Adam i Ewa, czyli spotkanie walentynkowe (1/11)

Adam i Ewa, czyli spotkanie walentynkowe (1/11)Na wstępie kilka słów jakże koniecznej przedmowy: poniższe opowiadanie jest, jak napisała swego czasu jedna z komentatorek, klasycznym "romansidłem", raczej konwencjonalnym w formie i treści: on spotyka ją, ona jest napalona i tak dalej... Co nie znaczy, że wszystko odbędzie się zgodnie z ogólnie przyjętymi schematami!

Zaznaczam także, że to właśnie cykl „Adam i Ewa” był moim pierwszym opublikowanym opowiadaniem i jednocześnie poligonem do nauki i eksperymentów. Co, pomimo wysiłków zarówno własnych, jak i korektorów, wciąż miejscami widać, słychać i czuć. Ale że debiuty rządzą się swoimi prawami, mam nadzieję, że będziecie nadto wyrozumiali.

Życzę przyjemnej lektury!
Agnessa Novvak

***

ROZDZIAŁ 1/11

***

W domach z betonu nie ma wolnej miłości.
Są stosunki małżeńskie oraz akty nierządne, Casanova tu u nas nie gości.

Martyna Jakubowicz „W domach z betonu”


*

     PIĄTEK - PROLOG

     Westchnął ciężko, opierając się o umywalkę. Z zaparowanego lustra spoglądała na niego niewyraźna sylwetka wysokiego, trzydziestoparoletniego szatyna. Atrakcyjnego, według niektórych nawet przystojnego i starającego się na tyle, na ile jeszcze miał ochotę, dbać o formę. Ale też ze zmęczoną, przygnębioną twarzą i pełnymi rezygnacji oczami, dysonującymi z wysportowanym ciałem.
     Obmył twarz chłodną wodą, wyprostował się, przeciągnął szeroko i uśmiechnął. Postać w zwierciadle odpowiedziała złośliwie krzywym, jawnie kpiącym grymasem, jakby się z nim drocząc. Mechanicznie sięgnął ręką w prawo, szukając ręcznika, lecz trafił w pustkę. Prawda, przecież był nie u siebie, tylko w cudzej łazience, w tym bardziej cudzym domu.

     PIĄTEK – KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ

     Definitywnie nie pierwszej młodości latynoska wylegiwała się na skąpanym w prażącym słońcu leżaku, pojękując z nieznośnie wymuszoną ekscytacją. Jedną ręką teoretycznie zalotnie, a praktycznie bez śladu seksapilu ugniatała ewidentnie silikonowe cycki, drugą zaś przytrzymywała głowę bladziutkiej blondyneczki. Liżącej jej cipkę tak zapamiętale, jakby spływała z niej iście boska ambrozja, wydając przy tym znacznie bogatszą niż dojrzalsza towarzyszka gamę odgłosów. O tyle bardziej autentycznych, że prężący się za nią hebanowy mięśniak, dopełniający ubogacające się kulturowo trio, posuwał ją ostro wybitnie przekraczającym nawet egzotyczną średnią przyrodzeniem. W obie, używane naprzemiennie dziurki, stękając z najbardziej naturalnym spośród wszystkich obecnych zadowoleniem. I nagle, bez najmniejszej zapowiedzi, w ułamku sekundy cała trójka zamarła, roztaczając wokół całkowitą ciszę. Która trwała, trwała i…

     Zabębnił palcami o nieprzyjemnie zimną obudowę laptopa z wyraźnym zniecierpliwieniem. Pełen jawnego zniechęcenia wzrok skierował na dół, kontemplując zsunięte do połowy ud bokserki, a po chwili, z nieukrywaną dezaprobatą, zwrócił ku oknu. Za którym depresyjne chmury, rozlewające się płynnym ołowiem po granatowoczarnym, zimowym niebie, okazały się wcale nie przyjemniejszym widokiem. Dalsze rozważania nad problemami współczesnego świata przerwał tyleż natrętny, co zupełnie niespodziewany o tej porze dzwonek. Sapnął niechętnie, ale odebrał, starając się jak najspokojniej znieść drażniąco wysoki, szczebioczący głos, wwiercający się głęboko w uszy.
     – Hej, Adam! Słuchaj, mam sprawę, zbieramy towarzystwo i idziemy do klubu! Wiesz, są walentynki, będą wszyscy, może też dasz się zaprosić? Tylko nie mów, że nie masz czasu! Dzieci wróciły ze szkoły, żona z zakupów, dasz sobie sam radę! No, to jak będzie?
     Cenił w ludziach nienachalne, odpowiednio dobrane do sytuacji poczucie humoru, które w tym przypadku objawiało się dowcipkowaniem z byłej żony i nieistniejących potomków. Zmełł w ustach słowo powszechnie uważane za obraźliwe, lecz po chwili zastanowienia stwierdził, że… co właściwie miał do roboty? Zerknął jeszcze raz ku smętnie sflaczałej męskości i starając się opanować narastającą odrazę, odpowiedział bez specjalnego namysłu:
     – Dobra, wchodzę w ten interes! Gdzie i o której się widzimy?
     – Eee… Znaczy idziesz? Naprawdę? Ale super! – głos w słuchawce wybuchł emocjami. – Równo o dziewiętnastej, tam gdzie ostatnio! Mamy zajętą całą lożę, na pewno nas znajdziesz! Czekamy!

*

     Zamknął przypominającego mu o niegodnych, a wciąż niedokończonych czynnościach fizjologicznych laptopa. Odrzucił resztki bielizny i zniknął w łazience, by po jej opuszczeniu w glorii chwały i czystości przypuścić frontalny atak na szafę. Zdawał sobie sprawę, że podkreślony kremową koszulą atramentowy zestaw w jasne prążki był przesadnie elegancki jak na okazję, ale przez lata tak zżył się z pełnym garniturem, że mógłby chodzić w nim nawet na plażę.
     Mając poważaniu zasadę, że punktualność jest grzecznością królów, a obowiązkiem poddanych, przybył na miejsce dobre pół godziny po czasie. Przywitał się kolejno ze wszystkimi, zamówił może i staromodne, ale nieodmiennie smakujące połączenie ginu z tonikiem i rozsiadł wygodnie w kącie loży. Starając się nie zwracać uwagi na wszędobylskie, obciachowe baloniki oraz równie tandetną oprawę muzyczną, zaczął przysłuchiwać się prowadzonym dyskusjom. Czego dość szybko pożałował, skupiając uwagę na obserwacji współtowarzyszy.
     Nie wszystkich rozpoznawał, ale to akurat go nie dziwiło: kumpel kumpla, jego dziewczyna, a przede wszystkim nieodłączni, pojawiający się znikąd krewni i znajomi Królika. Wszyscy w zbliżonym wieku, podobnie ubrani i o zasadniczo porównywalnym statusie materialnym. Właściwie tylko jedna osoba wyróżniała się w jakikolwiek sposób z tej dość jednolitej grupy. Siedząca dwa miejsca dalej, już na pierwszy rzut oka wyraźnie dojrzalsza oraz ubrana w stylu dalece odbiegającym od pozostałych gości. Co w jej przypadku przejawiało się w nabijanej ćwiekami, błyszczącej czernią wypielęgnowanej skóry ramonesce o głęboko wyciętym dekolcie, na którym ciężki wisior podkreślał i tak nadto rzucający się w oczy biust. Kojarzył właścicielkę tak wisiora, jak i biustu z widzenia, ale mimo intensywnych prób za nic nie mógł sobie przypomnieć skąd dokładnie.

     W pewnym momencie para siedząca między nimi oddaliła się w bliżej nieokreślonym kierunku, więc chcąc nie chcąc, stali się sąsiadami.
     – Adam – uniósł gorzko pachnącą jałowcem szklaneczkę.
     Gest najwyraźniej zaskoczył adresatkę grzeczności, chociaż założyłby się, że i ona zdążyła mu się zawczasu przyjrzeć. Po chwili wahania sama podniosła pokaźną lampkę, wypełnioną czerwonym winem.
     – Ewa.
     Mimo że miał zamiar poprzestać na niezobowiązujących uprzejmościach, szybko zorientował się, że równie niewygodnie, jak nieuprzejmie rozmawia im się przez dwa puste miejsca. Przysiadł się do Ewy. Wolał nie wiedzieć, jak duży wpływ miały na to kolejno opróżniane kieliszki, lecz ich dialog szybko ustąpił miejsca monologowi. Co zresztą wcale mu nie przeszkadzało. Po pierwsze nie umiał, ani tym bardziej chciał sztucznie podtrzymywać dyskusji, a po drugie miał idealną okazję, by lepiej przyjrzeć się towarzyszce. Nadal nie przychodziło mu do głowy, gdzie, jak ani kiedy, ale ich drogi na pewno już się skrzyżowały.

     Przejaskrawione kolory makijażu i lakieru na szpiczastych paznokciach oraz ostentacyjna biżuteria, osobliwie kontrastująca ze stylizowaną na starą, lecz jednocześnie pachnącą drogim butikiem kurteczką, dodawały jej lat. W opozycji do tego półdługie, modnie zaczesane na bok kasztanowe włosy odsłaniały nie tylko młodą, ale przede wszystkim nad wyraz oryginalną twarz. Niewielki, nieco zadarty nosek, wydatne policzkowi i migdałowate oczy o nie dającym się jednoznacznie określić w migającym świetle kolorze, łączyły się z bardzo proporcjonalnymi, pełnymi ustami. Układającymi się zaskakująco często w przeuroczy, pomimo drobnej niedoskonałości w postaci lekko cofniętych dwójek, uśmiech. Kiedyś owa naprawdę nietuzinkowa uroda musiała robić ogromne wrażenie nie tylko na mężczyznach, lecz dzisiaj...
     Im bardziej spotkanie się przeciągało, a ilość wypitych napojów wyskokowych rosła, tym Ewa z sympatycznej i inteligentnej, choć chwilami nazbyt ekstrawertycznej rozmówczyni, zmieniała się w irytującą, zdesperowaną kokietę. Na tyle wścibską, by mimo powtarzanych odmów wciąż wracała do tematów dotyczących jego życia rodzinnego. Może i od dłuższego czasu stanowiącego obraz nędzy, rozpaczy i całkowitego rozkładu, ale mimo wszystko będącym jego – i tylko jego – osobistą sprawą. W końcu, po kolejnej nachalnej sugestii dotyczącej atrakcyjności jako samca w wieku rozpłodowym, postanowił opuścić towarzystwo. Dopił resztki drinka i bez zbędnych wstępów zaczął się żegnać, wywołując nad wyraz energiczne protesty. Co ciekawe, nie tylko ze strony Ewy.
     – Jak to, już wychodzisz? Tak wcześnie? Ale dlaczego? Przecież mówiłeś, że masz wolny cały wieczór! Zdecydowanie nie możesz nas teraz opuścić, nie zgadzam się! –im wcześniej ktoś bardziej ostentacyjnie nie zwracał na niego uwagi, tym teraz głośniej protestował.
     – Ależ zdecydowanie mogę was opuścić! I nie interesuje mnie niczyja zgoda! – odparował, nie siląc się nawet na grzeczność.
     – Słuchaj, Adam, skoro i tak nie dasz się namówić na pozostanie, to… Mam do ciebie prośbę. – Ta sama znajoma, której dał się wcześniej zaprosić, pochyliła się dyskretnie i szepnęła: – Ewa ma już chyba dosyć. Nie, żebym ją wypraszała albo sugerowała, że sama nie trafi do domu, ale czy mógłbyś ją odwieźć? Mieszkacie przecież niedaleko, a chyba dobrze wam się rozmawiało. No wiesz, nie mogliście się od siebie oderwać.
     To naprawdę tak wyglądało? Że tylko on i ona, razem przez cały wieczór? Tylko dlaczego… i wówczas sobie przypomniał. Faktycznie, widywał Ewę „na dzielnicy”. Może w sklepie, u fryzjera, w parku? Co nie znaczyło, że miał ochotę odstawiać anioła stróża. Zwłaszcza wobec kogoś, kto sam doprowadził się do takiego, a nie innego stanu. Ale spojrzał tylko główna zainteresowaną, wbijającą w niego niemal błagalny wzrok, westchnął z rezygnacją i zgodził się na wszystko.

*

     Dopiero gdy wyszli z klubu, milcząco czekając na zamówioną zawczasu taksówkę, zauważył, że byli z Ewą praktycznie równego wzrostu. Co, nawet biorąc pod uwagę lekko napuszone włosy i kozaki na obcasie, oznaczało, że musiała liczyć sobie dobry metr osiemdziesiąt. Dobry metr osiemdziesiąt znacznie pełniejszej figury, niż wcześniej ocenił. A oceniał przecież na podstawie precyzyjnych i wielokrotnie ponawianych – oczywiście dla dobra nauki – obserwacji okolic złotego naszyjnika.
     W czasie jazdy Ewa nie odezwała się słowem, za to praktycznie cały czas niespokojnie szukała w torebce jakiegoś skarbu, lub równie nerwowo przeglądała jarzący się niebieskawą łuną telefon. A i on nie miał zamiaru przerywać błogiej ciszy, oddając się beznamiętnemu obserwowaniu miasta, które mimo późnej pory nie miało najmniejszego zamiaru zapaść w sen. Jednak kiedy dotarli do niewyróżniającego się niczym szczególnym, peerelowskiego klocka schowanego za zbyt długo nieprzycinanym żywopłotem, Ewa znów zaczęła go nagabywać. Tym razem uprzejmie, z przesadną wręcz grzecznością, raz po raz otwarcie przepraszając za całą sytuację:
     – Słuchaj, Adam, może wejdziesz na chwilę? Nie jest jeszcze bardzo późno i chciałabym cię zaprosić na… ciasto i kawę – dokończyła zmieszana, najwyraźniej w ostatnim momencie zmieniając plan.
     – Nie wiem, nie bardzo mi pasuje, a poza tym… – zaczął się tłumaczyć.
     – Proszę cię, będzie mi bardzo miło! – przerwała w pół słowa. – Poza tym mamy walentynki, nie chciałbyś chyba spędzić ich całkiem sam?
     Zastanowił się przez moment, dochodząc ostatecznie do wniosku, że mimo ewidentnego podtekstu przyjmie zaproszenie. Czuł się trochę niezręcznie, nie mając pod ręką chociaż symbolicznego drobiazgu z okazji święta zakochanych, ale ostatecznie skąd miał wiedzieć, że będzie takowego potrzebował?

     Odprawił zerkającego dwuznacznie taksówkarza i już wkrótce rozsiadł się w przestronnym salonie na niewielkim, dwuosobowym chesterfieldzie, podsłuchując krzątającą się po kuchni Ewę. Oczywiście zaproponował pomoc, jednak pani domu stanowczo odmówiła, twierdząc, że nie będzie jej zaglądał do garów. Czekał więc cierpliwie i korzystając z przedłużającej się przerwy, omiótł pokój ciekawskim spojrzeniem. Mieszanka mebli z lat dziewięćdziesiątych, wyjątkowo stylowej kanapy w mocnej barwie british racing green oraz nowoczesnych, wręcz futurystycznych lamp i bibelotów, była… interesująca. Oryginalna. I pozbawiona jakiejkolwiek głębszej logiki. Dużo lepiej prezentował się szczodrze obsypany kandyzowaną skórką pomarańczy sernik, który pojawił się na stoliczku wraz z makinetką pełną aromatycznej kawy. Co prawda nie przypominał sobie, kiedy ostatnio pił ją o dziesiątej wieczór, ale niespecjalnie się tym przejął.
     Sącząc powoli wonny, sowicie podlany śmietanką napar i delektując się kolejnymi kawałkami ciasta, rozmawiali niezobowiązująco o wszystkim i niczym. Do czasu, gdyż w pewnym momencie Ewa po raz kolejny niespodziewanie zmieniła temat na bardziej osobisty.
     – Dziękuję ci jeszcze raz, że zgodziłeś się zostać. I ponownie przepraszam. Naprawdę. Pewnie niewiele cię to obchodzi, ale nie najlepiej się ostatnio czuję, mam trochę problemów – spuściła wzrok, wyraźnie speszona – i jest mi po prostu wstyd. Zachowałam się jak jakaś napalona siksa na wsiowej dyskotece!
     – Ewa, daj już spokój, dobrze? Nie jesteś w szkole i nie musisz się nikomu tłumaczyć. A już na pewno nie mnie. Przyznam, że byłem trochę zły na ciebie, ale już nie jestem! – podkreślił dobitnie. – Natomiast skoro siedzimy tutaj razem, chciałbym cię o coś spytać. Rozumiem, że w klubie była atmosfera, było wino, ale… Te komplementy, propozycje i tak dalej, to tak serio? Nie ukrywam, było mi miło.
     – Ty też daj wreszcie spokój z fałszywą skromnością, dobrze? – zareagowała chyba zbyt gwałtownie, bo od razu spuściła z tonu. – Widziałeś się ostatnio w lustrze? Przecież jesteś cholernie atrakcyjnym facetem! I nie będę ukrywać, że mi się podobasz. Ale nawet gdybym była delikatniejsza i umiała flirtować, co zresztą nigdy mi specjalnie nie wychodziło – rzekła bardziej sama do siebie – to przecież widzisz, jak ja wyglądam, ile lat nas dzieli i…
     – Nie zgadzam się! To znaczy… ile właściwie jesteś starsza? Nie, nie będę ci przecież w dowód zaglądał, daj spokój! Ale powiedzmy, że osiem lat? Dziesięć? – strzelił trochę w ciemno, ale po reakcji Ewy poznał, że musiał być blisko. – I co z tego? Przecież też jesteś seksowna! I nie kiwaj głową! Oduczyłem się prawić puste komplementy i jeśli coś ci powiem, to tak właśnie uważam. Jesteś taka…

     No właśnie – jaka? Opisanie Ewy popularnym, czteroliterowym angielskim skrótowcem byłoby może i trafne, ale zupełnie nie na miejscu. Jasne, w pierwszym lepszym pornosie po najdalej trzech minutach stałby przed nią ze spuszczonymi spodniami, ale jakoś nie zauważył nigdzie ekipy filmowej. A przynajmniej do tej pory. Oczywiście nie mógł zaprzeczyć, że to Ewa, pomimo jego początkowych oporów, zaprosiła go do siebie i w kameralnej atmosferze starała się zatrzeć wcześniejsze złe wrażenie. Tym razem spokojnie i kulturalnie, najwyraźniej szybko trzeźwiejąc pod wpływem końskich dawek kofeiny i cukrów prostych. Nie rzucała już prostackich uwag, nie kokietowała oraz nie odstawiała krępujących obojga, rozemocjonowanych scen. Tylko czy naprawdę?
     Siedziała naprzeciwko, bezustannie wpatrując się w niego dziwnym, wyraźnie wyczekującym wzrokiem. Nie wiedział, co kryło się za jej spojrzeniem i nie był pewien, czy chce wiedzieć. Przerywając coraz bardziej krępującą ciszę, Ewa zatrzepotała podmalowanymi rzęsami, przygryzła usta i przesunęła się na jego połowę sofy, stanowczo naruszając granice strefy komfortu.
     – Pocałuj mnie. Proszę.

     Odsunął się powolutku od słodko-gorzkawych ust i z zaskoczeniem stwierdził, że w bliżej niewytłumaczalny sposób jego ręka znalazła się na udzie Ewy. Tak wysoko, że mógł z całą pewnością stwierdzić, że nie miała pończoch, a pełne rajstopy. Spodem dłoni czuł ich gładką fakturę, skrywającą ponętnie miękkie ciało, a wierzchem szorstki materiał spódnicy. Odetchnął głęboko, starając się możliwie szybko uspokoić. Bez większego rezultatu.
     – Ewa, jeśli teraz tego nie przerwiemy, za chwilę może być już za późno – niby miał wątpliwości, ale jednocześnie nie cofnął ręki.
     – Wiem, Adam. A czy ty byś chciał? Zdaję sobie sprawę, że to wszystko dzieje się tak szybko i dlatego powiem wprost: jestem wolna, jestem sama i źle się z tym czuję – wyrzuciła z siebie wyraźnie roztrzęsiona, chcąc jak najszybciej wyznać winy. – Tylko nie myśl o mnie jak o jakiejś puszczalskiej, zdesperowanej kobiecie w… średnim wieku, która szuka sobie… młodego kochanka.
     – Proszę cię, nie mów tak! Przyjąłem zaproszenie, bo chciałem. Nikt mnie do niczego nie zmuszał i nie ukrywam, że jest mi bardzo przyjemnie. Pocałunek też był miły i przyznaję, że…
     Przerwał na moment, zastanawiając się nie tylko jak, ale czy w ogóle wypowiedzieć myśli na głos. Nie chciał okłamywać Ewy ani tym bardziej zbywać jej ogólnikami. Pozostawało pytanie, dokąd zaprowadzi ich ta rozmowa, bo jak na razie pokonywali wyjątkowo ostry zakręt. Z prędkością znacznie przekraczającą wszelkie normy bezpieczeństwa.
     – Co przyznajesz? – dopytała nieśmiało.
     – Podobasz mi się, Ewa. Pociągasz mnie. Taka, jaka jesteś. I chcę…
     – Naprawdę? Ja też! – nieomal krzyknęła i nie czekając dłużej, spytała wprost: – Adam, czy chciałbyś się ze mną kochać?

     Cóż, gdyby miał być całkowicie szczery, nie do końca o to mu chodziło. Ale skoro pytanie padło, powinien teraz spokojnie przemyśleć wszystkie za, przeciw oraz obok. Zastanowić się nad nie tylko przyczynami, lecz przede wszystkim nieuniknionymi w takiej sytuacji konsekwencjami. Rozważyć, że przecież się nie znali, a ich postępowanie mogło wynikać nie tylko z chęci odreagowania po poprzednich związkach, ale i jakże ulotnej atmosfery chwili. Że Ewa, choć była naprawdę atrakcyjną i seksowną kobietą, nijak nie wpisywała się w jego osobiste gusta. Ale może właśnie dlatego mógł potraktować jej apetyczne, dojrzałe krągłości trochę jak okazję do spróbowania czegoś nowego, wcześniej nieznanego? Oczywiście zawczasu przeprowadzając z ich posiadaczką długą rozmowę, potem drugą, a jeszcze później może…
     – Tak. Chcę. Chcę pójść z tobą do łóżka. Chcę uprawiać z tobą seks – wyrzucił z siebie na jednym oddechu, bojąc się, że drugi raz nie przejdzie mu to przez gardło. – Tylko mam jedną prośbę, chciałbym... Jestem po ciężkim dniu i potrzebuję się odświeżyć.
     Skłamał. Własnej formy był absolutnie pewien, lecz nie mógł przecież chamsko wygonić Ewy – co do której stanu miał pewne wątpliwości – do jej własnej łazienki. Nie mówiąc o propozycji wspólnej kąpieli, która wydała mu się dalece zbyt odważna.      Spojrzał na Ewę pytającym wzrokiem i w odpowiedzi ujrzał szeroki, przeuroczy mimo zauważonej już wcześniej drobnej wady, uśmiech. Unoszący sobą i tak wydatne policzki oraz zamieniający cudne oczy o wciąż niedającej się jasno określić barwie w cieniutkie szparki. Z których błyskała być może radość, ulga, autentyczne i szczere szczęście, a może nic innego, jak czystej wody kurwiki.
     – Prysznic jest na górze, drzwi po lewej. Na półkach znajdziesz ręczniki, szczoteczkę, wszystko powinno być. I – dodała zalotnie – nie spiesz się. Mnie i tak zejdzie dłużej niż tobie.

*

     Nie jego łazienka w nie jego domu. Ale decyzja już tak. Nie był pewien czy dobra, zła czy taka gdzieś pomiędzy, lecz już ją podjął i nie miał najmniejszego zamiaru zmieniać. Wrócił ubrany w samą koszulę i spodnie, resztę stroju łącznie z bielizną starannie składając na pralce. Z lekkim zaskoczeniem – bo przecież nie wymagał od Ewy nocnych porządków – zerknął ku spoczywającej na uprzątniętym stoliku kartce pokrytej zamaszystym pismem: „Zaczekaj w sypialni”.
     Przysiadł na brzegu ewidentnie dwuosobowego łóżka zwieńczonego wysokim, pikowanym purpurowym atłasem wezgłowiem. Materac był przyjemnie miękki, przykryty puchatą narzutą w róże i kilkoma okazałymi poduszkami we wzorzystych, grubych poszwach. W powietrzu unosił się ciężkawy, przyjemnie słodki zapach, jakby bukiet świeżych kwiatów zasypać puszką landrynek. Wytłaczana tapeta i dywan o długim, plecionym włosiu miały kolor kawy z mlekiem, z tą tylko różnicą, że na ścianę wylano więcej mleka, a na podłogę kawy. Całości dopełniała gustowna toaletka, ukryta za lustrzanymi drzwiami szafa oraz wiszące na ścianach secesyjne reprodukcje kobiecych portretów. Czyżby Alfons Mucha? Możliwe, nie był aż takim ekspertem.
Wiedziony ciekawością wstał i podszedł do pokaźnej kolekcji płyt. Nawet pobieżne oględziny upewniły go, że nabijana ćwiekami skóra była nie jedynie modną ozdobą, ale świadczyła o autentycznym zainteresowaniu pani domu cięższymi brzmieniami. Dalsze rozważania na temat tego, czego zwykle słuchają, a czego nie typowe czterdziestolatki, zostały przerwane przez nagłe przygaszenie światła. Dopiero wówczas zwrócił uwagę na świeczki, odpowiadające nie tylko za nastrojowy zapach, lecz także tańczące na ścianach ciepłe, migotliwe refleksy.
     Obrócił się i… zaniemówił. Przypomniał sobie czasy szkolne, kiedy ukradkiem, z twarzą pokrytą niezdrowym rumieńcem i uszami szukającymi podejrzanych odgłosów, oglądał kasety wideo z przegranymi pokątnie erotykami. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że Ewa od dość dawna musiała nie być – o ile była kiedykolwiek, czego nagle bardzo zechciał się dowiedzieć – gibką dwudziestolatką, ale takiego widoku nijak się nie spodziewał.
     Tym razem zaczesała włosy do tyłu, odsłaniając kształtne uszy ozdobione niewielkimi, oprawionymi w złoto kamieniami. Ich pobłysk komponował się idealnie z niebiesko-szaro-zielonym, bo ta kombinacja była chyba najbliższa prawdy, kolorem tęczówek. Z twarzy zniknął przyciężki makijaż, zastąpiony jedynie cienkimi pociągnięciami konturówki i pudrowym różem na policzkach. Lecz nie to zaskoczyło go najbardziej. Ewa wyglądała, jak gdyby przekraczała drzwi nie tylko sypialni, ale i własnej nocy poślubnej, ubrana od stóp po szyję w opalizującą biel. W dłoniach obleczonych sięgającymi niemal łokci, satynowymi rękawiczkami, trzymała hojnie wypełnione perlistym szampanem kieliszki.
     Stuknęli się nimi dźwięcznie, upili kilka łyków, delektując przyjemnie orzeźwiającą zawartością, i na wpół opróżnione odstawili na blat toaletki.
     Odsunął się o krok dla lepszego widoku i spojrzał na półprzezroczyste, samonośne pończochy, sięgające przez smukłe kostki oraz mocne łydki, aż do połowy pełnych ud. Przeniósł wzrok wyżej. Krągłe piersi z ostro odznaczającymi się spod prześwitującego materiału, ciemnymi obwódkami sutków, wypełniały z całkiem sporym naddatkiem ewidentnie zbyt małe miseczki, podtrzymywane przez cienkie ramiączka koszulki. Na tyle ciasnej, że wyraźnie eksponowała zarówno wystający brzuszek, jak i niedające się nijak ukryć fałdki na boczkach. I tak krótkiej, że praktycznie nie przysłaniała majtek.
     Koszulka może ich nie przysłaniała, lecz dłonie Ewy już tak, na dodatek z wyraźnym zawstydzeniem.
     – Ewa, czy ty chcesz coś przede mną ukryć? – spytał topornie.
     – Nie. Nie wiem. Nie miałam wielkiej nadziei, że wszystko stanie się tak szybko i jestem... to znaczy nie jestem… – powoli odsunęła ręce, odsłaniając podbrzusze.
     Choć starał się zachować spokój, nie mógł zaprzeczyć, że nie był przyzwyczajony do takich widoków. Ostatecznie przez wszystkie lata, od pierwszych nieśmiałych miłostek, po mało szczęśliwie zakończone małżeństwo, praktycznie zawsze obcował z młodymi kobietami o figurach modelek i regularnie używających depilatora. Tymczasem Ewa najwyraźniej nie tylko ubierała się w stylu retro. Jej ciemne, na tyle długie, że na pewno będące efektem bardzo celowego zapuszczenia włosy, wystawały nie tylko spomiędzy koronkowych oczek fig, ale także zza ich krawędzi.

     Przyobiecał, że będzie całkowicie szczery wobec Ewy, lecz przede wszystkim nie chciał oszukiwać samego siebie. Stojąca przed nim dobrą dekadę starsza, o figurze tak krągłej, że aż na granicy puszystości, z pełną premedytacją nieogolona kobieta, była po prostu atrakcyjna. Autentycznie seksowna, pociągająca, ponętna… Mógłby jeszcze długo wymieniać kolejne pozycje ze słownika synonimów, ale w niczym nie zmieniłby faktu, że go pociągała. Bardzo. O wiele za bardzo jak na sytuację, w której się znalazł oraz dotychczasowe gusta i preferencje względem kobiecej urody. Już od samego patrzenia tak się podniecił, że zaczął obawiać się o wytrzymałość guzików w spodniach.
     Podszedł do Ewy i przyklęknął, celowo zatrzymując twarz na wysokości majtek. Obejrzał je chwilę i ostrożnie pocałował, starając się oswoić z całkowicie nieznaną mu fakturą włosów porastających gęsto jej łono, po czym od razu wstał, obawiając się reakcji.
     – Taką cię chcę. Nie musisz się krępować tylko dlatego, że jesteś… naturalna – powiedział najswobodniej, jak tylko był w stanie, chociaż najchętniej by się roześmiał.
     – Bo nie wiedziałam, jak zareagujesz. Czy w takim razie pocałujesz mnie jeszcze? – zapytała nieśmiało, lecz po chwili dodała już odważniej: – Mam ochotę na ciebie. Teraz. Zaraz.

*

     Przytulił Ewę czule i dosunął się delikatnie do ust o posmaku szampana. Dopiero teraz całował ją tak, jak powinien od początku – bez zaskoczenia, lekkiego zażenowania czy całkowicie zbędnego pośpiechu, upajając się pełnymi, ciepłymi wargami. Kiedy już się nimi nacieszył, podążył ku policzkom i dalej, w kierunku linii włosów. Skubał ostrożnie płatki uszu, czując na języku metaliczny chłód kolczyków. Wciągał głęboko powietrze nasycone zniewalającym zapachem bzu i agres… Nie, nie bzu. Słodkiej, wręcz mdławej wanilii, otulonej świeżymi płatkami róż i podbitej cierpkim, jakby ziemistym tłem. Oszałamiająca mieszanka sprawiła, że nagle apetycznie krągłe ciało Ewy, niezależnie czy już odsłonięte, czy wciąż skryte tajemniczo pod bielizną, zdało mu się wyjątkowo smakowitym.
     Poczuł jej ręce, zdecydowanie zachęcające go do powrotu na łóżko. Usiadł na krawędzi materaca, rozkoszując się widokiem ciężkiego biustu, falującego swobodnie naprzeciw twarzy. Zachęcony gestem ujął piersi w dłonie, oswajając się chwilę z ich nieprzeciętną objętością, po czym zaczął odważnie ściskać je i masować. Kątem oka zauważył, że Ewa podniosła stojący na toaletce kieliszek, upiła ostatni łyk i zanurzyła palce w pozostałej na dnie resztce napoju. Ściągnęła i tak częściowo zsunięte ramiączka, odsłaniając zaczerwienione sutki otoczone ciemnymi aureolami i rozprowadziła na nich odrobinę szampana.
     – Liż mnie. Mocniej! Złap za pupę. O tak, jeszcze niżej! – za każdym kolejnym zdaniem oddychała coraz głośniej i z większym wysiłkiem.
     Wbił palce głęboko w pośladki, ugniatał je i poklepywał. Czuł, jak kołyszą się ponętnie pod najlżejszym nawet dotykiem. Następnie, bez czyjegokolwiek pozwolenia i nie przerywając całowania brodawek, sięgnął do majtek. Chcąc przejąć inicjatywę, przesunął palcami po ciepłej, wilgotnej koronce. Zatoczył parę kółek po wierzchu fig, wślizgnął się sprawnie pod materiał i zanurzył w śliskich od żądzy włosach. Opuszkami poczuł wyraźnie rozbudzoną, gotową na więcej, dojrzałą kobiecość.
     – Obróć się i oprzyj ręce o ścianę – powiedział takim tonem, aż na moment przestraszył się własnej bezpośredniości.

     Ewa posłusznie ustawiła się tyłem i lekko pochyliła, niecierpliwie oczekując dalszych pieszczot. Z tej perspektywy zdawała mu się jeszcze ponętniejsza, więc czym prędzej wstał i zaczął całować jej kark, plecy oraz biodra. Podskubywał poddające się naciskowi palców urocze boczki, których nigdy nie uświadczył u żadnej kobiety i które – ku jego własnemu zdziwieniu – autentycznie mu się spodobały. Gdy ponownie dotarł do majtek, te były już tak przesiąknięte, że postanowił nie zwlekać dłużej i jednym, szybkim pociągnięciem opuścił je do kostek, wsuwając dłoń pomiędzy uda. Wiedział już, jak bardzo jest podniecona, lecz wciskając palec w śliskie wnętrze niespodziewanie poczuł tak silny opór, że na razie nie zaryzykował z drugim. Poruszał się powolutku, delikatnie rozpychając pulchne, jedwabiste wargi. Po kilku chwilach wyszedł spomiędzy nich i obrócił dłoń tak, że penetrując Ewę kciukiem, pozostałymi palcami miętosił rozbudzoną łechtaczkę. Drugą ręką sięgnął ku zwieszającym się swobodnie piersiom, pocierając stwardniałe sutki.
     – Zaczekaj chwilę – poprosiła zdyszana, odrzucając figi na podłogę – i zdejmij spodnie.
     Nie zwlekając zadośćuczynił prośbie i stanął przed nią dumnie. Nagi od pasa w dół, w niedopiętej koszuli. Ewa przyklęknęła, gładząc przyjemnie chłodnym materiałem rękawiczek jego uda i dół brzucha, aż w końcu ujęła prężącego się, okazałego penisa w dłonie. Wodziła nimi powoli w górę, to znów szybciej w dół, i chociaż wyraźnie nie spieszyła się z zamianą rąk na usta, nie miał pretensji o ów pozorny brak zaangażowania. Wręcz przeciwnie, uważał rozpropagowane przez filmy stereotypy o błyskawicznym, praktycznie zastępującym powitanie obciąganiu, za zupełnie nieprzystającą do rzeczywistości bzdurę. Za to niezmiernie ucieszył się, gdy Ewa nagle podniosła rękami piersi i otuliła go nimi ciasno. Zachwycająco falujący biust sprawiał mu znacznie większą przyjemność, niż mógłby się spodziewać.
     – Ty też się tak nie spiesz, jestem już bardzo podniecony. Jak chciałabyś się kochać? – zapytał po raz kolejny zbyt obcesowo.
     – Pragnę cię najpierw zobaczyć. I chcę, żebyś ty też patrzał – odpowiedziała, unosząc wzrok znad rozpychającego się pomiędzy pulchnościami, okazałego członka.
     Podniosła się, weszła na łóżko i usiadła wygodnie, podpierając plecy o wyłożone poduszkami wezgłowie. Nie zwlekając, zgięła nogi w kolanach i rozwarła je szeroko, odsłaniając bezwstydnie całą swą intymność. Lekko kręcone, sklejone pożądaniem włosy łonowe porastały nie tylko pulchny wzgórek, lecz przechodziły aż w zgięcie ud. Spomiędzy mokrej, lśniącej gęstwiny wystawały ciemnoróżowe płatki oraz zaczerwieniona łechtaczka, odcinająca się wyraźnie na tle zarówno ciemnego zarostu, jak i białych pończoch.
     Na ten widok stanął przed nią, podniósł dół koszuli i bezwstydnie zaczął się onanizować. Celowo przybrał pozę nieco bokiem, wysuwając biodra do przodu, dzięki czemu jego męskość zdawała się osiągać rozmiar budzący zazdrość profesjonalistów branży porno. W rewanżu Ewa zataczała jedną dłonią coraz ciaśniejsze kręgi dookoła wilgotnych warg, drugą zaś ugniatała piersi, opadające swobodnie na ciasno opięty koszulką brzuch. Gdy on robił sobie dobrze obiema rękami, w jednej dzierżąc główkę penisa, a drugą podtrzymując jądra, ona odpowiedziała równie bezpruderyjnie, penetrując mokre wnętrze palcami, wciąż skrytymi pod satyną rękawiczek.
     Oblani ciepłym światłem świec, naprzemiennie rozlewającym na ścianach migotliwe łuny i głębokie cienie, adorowali nawzajem swe roznamiętnione, półnagie, spragnione miłości ciała. Oddając się wspólnej masturbacji z taką swobodą, jakby od lat dzielili małżeńskie łoże.

*

     Usiadł przy rozłożonej wygodnie na boku Ewie. Położył rękę na jej udzie i przesuwał powolutku, czując pod palcami gęstniejące włosy, aż wreszcie dotarł do kobiecości,. Tym razem wsunął się w nią bardzo gładko. Penetrował ją już nie tylko dwoma, ale nawet trzema palcami, po czym wysuwał je, rozprowadzając wilgoć po łonie i znów powracał, rozpychając rozognione płatki warg.
     – Jestem już bardzo blisko – szepnęła rozedrganym głosem, przymykając powieki. – Chcę tego. Pragnę, żebyś sprawił mi rozkosz.
     Chwyciła jego dłoń w swoją i tak splecione skierowała bezpośrednio na łechtaczkę, którą pieścili teraz razem, coraz energiczniej. Dostosował się szybko do tempa, starając się jednocześnie złapać w usta nabrzmiałe, kołyszące się w rytm wspólnych ruchów sutki. W pewnej chwili udało mu się zassać je na tyle mocno, że ich rozbudzona właścicielka momentalnie zesztywniała, uniosła biodra i głośno jęknęła. Raz, drugi, trzeci... Jeszcze przez chwilę krążyła złączonymi rękoma po udach, aż w końcu znieruchomiała i położyła je na mokrym brzuchu.
     Odwróciła głowę, otwarła rozmarzone oczy i uśmiechnęła się szeroko.
     – Dziękuję.
     Objęła go, przyciągnęła do siebie i przycisnęła mocno do biust. Poczuł się nieco speszony, lecz po chwili namysłu wtulił twarz w fascynująco miękki, pachnący wytrawnym szampanem oraz słodkimi perfumami dekolt, oczekując spokojnie dalszego rozwoju wydarzeń.

***

Tekst i zdjęcie: (c) Agnessa Novvak

Opowiadanie w powyższej, poprawionej wersji, zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 03.03.2020. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj oraz odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

2 komentarze

 
  • agnes1709

    Dotarłam. Ale mnie zrobiłaś...:lol2:

    21 sty 2020

  • AgnessaNovvak

    @agnes1709 ale że o co się mnie znowu oskarża? :D

    22 sty 2020

  • agnes1709

    @AgnessaNovvak O nic...  :kolobok: :D

    22 sty 2020

  • Black Crowe

    Z tego co wiem, nie ma portalu PokĄtne, jest PokAtne, to raz. Dwa, te wstępniaki są co najmniej irytujące- czy uważasz, że czytelnicy są tak tępi, że trzeba ich wysterować do treści dzieł? I trzy, nikt z tutaj publikujących nie "chwali" się współpracą z innymi chociażby przez szacunek dla nich.
    Pozdrawiam

    12 sty 2020

  • AgnessaNovvak

    @Black Crowe ja zawsze zaznaczam i zaznaczać będę, skąd pochodza moje teksty. Premiery były i będa publikowane na Pokątnych (tak, pokĄtnych, bo taka jest nazwa portalu, nawet na ich logo wyraźnie widać "Ą";). Poza tym linkuję na bezczelnego? Reklamuję kogoś? Nie. Jest to jedynie informacja grzecznościowa.

    A że wskazuję, jaki mniej więcej będzie tekst? Bez przesady, że ktoś po tych paru zdaniach poczuje się jak idiota...

    12 sty 2020