Scenę z zaganiaczem i połówkami wiśni (nieobecną w wersji oryginalnej) dedykuję Meridzie Niewalecznej, której ponadto dziękuję za udostępnienie zdjęcia!
***
ROZDZIAŁ 3/11
***
Westchnęła ciężko, wspierając się na umywalce. Z lekko zaparowanego lustra spoglądała na nią czterdziestokilkulatka o pełnej figurze. Zadbana, seksowna, potrafiąca budzić pożądanie, ale też o niepewnej minie i nerwowo rozbieganym spojrzeniu. Sama nie wiedziała, co myśleć o wydarzeniach ostatnich godzin. Wypełnionych szczodrze namiętnym, bezwzględnie najlepszym od lat, zwieńczonym trzema orgazmami seksem. Ze sporo młodszym, niesamowicie namiętnym facetem, któremu wszystko, co razem robili, też najwyraźniej się podobało.
Lecz nie mogła zaprzeczyć, że czuła się z tym faktem źle. Naprawdę nie zdarzało jej się przyjmować brunet… w tym wypadku szatynów wieczorową porą, a już na pewno nie w taki sposób. Do tego Adam kategorycznie oświadczył, że musi wracać. Pozbierał się tak szybko, że w czasie, w którym ona ledwo się obmyła i zarzuciła szlafrok, on włożył nawet buty. Jak mężczyźni to robią, że potrafią wziąć prysznic, ubrać się, uczesać i w ogóle ogarnąć, gdy tymczasem kobiety nie zdążą nawet napełnić wanny? Najwyższa pora pomyśleć o poważnych zmianach! Najlepiej w kwestii wanny.
– Wiem, że nie możesz zostać, ale… – podjęła ostatnią próbę zatrzymania go przynajmniej do rana.
– Nie, Ewa. Było mi naprawdę wspaniale i bardzo ci dziękuję za ten wieczór. – podszedł do niej i pocałował we wciąż rozczochrane włosy. – Niestety, nie dam rady i nic na to nie poradzę, nawet gdybym chciał. A uwierz, bardzo chcę, ale mam swoje plany na jutro… – spojrzał niedyskretnie na zegarek. – Czy raczej dzisiaj. I nie mogę ich odłożyć. Postaram się być w niedzielę. Zadzwonię jak tylko… a właśnie, znamy się przecież tyle czasu, a do tej pory nie podałaś mi numeru!
Z zawadiackim uśmiechem wstukał w telefon ciąg cyfr, przytulił ją jeszcze raz i ucałował. Tym razem w usta. I wyszedł.
Poddając się wszechogarniającemu zmęczeniu, zdążyła już tylko dopić dawno wystygłe resztki kawy, wbić się niezbyt ponętną, za to wyjątkowo wygodną bawełnianą piżamę i wsunąć pod kołdrę. Na tym samym łóżku, na którym niewiele ponad pół godziny wcześniej oboje robili sobie nawzajem dobrze. Bardzo dobrze. Ostatnim, co zarejestrowała przed zaśnięciem, było nadejście wiadomości: Jeszcze raz dzikeuje za dzisiaj, odezwe sie najszybciji jak bede mogl. Caluje wiesz gdzie Adam.
SOBOTA
Wstała niesamowicie zrelaksowana, zaspokojona, lecz i do szczętu wykończona. Taplająca się w ilości masła przyprawiającej o zawał od samego patrzenia jajecznica, poprawiona podwójną aspiryną i potrójnym espresso, była jak wybawienie. Lecz nawet ona nie sprawiła, że że dom miał zamiar sam się wysprzątać, o praniu czy zakupach nie wspominając.
Zmęczona całodziennymi porządkami zarówno dworu, jak i okolicznych włości, uzupełnianiem pustawej lodówki i ogólną bieganiną przysiadła na łóżku, ocierając wilgotne czoło. Oczywiście niejednokrotnie zastanawiała się, czy wciąż była w stanie wzbudzać zainteresowanie mężczyzn, a wydarzenia ostatniej nocy kazały jej przemyśleć ów temat jeszcze raz. Tym razem z zupełnie innej perspektywy. W tym pespektywy dupy. Zrzuciła przepocone ubranie, stanęła nago przed lustrzanymi drzwiami szafy i przejrzała się uważnie ze wszystkich stron, co chwila zmieniając pozy. Schylała się i prostowała, to delikatnie gładząc, to silnie ugniatając obfite kształty. Nie mogła sobie za nic przypomnieć, kiedy ostatnim razem oglądała się w taki sposób. Była całkowicie świadoma swojego ciała: postępującego wieku, niedających się ukryć gabarytów i zasadniczo wszystkich mniejszych lub – zwłaszcza – większych wad. Ale może naprawdę oceniała się zbyt krytycznie? Przecież skoro podniecała takiego mężczyznę jak Adam, dlaczego nie miałaby podobać się samej sobie?
Przerzuciła zawartość szafy i w końcu zdecydowała się na strój, który wcześniej założyła bodaj raz. Prezent od jednego z byłych adoratorów, który lata (strój, nie adorator) spędził na dnie szuflady. Nie dlatego, że był brzydki lub nie pasował, wręcz przeciwnie, lecz jego zastosowanie ograniczało się do jednej, bardzo konkretnej sytuacji. Wykonany z mocno opinającej siatki o grubych oczkach, odsłaniający zarówno górne, jak i dolne rejony intymne, błyszczący czernią kostium. Body. Bodystocking.
Jakkolwiek nie nazwany opinał całe ciało, od szyi po stopy, wsunięte dodatkowo w wysokie, mieniące się krwistoczerwonymi cekinami szpilki. Przysiadła w nich okrakiem na zwiniętej poduszce. Uważnie obserwowała fałdki powstające samoistnie na udach i boczkach, kołyszący się zamaszyście biust oraz obfity brzuszek, w który mocno wbiła palce. Czy naprawdę facetów aż tak bardzo podniecały takie pełne, żeby nie powiedzieć nadmiarowe kształty? Rozważając ów wielce zajmujący problem, zajęła miejsce na brzegu łóżka, rozłożyła szeroko nogi i dłuższy czas tylko przyglądała się odbiciu własnej kobiecości. Wreszcie sięgnęła w tamtym kierunku jedną dłonią, drugą podszczypując sutki. Westchnęła kilka razy, lecz bez cienia nadziei na spełnienie.
Otwarła leżący na stoliku laptop i zaczęła przeglądać wyjątkowo bogatą, choć raczej monotematyczną zawartość. Nie była święta i nigdy takiej nie udawała. Miała partnerów seksualnych zarówno przed byłym mężem, jak i po nim. Nie stroniła także od erotyki, dogadzając samej sobie na wszelkie możliwe i niemożliwe sposoby. Owszem, miewała całe tygodnie, w których trwała w absolutnym celibacie, lecz kiedy wreszcie naszła ją ochota, potrafiła doprowadzić się do kilku orgazmów w ciągu dnia. Nawet jeśli był to najzwyklejszy ze zwykłych dzień, którego znaczną część spędzała w pracy. Niejednokrotnie zastanawiała się, jak zareagowaliby przełożeni, gdyby wparowała na zebranie dyrekcji i oświadczyła: „nie wyrobiłam targetu z powodu nagłego wzrostu libido i konieczności natychmiastowego zaspokojenia. Jak do tej pory dwa razy, a czuję, że szykuje się trzeci. Szczegóły przedstawiam na załączonym wykresie...”
*
Nigdy nie ciągnęło jej do kobiet, nawet z ciekawości. Gdy koleżanki zwierzały się ukradkiem ze wspólnych eksperymentów, niby słuchała chwilami naprawdę pikantnych opowieści, lecz bez specjalnej ekscytacji. Co było aż dziwne, biorąc pod uwagę wszystko, co mówiło się powszechnie o kobiecej seksualności: że niby nie ma całkowitych, stuprocentowych hetero-, tylko co najwyżej mniej lub bardziej bi-. Nie, nie odrzucało ją w żaden sposób od nagiego, kobiecego ciała! Wręcz przeciwnie, stanowiło ono widok wielce przyjemny, ale w sposób absolutnie nieerotyczny, gdzieś na poziomie wazonu z ręcznie formowanego szkła, względnie wieżowca w stylu art deco. Potrafiła bardziej podniecić się parą butikowych szpilek niż gołymi cyckami.
Także w trakcie oglądania filmów skupiała uwagę raczej na męskich elementach wystroju, nie posiadając ani w zgranych, ani ulubionych pozycjach bodaj żadnej kobiecej sceny solowej. Ot, wybierała taką tematykę, na którą w danej chwili miała ochotę, a która dziś była bardzo konkretnie ukierunkowana: solo milf, fingering BBW, busty chubby big tits super hot mom mature part six, six, six, the number of the beast.
Jedna ze stron szczególnie ją zaciekawiła, zwłaszcza prezencją modelek, ubranych w wyraźnie retro – czy raczej, jak sugerowała nazwa: vintage – bieliznę i nagrywanych w równie stylowym otoczeniu. Stwierdziła więc, że nawet jeśli same aktorki nie przypadną jej do gustu, przynajmniej popodziwia dekoracje. Celowo wybrała scenę z modelką dojrzałą, która nie przepadała za zbyt częstym korzystaniem z golarki, natomiast preferowała ujęcia od tyłu.
Leżąc wygodnie z rozchylonymi udami, spoglądała to na ekran, to swoją kobiecość, w którą wpychała mrugający różową diodą wibrator, zawczasu wyjęty z szuflady. Na przemian z odtwarzanym filmem, starając się tamować wzbierające podniecenie, podziwiała rozbudzone krocze. Sięgające pełnych ud gęste, ciemne owłosienie, posklejane od wilgoci spływającej z płatków aż po pupę, prezentowało obraz pełen żądzy i wyuzdanego, by nie powiedzieć sprośnego rozbuchania.
Szczytowała długo, choć nie tak porywająco, jak miała nadzieję. Nieco zawiedziona położyła się wygodnie na plecach i oddała marzeniom. Próbowała nie wyobrażać sobie nie wiadomo czego, ale gdyby Adam tu teraz był… Klęknąłby przed nią, rozwarł uniesione wysoko nogi i zaczął całować. Sporo młodszy, super atrakcyjny, wariacko nakręcony facet lizałby jej pulchną, chętną cipkę. Jęczałaby głośno, czując język głęboko w swoim wnętrzu. A kiedy już przeżyłaby kolejną rozkosz i leżała naprawdę rozluźniona, może nawet nabrałaby chęci, żeby wycałował ją nieco inaczej? Przecież, o ile dobrze zrozumiała, wczoraj oboje mieli na to ochotę.
Zanim zdążyła się nad tym dłużej zastanowić, spokojny dotychczas telefon zaczął wyjątkowo hałaśliwie domagać się uwagi.
– Tak, Adam? – zabrzmiała jak doświadczony menel świeżo po konsumpcji błękitu Paryża, z szyjką butelki jako zagrychą. – Wszystko u mnie dobrze… O trzeciej? A nie możesz wcześniej? Na obiad? Nawet nie pytaj! Oczywiście, że zapraszam!
Wzięła prysznic, starając się w międzyczasie nie ulec natrętnym wspomnieniom roznegliżowanego Adama, zjadła szybką kolację i nastawiła budzik.
NIEDZIELA
Przysiadła nago na brzegu wanny, zerkając niepewnie na depilator. Jeśli Adam nie tylko zaakceptował, lecz i pożądał jej rozpuszczonej fryzurki, nie zaskoczy go nowym uczesaniem. A przynajmniej nie od razu. Ale kolejne ukrycie niedogolonych nóg pod pończochami mogło się już nie udać, a poza tym lepszego pretekstu, by wreszcie wprowadzić w życie ambitny plan rewitalizacyjny, już chyba nie znajdzie.
Tyle co zdążyła wyjść z kąpieli, natrzeć ciało balsamem, podmalować i jako-tako uczesać, a już otwierała drzwi, w pośpiechu dopinając bluzkę. Jednak bite dwie godziny, jakie zarezerwowała sobie na doprowadzenie własnej osoby do stanu używalności, okazały się dalece niewystarczające. Stojący w progu, ubrany w ciemnogranatowy trencz i z zawiniętym dookoła szyi kraciastym szalikiem Adam wyglądał jak młody bóg. Co prawda z zaczerwienionymi od mrozu uszami, topniejącym we włosach śniegiem i trzymający pod pachą pstrokatą torebkę prezentową z wyprzedaży, ale zawsze.
– Dzień… dobry? Co za pogoda! Wchodź, na co czekasz? – spojrzała na spierzchniętą twarz i rozejrzała się z zastanowieniem po pustej ulicy. – Nie przyjechałeś autem? Albo taksówką?
– Ano nie. Chyba przeceniłem swoją odporność. – kichnął, przecierając zmarznięty nos mankietem płaszcza. – Ale w końcu jak jest zima, to musi być zimno! Takie są odwieczne prawa natury!
Kolejno wyciągała zawartość torby na stół: butelkę wina musującego, pokaźną tubę czekoladek i… coś. Metalowe, lśniące fioletowym brokatem pudełeczko w kształcie serca, mieszczące się na otwartej dłoni. Kolejne słodycze? Raczej nie. Opakowanie było zbyt małe, lekkie i pozbawione jakichkolwiek napisów. Biżuteria? Bez żartów! Nie przewidywała aż takiego zaangażowania ze strony Adama. Więcej pomysłów nie miała, więc w akcie ostatecznej desperacji ostrożnie potrząsnęła puszeczką. Bez efektu.
– Co prawda już po walentynkach, ale tak się złożyło, że zapomniałem o prezencie, więc… – powiedział darczyńca, czujnie przyglądając się próbom rozwiązania zagadki.
Podważyła wieczko. Na widok zawartości najpierw się zdziwiła, potem uśmiechnęła, aż w końcu niekontrolowanie ryknęła perlistym śmiechem, na który Adam odpowiedział mocno niepewną miną. W końcu opanowała wesołość i otarła załzawione oczy, doceniając, że zamiast pełnego makijażu zdecydowała się na sam tylko cień. I to wodoodporny, co dodatkowo zapobiegło pojawieniu się na twarzy stanowczo niepasującej do sytuacji stylówki à la skacowana panda, względnie innych black metal trv kvlt smoky eyes.
– Przyznaję, że takiego prezentu się nie spodziewałam! Ale bardzo, baaardzo mi się podoba i na pewno będę… Mam nadzieję, że oboje będziemy z niego korzystać! – doskoczyła do Adama z werwą nastolatki i pocałowała w policzek. – Pozwól, że na razie go odłożę, przyda się później.
*
Już podczas wczorajszej rozmowy telefonicznej zastanawiała się, czy przyrządzony we własnej kuchni obiad będzie najlepszym pomysłem. Lokali było w okolicy aż nadto i jedyne, co musiałaby zrobić, to wybrać dowolny, zależnie czy akurat miałaby ochotę na chińszczyznę, włoszczyznę czy inną polszczyznę, i zadzwonić z rezerwacją. Zero przygotowań, sprzątania i posądzeń o bycie kurą domową, która pół dnia przesiaduje nad garami, by ugościć swego samczego pana i władcę zastawionym po brzegi stołem. Ale po pierwsze miała w głębokim poważaniu podobne opinie i jeśli ktoś uważał takie podejście do gościnności za deprecjonujące kobiecą cześć i dumę, był w jej mniemaniu idiotą. Idiotką. Do wyboru. Po drugie nie uznawała zamawiania jedzenia do domu. W jakiejkolwiek postaci. Bo nie. A po trzecie gotowała dobrze. Niektórzy twierdzili wręcz, że bardzo dobrze, co miała zamiar bezwzględnie wykorzystać w zdecydowanie niecnych celach. Ostatecznie, jak twierdzili mędrcy, najszybsza droga do serca faceta prowadziła przez…
Odsunęła puste nakrycie, dyskretnie wycierając usta serwetką i uzupełniła kieliszki. Nie wiedziała, co na temat łączenia Prosecco DOC extra dry ze szpinakowym tagliatelle z pływającymi w śmietance owocami morza mówiły autorytety w dziedzinie food pairingu, ale po prawdzie co za różnica? Smakowało? A jakże! Najwidoczniej nie tylko jej, bo Adam ochoczo kończył już drugą porcję, co bardzo miło ją połechtało.
Nie miała zamiaru wytaczać najcięższej artylerii, ale rozmowa o dupie Maryni też jej się nie uśmiechała. Poznała Adama w takich, a nie innych okolicznościach i już tego nie zmieni. Chociaż… czy naprawdę wolałaby po raz kolejny bawić się w jakieś dziwne podchody? Niby przypadkowe spojrzenia i gesty? Wzajemne obiecanki i tyleż czułe, co puste i nieszczere słówka? Udawanie pozornie przyjacielskiej znajomości tygodniami, aż wreszcie – w jak zwykle najmniej sprzyjających okolicznościach – doszłoby do czegoś poważniejszego? A tak, stało się, co miało stać. Poznali swoje ciała, zadośćuczynili co bardziej intymnym potrzebom i teraz powinni mieć już górki. Albo i nie.
– Nie chcę być wścibska, ale przyznaję otwarcie, że nie rozumiem twojej sytuacji. Moją historię już znasz: trafiłam na złego faceta, w rewanżu też nie byłam dla niego dobra i po temacie – streściła, starając się wysondować, czy Adam jest w nastroju do takich dysput. – Mam swoje na sumieniu i chcę, żebyś wiedział o tym od początku. Dłużej od ciebie tkwiłam po same cycki w bagnie toksycznego związku, a potem się z niego wygrzebywałam, stąd moje problemy z…
Spojrzała znacząco na butelkę. Adam chyba chciał coś odpowiedzieć, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał. Może i dobrze, bo nie chciała wchodzić w zbytnie szczegóły życia w (nie)trzeźwości, a przynajmniej nie teraz. Mogła oczywiście usilnie zaprzeczać faktom lub zwalić wszystko na byłego męża i jego otoczenie, lecz prawda była nieco inna: zmieniała mężczyzn, środowisko, pracę, a i tak nie potrafiła rozstać się z alkoholem. I choć nigdy nie wpadła w ostry ciąg, nie musiała się tłumaczyć przed szefem z zawalonej roboty, a i kompromitujących zdjęć też sobie nie przypominała, ale… Piła. Bywało, że naprawdę dużo. Na szczęście w tym momencie piła ją co najwyżej przyciasna, kupiona parę kilogramów wcześniej spódnica i musiała zrobić wszystko, by tak zostało. Czyli możliwie szybko zakończyć znajomość z nadmiarem procentów – tylko nadmiarem, a nie każdym pojedynczym kieliszkiem bąbelków do obiadu lub wieczornym drinkiem, bo tych nie miała najmniejszego zamiaru sobie odmawiać – zanim naprawdę będzie za późno. Dla wszystkich.
– Głupio mi teraz, faktycznie niezręcznie to wyszło. Nie powinienem kupować… – Adam zaczął się tłumaczyć, co należało jak najszybciej przerwać.
– A dajże już spokój! Zresztą i tak jest po ptokach – podniosła puste szkło – bo wszystko wypiliśmy. Natomiast na przyszłość wolałabym czekoladki, bilet do kina albo co tam uważasz. Może być?
– Może, może – odrzekł, nadal bez specjalnego przekonania.
– Ale dość już o mnie! Za to wracając do ciebie, jesteś przecież młody i jeszcze długo będziesz! – podniosła nieco głos, widząc nieme zaprzeczenie. – Masz kasę, co widać. Przyzwyczaiłeś się do pewnego poziomu życia i na pewno zapewnisz go też swojej kobiecie. Masz… – ostentacyjnie otaksowała go wzrokiem – warunki. I to naprawdę konkretne. Więc o co ci właściwie chodzi? Mówiłeś o problemach z żoną… byłą żoną, z rodzicami, ale wybacz, nic mi się nie trzyma kupy.
Owszem, była tego ciekawa. Może nie powinna pytać aż tak bezpośrednio, lecz miała serdecznie dość tajemnic, niedopowiedzeń i trupów z szafy, które tylko czekały na wypadnięcie w najbardziej niezręcznej chwili.
Adam westchnął, zgarbił się, podłożył rękę pod brodę i długo zastanawiał nad odpowiedzią.
– Wiesz, to nie jest takie proste, jak się wydaje. Słyszałem wielokrotnie: nie narzekaj, starzy cię ustawili, inni na twoim miejscu… Zgadza się, dali mi kasę, wysłali na dobre studia, pomogli w karierze. A przynajmniej do pewnego momentu, bo teraz już samodzielnie o wszystkim decyduję – podkreślił dobitnie, jakby chcąc zaakcentować obecną niezależność.
– Więc w czym problem? Sama dobrze wiem, że czasami z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. I to na środku, bo z boku cię wytną. Dlatego odpowiedz mi wprost: było ci u nich dobrze czy nie?
– To nie ma tak, że dobrze albo że niedobrze… Na przykład zawdzięczam im też, czy raczej „zawdzięczam” – wykonał gest palcami – praktyczny brak prawdziwych przyjaciół. A miałem kiedyś kumpli, takich prawdziwych, jeszcze od podstawówki. Tylko kiedy oni balangowali, wyrywali laski i ogólnie korzystali z młodości, ja zawsze miałem coś innego, teoretycznie ważniejszego do zrobienia. Więc kontakt w końcu nam się urwał. Jasne, kiedy oni dorabiali na kasie w dyskoncie i żarli mielonkę z mikrofalówki w akademiku, ja się bujałem po dobrych restauracjach, w zimie jeździłem na narty, a latem grzałem tyłek w tropikach. Ale już sam nie wiem, kto wyszedł na tym lepiej. Bo czuję, że straciłem coś, czego już nigdy nie odzyskam – podsumował filozoficznie.
Miała na ten temat swoje zdanie, lecz wiedziała, że ostrzejsza polemika mogła bardzo szybko przerodzić się w kłótnię. Nawet jeśli obecnemu standardowi jej życia było bliżej do prosciutto di parma, zdecydowanie zbyt dobrze pamiętała smak wspomnianej mielonki. Co prawda nie z dyskontu, bo za jej młodych lat takowych nie było, ale zapewne lwią zawartość puszki wciąż wypełniał wsiowy burek. Zmielony razem z budą, miską i łańcuchem. A i tak niejednokrotnie cieszyła się jak głupia, że w ogóle było ją na stać na cokolwiek poza suchą bułką. Zwłaszcza pod koniec miesiąca, gdy w portfelu zamiast pozostałości wypłaty poniewierały się co najwyżej resztki zużytych biletów autobusowych. Ile razy słyszała o „problemach” bogatych dzieciaków (i nie tylko, jak widać) dorastających w złotych klatkach, tyle razy miała ochotę złapać największą dostępną puszkę tejże mielonki i owym dzieciakom (i nie tylko) zdrowo przypierdolić. Jednak tym razem jakoś się powstrzymała. Być może przez brak mielonki w zasięgu ręki?
– No dobrze, ale co to ma do małżeństwa? – zapytała najspokojniej jak umiała, choć użalanie się Adama nad sobą zaczynało ją powoli denerwować.
– Tyle, że żonę też mi wybrali rodzice. – wzruszył ramionami. – Zaaranżowali takie typowe małżeństwo z rozsądku, od zapoznania po wybór kwiatów na ślub. Tak, śmiej się, śmiej! Zresztą, może by się nam ułożyło, ale…
– Zależało ci na niej? – przerwała nagle, poirytowana brakiem konkretnej odpowiedzi. – Nie chcę ci udzielać żadnych porad matrymonialnych, ale skoro uważałeś, że nie chcesz takiej przyszłości, dlaczego się nie sprzeciwiłeś? Chodziło o pieniądze?
– Nie tylko. Chociaż, oczywiście, to był jeden z najważniejszych argumentów. Ale też, tak najzwyczajniej w świecie, byłem głupi. Zresztą nadal jestem – parsknął gorzko. – Myślałem, że skoro o finanse nie muszę się martwić, to dołożę do nich własne zaangażowanie i wszystko się ułoży. Że nawet jeżeli nie pałaliśmy do siebie jakąś wielką miłością, to co z tego? Nie takie związki trwają i są na swój sposób udane. Może nawet szczęśliwe? Ale do tanga trzeba dwojga – uśmiechnął się, tym razem smutno. – A co najgorsze, wszyscy mieli do mnie pretensje. Teściowie, że zostawiłem ich najdroższą córeczkę. Rozkapryszoną, rozwydrzoną księżniczkę, której trzeba było wciąż nadskakiwać. Rodzice, że przecież chcieli dobrze, a ja nie doceniłem ich wysiłków. A znajomi z pracy okazali się tylko znajomymi z pracy. Tak jak już mówiłem: pod względem zawodowym nie narzekam, ale jeśli chodzi o życie prywatne, leżę i kwiczę.
– Przepraszam, ale ci nie wierzę! – prychnęła, nie ukrywając dłużej własnej opinii. – Przyznaj się, tylko szczerze, kręcą się jakieś kandydatki dookoła ciebie? Czy nie kręcą?
Gdyby była facetem i szukała partnerki – wszystko jedno, czy na stałe czy jedynie okazjonalnej – mogłaby wybierać i przebierać. Znała panny, rozwódki, nawet jedną wdowę. Z dziećmi, bez dzieci, z psami, bez kotów, z jeżem. Wysokie i niskie, blondynki i rudzielce, szczupłe i przy kości. Ładne, niebrzydkie oraz takie sobie. Niektóre pogodzone z losem, inne desperacko szukające nowego początku u boku równie nowego mężczyzny. A to była rzeczywistość jedynie jednej firmy, może dużej i z mocno rozbudowanymi „damskimi” działami, ale jednak. To gdzie Adam żył i pracował? W piwnicy? W zabitej dechami dziurze? Czy po prostu nie znalazł nikogo, bo nie chciał?
– Tak. Ty się kręcisz! – roześmiał się, dla odmiany szczerze. – I nie patrz tak na mnie! Poza tym mógłbym spytać o to samo! Możesz się z tym nie zgadzać, ale wyglądasz super! Owszem, mówiłaś mi, że miałaś problemy ze związkiem, z facetami, w ogóle z życiem, ale że już je rozwiązałaś. I ja ci wierzę. Być może naiwnie, ale co innego mi w tej chwili pozostało? – zapytał sam siebie. – Do tego widzę przecież, że masz własny dom i ogólnie nie narzekasz. Czyli same plusy! Nic, tylko brać!
– Jak ja ci dam „tylko brać”...
*
Stanęła przed nim na wyciągnięcie ręki. Z wybitnie nieprzyzwoicie rozpiętą bluzką, odsłaniającą spory kawałek bordowego biustonosza i podciągniętą wysoko spódnicą, spod której wyzierały figi pod kolor. Miała ochotę ujeżdżać Adama tutaj i teraz, przy czym właściwie nie widziała ku temu specjalnych przeciwwskazań. Wiedziała doskonale, że spotkali się przede wszystkim w jednym, jasno określonym celu. Owszem, ich wcześniejsza rozmowa była i ważna, i potrzebna. Na tyle ważna i jeszcze bardziej potrzebna, że prawdopodobnie otwarła nowe perspektywy, być może nieograniczające się tylko do przelotnego związku, opartego głównie na seksie. Ale na ten moment liczył się właśnie on: szybki, dziki seks na kanapie w salonie, bez zbędnych wstępów i sztucznego przeciągania.
– Ostrzegałam, że cię wezmę!
– Ale tak od razu? – zawahał się.
– A dlaczego niby nie? Wstawaj i ściągaj gacie! – rozkazała.
Właściwie już w trakcie pierwszego zbliżenia zastanawiała się nad sensem użycia prezerwatywy. Wypieścili się ustami bez jakichkolwiek zabezpieczeń, więc zasadniczo w zakresie higieny osobistej co miało się stać, już się stało. A przynajmniej taką miała nadzieję. Jeśli zaś chodzi o ewentualne konsekwencje „rodzinne”… to już był temat na inną dyskusję. Ani krótką, ani prostą, ani najprawdopodobniej przyjemną, na którą zdecydowanie nie była w tym momencie gotowa. Natomiast jeśli Adam nie miał nic przeciwko kochaniu się w kondomie, jej także to odpowiadało. Nie tylko pod względem wygody czy czystości, lecz nawet urozmaicenia pożycia, czemu zresztądała już jeden dowód i właśnie przymierzała się do drugiego. Tym razem nie miała zamiaru się spieszyć, niech oboje czerpią przyjemność nawet z tej drobnej czynności. Zwłaszcza że postanowiła nie używać rąk, co nie było może specjalnie wygodne, za to niezwykle podniecające.
Przyklękła, dla wygody podkładając poduszkę i gestem zaprosiła Adama, by ustawił się na wprost jej twarzy. Zapozował w może i pretensjonalnej, ale także wydatnie podkreślającej zalety pozie. Z jedną nogą wysuniętą do przodu, rękoma opartymi o biodra i krawędzią koszuli, opartą wybitnie nieprzyzwoicie o sterczącego sztywno penisa.
Czy uważała, że tak jednoznacznie uległa pozycja była w jakiś sposób zła dla niej jako kobiety? Uwłaczała jej? Czy miała się przez nią czuć gorsza? A niby dlaczego? Jeśli tylko chciała się kochać, nawet w dalece odchodzący od ogólnie przyjętej przyzwoitości sposób, to się kochała. Nie chciała – nie kochała. Proste jak budowa wibratora! A jeśli coś poszło nie tak, mogła oskarżać najpierw siebie samą, a dopiero później innych. No, może raz czy dwa przeholowała z nie do końca własnej winy, lecz były to przypadki jednostkowe, kończące się błyskawicznym i ostatecznym zerwaniem znajomości.
Poza tym, czemu absolutnie nie miała zamiaru zaprzeczać, bycie stroną aktywną w seksie oralnym sprawiało jej przyjemność. Bez żadnej, najmniejszej choćby wątpliwości, trzymanie męskiego organu w ustach i obcowanie z jego kształtem, zapachem i smakiem było najzwyczajniej w świecie podniecające! Koniec, kropka! A teraz do dzieła!
Zaczęła od obcałowania szerokiej, mocnej nasady, wydepilowanej do zera. Bardzo niedawno, o czym świadczyła nie tylko idealna gładkość skóry, ale i dość wyraźny zapach i delikatny, nieco gorzkawy smak… płynu po goleniu? Tego samego, który poczuła wcześniej (i znacznie intensywniej) na policzkach i brodzie Adama. Unosząc się na kolanach, podążyła całusami w stronę podbrzusza. Podwinęła nieco koszulę i doszła aż do wysokości pępka, otoczonego twardymi, wyraźnie zaznaczonymi mięśniami. I mimo że nie było to specjalnie dyskretne, starała się w międzyczasie obserwować efekty własnych starań na twarzy głównego zainteresowanego. Dlatego szybko powróciła niżej, oparła dłonie na kolcach biodrowych Adama, lekko rozszerzyła mu uda łokciami i zabrała się do zagonienia zaganiacza wprost ku spragnionym ustom. Przeciągnęła całą szerokością języka od linii jąder, przez pełną długość trzonu, po wędzidełko. Pośliniła krawędź całkowicie odsłoniętej, wyraźnie ciemniejszej żołędzi i powolutku, dosłownie milimetr po milimetrze, objęła ją wargami.
Ssała go niezwykle subtelnie, jakby rozpuszczała w ustach mięciutką, czekoladową pralinkę i ciesząc się każdą, najmniejszą nawet odrobiną jej smakowitości, spływającą wraz ze śliną aż do gardła. Mimo że Adam nie smakował słodkim, podlanym dobrym alkoholem ziarnem kakaowca, tylko… właśnie, czym? Powolutku zaczynającą się pocić po kilku godzinach od mycia skórą. Pragnieniem namiętności. Żądzą. Seksem. Mężczyzną, który teraz należał tylko i wyłącznie do niej.
Przechyliła się nieznacznie, kierując członek ku miękkiemu wnętrzu policzków, próbując wychwycić nabrzmiałe, pulsujące naczynia krwionośne. Wciąż było jej mało. Stąd przesunęła ostrożnie nasunęła się mocniej, aż do momentu, w którym czubek delikatnie dotknął końca podniebienia. Zapragnęła całą sobą połknąć kochanka do samego końca, lecz wiedziała doskonale, że nie była w stanie. Nie w takiej pozycji, nie bez wcześniejszego przygotowania i przede wszystkim nie teraz. Ale co się odwlecze, to nie wystrzeli nadaremno.
Nie bała się tego powiedzieć: Adam był jej kochankiem. Sporo młodszym, ostro napalonym i na tyle hojnie obdarzonym przez naturę, aż wręcz musiała uważać, by choćby przypadkowo się nim nie zakrztusić. Tym bardziej, że do tej pory zdołała przyjąć ledwie połowę jego długości. Zastanowiła się przez moment, jak w takim razie zdoła założyć prezerwatywę bez pomagania sobie rękami, lecz postanowiła na razie tego nie roztrząsać.
Wysunęła penisa z ust, kończąc tę część pieszczot głośnym pocałunkiem, złożonym na samiutkim czubku żołędzi, który wywołał u niej samej dość niespodziewany uśmiech. Wciąż rozradowana, niczym uczennica ssąca wyjątkowo słodziutkiego lizaka, znów podążyła w dół. Tym razem jednak nie zatrzymała się u podstawy. Przesunęła językiem od wiotkiej nasady moszny, przez nasadę jąder, ciągnąc lśniący ślad śliny aż na ich spód. Adam wzdrygnął się nieco, ale nie zaoponował, więc włączyła do gry także i wargi, składając nimi drobniutkie całuski na szorstkiej, pachnącej intensywnie skórze.
Świadoma, że nie może już dłużej zwodzić nie tylko Adama, lecz i siebie, postanowiła zaryzykować. Uważnie rozerwała folię opakowania i umieściła lateksowy krążek pomiędzy wargami i podniosła wzrok. Nie zważając na dość oryginalną i wbrew chęciom raczej mało namiętną minę, mrugnęła zalotnie do Adama i z powrotem nasunęła usta na oczekującą w zniecierpliwieniu męskość. Spróbowała pomagać sobie zębami, pamiętając oczywiście o odpowiedniej ostrożności, ale mimo starań i tak doszła do ledwie dwóch trzecich. Po paru dalszych próbach, zakończonych powstrzymanym w ostatniej chwili, nieprzyjemnym odruchem, przerwała ostatecznie oralną gimnastykę i jednym ruchem palców dociągnęła zabezpieczenie do samiutkiego końca.
Widząc jakże udany efekt starań w postaci stojącego na baczność, wyjątkowo eleganckiego i przystrojonego gustownym kondomem dżentelmena, powstała z kolan. Zaczęła powoli, guzik po guziku, rozpinać koszulę Adama. Niby zdążył wcześniej zaprezentować jej wcześniej wszystkie wdzięki, włącznie z najbardziej interesującymi, lecz dopiero teraz dostrzegała drobne, choć znaczące szczegóły. Podziwiała twarz skąpaną w resztkach chłodnego, zimowego światła, wpadającego przez niezasłonięte okno. Owszem, Adam mógłby mieć nieco mniej wydatny nos, trochę mocniej wykrojony podbródek, gładszą cerę, lepiej wyregulowane brwi... No jasne, sporo starsza od niego kobieta, z aż nadto odczuwalnym nadmiarem kilogramów, będzie go oceniać. Zdecydowanie krytycznie. I na dodatek radzić, co koniecznie ma w sobie zmienić. Bo na razie, jakby nie liczyć, jego całościowa ocena jako faceta wychodziła na poziomie co najwyżej 2/10, would not bang.
Odrzuciła zbędny już element męskiej garderoby na podłogę, kładąc dłonie na szerokiej klatce piersiowej, unoszącej się coraz szybciej wraz z każdym oddechem. Przesunęła palce przez brzuch, zdążając szybko ku penisowi, lecz po chwili, jakby speszona, wróciła ku sutkom. Jego sutkom. Niewielkim, jędrnie twardym, niczym dwie połówki niedojrzałych, ledwie zaróżowionych wisienek, praktycznie bez widocznej aureolki. Poczuła nagłą ochotę, by je ucałować. Złapać w zęby. Lizać, ssać i gryźć. Coraz mocniej i łapczywiej, aż do jego bólu, a jej perwersyjnej rozkoszy. Już miała się ku nim pochylić, ale zauważyła, jak Adam na nią patrzy.
Był ewidentnie podniecony, wyraźnie chętny na zdecydowanie więcej, ale też… onieśmielony? Speszony? Nawet jeśli miał ochotę rzucić ją na łóżko, a potem siebie samego na nią, nie zdradził się nawet najdrobniejszym gestem. Nic nie sugerował, nie popędzał, czekając tylko co zrobi ona sama. Gładząc ją równocześnie po opadających luźno włosach.
Ujęła go za dłoń i cofnęła się jeszcze bardziej, na odległość wyprostowanych rąk. Z bezczelnym uśmieszkiem na ustach otaksowała niczym drogi, zdecydowanie niedostępny dla wszystkich towar, wystawiony na centralnym miejscy sklepowej witryny. Przeciągnęła powłóczystym spojrzeniem od całkiem kształtnych stóp i wąskich, ścięgnistych kostek, przez smukłe łydki oraz mocne uda, pomiędzy którymi prężył się… Podążyła ku zgrabnym biodrom i wciąż widocznemu, choć wykazującemu pewne objawy zapowietrzenia kaloryferowi, aż dotarła do szerokiej klatki, barków, ramion, szyi, brody... Do przygryzionych nerwowo ust.
Wiedziała, że zaraz zwariuje.
Bez ceregieli ściągnęła majtki i, nie dbając o konwenanse, dosiadła Adama szybko. Zbyt szybko. Już w trakcie rozmowy poczuła, jak bardzo jest mokra, a odważna gra wstępna rozbudziła ją jeszcze bardziej. Niestety, najwyraźniej nie na tyle, by bez przygotowania mogła od razu puścić się w zdziczały galop. Stęknęła boleśnie, lecz mimo przejściowych trudności już po chwili ujeżdżała Adama, poddając się zachłannemu uściskowi umięśnionych rąk, wbijających się przez zmięty materiał spódnicy głęboko w boczki. Dlatego postanowiła czym prędzej zdjąć bluzkę, którą jakimś cudem wciąż miała na sobie. Zaczęła mocować się ze stanikiem, co nie było wcale proste, biorąc pod uwagę całą, podskakującą energicznie zawartość. A kiedy dotarła do ostatniej haftki, zachęciła Adama do złapania za piersi, które uwolnione z miseczek unosiły się i opadały wespół z resztą ponętnego ciała.
Wcisnęła mu twarz w biust, otwarcie nadstawiając nabrzmiałe brodawki do wylizania. Uwielbiała, kiedy mężczyźni zajmowali się jej cyckami i wiedziała doskonale, że i oni podzielali jej uwielbienie. Nawet jeśli czasami ich starania okazywały się nieporadne, nie dość delikatne czy wręcz nazbyt obsesyjne, to gdyby miała jednoznacznie wskazać część ciała, z której mogłaby w jakikolwiek sposób być dumna, bez wahania postawiłaby właśnie na piersi. Pomimo że od pewnego czasu zauważała objawiające się na nich powoli, ale niestety nieubłaganie, efekty odkładania nadmiaru tkanki tłuszczowej, niedoboru kolagenu i nasilających się negatywnych oddziaływań grawitacyjnych.
Pochyliła się ku Adamowi, obcałowując pożądliwie każdy fragment ciała, do którego była w stanie sięgnąć. Gdyby tylko mogła jakimś cudem sięgnąć do jakże samotnych połówek wiśni bez przerywania penetracji… Z nieukrywanym zachwytem podziwiała wyraźne węzły mięśni przebijające się spod napiętej skóry. Przeciągnęła ręką po przyciętych krótko, postawionych na sztorc, mocno podgolonych włosach i napiętym, silnym karku, przechodzącym w szerokie barki. Może i ich posiadacz twierdził, że jego bieżącą formę sporo dzieliło od ideału, lecz nadal był bez wątpienia najlepiej zbudowanym facetem, z którym kiedykolwiek się kochała. Bardzo męskim, proporcjonalnym i bajecznie wręcz seksownym, który obejmował ją silnymi ramionami tak władczo, jakby bał się, że jego nieoczekiwana zdobycz nagle umknie w popłochu.
Przerwała wreszcie niekończący się festiwal wzajemnych całusów, wstała z sofy, obróciła i usiadła na Adamie tyłem, co okazało się nie tylko niesamowicie namiętne, ale i niestety także wyczerpujące. Wiedziała, że nie da rady długo wytrwać w tej pozycji i dlatego zamiast podskakiwać na zgiętych nogach, przeniosła ciężar na złączone uda, dodatkowo podpierając się dla utrzymania równowagi. Było jej znacznie wygodniej, co nie znaczyło, że mniej podniecająco, o czym świadczyła także reakcja samego zainteresowanego. Silne dłonie coraz mocniej ściskały jej pośladki, ugniatały je i rozchylały, co rusz podciągając złośliwie opadającą spódnicę.
Skoro naprawdę aż tak go to podniecało…
– Chcesz od razu dojść? Czy może kochać się jakoś inaczej? – spytała otwarcie, nie przerywając podskoków.
– Chcę… To znaczy chciałbym, żebyś klęknęła na sofie i…
Nie dała się dwa razy prosić. Wstała, oparła kolana na siedzisku, a łokcie na zagłówku kanapy, czekając z nisko zwieszoną głową, aż Adam wreszcie weźmie ją od tyłu. Dosłownie wariowała, gdy facet wchodził w nią całym impetem, napierając bezlitośnie i łapiąc od spodu za kołyszący się brzuszek i swobodne piersi. Jak uderzał swoimi biodrami, a gdy się rozochocił, także i dłońmi, w pupę. Kiedy niebezpiecznie zbliżała się do granicy, za którą seks, nawet ostry, zamieniał się w brutalne, upokarzające, niemalże zwierzęce rżnięcie.
Pierwsze pchnięcie było jeszcze ostrożne, ale kolejne wchodziły w nią coraz mocniej i głębiej. Donośne, miarowe odgłosy wzajemnego obijania się dwóch ciał, co jakiś czas przerywane głośnymi sapnięciami Adama i jej własnymi pojękiwaniami, rozchodziły się po całym salonie. W końcu złapał ją jedną ręką za pierś, a drugą coraz odważniej zaczął sunąć ku kobiecości. Powstrzymała go w ostatniej chwili nie dlatego, że nie miała ochoty. Wręcz przeciwnie – chciała się odpowiednio przygotować, tak by za chwilę nie okazało się, że jednak nie jest dość nawilżona. Oderwała jego dłoń od podbrzusza, wzięła dwa palce w usta i zaczęła ssać, śliniąc obficie. Dopiero wówczas pozwoliła na zajęcie się łechtaczką, przy okazji odchylając w tył i prostując niemal do pionu.
– Ewa, nie tak szybko!
– Spokojnie, już zwalniam.
Chciała choćby na moment uspokoić oboje, lecz wiedziała dobrze, że daremne byłyby to starania. Wystarczyło ledwie kilka chwil intensywnych pieszczot, by sama także znalazła się o krok od orgazmu. Ale najpierw to Adam nie wytrzymał. Dobił jeszcze kilka razy biodrami o jej pośladki, zadrżał parokrotnie i w końcu znieruchomiał.
– Nie przerywaj, zostań we mnie, pieść…
Prawie pożałowała, że kochali się w zabezpieczeniu. Wyobraziła sobie, jak ciepłe, lepkie nasienie wypływa z kobiecości i spienia wraz z ostatnimi ruchami Adama. Jak zbierają je oboje palcami i rozsmarowują po łechtaczce, co momentalnie prowadzi do gwałtownej eksplozji rozkoszy. A potem, zanim namiętność ostatecznie ustąpi zmęczeniu, wysuwa jego męskość z siebie, klęka przed Adamem, otwiera usta i…
*
– Nie Ewa, dzisiaj nie dam rady drugi raz. Nie udawaj, że się nie gniewasz, przecież widzę! Ale mogę cię jeszcze dopieścić, dokładnie tak, jak tylko zechcesz – zaproponował, w międzyczasie starając się możliwie dyskretnie (co oczywiście dawało efekt zupełnie odwrotny do oczekiwań) ściągnąć prezerwatywę. – Czy wolałabyś raczej, żebyśmy razem wzięli prysznic?
Propozycja bardzo mile ją zaskoczyła. Może i nadal nie była zachwycona zbyt bezpośrednią odmową, ale jeśli oboje odpowiednio się postarają... Tylko dlaczego wspomniał akurat o prysznicu? Prawda, przecież nie był jeszcze w głównej łazience na parterze!
Rozsiadła się wygodnie w pokaźnej, narożnej wannie pośród gęstej, pachnącej różanym olejkiem piany, sięgającej aż do biustu. Gestem zaprosiła Adama, by jej towarzyszył i podała mu do ręki dużą, ociekającą gorącą wodą gąbkę. Myli się nawzajem powolutku, relaksując i ciesząc dotykiem śliskich, parujących ciał. W pewnej chwili przysunęli się do siebie bliżej, splatając nogi, obejmując czule i obdarzając niespiesznymi pocałunkami. Niby przypadkiem opuściła wówczas rękę pod wodę i przekonała się, że może jeszcze nie w pełni, lecz jej młody kochanek coraz szybciej wracał do formy.
Pozwoliła mu jeszcze chwilę pobawić się piersiami i obróciła, poddając odważnym dłoniom chwytającym za brzuch i boczki. Poczuła ucisk całkowicie już twardej męskości, wbijającej się w miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
– Wiem, co chciałeś zrobić w piątek – szepnęła zalotnie, prawie prowokująco. – I dzisiaj też tam zerkałeś. Więc może teraz mnie umyjesz…
Podniosła się ostrożnie i pochyliła. Dla utrzymania równowagi oparła jedną rękę o przyjemnie chłodne kafelki, a drugą złapała za pośladek, energicznie nim potrząsając. Gdy uznała, że wystarczy tego taniego kokietowania, wycisnęła na dłoń nieco żelu do higieny intymnej i rozprowadziła go dookoła pupy, na koniec parokrotnie poklepując palcem po jej środku. Nie zdążyła jeszcze nawet dobrze cofnąć ręki, a już czuła na sobie dotyk Adama, który rozprowadzał śliski, pieniący się płyn po udach i pośladkach. Za każdym kolejnym okrążeniem schodził coraz bliżej ich wnętrza, aż w końcu namydlał już tylko najintymniejsze okolice.
Nie była w stanie jednoznacznie określić, czy chciałaby uprawiać seks analny. Pomijając pewne przykre przygody, do których obiecała sobie w żadnym wypadku nie wracać, nie miała właściwie przykrych doświadczeń związanych z tym rodzajem miłości. Próbowała jej kilka razy, lecz było to dawno, z innymi partnerami i w innych okolicznościach. Wspomnienia nie były może nieprzyjemne ani tym bardziej – przynajmniej w większości przypadków – bolesne, niemniej jakichś wiekopomnych wypraw ku niebiosom rozkoszy także sobie nie przypominała.
Natomiast zdecydowanie lubiła pieszczoty tamtych rejonów, zwłaszcza delikatne, leciutko łaskoczące masowanie i ostrożną penetrację palcami. Oraz oczywiście pocałunki. Przede wszystkim pocałunki. Sama świadomość, że wypina się bezwstydnie, a klęczący za nią ulegle mężczyzna wylizuje do czysta jej tyłeczek, była nieziemsko podniecająca. Lubiła dominować w łóżku i zasadniczo się z tym nie kryła, ale to były przeżycia, które wynosiły przyjemność na nowy poziom. I dlatego właśnie zostawiała je sobie tylko na specjalne okazje, w których miała ochotę być niepodzielną panią sytuacji. Istną władczynią absolutną. Czyli dokładnie taką, jak teraz.
Usta Adama obejmujące jej kobiecość, wraz z palcem zagłębiającym się coraz odważniej w pupie, rozpalały ją do czerwoności, przysłaniając niezaprzeczalny fakt, że taka pozycja nie należała przecież do najwygodniejszych. Z drugiej strony, co mogłoby być bardziej podniecającego od wielkiej wanny pełnej gorącej, aromatycznej piany? Oświetlonej nastrojowymi świecami, ustawionymi jeszcze rano, jakby z założeniem, że mogą się przydać? W której stała nieprzyzwoicie pochylona, a Adam posłusznie całował jej naturalnie owłosioną…
A właśnie – całował czy jednak nie? Mimo krótkiej znajomości zdążyła odpowiednio mu zaufać, własnej higieny była bardziej niż pewna, z fetyszami także nie miała zamiaru już dłużej się kryć...
– Poliż mnie. Wiem, że chcesz!
Bardzo chciał i jeszcze szybciej dał jej to odczuć. Rozszerzył dłońmi pośladki i przeciągnął pomiędzy nimi językiem, z każdym następnym powtórzeniem docierając coraz dalej. W końcu wszedł głęboko w rozwartą na całą szerokość rozetkę. Wysuwał język, zataczając nim ciasne kręgi po zawijających się dokoła, niesfornych kędziorkach, a potem znów wpychał się mocno do środka.
– Całuj mnie, Adam, ja zaraz…
Miała nogi tak spięte, aż zaczynały drżeć i nie chciała, ani tym bardziej nie mogła powstrzymywać się dłużej. Złapała w palce rozpaloną łechtaczkę, pocierając ją energicznie. Świeczki, które stanęły jej w oczach, zapłonęły jaśniej niż te rozświetlające łazienkę, a przez całe ciało przelała się pulsująca, zalewająca wszystko fala kipiącej żądzy.
Koniecznie będzie musiała sprawdzić, czy zamiast języka Adama nie chciałaby poczuć w sobie długiego, grubego penisa. W przyszłości. Bo na razie była w stanie co najwyżej osunąć się półprzytomnie z powrotem do wody.
*
Musiała odpocząć. Pławiąc się w resztkach piany, znów odpłynęła myślami ku przeszłości. Mało chwalebnej, pełnej seksualnej rozwiązłości, wykolejeń i zmagań z uzależnieniami, ale jednak. Mogła nie być z niej dumna, wstydzić się czy nawet żałować, lecz nie mogła jej zaprzeczyć. Zresztą, co się stało, to się nie odstanie. Nie żałuj róż, gdy płoną lasy. Don't waste your time always searching for those wasted years. Tylko że te pseudofilozoficzne, skopiowane z cudzych tekstów pierdolety nie rozwiązywały podstawowego dylematu: czy ma się zwierzyć Adamowi ze swoich wspomnień? Jeśli tak, to czy ze wszystkich? A jeżeli nie, ile powinna ujawnić? Co zataić? Rozwodzić się nad szczegółami czy je pominąć? A przede wszystkim, jak on zareaguje na takie zwierzenia? Czy zaakceptuje ją taką, jaką jest? Wesprze, doradzi czy raczej zniechęci się i odrzuci? I tak właściwie ile sam ma jeszcze do ukrycia?
Nie ma co, niezła z nich para! Wychuchany mamusikróliczek, który nawet baby nie potrafił przy sobie zatrzymać i podstarzała puszczalska, topiąca problemy w kieliszku. Nic, tylko do jakiegoś tok-szołu się zgłosić i odstawić grubą dramę. Będzie ubaw po pachy i to za darmola!
Otrząsnęła się nieco teatralnie i półprzytomnym wzrokiem powiodła po ciele Adama, zatrzymując się na ewidentnie napalonej, sterczącej w jej kierunku męskości.
– I znowu nie dotrzymałeś słowa! – zaśmiała się słabo. – Obiecywałeś, że nie dasz rady, a tu proszę! Ale tym razem to ja nie podołam. Chociaż może…
Podniosła się, objęła sztywnego penisa biustem i momentalnie zorientowała, że naprawdę przeceniła swoją formę. Nie tylko nie dałaby rady dłużej się kochać, lecz nawet na bardziej energiczne pieszczoty brakowało jej sił. Ale skoro Adam wciąż był chętny, a wcześniej tak namiętnie zajął się najintymniejszymi zakamarkami, dołożyła na piersi nową porcję piany dla lepszego poślizgu i zachęciła, by samemu zaczął się rozpychać pomiędzy nimi.
– Poruszaj się tak, jak chcesz. Nie, nie za mocno… teraz lepiej! Czuję, jaki jesteś duży! A czy… lubisz mnie całować? – znienacka zmieniła temat.
– Oczywiście, że tak! Dlaczego znowu o to pytasz? – odpowiedział zdyszanym głosem, zdążając szybko ku finałowi.
– Bo chciałabym, żebyś następnym razem położył mnie na łóżku, rozchylił tyłeczek – prowokowała Adama coraz bezczelniej. Częściowo dlatego, że coraz mocniej poddawała się zmęczeniu i chciała, by skończył możliwie prędko, ale też miała zamiar sprawdzić, jak zareaguje na takie zachęty – i jeszcze raz mnie tam polizał. Głęboko. Żebyś zrobił mi palcówkę. O tak, widzę, że ci się to spodobało! A potem kto wie, może dam ci tam wejść… we mnie… wsuniesz się w moją dupcię i będziesz mnie ruch…
Poczuła na twarzy ciepły, ściekający powoli lepkimi kroplami, zaskakująco obfity wytrysk.
I wówczas nagle jej przypomniała sobie o czymś tak niezmiernie ważnym, że zależały od tego dalsze losy świata.
– Adam! Już chyba trochę za późno, ale przecież nie wykorzystaliśmy prezentu, który mi dałeś!
– Ale że co? O czym ty do mnie rozmawiasz… A tak, faktycznie! – opadł zasapany na brzeg wanny, najwyraźniej zupełnie nie kojarząc, co się w ogóle dzieje. – Nieważne, nic się nie stało. Przecież możemy go użyć w przyszłym roku, na kolejne walentynki!
Kolejne? W przyszłym roku? Co on, jasnowidz jakiś, że wie już teraz, co będą wtedy robić?
Chociaż właściwie nie miałaby nic przeciwko, gdyby powtórzyli takie spotkanie. Żeby w kolejnych latach mogła spędzać ten dzień w towarzystwie mężczyzny, który jej chciał i którego chciała ona. Oddając się przez cały dzień wszelkim dostępnym przyjemnościom, na czele z nieskrępowanym, namiętnym, niekończącym się seksem. Ale by przekonać się, czy te życzenia są choć po części prawdziwe, będą musieli poczekać jeszcze przynajmniej te trzysta sześćdziesiąt parę dni. I przez wszystkie ze sobą wytrzymać. Co, biorąc pod uwagę ostatnie dwa i niecałe pół, może być równie przyjemne, jak męczące.
***
Tekst: (c) Agnessa Novvak
Zdjęcie: (c) Merida Niewaleczna
Opowiadanie w powyższej, poprawionej wersji, zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 03.03.2020. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!
Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj oraz odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!
Dodaj komentarz