokserkach, poczuł, że Ewa miewa się lepiej. Czy raczej mniej źle. Oddychała spokojniej, nie pochlipywała, nie trzęsła się… co nie zmieniało faktu, że nadal nie wyjaśniła ani słowem, co się właściwie działo w trakcie jego nieobecności. Nie był też pewien, czy wytrzeźwiała do końca, ale i jemu wciąż lekko szumiało w głowie, więc tym bardziej postanowił nie roztrząsać tematu.
     Zgasił lampkę nocną i przytulił się do Ewy od tyłu, czując całym sobą duże, ciepłe ciało, skryte pod satynową koszulą nocną. Objął ją czule, kładąc dłoń na miękkim brzuchu. Była czyściutka, ładnie pachniała i… nie chciał przyznać, lecz oczywiście znowu pociągała go tak mocno, aż musiał się nieco cofnąć. Był tak skołowany całym dniem, że nie miał nawet specjalnej ochoty na jakieś większe namiętności, a jedynym, czego naprawdę potrzebował, był długi, mocny sen. Przymknął oczy z myślą, że wszystko wyjaśnią sobie jutro.

     Nie na długo.
     – Śpisz? Adam?
     – Teraz już nie – odpowiedział półprzytomnie.
     – Bo się zastanawiam… przepraszam jeszcze raz i…
     – Ewa, miejże litość! Na następne pół roku wystarczy mi twoich tłumaczeń.      Chcesz mi powiedzieć coś naprawdę ważnego? To tu i teraz i idźmy wreszcie spać. A jak nie, zaczekajmy do rana.
     – Chcę. Ale nie powiedzieć...
     W tej samej chwili poczuł rękę, gmerającą raczej jednoznacznie w okolicach majtek.
     – Ewciu, ja nie wiem, czy…
     – Nic nie mów! Kochaj się ze mną – poprosiła tak żarliwie, jakby zależały od tego losy świata.
     Na przyszłość będzie musiał koniecznie popracować nad siłą woli, bo zdecydowanie zbyt szybko dał się przekonać. Zresztą ochota Ewy też była podejrzana, ale nie miał siły ani chęci na żadne dalsze dyskusje. Zsunął bokserki, podciągnął krawędź koszuli, by nigdzie się nie plątała, odchylił udo i jednym ruchem wsunął się w zaskakująco wilgotną kobiecość. Może i taka łyżeczkowa pozycja rewelacyjnie sprawdzała się w pornosach, zapewniając doskonałe widoki kamerzystom, a w poradnikach była opisywana jako idealna dla spokojnych, czułych kochanków, lecz osobiście za nią nie przepadał. Fakt, do leniwych przytulasków nadawała się jak mało która, ale do seksu wbrew pozorom nie bardzo. Zwłaszcza że Ewa była znacznie szersza w biodrach i wchodził w nią pod dziwnym, niewygodnym kątem, przybierając przy okazji niemal gimnastyczne pozy. W końcu sama zainteresowana zirytowała się ciągłymi poprawkami na tyle, że przerwała amory, ściągnęła koszulkę i położyła na płask na brzuchu.
     Przysiadł na niej ostrożnie, opierając się na zgiętych kolanach tak, by mógł swobodnie kontrolować siłę i głębokość pchnięć, a w razie potrzeby szybko się podnieść. Praktycznie w ogóle nie kochali się przy zgaszonym świetle, więc tym bardziej miał zamiar nacieszyć się tymi doznaniami. Pochylił się i zaczął całować kark oraz szyję, podgryzać delikatnie uszy, skupiając się na słodkawym smaku skóry, miękkiej fakturze włosów. lekko świszczącym oddechu…
     – Jest mi tak dobrze… pragnę cię Adam i wiem, że zawiodłam, ale…
     On miał być cicho, co jej najwyraźniej nie dotyczyło. Przyłożył dłoń do policzka i rozchylił delikatnie spierzchnięte wargi, kończąc tym samym całkowicie zbędne wywody. Równocześnie naparł na nią od tyłu całym swoim ciężarem. Stęknęła głośno, po czym znienacka wciągnęła jego palec głęboko w usta. Ssała go mocno, wodząc językiem po opuszce, czym podniecił się tak nagle i niespodziewanie, że nie zdążył w porę zareagować.
     – Przepraszam Ewa, ja chyba…
     – Skończ we mnie! – rozkazała bez cienia zawahania.
     Nie kochali się przez parę dni, więc spodziewał się, że przeżyje silny i obfity orgazm, ale nie aż tak. Czuł, że zalał nie tylko całą kobiecość Ewy, lecz i jej uda, nie wspominając o prześcieradle. Gdy dopiero po dłuższej chwili był w stanie się poruszyć, został powstrzymany wpół drogi.
     – Zostań, proszę.
     – Nie mogę już, nie dam rady – wysapał.
     – Ale ja chcę więcej! Chciałabym, żebyś wszedł mi w… wiesz…

     Wiedział. I sama ta myśl podziałała tak podniecająco, że pomimo nieludzkiego zmęczenia byłby w stanie to zrobić. Ale nie chciał. Nie teraz, nie po tym wszystkim i tym bardziej nie w taki sposób. Dlatego tylko wysunął się ostrożnie i przysiadł na zgiętych nogach, starając się nie poplamić pościeli jeszcze bardziej niż do tej pory.
     Spowijała ich ciemność, ale nie na tyle nieprzenikniona, by nie widział zupełnie nic. Zwłaszcza gdy owo „nic” znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Wielki, wypięty w jego kierunku, uniesiony na kolanach tyłek Ewy. I jej palec, który najpierw zbierał jego nasienie ściekające z płatków kobiecości, rozprowadzał je po pośladkach, aż w końcu niknął między nimi.
     – Nie musisz się niczego obawiać, jestem czysta. I chcę, rozumiesz? Pragnę, żebyś mi to zrobił i drugi raz nie poproszę!
     Zawahał się, lecz ostatecznie odsunął jej dłoń i na powrót wszedł męskością pomiędzy rozchylone wargi, zbierając własną spermę, oklejającą bujne owłosienie. A potem wycofał, przymierzył i jednym, zdecydowanym ruchem wbił się w rozchyloną dupę. Ewa jęknęła tak głośno, aż się przestraszył, ale dała radę utrzymać go w sobie. Odczekał moment i wpierw powoli, jak najostrożniej, a potem coraz szybciej zaczął się poruszać.

     Dopiero wówczas uświadomił sobie, że w tej właśnie chwili pierwszy raz uprawiali seks analny. Co, gdyby się nad tym lepiej – czy raczej głębiej – zastanowił, było raczej dziwne. Uwielbiał przecież wylizywać tyłeczek Ewy, a ona równie chętnie go dla niego nadstawiała, więc zajmowali się nim nadto regularnie. Ponadto wielokrotnie wsuwał w niego palce, parę razy zdarzyło się nawet, że i niewielki wibrator, praktycznie za każdym razem sprawiając jej szalony orgazm. Lecz do tej pory nigdy nie zdecydowali się na pełny stosunek.
     Dlatego właśnie czuł ogromne podniecenie i ekscytację, ale także złość, a w pewnym stopniu i zawód. Naprawdę nie chciał, by ów kolejny z pierwszych razów przebiegł właśnie tak. Najpierw miał ochotę spędzić z Ewą przeznaczony tylko dla dwojga, wypełniony przyjemnościami dzień. Może wyszliby do kina, na kolację do dobrej restauracji lub nawet wykupili wspólny masaż dla par? Potem doprowadziłby ją do delikatnej rozkoszy ustami, by mogła się w pełni zrelaksować, a następnie dobrze nawilżył i powolutku, bardzo ostrożnie rozciągał. O wycałowaniu nie wspominając. I dopiero na końcu wszedł pomiędzy rozłożyste krągłości pośladków, oczywiście w zabezpieczeniu i…
     – Jeszcze Adam! Mocniej!
     – Boję się, nie chcę cię skrzywdzić…
     – Przestań! Chcę tego! Jestem taka napalona i… co się dzieje?
     Musiał znów przerwać. Może i wystrzelił ledwie kilka minut wcześniej, ale znów balansował na granicy kolejnego wytrysku, starając się nie odpowiadać na zbyt oczywiste pytanie.
     – Naprawdę? Aż tak bardzo jesteś podniecony? To pomyśl, że wsuwam w siebie palce… – szeptała cicho, kokieteryjnie. – Zbieram nimi twoją namiętność i rozcieram…      Czuję się cudownie, a ty wtedy przyspieszasz! Właśnie tak, jak teraz! Wiem, że cię podnieca mój tyłeczek! Wielki, napalony, mokry od twojej spermy i… owłosiony tak, jak lubisz! Ruchaj mnie, Adam! – jej głos stawał się coraz bardziej władczy. – Złap mnie za włosy! Klepnij! Jeszcze raz, nie bój się! Uderz! Wchodź we mnie głębiej, powiedziałam! Rżnij mnie w dupę! Jesteś taki duży i twardy, wypełniasz mnie całą! – teraz już praktycznie krzyczała – Trzymam w sobie już trzy palce i zaraz… o mój Boże, ja nigdy jeszcze…

     Faktycznie, nigdy jeszcze nie widział, by jakakolwiek kobieta przeżyła coś podobnego. Oczywiście nie raz zdążył przekonać się o dzikim i nieokiełznanym temperamencie drzemiącym w ciele Ewy i nader okazałym wachlarzu jej doznań, lecz tym razem przeszła samą siebie. Zaczęła się trząść tak mocno, aż musiał ją przytrzymać i wcisnęła twarz w poduszkę, kwicząc przeraźliwie. Choćby chciał, nie mógł inaczej nazwać tego odgłosu, chyba że wizgiem pomieszanym z wysokim, gwałtownym wrzaskiem, przechodzącym w gardłowy charkot. I zdawało mu się… nie, nie zdawało. Po jego udach zaczęło spływać coś, co na pewno nie pochodziło od niego samego.
     – Ewa, czy…
     – Adam, zamknij się, kurwa! I nie przestawaj! Jezu, czuję że…
     Napięła się ponownie. Tym razem nie wierzgała tak gwałtownie i głośno, ale bez wątpienia przeżyła drugi orgazm, zaledwie w kilka chwil po pierwszym. Albo jeden, ale wyjątkowo długi? Tak się w ogóle da? Będzie musiał zapytać. O ile dożyje, bo sam ledwo dyszał.
     I właśnie wtedy Ewa napięła mięśnie, ściskając jego wciąż tkwiącego w jej tyłku penisa tak mocno, że jedno, co mógł zrobić, to postarać się nie zemdleć. Co nie do końca się udało.

     SOBOTA

     – Wstaje moja księżniczka? Czy nie wstaje?
     – Ale że co?
     – To, że niedługo południe, mój śpioszku! Śniadanie czeka!
     – Jakie znowu śniadanie, ja nic nie wiem!
     – A co ostatniego pamiętasz?
     – Eee…
     Myślała, że to ona przesadziła, ale Adam chyba naprawdę nie kojarzył, co się stało. Zresztą co niby miałby pamiętać, skoro padł bez życia na łóżko, nie dając się w żaden sposób dobudzić? W pewnym momencie aż zaczęła się o niego obawiać, lecz ostatecznie doszła do wniosku, że najwyraźniej zapadł w bardzo głęboki sen.
     – Przypominam sobie! – odrzucił nagle kołdrę, jakby sprawdzając, czy wszystko wciąż znajduje się na swoim miejscu. – Ale jak…
     – A co ja, bokserek ci nie założę? Albo pościeli nie zmienię?
     – Ewa, co ty właściwie zrobiłaś? – wciąż rozglądał się niepewnie.
     – Powiedzmy, że nawet cię odświeżyłam. A przynajmniej na tyle, ile mogłam chusteczkami z balsamem! – roześmiała się. – Ale koniec tego lenistwa, zaczekaj chwilkę, a ja zaraz wrócę…

     Wyszła, pohałasowała trochę w kuchni i trochę dłużej w garderobie, po czym wróciła do sypialni, ciągnąc za sobą niewielki barek na kółeczkach. Skoro i tak nie będzie korzystać z niego zgodnie z przeznaczeniem, niech się przyda jako ruchomy stoliczek. I chociaż uważała śniadanie podawane do łóżka za generalnie przereklamowane i kłopotliwe w przygotowaniu, podaniu oraz sprzątaniu, była winna Adamowi choćby tyle. A co jeszcze istotniejsze, od samego początku musiała wywrzeć na nim jak najlepsze wrażenie, bo przecież oboje doskonale wiedzieli, że czeka ich bardzo poważna dyskusja. Ale najpierw bułeczki maślane, szynka, ser, dżem… i absolutnie niezbędny w bieżącej sytuacji dzbanek pełen czarnej jak dupa samego Dupcypera kawy.
     Dopiero po drugiej filiżance Adam zaczął kontaktować na tyle, że zainteresował się jej strojem. Zerknął podejrzanie na nieco przyciasną koszulkę z bordowej satynki, ledwo sięgającą do krawędzi równie oczobitnych szorcików. Na wysokie szpilki, wbrew wszelkim konwenansom położone na łóżku wraz z odzianymi weń stopami.
     A przede wszystkim spory kieliszek z czarnego, nieprzezroczystego szkła, skrzętnie ukrywającego zawartość, z którego popijała małymi łyczkami. Uprzedzając nieuniknione pytanie umoczyła wargi w słodko-cierpkim płynie, przysunęła się do coraz bardziej zdezorientowanego ukochanego i pocałowała go w usta, zostawiając na nich purpurowy ślad.
     Soku porzeczkowego.

*

     Wiedział doskonale, że rozmowa nie będzie specjalnie przyjemna, ale nie spodziewał się aż takiej lawiny emocji. Ewa mówiła powoli, łamiącym się co chwila głosem relacjonując wydarzenia zeszłego wieczoru, a on słuchał cierpliwie, nie przerywając ani nie dopytując o szczegóły. Nawet jeśli miejscami wyjątkowo go zainteresowały. Niestety za każdym kolejnym, coraz bardziej nieprawdopodobnym... nieprawdopodobniejszym... absurdalnym zwrotem akcji, miał coraz większą ochotę wsadzić ją w samochód i zawieźć do lekarza. Najlepiej takiego od głowy, o ile nie było już za późno. Żadną miarą nie wierzył w całą tę historyjkę o nagłej przemianie, bliskich spotkaniach trzeciego stopnia, przeznaczeniu i nie wiadomo czym jeszcze.
     Tylko dlaczego właściwie Ewa miałaby go oszukać? Nie, że była wyjątkowo prawdomówna, o czym całkiem niedawno zdążył się przekonać. Ale okłamywałaby go w akurat taki sposób? Bez sensu. Co to, jakaś tania ezoteryka dla wyjątkowo ubogich intelektualnie? Nawet taki drobiazg jak wygląd tej… osoby, którą niby widziała, nie trzymał się kupy. Czy w ogóle możliwe było rozpoznanie takiego drobiazgu jak broszka? Nie miał bladego pojęcia. Zresztą były to pytania raczej do księdza, względnie innego specjalisty od zjawisk nadprzyrodzonych.
     Ostatecznie stwierdził, że jakiekolwiek dalsze rozważania nad tą konkretną częścią opowieści nie mają absolutnie żadnego sensu. Natomiast wyjątkowo zaciekawiła go inna część historii. Konkretnie o seksie z dwoma facetami naraz, podana z naprawdę soczystymi detalami. Z których niektóre, o ile dobrze zrozumiał, osobliwie pokrywały się z ich ostatnimi wyczynami łóżkowymi.
     Lecz najpierw odwdzięczył się szczerością za szczerość. Opowiedział o wizycie w barze, rozmyślaniach i częściowo także fantazjach. A przede wszystkim o niezwykłym spotkaniu niezwykłej osoby i ich długiej rozmowie, wątpliwościach i wnioskach na przyszłość, do jakich ostatecznie doszedł. Czy raczej wspólnie doszli, bo bez Lili prawdopodobnie… nie, na pewno nie dałby sobie rady.
     Za to Ewa nie była równie spokojną słuchaczką i co chwila mu przerywała, za którymś razem irytując na tyle, że walnął prosto z mostu:
     – Dobra, teraz moja kolej! Powiedz mi coś więcej o twojej… przygodzie w trójkącie, dobrze?
     – Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że nie powinnam ci tego mówić! – zaczęła panikować.
     – Przestań i daj mi skończyć! Nie mam najmniejszego zamiaru prawić ci morałów albo wypytywać o coś, czego już sama nie powiedziałaś, ale wyjaśnij mi wprost: jak bardzo byłaś wtedy gruba?

     Sądząc po minie, zdecydowanie nie tego się spodziewała. Przecież mógł zapytać o cokolwiek, a interesowało go właśnie to.
     – Miałam… aż mi trochę wstyd, ale ze dwadzieścia kilo więcej niż teraz, może nawet lepiej? Taka… o taka byłam… – zarysowała rękami swoje ówczesne kształty, miejscami dość znacznie odstające od obecnego konturu wyznaczającego granice i tak obfitego ciała. – Ale dlaczego właściwie tak cię to interesuje? Nie chcesz mnie już?
     – A ty znowu swoje! Po prostu jak sobie wyobraziłem ciebie taką… pełniejszą i młodą… Wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale zazdroszczę tamtym dwóm. Nie, oczywiście nie tego, że cię wykorzystali! Nie patrz tak na mnie! Natomiast żałuję trochę, że oni cię wtedy widzieli, mogli dotknąć, a ja nie… Przepraszam, znów nabrałem na ogromnej ochoty na twoje ciało.
     – Ale jak to? Po wszystkim, co ci powiedziałam? – tym razem jej zdziwienie było autentycznie szczere.
     – Daj spokój, kochanie moje krąglutkie! – starał się nieco niezgrabnie rozładować atmosferę. – Każdy był kiedyś młody i głupi, a niektórym ta głupota i na starość zostaje. O tym, co się zdarzyło wczoraj, jeszcze porozmawiamy... Przestań wreszcie panikować, złożyłaś mi przecież obietnicę, że przestaniesz pić, a ja ci wierzę. Znowu. – westchnął ciężko. – Mam tylko nadzieję, że tym razem wystarczy ci silnej woli, a mnie cierpliwości. A w tym momencie naprawdę mam ochotę znowu się z tobą kochać.
     – Teraz? Tutaj?
     – Tak. Pójdź ze mną do sypialni, ściągnij majtki i usiądź na mnie. Tyłem. Chcę cię wylizać. Wszędzie. Pulchności ty moja!
     – Ja ci dam pulchno… A może miałbyś ochotę na powtórkę z wczoraj?

*

     Nie musiała pytać dwa razy. Adam zgodził się tak ochoczo, aż musiała tamować jego zapędy, zwłaszcza że tym razem miała zamiar przygotować się naprawdę porządnie. Na szczęście wczorajsza deklaracja o czystości nie okazała się złożoną na wyrost, lecz drugi raz wolała nie ryzykować. Dlatego wysłała go do jednej łazienki, a sama zajęła drugą. Ostatecznie istnieją pewne sprawy, które nawet królowa załatwia na osobności.

     Trzymała w rękach niewielkie, metalowe pudełeczko w kształcie serduszka. Wciąż była zestresowana przeżyciami ostatnich godzin, ale szczęśliwie zanosiło się, że udało im się wspólnie przezwyciężyć kryzys. A nawet jeśli wciąż musiała niejedno wyjaśnić Adamowi, w najbliższym czasie miała zamiar skupić się na zdecydowanie innych doznaniach. Wciągnęła na siebie stringi, specjalnie rozcięte tak, że w razie konieczności nie wymagały zdejmowania, dołożyła do nich koronkowe, samonośne pończoszki i wystrojona udała się do sypialni. Po drodze poprawiając niesforne, stanowiące clou programu, sprezentowane równo rok wcześniej nasutniki.
     Spodziewała się, że Adam powita ją w pełni gotowy, ale żeby aż tak? Rozłożony nago na puszystym kocu, otwarcie eksponujący swoje… walory. Wyjątkowo okazałe i jednoznacznie chętne do dalszej współpracy. Wiedziała, że gdyby tylko mu pozwoliła, z miejsca rzuciłby się na nią, lecz postanowiła jeszcze go pozachęcać. Oparła się o futrynę i poprzeciągała, a potem przystanęła na środku pokoju i chwilę zatańczyła. A raczej odstawiła coś, co z założenia może i miało być tańcem erotycznym, ale pozbawione oprawy muzycznej i odpowiedniej koordynacji ruchowej, przypominało raczej chaotyczne podrygiwanie równie spłoszonej, co dorodnej foki.
     Foczka czy uchatka – najważniejsze, że skuteczna. Czego najlepszym przykładem był dotyk po wewnętrznej stronie ud. Przez chwilę myślała, że ma do czynienia z dłonią, ale nie... Chciała obrócić się przodem, co Adam skutecznie jej uniemożliwił, jedną ręką podtrzymując krągły brzuszek, a drugą ugniatając piersi i jednocześnie całując kark. Co naprawdę lubiła, ale dziś miała ochotę na zdecydowanie odważniejsze działania, dlatego zachęciła napalonego kochanka, by od razu zszedł niżej: przez ramiona, plecy, aż do pupy. Dopiero kiedy klęknął za nią i zaczął rozchylać pośladki, stwierdziła, że chyba jednak ciut za bardzo się spieszą. Choć skoro dotarł już tak daleko...
     Ustawiła się przodem nad Adamem, jedną nogą wciąż stojąc na podłodze, a drugą opierając zgiętą na krawędzi łóżka. Złapała go na tyle, ile pozwalały krótkie włosy i wcisnęła twarzą w kobiecość. Poczuła energiczny język, wciskający się pomiędzy płatki i namiętne usta, pożądliwie ssące łechtaczkę. Musiała przyznać, że taka władcza i dominująca poza bardzo jej się podobała i może w przyszłości zacznie jeszcze odważniej eksplorować te rejony ich relacji? Oczywiście zachowując pewne granice, bo nie wyobrażała sobie, by miała założyć niewinnemu chłopu obrożę po świętej pamięci kocie, przykleić do stołu taśmą i lać nieheblowaną dechą po dupalu.

     Mimo usilnych starań, takie wyobrażenie Adama (czy może kota?) sprowokowało u niej gwałtowny wybuch śmiechu, co nie uszło uwadze samego zainteresowanego.      Zaciekawiony wysunął się spomiędzy jej nóg i spojrzał pytająco.
     – Nie przeszkadzaj sobie! – zachęciła go wesoło. – Albo wiesz co, może teraz ja się trochę postaram?
     Bez dalszych wstępów pchnęła go na plecy, przysiadła nad nim tyłem i pochyliła. Chwyciła ustami twardego penisa, zbierając językiem nadmiar spływającej śliny, a raz czy dwa nawet nasunęła się głębiej, opierając jego główkę aż na miękkiej części podniebienia. Wiedziała jednak doskonale, jak dużego zapasu energii – a także spokoju, by oboje nie skończyli zbyt szybko – Adam będzie jeszcze potrzebował, więc przerwała pieszczoty. Zwłaszcza że jej ukochany ewidentnie zdążał całusami w kierunku nadstawionego tyłeczka.
     Uniosła się, obróciła i dosiadła go na jeźdźca i chociaż miała ogromną ochotę od razu pogalopować w kierunku zachodzącej rozkoszy, zadowoliła się powolnym, płytkim kołysaniem. Rozsunięte paski stringów może wyglądały niesamowicie podniecająco, lecz zdecydowanie nie były szczytem wygody. Wrzynały się głęboko w miękkie ciało, ciągnęły za włoski i ogólnie rzecz biorąc zdecydowanie nie pomagały w skupieniu, ale czego się nie robi dla urozmaicenia pożycia?
     Przyciągnęła Adama do siebie, nadstawiając piersi do wycałowania. Jeśli będzie chciał zająć się brodawkami, niech sam je odsłoni. Najlepiej zębami. W końcu położyła się wygodnie na plecach, podkładając zwiniętą poduszkę pod pupę i przymykając powieki.
     – Wycałuj mnie, ale tak naprawdę delikatnie.
     Zgodnie z życzeniem Adam zaczął pieścić ją wyjątkowo subtelnie. Czuła cieplutki, wilgotny język, przesuwający się po wewnętrznej stronie ud. Zbierający wypływającą z jej wnętrza, lepką wilgoć, którą następnie rozprowadzał po całej kobiecości. Usta, skubiące falbanki płatków i ssące nabrzmiałą łechtaczkę. Przyjemność narastała może powoli, lecz bardzo konsekwentnie i teraz wystarczyło już tylko zachęcić Adama, by potarł swoimi palcami rozbudzone sutki… z których koniecznie będzie musiał pozbyć się zbędnych już ozdobników!

     Była tak dogłębnie zrelaksowana i rozluźniona, że najchętniej przykryłaby się kocem i zdrzemnęła, ale miała ochotę na więcej. Zdecydowanie. Podciągnęła pupę wysoko do góry, przytrzymując zgięte nogi pod kolanami. Nie była to może najwygodniejsza pozycja, lecz dzięki niej w pełni otwierała się przed Adamem. Teraz pozostawało tylko czekać, aż jej kochanek się nią zajmie. Czekać i czekać i…
     – Adam, wszystko dobrze? Bo chyba nie jestem…
     – Jesteś taka śliczna – usłyszała rozmarzony głos. – Mógłbym bez końca podziwiać twoje cudne ciało…
     – Ale przecież nie jestem idealna, wiesz o tym!
     – Dla mnie jesteś! I chcę, żebyś zawsze o tym pamiętała!
     Oparł się ramionami na jej nogach, podnosząc je jeszcze wyżej.
     – Powolutku, nie spiesz się... – poprosiła.
     – Staram się, ale tak bardzo mnie podniecasz! Uwielbiam cię! – chwycił ją za biust i zaczął ssać brodawki. – Twoje wielkie, apetyczne piersi, mięciutki brzuszek… co znowu? Wiesz, jak mnie to pobudza? – wbił palce w fałdki na boczkach, łapał je w usta i lizał dolinki między nimi, schodząc stopniowo coraz niżej – A twoja kobiecość jest… taka…
     – Nie przerywaj, proszę. Jest mi bardzo miło, kiedy tak do mnie mówisz. Możesz trochę pikantniej, jeśli chcesz.
     – Masz piękną cipkę, Ewo. Najśliczniejszą, przecudowną, doskonałą... Uwielbiam cię taką dojrzałą i naturalną. Widzę, jak twoje soki spływają aż do tyłeczka…
     – Naprawdę tak ci się podobam? A może chcesz więcej? – skoro Adam podtrzymywał jej nogi, przesunęła ręce w dół, wbiła palce głęboko w pośladki i rozchyliła je na całą szerokość. – A teraz?
     – Ewa, ja nie mogę…
     – Mów, co widzisz!
     – Twoją pupę. Seksowną, ogromną dupcię. Cała mokrą, otoczoną lśniącymi, długimi, ciemnymi włosami. Nie wstydź się ich! Nigdy! Chcę, żebyś taka była! Im dłużej się nie golisz, tym bardziej mnie pociągasz! Tak bardzo się przede mną otwierasz i…
     – To na co czekasz? Na stoliku masz wszystko przygotowane. – Kiwnęła głową. – Ale najpierw wyliż mnie tam..
     – Przecież cały czas tłumaczę, jak mocno mnie podniecasz i nie wiem, czy dam radę.
     – Dasz, wierzę w ciebie!
     Może wierzyła nieco na wyrost, lecz i tym razem się nie zawiodła. Adam wciskał w nią swój język głęboko, jak chyba nigdy przedtem. Nawet gdyby pominęła czysto fizyczne doznania, które doprowadzały ją do szaleństwa, uwielbiała takie pieszczoty z jeszcze jednego powodu. Może było to nieprzyzwoite, samolubne i łechtało próżne ego, ale czuła się… Wielbiona? Ubóstwiania? Admirowana może? W jaki sposób miała nazwać ów przecudowny stan, odczuwany przez niemłodą przecież kobietę? Leżącą w maksymalnym rozwarciu przed swym sporo młodszym kochankiem, który pełen pasji, zaangażowania i z nieukrywanym pożądaniem lizał jej pupę? Słoneczko, rozetkę, drugą dziurkę? Wielki, nieprzyzwoicie wręcz owłosiony, rozwarty szeroko tyłeczek?
     Wkrótce język został zastąpiony jednym palcem, potem drugim, a po chwili dodatkowo doszedł do nich trzeci, krążący obłędnie po łechtaczce.
     – Wejdź we mnie. Tak, jak teraz.

     Miała głowę tak nisko, a biodra na tyle wysoko, że praktycznie nie widziała, co robił Adam. Założyła więc tylko założenie, że on założył prezerwatywę i na wszelki wypadek dodatkowo użył solidnej porcją żelu przeznaczonego specjalnie do tego typu zabaw, który od dłuższego czasu zalegał bezproduktywnie w szufladzie.
     Był – Adam, nie żel – niezwykle ostrożny i delikatny, ale przecież zarazem tak bardzo gruby i długi. Wsuwał się w nią powolutku, centymetr po centymetrze, wypychając nadmiar nawilżacza, bez którego mogłaby poczuć się naprawdę bardzo niekomfortowo. Przynajmniej przez pierwszych kilka chwil, bo gdy te minęły, wiedziała, że pragnie więcej. I częściej. Już teraz żałowała, że zdecydowali się na seks analny dopiero po roku, pod wpływem zupełnie nieplanowanych emocji.
     Rozpychał ją tak silnie, aż musiała poprosić o dodatkową porcję lubrykantu, po czym skupiła się już tylko i wyłącznie na własnych doznaniach. Może obiecywała zarówno sobie, jak i Adamowi, że tym razem będzie spokojna i czuła, ale… La donna e mobile! Uniosła nogi jeszcze wyżej, opierając się na jego ramionach i celowo przesunęła mu ręce, by miętosił jej piersi i brzuch. Jeśli naprawdę aż tak bardzo podobają mu się… jak powiedział? Krągłe i pulchne kształty? To niech zajmie się także nimi!

     W końcu dotarła do momentu, w którym musiała ostatecznie i jednoznacznie zdecydować: albo użyje wspomagacza w postaci dłoni, albo odpuszcza orgazm. Co absolutnie i zdecydowanie nie wchodziło w grę. Rozgarnęła ostrożnie wilgotny zarost, rozchyliła płatki i wsunęła w siebie od razu dwa palce. Poczuła nimi przesuwającego się wewnątrz penisa, co było osobliwe, ale i bardzo podniecające. Znów za bardzo, bo Adam po raz kolejny zrobił sobie przerwę.
     – Nie, Ewa, ja naprawdę nie mogę dłużej. Wiem, że chcesz, ale…
     – W takim razie kładź się! Ale już!
     Plan był może i słuszny, natomiast siły i umiejętności niekoniecznie za nim nadążały. Niby wiedziała, że chcąc poujeżdżać kochanka, będzie musiała non stop utrzymywać w napięciu uda i pośladki, lecz nie przewidziała aż takiego podkręcenia i tak wystarczająco silnych doznań. Zwłaszcza u Adama, który faktycznie nie przesadzał względem poziomu własnego podniecenia. Nie nadążał ani wówczas, gdy nieruchomiała i musiał nadawać tempo, ani tym bardziej, kiedy sama zaczęła nad nim podskakiwać. Będzie musiała wziąć to pod uwagę i każdą następną sesję seksu analnego zaczynać od wcześniejszego sprawienia mu rozkoszy, by później był w stanie kochać się jak najdłużej. Chociaż nawet to mogło nie dać specjalnej gwarancji powodzenia, o czym przekonała się nie dalej, niż wczoraj.
     – A co, gdybym się nie ruszała? – zaczęła cicho, uspokajając go, jak tylko mogła. – I ty też nie?
     – Ale chciałaś przecież… – spytał pełen obaw, nie chcąc sprawić jej zawodu.
     – Mną się nie przejmuj, dam sobie radę! Ty tylko patrz.
     Odchyliła się do tyłu, dla równowagi opierając jedną rękę za plecami, a drugą intensywnie pobudzając łechtaczkę.
     – Dlaczego zamknąłeś oczy?
     – Bo nawet teraz, kiedy cię tylko widzę, tak bardzo mnie pobudzasz, że zaraz…
     Przestała się pieścić, wyprostowała i ostrożnie uniosła, wysuwając z siebie rozpalonego do czerwoności penisa. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję Adama, ściągnęła z niego prezerwatywę, dla pewności nawilżyła zebraną z warg solidną porcją śliny i dopiero wtedy ponownie dosiadła.
     – Teraz! Spuść się w moim tyłku!
     Posłuchał od razu. Poczuła nagły, pulsujący wytrysk nasienia, rozlewający się po całym jej wnętrzu. Być może zarówno dla higieny, jak i wygody, lepiej było nie ściągać zabezpieczenia, ale co tam!
     – A wiesz, że mnie też ogromnie podnieca, jak do ciebie mówię? Kiedy opowiadam ci, co robię i czuję… Nie waż mi się wysunąć! Jesteś mój i tylko mój, nie zabierze mi już ciebie żaden… I następnym razem masz dać radę aż do końca! Najpierw ja dojdę, a dopiero potem pozwolę ci na… Wciąż masz siłę? Naprawdę? Kochaj się jeszcze ze mną! Głębiej, mocniej! Niech twoja sperma ze mnie wypływa i ścieka po twojej wielkiej męskości! O tak! Szybciej Adam, jeszcze szybciej! Jestem już tak blisko! Jestem…

     Tym razem nie wzywała niczyjego imienia nadaremno. Może i dobrze, bo przechodząca akurat pod oknami, wracająca z suto zakrapianej imprezy grupka nastolatków mogłaby się solidnie zgorszyć. A tak po chwili zastanowienia cała siódemka zgodnie doszła do wniosku, że tylko wiatr tak wyje, po czym ze śmiechem przyspieszyła kroku, starając się uciec przed narastającą śnieżycą.

***

Tekst i zdjęcie: (c) Agnessa Novvak

Opowiadanie w powyższej, poprawionej wersji, zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 03.03.2020. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj oraz odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

1 komentarz

 
  • AgnessaNovvak

    Ja rozumiem, że ta część ma chwytliwe (i to zgodne z prawdą! ;) ) tagi, ale żeby już teraz miała widocznie więcej wyświetleń od poprzedniczek? Czyli że czytelnicy zaczynają od środka, tam gdzie jest według nich najciekawiej, czy co?

    12 lut 2020

  • agnes1709

    @AgnessaNovvak To Lol, tu często takie akcje. Kiedyś dostałam komentarz: "Coś tam, coś tam, CHYBA ZACZNĘ OD POCZĄTKU" :lol2:

    13 lut 2020